Mortimer Carole - Filmowa opowieść.pdf

(514 KB) Pobierz
Prince's Passion
Carole Mortimer
Filmowa opowieść
PROLOG
- No i co odpowiedział tym razem nasz nie­
uchwytny autor? - spytał nonszalancko Nik Prince.
Chociaż usiłował nie pokazać po sobie, jak
ważna jest dla niego ta wiadomość, aż gotował się
z niecierpliwości, by wreszcie uzyskać prawa do
przeniesienia na ekran wzruszającej powieści J.I.
Watsona.
James Stephens, dyrektor Stephens Publishing,
poruszył się niespokojnie. Był to mężczyzna około
pięćdziesiątki, doświadczony wydawca. Niewątp­
liwie nieraz już miał do czynienia z nieprzewidy­
walnymi kaprysami pisarzy.
Ale Nik widział, że tym razem jest równie
zaskoczony, jak on sam.
Co było takiego niezwykłego w tym, że chciał
nabyć prawa do sfilmowania powieści, która pół
roku temu zdobyła szturmem rynek wydawniczy?
Przecież sfilmowanie książki jest wielkim marze­
niem każdego pisarza. Sfilmowanie i - uznał Nik
bez fałszywej skromności - wyreżyserowanie
przez samego Nikolasa Prince'a, zdobywcę tylu
Oscarów!
10
CAROLE MORTEMER
Ale ten pisarz jakoś wcale o tym nie marzył.
Z czterech listów, które Nik w ciągu ostatnich
dwóch miesięcy do niego wysłał, na pierwsze
dwa w ogóle nie dostał odpowiedzi, na trzeci
otrzymał uprzejmą, chociaż zwięzłą odmowę,
a teraz czekał na odpowiedź na czwarty list.
Jednak ze zrezygnowanej miny Jamesa Stephen-
sa odgadywał, że i tym razem spotkała go od­
mowa.
Te dwa miesiące oczekiwania na zgodę J.I.
Watsona wyczerpały cierpliwość Nika. Miesiąc
temu zaczął nawet spotykać się na szczodrze pod­
lewanych winem kolacjach z redaktorką książki
w nadziei, że pomoże mu skontaktować się z pisa­
rzem ponad głową Jamesa Stephensa. Po kilku
kolacjach Jane Morrow poczuła się na tyle swobo­
dnie w jego towarzystwie, by zdradzić - gdy
przysiągł, że nie wyjawi źródła informacji - praw­
dziwe nazwisko autora: Nixon. Jednak sama przy­
znała, że ten informacyjny samorodek nie na wiele
się zda, bo cała korespondencja do niego była
kierowana do skrytki pocztowej.
- Znowu odmówił - odgadł ponuro Nik.
- Tak - przyznał James, wyraźnie zadowolony,
że nie musi sam wypowiadać tego słowa.
- Co się dzieje z tym człowiekiem? - Nik
wstał. Był wysokim mężczyzną, miał ponad metr
osiemdziesiąt wzrostu, czarne, trochę za długie
i niezbyt starannie uczesane włosy, szare lśniące
oczy dominowały w jego twardo rzeźbionej twa-
FILMOWA OPOWIEŚĆ
11
rzy. - Chce więcej pieniędzy? O to mu chodzi?
- spekulował. - Dam mu tyle, ile zażąda. Oczywiś­
cie w granicach rozsądku.
- Może gdybym panu pokazał jego ostatni list...
- James otworzył teczkę, wyjął z niej kartkę papie­
ru i podał Nikowi.
Na kartce widniała pojedyncza linijka druku:
Nie zgodzę się, nawet gdyby Nik Prince osobiś­
cie mnie prosił.
Zwięzła, jednoznaczna, niepodlegająca wątpli­
wości odmowa.
A jednak to nie odmowa przyciągnęła uwagę
Nika. Na górze kartki znajdował się numer skrytki
pocztowej, a numer ten wskazywał, że skrytka
znajduje się tutaj, w Londynie. Fakt, o którym
James Stephens najprawdopodobniej zapomniał,
gdy podawał Nikowi list.
Bez słowa oddał kartkę. Lepiej nie zwracać mu
na to uwagi. James był uczciwym człowiekiem
- gdyby się zorientował, że niechcący zdradził
tajemnicę autora, niewątpliwie skomunikowałby
się z nim i ostrzegł, a autor pewnie zmieniłby
sposób kontaktowania się.
- Próbował pan rozmawiać z nim osobiście?
Nie? - zdziwił się, gdy James pokręcił głową.
James ciężko westchnął.
- Nigdy się z nim nie spotkałem.
- Nigdy? - powtórzył zdumiony Nik.
To zaczynało przypominać jakąś farsę. James
od samego początku twardo sprzeciwiał się jego
12
CAROLE MORTEMER
spotkaniu z J.I. Watsonem, ale Nikowi nie przyszło
do głowy, że i on także nie znał go osobiście!
- Nigdy - potwierdził ponuro James. - Nigdy
się z nim nie widziałem. Nie podał mi nawet
swojego numeru telefonu. Porozumiewamy się
wyłącznie za pośrednictwem poczty.
- Nie wierzę! - wykrzyknął Nik. Opadł z po­
wrotem na krzesło, całkowicie oszołomiony. Dzię­
ki Jane Morrow wiedział o skrytce pocztowej, ale
myślał, że ten sposób kontaktowania się został
ustalony po spotkaniu autora z wydawcą. - A ja
przez cały ten czas myślałem, że całe to ukrywanie
autora to jakiś trick reklamowy!
- Chciałbym, żeby tylko o to chodziło -jęknął
sfrustrowany James. - Ale to prawda. Jakiś rok
temu nadesłano nam ten niezamówiony rękopis.
Młodszy redaktor w końcu go przejrzał, zorien­
tował się, że tekst jest dobry i szybko przekazał
bardziej doświadczonemu koledze. Po trzech mie­
siącach rękopis trafił więc na biurko starszego
redaktora. To całkiem przyzwoity czas! - dodał,
gdy Nik rzucił mu zjadliwe spojrzenie.
- Jeśli tak pan uważa - mruknął Nik, nadal
oszołomiony informacją, że wydawca nie zna au­
tora, na którym zarobił miliony.
- Tak właśnie uważam - powiedział James,
siadając prosto. - Oczywiście wiele razy prosiliś­
my pana Watsona o spotkanie, ale on zawsze
odmawiał.
Nik pokręcił głową. Nic dziwnego, że miał takie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin