Adeline Yen Mah
CHIŃSKI KOPCIUSZEK
Sekretna historia niechcianej córki
Przełożyła JOANNA ORSKA
WYDAWNICTWO DOLNOŚLĄSKIE
Wrocław 2004
PODZIĘKOWANIA
Mojemu mężowi Bobowi za to, że zawsze przy mnie jest i potrafi ze mną wytrzymać.
Moim dzieciom Rogerowi i Annie oraz mojemu bratankowi Gary'emu za to, że są ze mnie dumni.
Redaktor Erice Irving za jej cierpliwość i umiejętne wskazówki.
Mojemu wydawcy Bobowi Sessionsowi za to, że we mnie uwierzył.
Dedykowane wszystkim niechcianym dzieciom
Zawsze marzyłam, żeby stworzyć coś niezniszczalnego, jedynego w swoim rodzaju, tak żeby przeszłość nie przeminęła nieodwracalnie. Wiem, że pewnego dnia umrę i rozpłynę się w nicości, ale mam nadzieję, że dzięki tej książce przechowają się moje wspomnienia. Może dzieci, które także były niechciane, przeczytają ją za sto lat i przyniesie im otuchę. Wyobrażam sobie, jak przewracają strony i spotykają mnie - dziesięcioletnią dziewczynkę z Szanghaju - nie opuszczając przy tym swoich domów w Sydney, Tokio, Londynie, Hongkongu czy Los Angeles. Każde z nich przywitam z uśmiechem: „O, jak świetnie, że jesteś! Wejdź, a podzielę się z tobą moją historią... Bo ja rozumiem zbyt dobrze gorycz w twoim sercu i to, przez co przechodzisz".
Przedmowa
Chiński Kopciuszek to moja autobiografia. Napisanie jej przyszło mi z bólem, ale czułam, że powinnam to zrobić. Chociaż jest tylko prostą, bardzo osobistą opowieścią o dzieciństwie, proszę, nie podważajcie znaczenia takich historii. Każdy z nas przecież został ukształtowany przez przeczytane książki czy zasłyszane kiedyś opowiadania. Wszystkie, włączając w to bajki, przedstawiają elementarne prawdy, które mogą przeniknąć do naszego wnętrza i stać się częścią nas.
Ponieważ ta historia jest także prawdziwa, może okazać się, że posiada specjalną siłę. Dzisiaj świat wygląda inaczej. Chociaż wielu chińskich rodziców ciągle jeszcze woli mieć synów, córki nie są już traktowane z tak wielką pogardą. Jednak to, co istotne, się nie zmieniło. Nadal ważne jest, byśmy byli prawdomówni i lojalni, żebyśmy dawali z siebie wszystko, starali się wykorzystywać drzemiące w nas talenty, cieszyli się w życiu ze zwykłych rzeczy i gdzieś głęboko wierzyli, że dzięki ciężkiej pracy dowiedziemy swojej wartości i odniesiemy triumf.
Tym, którzy w dzieciństwie byli lekceważeni i niekochani, moja historia niesie szczególne przesłanie. Bez względu na to, co myśleli o was wasi prześladowcy, bądźcie pewni, że każdy ma w sobie coś cennego i wyjątkowego. Chiński Kopciuszek jest zadedykowany specjalnie wam wraz z gorącym życzeniem, żebyście nigdy nie ustawali w dążeniu do doskonałości, nawet jeżeli wydaje się to beznadziejne. Żebyście wierzyli, iż w końcu wasz niezłomny duch zwycięży, że pokonacie swoje koszmary i przekształcicie je w źródło odwagi, kreatywności i współczucia dla innych ludzi.
7
Matka Teresa kiedyś powiedziała, że „samotność i poczucie bycia niechcianym to największe ubóstwo". Chciałabym dodać, co następuje: Proszę, wierzcie, że jedno dobre marzenie jest warte więcej niż tysiąc najgorszych okoliczności.
Od Autorki
Chiński jest językiem obrazkowym. Każde słowo to inny obrazek i każdego trzeba się osobno nauczyć. Nie ma tu alfabetu, nie ma związku pomiędzy pisanym i mówionym językiem. Można więc nauczyć się pisać i czytać po chińsku, nie potrafiąc w tym języku mówić.
Ponieważ każde słowo stanowi osobny piktogram, chińska kaligrafia budzi więcej emocji niż słowa zapisane w zwykłym alfabecie. Sztuka kaligrafii jest w Chinach bardzo poważana. Poezję zapisaną w ten sposób przez wielkich mistrzów wysoko się ceni i przekazuje z pokolenia na pokolenie.
Mam nadzieję, że dzięki Chińskiemu Kopciuszkowi nie tylko wciągnę was w historię nieszczęść małej dziewczynki, ale także zdołam zainteresować chińską kulturą i historią naszego narodu.
Imiona
W chińskich rodzinach dzieci mają wiele imion.
1. Nazwisko mojego ojca brzmi Yen (?.). Ja i moje rodzeństwo odziedziczyliśmy je po ojcu i nazywamy się Yen (?)- Według chińskiej tradycji nazwisko stawia się przed imieniem.
2. Przy urodzeniu każde dziecko otrzymuje także swoje indywidualne imię. Ja mam na imię Jun-ling. Ponieważ nazwisko stawia się na pierwszym miejscu, moje pełne chińskie imię brzmi Yen Jun-ling (?. & *H-
3. W domu woła się dzieci za pomocą imion określających porządek starszeństwa. Najstarszą córkę nazywa się więc Najstarszą Siostrą, drugą - Drugą Siostrą i tak dalej. W chińskim
9
istnieją osobne słowa oznaczające „starszą siostrę" (jie ?.) i „młodszą siostrę" (mei jfc), „starszego brata" (ge ?-) i „młodszego brata" (di %>). Ponieważ byłam piątym dzieckiem w rodzinie, w domu wołano do mnie: „Piąta Młodsza Siostro" (Wu Mei i -łL). Jednak moje młodsze rodzeństwo musiało się do mnie zwracać jako do Wu Jie (_L ?), co znaczy „Piąta Starsza Siostro".
4. Kiedy zwracali się do mnie starsi, Wu Mei (JL-fcfc.) przyjmowało znaczenie słowa „córka". Wu Mei (I ¦LL) oznaczało więc Piątą Córkę.
5. Tak samo dzieje się, jeśli chodzi o słowo di („brat"). Er Di (— sf») może znaczyć zarówno Drugiego Młodszego Brata, jak i Drugiego Syna.
6. Po wyjściu za mąż za mojego ojca macocha nadała nam europejskie imiona. Od kiedy moi bracia i ja zaczęliśmy chodzić do szkół w Hongkongu i Londynie, gdzie głównym językiem był angielski, nazywam się Adeline Yen.
7. Kiedy z kolei ja wyszłam za mąż, przyjęłam nazwisko mojego męża Boba Maha, dlatego teraz podpisuję się jako Adeline Yen Mah.
8. Najstarsza Siostra (Jt'A) nosi imię Lydia, Najstarszy Brat Cfc.-ff-) - Gregory, Drugi Brat (—-§f") - Edgar, Trzeci Brat (_=. -JJ-) - James, Czwarty Najmłodszy Brat (vę %>) -Franklin. Najmłodsza Siostra (>h ?-) nazywa się Susan.
Rozdział 1
Najlepsza w klasie L & Ą % -
Jesień 1941 r.
Kiedy tylko dotarłam do domu ze szkoły, ciocia Baba zauważyła srebrny medal, który miałam przypięty na piersi do kieszonki mundurka. Właśnie czesała włosy przed lustrem w naszym pokoju, kiedy wbiegłam i rzuciłam szkolną torbę na swoje łóżko.
- Co tam masz na sukience?
- To coś specjalnego od matki Agnes. Dała mi to w obecności całej klasy. Powiedziała, że to nagroda.
Ciocia wyglądała na poruszoną.
- Tak szybko? Dopiero tydzień temu zaczęłaś przedszkole. Za co ta nagroda?
- Byłam najlepsza w klasie w tym tygodniu. Kiedy matka Agnes przypięła medal do mojej sukienki, powiedziała, że będę go mogła nosić przez siedem dni. Proszę, razem z medalem dostałam świadectwo.
Otworzyłam torbę i wspinając się na kolana cioci, wręczyłam kopertę. Otworzyła ją i wyjęła kartkę.
- No cóż, to jest po francusku albo angielsku, albo w jakimś innym zagranicznym języku. Jak mam to przeczytać, mój skarbie?
Wiedziałam, że jest zadowolona, bo uśmiechała się i przytuliła mnie.
- Pewnego dnia - mówiła dalej - będziesz mogła to wszystko przełożyć dla mnie na chiński. Na razie napiszemy po prostu dzisiejszą datę na tej kopercie i schowamy ją w bezpiecznym miejscu. Idź i zamknij porządnie drzwi na zasuwkę, żeby nikt nas nie zaskoczył.
U
Patrzyłam, jak otwiera swoją szafę i wyciąga kasetkę na kosztowności. Jak ściąga złoty kluczyk z szyi i kładzie moje świadectwo pod jadeitową bransoletką, perłowym naszyjnikiem i zegarkiem z brylantem - jakby moja nagroda była tak cenna jak jej klejnoty i tak samo niemożliwa do zastąpienia.
Kiedy zamykała wieczko kasetki, wypadła z niej stara fotografia. Podniosłam ją i spojrzałam na wyblakły obrazek, z którego uroczyście spoglądali młoda kobieta i mężczyzna, oboje ubrani w staroświeckie chińskie szaty. Mężczyzna wyglądał znajomo.
- Czy to zdjęcie mojego ojca i mojej zmarłej mamy? - zapytałam.
- Nie. To zdjęcie ślubne twoich dziadków. Twój Ye Ye miał wtedy dwadzieścia sześć lat, a twoja Nai Nai tylko piętnaście.
Szybko wzięła fotografię z mojej ręki i z powrotem schowała w pudełku.
- Czy masz zdjęcie mojej zmarłej mamy? Unikając mego spojrzenia, powiedziała:
- Nie. Ale mam zdjęcie ślubne twojego ojca i macochy Niang. Miałaś tylko roczek, kiedy się pobrali. Chcesz je zobaczyć?
- Nie. Już je widziałam. Chcę zobaczyć tylko moją własną mamusię. Czy jestem do niej podobna?
Ciocia Baba nie odpowiedziała, tylko zajęła się chowaniem kasetki z powrotem do szafy. Po chwili znowu się odezwałam:
- Kiedy umarła mama?
- Dostała silnej gorączki trzy dni po twoim urodzeniu. Umarła, jak miałaś dwa tygodnie...
Zawahała się na moment, a potem nagle wykrzyknęła:
- Jakie masz brudne rączki! Bawiłaś się w przedszkolu w piaskownicy? Idź natychmiast je umyć! A potem wróć tutaj i odrób lekcje!
Zrobiłam, co mi kazano. Chociaż miałam tylko cztery lata, zrozumiałam, że nie powinnam stawiać cioci Babie zbyt
12
wielu pytań o zmarłą mamę. Najstarsza Siostra raz powiedziała: „Ciocia Baba i mama były najlepszymi przyjaciółkami. Dawno temu pracowały razem w banku w Szanghaju, który należy do stryjecznej babki, najmłodszej siostry dziadka Ye Ye. Ale potem mama umarła, bo ciebie urodziła. Gdyby ciebie nie było, mama żyłaby jeszcze. Przez ciebie umarła. Przynosisz nieszczęście".
Rozdział 2
Rodzina w Tianjinie
? * % A
Kiedy się urodziłam, Najstarsza Siostra miała sześć i pół roku. Moi trzej bracia mieli pięć, cztery i trzy latka. Wszyscy winili mnie za śmierć mamy (??) i nigdy mi nie wybaczyli.
Rok później ojciec (4fr ^) ożenił się ponownie. Macochę nazywaliśmy Niang (-&?- Była siedemnastoletnią euroazjatycką pięknością, młodszą od ojca o czternaście lat. Zawsze przedstawiał ją przyjaciołom jako swoją francuską żonę, chociaż w rzeczywistości była tylko pół Francuzką, a pół Chinką. Oprócz chińskiego mówiła biegle po francusku i angielsku. Była prawie tego samego wzrostu co ojciec, trzymała się prosto i nosiła tylko francuskie ubrania - wiele z nich pochodziło prosto z Paryża. Miała gęste, falujące, czarne włosy bez jednego niesfornego loczka. Jej wielkie ciemnobrązowe oczy okolone były długimi, grubymi rzęsami. Zwykle nosiła mocny makijaż, spryskana była francuskimi perfumami, cała w perłach i pierścionkach. To babcia Nai Nai powiedziała nam, żebyśmy nazywali ją Niang, co po chińsku oznacza także „matka".
W rok po ślubie rodziców urodził się im syn (Czwarty Brat), a potem na świat przyszła córka (Najmłodsza Siostra) . Teraz było nas siedmioro: pięcioro dzieci z pierwszego małżeństwa ojca i dwoje z macochą Niang.
Mieszkaliśmy z ojcem, Niang oraz z dziadkiem Ye Ye (%L$L), babcią Nai Nai (??) i ciocią Babą (-???) w wielkim domu w Tianjinie, mieście portowym na wschodnim brzegu Chin, które stanowiło francuską cesję terytorialną. Ciocia Baba to starsza siostra naszego ojca. Ponieważ była po-
14
tulna, nieśmiała, niezamężna i nie miała własnych pieniędzy, rodzice nakazali jej, żeby się mną zajęła. Od najmłodszych lat spałam na rozkładanym łóżeczku w jej pokoju. Podobało mi się to, bo kiedy poznałam ciocię lepiej, zaczęłyśmy budować sobie swoje własne życie, w oddzieleniu od reszty rodziny. W tych okolicznościach, co było zapewne nieuniknione, pokochałyśmy się bardzo głęboko.
Wiele lat wcześniej Chiny przegrały wojnę (znaną jako wojnę opiumową) z Anglią i Francją. W rezultacie wiele przybrzeżnych chińskich miast (jak Tianjin czy Szanghaj) pozostawało pod okupacją obcych żołnierzy. Zdobywcy wydzielili sobie najlepsze tereny w tych na mocy traktatów pokojowych przyznanych im portach, uznając je za własne terytoria czy strefy. Francuska strefa w Tianjinie była jak kawałek Paryża przeszczepiony prosto w środek wielkiego chińskiego miasta. Nasz dom został zbudowany we francuskim stylu i wyglądał jakby przeniesiono go prosto z zacienionej drzewami alei w pobliżu wieży Eiffla. Był otoczony pięknym ogrodem, wyposażony w werandy, balkony, łukowate okna, płócienne markizy i ukośnie położone dachówki. Po drugiej stronie ulicy znajdowała się Katolicka Szkoła dla Chłopców Świętego Ludwika, w której uczyli francuscy misjonarze.
W grudniu 1941 r., kiedy Japończycy zbombardowali Pearl Harbor, Stany Zjednoczone włączyły się do II wojny światowej. Chociaż wówczas Tianjin znajdował się pod okupacją japońską, francuska strefa w dalszym ciągu pozostawała pod zarządem francuskich urzędników. Wokół przechadzali się francuscy policjanci. Wyglądali ważnie i wy-szczekiwali we własnym języku rozkazy, uważając, że wszyscy powinni je rozumieć i się do nich stosować.
W mojej szkole matka Agnes uczyła nas francuskiego alfabetu i rachunków po francusku. Wiele ulic wokół naszego domu nosiło imiona francuskich bohaterów i katolickich świętych. Kiedy tłumaczyło się je na chiński, okazywały się tak skomplikowane, że Ye Ye i Nai Nai ledwo mogli je zapa-
15
miętać. Dwujęzyczne szyldy pojawiały się często, ale najbardziej ekskluzywne sklepy miały szyldy tylko po francusku. Nai Nai powiedziała nam, że przybysze z zagranicy wymyślili taki sposób, by zaznaczyć, że żaden Chińczyk nie może się tam pokazać, z wyjątkiem opiekunek zajmujących się białymi dziećmi.
Rozdział 3
Skrępowane stopy Nai Nai \Vj -fa (fi) >h ?
Dzwonek na obiad odezwał się o siódmej. Ciocia Baba wzięła mnie za rękę i poprowadziła do jadalni. Dziadkowie szli zaraz przed nami. Ciocia Baba powiedziała mi, żebym pobiegła do przodu, aż na początek wielkiego stołu, i odsunęła krzesło dla babci Nai Nai. Nai Nai chodziła bardzo powoli z powodu skrępowanych stóp. Patrzyłam, jak cal po calu pokonuje drogę dzielącą ją ode mnie, kuśtykając i chwiejąc się, jakby nie miała palców u nóg. W końcu z westchnieniem ulgi opadła na krzesło. Wtedy postawiłam swoją stopę obok jej haftowanego pantofelka z czarnego jedwabiu, żeby porównać rozmiary.
- Nai Nai, jak to się stało, że twoje stopy są takie małe? -zapytałam.
- Kiedy miałam trzy lata, spętano mi stopy mocnym bandażem. Palce u nóg zostały zagięte pod podeszwę i skruszono mi kość, aby stopy już nigdy mi nie urosły. Taki był zwyczaj w Chinach, od tysięcy lat, od czasów dynastii Tang. W mojej młodości małe stopy były oznaką kobiecego piękna. Jeśli miałabyś wielkie i nieskrępowane stopy, nikt by się z tobą nie ożenił. Taki był zwyczaj.
- Czy to bolało?
- Oczywiście! Bolało tak okropnie, że nie dało się spać. Krzyczałam z bólu i błagałam matkę, żeby rozwiązała mi stopy, ale się nie zgodziła. W zasadzie ten ból nigdy nie przeminął. Moje stopy bolą, od kiedy założono mi bandaże, aż do dziś. Urodziłam się z całkowicie normalnymi stopami, ale je celowo zdeformowano, dając na całe życie artretyzm, po to, bym była piękna. Ciesz się, że ten straszny zwyczaj nie obo-
17
wiązuje już od trzydziestu lat. Byłabyś kaleką i nie mogłabyś biegać ani skakać.
Poszłam na koniec stołu i usiadłam na miejscu, które było dla mnie przeznaczone, pomiędzy Drugim i Trzecim Bratem. Moi trzej bracia wbiegli do jadalni, śmiejąc się i popychając. Skuliłam się, kiedy Drugi Brat usiadł koło mnie. Zawsze mówił mi okropne rzeczy i zabierał mi smakołyki, kiedy nikt nie patrzył. Drugi Brat siedział wcześniej obok Najstarszego, ale ciągle się bili. W końcu, kiedy stłukli wazę z owocami, walcząc o gruszkę, ojciec postanowił ich rozdzielić.
Najstarszy Brat mrugnął do mnie, kiedy siadał do stołu. Miał figlarny błysk w oku i pogwizdywał piosenkę. Wczoraj próbował mnie nauczyć gwizdać, ale pomimo wielu prób nie udało mu się. Czy planował jakąś psotę? Ostatniej niedzieli po południu nakryłam go, kiedy jak jakiś kot przyglądał się dziadkowi Ye Ye, kiedy ten leżał w łóżku, ucinając sobie drzemkę. Długi czarny włos wystawał z nosa dziadka i za każdym chrap-nięciem był wydmuchiwany, a potem znowu chował się do środka. Cichutko, ale szybko Starszy Brat podkradł się do Ye Ye i ostrożnie uchwycił ten włos pomiędzy swój kciuk i palec wskazujący. Nastąpiła pełna oczekiwania pauza, kiedy Ye Ye wydychał powietrze z długim, pełnym satysfakcji gwizdem. Wstrzymałam oddech jak zahipnotyzowana, nie ważąc się poruszyć. W końcu Ye Ye znów zaczerpnął powietrza, a zawzięty Najstarszy Brat przytrzymał włos, który został wyrwany z cebulką. Ye Ye obudził się z krzykiem, poderwał się z łóżka, objął nas jednym spojrzeniem i pobiegł za winowajcą, wymachując miotełką z piór. Krztusząc się ze śmiechu, Starszy Brat wyskoczył z pokoju, ześliznął się po poręczy i uciekł do ogrodu, cały czas trzymając nad głową włos dziadka jako trofeum.
Trzeci Brat usiadł po mojej lewej stronie. Z zaciśniętymi ustami bezskutecznie próbował gwizdać. Zobaczył medal na moim mundurku, uniósł brwi i uśmiechnął się.
- Co to jest? - zapytał.
- To moja nagroda. Byłam najlepsza w klasie. Nauczycielka powiedziała, że mogę to nosić przez siedem dni.
W
- Moje gratulacje. Pierwszy tydzień w szkole i już medal! Całkiem nieźle!
Kiedy grzałam się w cieple pochwały Trzeciego Brata, nagle poczułam mocne uderzenie w kark. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Drugi Brat patrzy na mnie wilkiem.
_ No i za co to było? - zwróciłam się do niego gniewnie.
Na to on z premedytacją chwycił moją rękę pod stołem i wykręcił ją boleśnie, kiedy nikt nie patrzył.
_ Bo mi się chciało, oto dlaczego, ty mały obrzydliwy zarozumialcu! To cię oduczy obnosić się z medalami!
Odwróciłam się po pomoc do Trzeciego Brata, ale on patrzył wprost przed siebie i najwyraźniej nie chciał się mieszać. W tej chwili weszli ojciec, Niang i Najstarsza Siostra, a Drugi Brat natychmiast puścił moją rękę.
Niang mówiła do Najstarszej Siostry po angielsku, a ona przytakiwała gorliwie. Obrzuciła nas wszystkim spojrzeniem pełnym satysfakcji i zasiadła na swoim miejscu pomiędzy Drugim Bratem a Niang, przeświadczona o własnej wyższości, faworyzowana przez macochę. Ponieważ lewe ramię miała sparaliżowane od urodzenia, jej ruchy były powolne i niezręczne, zawsze więc wyręczała się mną lub Trzecim Bratem w obowiązkach domowych.
- Wu Mei (Piąta Młodsza Siostro)! - powiedziała teraz. -Przynieś mi słownik angielsko-chiński. Jest na łóżku w moim pokoju. Niang chce, żebym coś przetłumaczyła.
Właśnie wstawałam z krzesła, kiedy Nai Nai powiedziała:
- Tłumaczyć będziemy później! Siadaj, Wu Mei. Najpierw zjemy obiad, zanim wszystko wystygnie. Proszę, wybiorę najmiększe kąski i wyślemy je do pokoju dziecięcego, żeby mamka podała je najmłodszym.
Mówiąc to, zwróciła się z uśmiechem do Niang:
- Jeszcze dwa lata i przy tym stole zasiądzie siedmioro wnucząt. Czy to nie będzie cudownie?
Dwuletni syn Niang, Czwarty Brat, i jej kilkumiesięczna córeczka, Najmłodsza Siostra, byli jeszcze zbyt mali, żeby z nami jadać. Jednak wiadomo było, że są niezwykli, od kie-
19
dy tylko się urodzili. Chociaż nikt głośno o tym nie mówił, nie ulegało wątpliwości, iż „prawdziwe" dzieci Niang są ładniejsze, mądrzejsze i po prostu lepszego gatunku niż te! przybrane. Zresztą, któż śmiałby się temu sprzeciwić?
Na deser służące przyniosły wielką wazę moich ulubionych owoców, longanów*! Ucieszyłam się tak, że roześmiałam się w głos. Nai Nai dla każdego z nas przygotowała małą miseczkę i w mojej naliczyłam aż siedem owoców. Obrałam brązową, skórzastą łupinę i rozkoszowałam się delikatnym białym miąższem, kiedy ojciec nagle wskazał na mój medal.
- Czy to medal dla najlepszej w klasie? - zapytał. Kiwnęłam gorliwie głową, zbyt podniecona, żeby mówić.
Przy stole zaległa cisza. To był pierwszy raz, kiedy ojciec wyróżnił mnie spośród reszty i coś do mnie powiedział. Wszyscy patrzyli na mój medal.
- Czy nie przechylasz się za bardzo na lewą stronę? - ciągnął ojciec, promieniejąc z dumy. - Wygląda na to, że medal cię przeciąża.
Zrobiło mi się tak przyjemnie, że ledwie mogłam przełknąć jedzenie. Mój wielki Dia Dia żartował sobie ze mnie! Kiedy wychodził z jadalni, pogłaskał mnie nawet po głowie. Potem powiedział:
- Ucz się dalej tak pilnie i przynoś chwałę rodzinie Yen, żebyśmy mogli wszyscy być z ciebie dumni.
Wszyscy dorośli uśmiechali się do mnie, wychodząc z jadalni za ojcem. To było cudowne! Mój triumf stał się triumfem ojca! Muszę uczyć się jeszcze pilniej i wciąż nosić ten medal, tak żeby ojciec był ze mnie zadowolony.
Ale co to? Najstarsza Siostra zbliżyła się do mnie nachmurzona. Bez słowa sięgnęła do mojej miseczki i zabrała mi dwa ostatnie owoce, a potem wyszła z pokoju. Trzej bracia poszli za jej przykładem. Wszyscy wybiegli i zostawili mnie samą z moim srebrnym medalem i pustą miseczką.
* Longan - rodzaj jagody, owoc egzotyczny o brązowej, zdrewniałej skórce i kwaskowatym, orzeźwiającym miąższu. Longany nazywa się też dragon eyes - „oczami smoka".
20
Rozdział 4
Życie w Tianjinie
* # ± - >L
Parę miesięcy później, na początku 1942 r. Zima
Kiedy zaczęłam chodzić do przedszkola, do Francuskiej Szkoły Zakonnej Świętego Józefa, Najstarsza Siostra uczęszczała tam od lat i była już w piątej klasie. Tak bardzo narzekała, że musi mnie odprowadzać, iż w końcu babcia Nai Nai powiedziała rikszarzowi Ah Mao, żeby odwoził nas do szkoły i zabierał z powrotem.
Ojciec kupił czarną, błyszczącą rikszę trzy lata temu, jako prezent na pięćdziesiąte urodziny Nai Nai, żeby mogła odwiedzać swoich przyjaciół i grać z nimi w madżonga. Riksza miała prawdziwe opony i miedziane lampy po obu stronach, a także dzwonek, który można było uruchomić zarówno ręką, jak i nogą. Każdego ranka widziano Ah Mao, jak czyści siedzenia, myje burty, szoruje daszek i poleruje miedź. Bracia często błagali go, żeby dał im powozić się rikszą tam i z powrotem po ogrodzie, ale Ah Mao czuł się za nią bardzo odpowiedzialny i zawsze ich przepędzał.
Przed naszym ogrodem przesiadywała na chodniku stara, kaleka żebraczka. Jak tylko Ah Mao otwierał bramę, zaczynała uderzać w swój blaszany talerz i odchylać głowę, zawodząc głośno: „Miejcie litość nade mną". Najstarsza Siostra (Da Jie Jt iLL) i ja trochę się jej bałyśmy. „Biegnij szybciej! -popędzała Najstarsza Siostra Ah Mao. - Zabierz nas od niej jak najprędzej".
Zawsze byłam szczęśliwa, kiedy nasza riksza zbliżała się do budzącego szacunek czerwonego budynku szkoły Świętego Józefa. Wszystko mi się tu podobało: małe dziewczynki ubrane w identyczne wykrochmalone mundurki, takie jak
21
mój, francuskie zakonnice franciszkanki w czarno-białych habitach, z wielkimi metalowymi krzyżami na piersiach, uczenie się rachunków, katechizmu, alfabetu, gra w klasy i skakanie na skakance podczas przerw. Koleżanki dawały mi poczucie przynależności - w przeciwieństwie do mojego rodzeństwa. Nikt nie patrzył tu na mnie z góry.
Dzwonek szkolny zadzwonił i był czas iść do domu. Wybiegłam z klasy i podążyłam prosto do Ah Mao, który palił papierosa, przykucnięty pomiędzy uchwytami rikszy, na chodniku przy bramie szkoły. Uśmiechnął się, kiedy się zbliżałam, i przywołał mnie ruchem ręki do swojego pojazdu.
- Zastanawiam się, jak długo będziemy musieli dzisiaj czekać - wymruczał, zapalając świeżego papierosa.
Nic na to nie powiedziałam, chociaż wiedziałam, co ma na myśli. To było denerwujące. Najstarsza Siostra zawsze wychodziła ze szkoły jako jedna z ostatnich. Wydawało się, że sprawia jej to przyjemność, gdy koleżanki widzą, jak rik-szarz i młodsza siostra muszą czekać na nią każdego popołudnia, a ona wcale się nie śpieszy. Dzisiaj czekaliśmy nawet dłużej niż zwykle. Było przenikliwie zimno i wiał ostry północno-zachodni wiatr. Po chwili Ah Mao odszedł, by pogawędzić ze sprzedawcą herbaty i ogrzać sobie ręce przy jego dymiącym kotle. Twarz, palce u rąk i u nóg zdrętwiały mi z zimna.
W końcu Najstarsza Siostra pojawiła się na podwórku, śmiejąc się i żartując z dziewczynami ze swojej klasy, aż zakonnice przepędziły je i zamknęły bramę. Najstarsza Siostra nachmurzyła się, kiedy wchodziła się do rikszy, a ja aż skurczyłam się w moim kąciku. Nacisnęła gniewnie stopą na pedał dzwonka kilka razy i krzyknęła ostro. Ah Mao przybiegł, złapał za drążki i ruszyliśmy.
- Czego dzisiaj nauczyły cię zakonnice? - nagle zwróciła się do mnie władczym tonem.
- Uczyły nas o Bogu - odpowiedziałam z dumą.
- Sprawdzę, co zapamiętałaś. Kto cię stworzył?
Byłam zadowolona, bo znałam odpowiedź:
- Bóg mnie stworzył.
_ Dlaczego cię stworzył?
- Nie wiem. O tym nauczycielka jeszcze nam nie mówiła.
- To tylko wymówka! - wykrzyknęła Najstarsza Siostra. _ Nie wiesz dlatego, że jesteś głupia. I nie zasługujesz, żeby to nosić.
Chwyciła za mój medal i szarpnęła go, coraz bardziej wściekła, bo zaczęłam ją od siebie odpychać.
- A masz! Zdobywczyni medalów! Maskotka nauczycielki! Myślisz sobie, że kim jesteś? Obnosisz się z tym medalem tydzień po tygodniu! - krzyczała Najstarsza Siostra, a w końcu uderzyła mnie z całej siły prawą ręką.
Ah Mao, który zatrzymał się na czerwonym świetle, na odgłos uderzenia odwrócił się, żeby zobaczyć, co się dzieje. Najstarsza Siostra nonszalancko wygładziła swój mundurek i nakazała mu biec szybciej, mówiąc, że jest głodna. Powiedziała Ah Mao, że kucharz przygotowuje pierożki faszerowane wieprzowiną, a to jej ulubiony podwieczorek. Jak tylko dojechaliśmy, Najstarsza Siostra zeskoczyła z rikszy i pobiegła do domu. Ah Mao pomógł mi zejść i wskazując na medal, uśmiechnął się szeroko i potrząsnął kilka razy zwiniętymi pięściami z kciukami wystawionymi do góry, co było oznaką jego podziwu.
Co tydzień dostawałam medal, nosiłam go więc ciągle. Wiedziałam, że to nie podoba się mojemu rodzeństwu, a szczególnie Najstarszej Siostrze i Drugiemu Bratu, ale był to jedyny sposób, żeby ojciec zwrócił na mnie uwagę i był ze mnie dumny. Poza tym nauczyciele i koleżanki ze szkoły wydawali się cieszyć moimi sukcesami. Kochałam moją szkołę coraz bardziej.
W końcu nadszedł koniec semestru. Cała szkoła zebrała się na uroczystym rozdaniu nagród. Francuski przełożony osobiście wręczał nam je na scenie. Matka Agnes nagle wypowiedziała moje imię w obecności wszystkich zebranych.
11
13
Ogłosiła, że otrzymam specjalną nagrodę za noszenie tygodniowego medalu najdłużej ze wszystkich uczennic. Moje serce biło szybko, kiedy zbliżałam się do sceny, ale stopnie wiodące do przełożonego były zbyt wysokie i strome dla moich małych nóżek. Co miałam zrobić? W końcu, nie mając wyboru, wspięłam się na scenę na kolanach. Wszyscy zanosili się śmiechem i bili brawo. Dlaczego wywołałam taki aplauz?
W drodze powrotnej na swoje miejsce nie mogłam nie zauważyć, że spośród wszystkich nagrodzonych jako jedynej nie towarzyszył mi żaden członek rodziny. Nie było nikogo, kto by pogłaskał mnie po głowie, nawet cioci Baby. Jeżeli zaś chodzi o Najstarszą Siostrę, nie chciała iść do szkoły tego dnia. Wymówiła się bólem brzucha.
Ciocia Baba wyjaśniła mi, że Japonia to silny kraj, który podbił większą część Chin, a z nią miasto Tianjin, w którym mieszkamy. Moi trzej bracia zawsze narzekali na obowiązkowe lekcje japońskiego, na które musieli uczęszczać w szkole. Jako dzieci mieliśmy okazywać szacunek i kłaniać się za każdym razem, kiedy spotykaliśmy japońskich żołnierzy. W przeciwnym razie mogli nas ukarać albo nawet zabić. Pewnego razu japoński żołnierz uderzył i kopnął przyjaciela Najstarszego Brata, gdy ten przechodząc zapomniał się ukłonić. Kiedy indziej Ye Ye zabrał Trzeciemu Bratu piłkę zrobioną z gazety, dlatego że była na niej widoczna fotografia japońskiego cesarza. Wszyscy nienawidzili Japończyków, ale nawet dorośli się ich bali. Teraz w domu zaczęło się mówić o tym, że Japończycy zażądali, żeby ojciec przyjął ich na wspólników w interesach.
Ojciec tak bardzo się martwił, aż zaczęły wypadać mu włosy. Wielu Japończyków w garniturach nachodziło nas w domu, szukając go nawet w niedzielę. Przychodzili z japońskimi ochroniarzami, którzy nosili na twarzach maski chirurgiczne i byli wyposażeni w groźnie wyglądające karabiny z wielkimi bagnetami przytwierdzonymi na końcu. To
24
było prawdziwe utrapienie, bo musieliśmy kłaniać się i okazywać szacunek każdemu, kto wyglądał na Japończyka. Po ich wyjściu ojciec zawsze godzinami rozmawiał z Ye Ye w swoim gabinecie.
Pewnego poranka wyszedł kupić znaczki na poczcie, która znajdowała się na końcu ulicy, i nie wrócił do domu. Ye Ye powiadomił policję o jego zaginięciu. Wywiesił afisze i dał ogłoszenia do gazety, oferując nagrodę każdemu, kto powie, gdzie ojciec się znajduje, żywy albo martwy. Japończycy wrócili jeszcze kilka razy, szukając go, ale szybko stracili zapał. Ponieważ był nieobecny, jego firma musiała zostać zamknięta. Nie mogąc zarobić na nim żadnych pieniędzy, Japończycy porzucili swoje żądania. Parę miesięcy później macocha Niang zabrała naszego młodszego brata (Czwartego Brata) i również zniknęła. Nikt nie wiedział, gdzie się podziała. Wszystko to było przerażające i bardzo tajemnicze.
Ye Ye powiedział nam, że ojciec, Niang i Czwarty Brat musieli wyjechać na trochę. Po tym, jak minęło już poczucie nadzwyczajności tej sytuacji, nie przejmowaliśmy się zbytnio, bo ojciec i tak często wyjeżdżał w interesach. Poza tym Ye Ye, Nai Nai i ciocia Baba byli w domu. Japończycy przestali nas nękać. Zycie powróciło do normalności i znowu biegło spokojnie, a nawet szczęśliwie. Ye Ye zatrudniał siedem służących, kucharza, szofera i Ah Mao, rikszarza. Dorośli często grywali w madżonga. Dzieci mogły zapraszać do domu przyjaciół. W niedzielę Ye Ye zabierał wszystkich na przejażdżki wielkim czarnym samochodem ojca. Jadaliśmy w różnych restauracjach na terenie zagranicznych stref- francuskich, rosyjskich, niemieckich, włoskich i japońskich. Czasami zabierano nas nawet do kina na filmy dla dzieci. Życie wydawało się lepsze niż zwykle.
Ojca, Niang i Czwartego Brata nie było z nami prawie przez rok i niemal już o nich zapomniałam. Napłynęła fala
25
upałów, a my dyskutowaliśmy nad menu na obiad dnia następnego. Ciocia Baba sugerowała, żeby kucharz tym razem przyrządził kluseczki zamiast ryżu. Te pyszne kluseczki były nadziewane wieprzowiną, szczypiorkiem i cebulką dymką i stanowiły prawdziwy delikates! Najstarszy Brat krzyczał, że może zjeść ich pięćdziesiąt za jednym posiedzeniem. Drugi Brat natychmiast oświadczył, że zje w takim razie sześćdziesiąt, a Trzeci, że także chce sześćdziesiąt. Najstarsza Siostra zażądała wtedy siedemdziesięciu, na co Najstarszy Brat powiedział, że już i tak jest za gruba. Zaczęła na niego wrzeszczeć i wszyscy się pokłócili. W końcu Nai Nai powiedziała:
- Co za hałas! Dostaję już od tego bólu głowy. Robi się późno. Idę do mojego pokoju wymoczyć obolałe stopy.
Potem zwróciła się do mnie:
- Wu Mei! Pobiegnij na dół do kuchni i powiedz, żeby przynieśli mi garnek gorącej wody.
Patrzyłam, jak służąca nalewa z termosu parującą wodę do emaliowanej miednicy, i podążyłam za nią do pokoju Nai Nai. Nai Nai siedziała na krawędzi łóżka, powoli odwijając cieniutką warstwę jedwabnego bandaża z nóg.
- Czy na pewno chcesz tu zostać? - zapytała. - Nogi babci nieźle zasmrodzą cały ten pokój, jak tylko ściągnie bandaże.
- Proszę, pozwól mi zostać! - błagałam, przykucnąwszy obok niej na podłodze.
Prawda była taka, że fascynowały mnie te jej malutkie stopy. To było jak oglądanie horroru: chcesz zobaczyć, co się stanie, i jednocześnie nie chcesz. Gapiłam się na palce u nóg Nai Nai, całkowicie zdeformowane, zagięte dziwnie pod podeszwy stóp. Powoli zanurzyła je w miednicy z gorącą wodą, wzdychając z ulgą i zadowoleniem. Potem zaczęła delikatnie nacierać je słodko pachnącym mydłem, aż cała miednica wypełniła się pianą. Przyszła ciocia Baba i pomogła Nai Nai przyciąć grube paznokcie u nóg i poodcinać kawałki martwego naskórka.
16
- Widzisz, jakie masz szczęście? - powiedziała Nai Nai. -Urodziłaś się w odpowiednim czasie; i ty, i ciocia Baba nie musiałyście przechodzić przez tę torturę krępowania nóg, z powodu której ja cierpię. Tak bym chciała, żeby mnie nie bolały przynajmniej przez jeden dzień!
- Kiedy Nai Nai była w twoim wieku, już nie mogła biegać ani skakać! - powiedziała ciocia Baba. - A ty nawet możesz codziennie chodzić do szkoły, zupełnie jak twoi bracia. Teraz idź już do łóżka! Czas na ciebie.
Gdy wyszłam, Nai Nai i ciocia Baba rozmawiały jeszcze przez chwilę. Potem babcia poszła wziąć kąpiel. Po piętnastu minutach Ye Ye walił do drzwi jej łazienki. Nai Nai upadła i miała pianę na ustach. Ciocia Baba zadzwoniła po doktora, ale było już za późno. Nai Nai umarła na skutek rozległego wylewu.
Obudziłam się z głębokiego snu i zobaczyłam ciocię Babę siedzącą przy toaletce i płaczącą. Wczołgałam się jej na kolana i objęłam za szyję, żeby ją pocieszyć. Ciocia Baba powiedziała mi, że życie ulotniło się z Nai Nai jak krótki wiosenny sen. Na zewnątrz słychać było świerszcze grające w upale i domokrążców zachwalających na ulicy swoje towary. Jak wszystko mogło pozostać takie samo, kiedy Nai Nai nie było już z nami?
Ciało Nai Nai zostało umieszczone w szczelnie zamkniętej trumnie w salonie. Buddyjscy mnisi ubrani w długie szaty śpiewali mantry. Ye Ye zarządził, żeby wszystkie dzieci spały przez tę noc w tym samym pokoju na podłodze, dotrzymując babci towarzystwa. Trzeci Brat wyszeptał mi do ucha, że o północy Nai Nai otworzy wieko trumny i będzie wędrować po...
historynka2