Dawson Smith Barbara - Lekcja Szekspira.pdf

(730 KB) Pobierz
Microsoft Word - Barbara Dawson Smith - Lekcja Szekspira.rtf
Barbara Dawson Smith
Lekcja
Szekspira
Prolog
Utnijcie mu głowê!
"Ryszard III"
Przeło¿ył Roman Brandsteatter.
Londyn, koniec kwietnia 1816 roku
Jeœli Simon Croft, hrabia Rockford, odkrył jak¹œ prawdê podczas swojej wieloletniej pracy
jako tajny oficer policji, była ona nastêpuj¹ca: przestêpca zawsze twierdzi, ¿e jest niewinny. Tak
było i tym razem.
Przeszukuj¹c niewielkie dwupokojowe mieszkanie, Simon jednym uchem słuchał protestów
sprawcy. W szarym œwietle deszczowego poranka mieszkanko wygl¹dało na przytulne. Talerz z
resztkami œniadania stał na chwiejnym stole obok zimnego kominka. Na skromne umeblowanie
składały siê dwa br¹zowe wyœciełane krzesła, zniszczone dêbowe biurko i w¹skie łó¿ko w
przylegaj¹cej do pokoju małej sypialni. Sterty ksi¹¿ek i papierów zapełniały ka¿d¹ woln¹
przestrzeñ.
Gdzieœ wœród tych rupieci le¿y dowód, dziêki któremu Simon wsadzi Gilberta Hollybrooke'a
za kratki. Ten diaboliczny złodziej nazywany Zjaw¹ miał niezwykł¹ umiejêtnoœæ wkradania siê i
wymykania z domów arystokracji.
- To œmieszne - powiedział Hollybrooke, poprawiaj¹c druciane okulary na chudym nosie. –
Jestem filologiem, a nie złodziejem.
Pilnowany przez krêpego policjanta, siedział na taborecie na œrodku pokoju. Był wysokim,
tyczkowatym mê¿czyzn¹ o wyblakłych niebieskich oczach, lekko przygarbionych plecach i
rzadkich jasnych włosach przyprószonych siwizn¹. Postrzêpione mankiety i mocno sfatygowany
br¹zowy surdut nadawały mu nieszkodliwy wygl¹d. Przypominał nauczycieli, którzy uczyli Simona
w Oxfordzie.
Ale Simon wiedział, ¿e nie wolno oceniaæ ludzi po pozorach.
Dostał bowiem kiedyœ straszliw¹ lekcjê, gdy jako szalony młodzieniec w wieku piêtnastu lat
był œwiadkiem morderstwa swego ojca.
Nie zwa¿aj¹c na protesty mê¿czyzny, przykucn¹ł i zacz¹ł stukaæ w tward¹, drewnian¹ podłogê,
szukaj¹c kryjówek. W ci¹gu ostatnich dwóch miesiêcy Zjawa dokonał kilku kradzie¿y. Dziwnym
zbiegiem okolicznoœci ostatnia z nich to bezczelna kradzie¿ z sypialni matki Simona. Na
wspomnienie jej wstrz¹su i cierpienia ogarnêła go wœciekłoœæ. Matka wycierpiała ju¿ wystarczaj¹co
du¿o z r¹k łotrów. Jeœli to bêdzie konieczne, rozło¿y tu wszystko na kawałki, przetrz¹œnie deskê po
desce. Znajdzie dowód, aby doprowadziæ tego mê¿czyznê przed oblicze sprawiedliwoœci.
- Jestem znanym pisarzem - przekonywał Hollybrooke. - Jeœli pan pozwoli, poka¿ê ...
- Znam pana prace. - Simon wstał i podszedł do skórzanego kufra stoj¹cego obok okna, które
wychodziło na poczerniały od sadzy budynek z cegły. - "Przewodnik dla ka¿dego po Szekspirze".
- No właœnie! Widzi pan wiêc, ¿e to nie mnie pan szuka. Popełnia pan bł¹d.
Simon otworzył skrzyniê i poczuł lekki zapach lawendy.
W œrodku znalazł kilka schludnie zło¿onych damskich ubrañ, nic godnego uwagi. Hollybrooke
miał córkê, która pracowała jako nauczycielka w szkole z internatem dla dziewcz¹t w Lincolnshire.
Poniewa¿ mieszkała daleko, Simon nie brał jej pod uwagê jako potencjalnego wspólnika.
- To nie bł¹d - powiedział zimno. - Na miejscu ka¿dego przestêpstwa złodziej zostawił cytat z
Szekspira.
- Myœli pan... ¿e skoro jestem szekspirologiem... myœli pan, ¿e ....
- Zgubił pan równie¿ rachunek od sklepikarza przed domem, w którym dokonał pan ostatniej
kradzie¿y. Był na nim pana adres.
Hollybrooke wygl¹dał na naprawdê zdumionego.
- Ale¿ to absurd. Gdzie jest ten dom? W Mayfair? Nigdy tam nie byłem. Mo¿e sklepikarz
dostarczał tam coœ... i rachunek wypadł mu z kieszeni.
- To nie wszystko. Wiem o pana powi¹zaniach z markizem Warringtonem. Wiem, ¿e uwiódł
pan jego córkê i poœlubił w nadziei na posag. I wiem, ¿e ma pan wiele powodów, aby szukaæ
zemsty na arystokracji.
Hollybrooke zbladł. Jego poplamione atramentem palce chwyciły krawêdŸ stołu. Na
twarzy pojawiły siê kolejno oburzenie, niepokój i, jak mo¿na siê było spodziewaæ, gorycz.
- A wiêc to tak. To Warrington za tym wszystkim stoi. Próbuje zrujnowaæ moje dobre imiê.
Zastanawiam siê tylko, dlaczego zajêło mu to tyle lat.
Ten argument nie wywarł na Simonie ¿adnego wra¿enia. Gilbert Hollybrooke został odrzucony
i upokorzony wiele lat temu, gdy próbował wejœæ w krêgi arystokracji, a niektórzy potrafi¹ długo
chowaæ urazê.
Simon usiadł przy niewielkim biurku zawalonym papierami. Na stosie ksi¹¿ek stał
wyszczerbiony, ceramiczny kubek z fusami zimnej herbaty. Otwierał jedn¹ po drugiej szuflady i
przeszukiwał ich zawartoœæ. Zapasowe pióra i atrament, scyzoryk, rolka szpagatu, ryzy taniego
papieru. W koñcu na dnie dolnej szuflady znalazł to, czego szukał. Z poczuciem triumfu wyj¹ł
klejnot. Nawet w tym słabym œwietle rozpoznawał zimny blask brylantowej bransolety matki.
Rozdział I
Ach, ludzie s¹ obł¹kani
"Sen nocy letniej"
Przeło¿ył Konstanty Ildefons Gałczyñski.
Dwa tygodnie póŸniej
Gdyby nie zmieniły zaraz tematu, urz¹dziłaby scenê. Głoœn¹ i niegodn¹ damy, demaskuj¹c tym
samym swoje przebranie i udaremniaj¹c wszelkie plany.
Kobieta znana jako pani Brownley siedziała w olbrzymiej sali balowej wœród plotkuj¹cych
matron. Dłonie w rêkawiczkach trzymała zaciœniête na kolanach. Wszystko wokół niej wirowało,
setki œwiec migotało na ¿yrandolach i kinkietach. Gdy patrzyła przez swoje po¿yczone okulary,
obraz wydawał siê jej lekko niewyraŸny. Lokaje ze srebrnymi tacami z szampanem i ponczem
kr¹¿yli wœród tłumu goœci. Ciê¿ki zapach perfum wypełniał powietrze, a w drugim koñcu
sklepionej sali orkiestra grała wrêcz anielsk¹ muzykê.
To była prawdziwa uczta dla zmysłów kogoœ, kto dzisiejszego wieczoru stawiał swoje
pierwsze kroki w towarzystwie.
Jeszcze chwilê wczeœniej, ku swemu wielkiemu zaskoczeniu, Claire bardzo dobrze siê bawiła.
W wieku dwudziestu piêciu lat powinna była twardo st¹paæ po ziemi. Była œwiadoma obowi¹zku
pilnowania piêknej, młodej i beztroskiej lady Rosabel Lathrop, której biał¹ sukniê i jasnoblond
włosy mo¿na było dostrzec na parkiecie wœród dwóch długich rzêdów tañcz¹cych kobiet i
mê¿czyzn.
Obserwuj¹c pełne gracji ruchy Rosabel, Claire nagle poczuła têsknotê. Pod bezkształtn¹ szar¹
sukni¹ jej stopa wystukiwała rytm wesołej melodii. Czuła, ¿e chêtnie przył¹czyłaby siê do zabawy,
zamiast marnieæ w roli damy do towarzystwa. Przyszła jej nawet do głowy zuchwała myœl, ¿e
gdyby sprawy potoczyły siê inaczej, ona równie¿ mogłaby wyrastaæ w œwiecie bogactwa i
przywilejów. I w tym momencie usłyszała, jak ktoœ wspomniał o Zjawie. Jakby uderzona piorunem
wróciła do rzeczywistoœci.
- To wielka ulga, ¿e ten przestêpca znalazł siê w koñcu za kratkami - oœwiadczyła lady
Yarborough, potrz¹saj¹c ze złoœci swoim drugim podbródkiem. Mocno skrêcone siwe loki
okalaj¹ce jej pulchn¹ twarz wydawały siê zbyt sztywne, aby mogły byæ prawdziwe. - Co za tupet,
¿eby tak bawiæ siê kosztem innych, wy¿ej od niego postawionych i kraœæ klejnoty tu¿ pod naszym
nosem.
Pozostałe matrony jak stare kwoki gdaknêły na zgodê. Całemu stadu wyraŸnie przewodziła
wicehrabina.
- Zjawa ukradł moj¹ rubinow¹ broszkê - powiedziała pani Danby chropawym głosem. Jej
szponiaste dłonie œciskały gałkê laski, ona zaœ rozgl¹dała siê wokół, jakby oczekuj¹c zamaskowanej
postaci z pistoletem wyskakuj¹cej zza donicy paproci. - To całkowicie wytr¹ciło mnie z
równowagi.
Zimna irytacja w jej wzroku budziła jednak powa¿ne w¹tpliwoœci, czy rzeczywiœcie byłoby to
mo¿liwe, stwierdziła Claire. Na wychudłej twarzy pani Danby pod zapadniêtymi br¹zowymi
oczami malowały siê ciemnografitowe cienie. Przypominała te wszystkie wiekowe panie z
towarzystwa, wyniosłe i pretensjonalne, maj¹ce wysokie mniemanie o sobie.
- Zjawa wykradł moje ulubione brylantowe kolczyki - jêknêła inna dama, w obcisłej zielonej
sukni, odpowiedniejszej raczej dla młodszej i szczuplejszej figury. - Podobnie jak perłowy
naszyjnik, który Ralph podarował mi na czterdziest¹ rocznicê œlubu rok temu. Ten łotr twierdzi
jednak, ¿e jest niewinny.
- Nie ma ¿adnych w¹tpliwoœci co do jego winy - oœwiadczyła stanowczo lady Yarborough. -
Policjanci przeszukali jego mieszkanie i znaleŸli brylantow¹ bransoletkê lady Rockford.
- A w dodatku jest szekspirologiem - powiedziała inna dama, krzywi¹c usta. - Czy to nie cytat
z Szekspira pozostawiał zawsze na miejscu przestêpstwa?
- Właœnie, Gilbert Hollybrooke jest złodziejem, oszustem i potworem. - Nozdrza na
wymizerowanej twarzy pani Danby rozszerzyły siê, a laska stuknêła głoœno o podłogê. -
Powtarzam, potworem!
Nie, on jest niewinny! Aresztowali niewłaœciwego człowieka! - pomyœlała Claire.
Zesztywniała, starała siê oddychaæ powoli i głêboko. Nie œmiała siê odezwaæ, wypowiedzieæ
swojego zdania, nie wœród wrogów, którzy nie znali jej prawdziwego nazwiska.
- Nie róbmy przedstawienia, nie ma takiej potrzeby - przywołała je do porz¹dku lady
Yarborough. - Miejcie równie¿, proszê, wzgl¹d na uczucia Lady Hester.
Plotkarki przycichły. Kilka dam westchnêło. Oczy wszystkich skierowały siê dyskretnie na
pulchn¹ kobietê siedz¹c¹ po prawej stronie lady Yarborough. Kilka spojrzało nawet z autentycznym
zatroskaniem na lady Hester Lathrop. Claire pomyœlała, ¿e musi byæ wœród nich parê dobrych dusz,
jej własna matka pochodziła przecie¿ z tych uœwiêconych krêgów.
Lady Yarborough zwróciła siê do kobiety siedz¹cej koło niej. - Droga Hester, wybacz nam,
proszê - powiedziała ze współczuciem w głosie. - Wydarzenia ubiegłego tygodnia musiały byæ dla
ciebie ogromnym szokiem.
Wszystkie matrony nachyliły siê, aby nie umknêło im ¿adne słowo. Ich klejnoty połyskiwały w
ciepłym œwietle œwiec, a na pomarszczonych twarzach mo¿na było dostrzec ró¿ne stopnie
zdegustowania, współczucia i ciekawoœci.
W tle rozbrzmiewała muzyka, osi¹gaj¹c crescendo. Goœcie tañczyli i rozmawiali nieœwiadomi
dramatu rozgrywaj¹cego siê w rogu sali balowej, gdzie podpieraj¹cy œciany têsknie wyczekiwali
partnerki do tañca, a zgorzkniałe starsze panie potêpiały niewinnego człowieka.
Jak aktorka na scenie lady Hester podniosła koronkow¹ chusteczkê i otarła niewidoczne łzy na
rumianych policzkach. W ró¿owej sukni ze wst¹¿kami koloru czekolady przypominała ogromny
cukierek.
- Nie przeszkadzajcie sobie. Nie ma sensu udawaæ, ¿e ten skandal nigdy siê nie wydarzył. Ani
zaprzeczaæ niefortunnym powi¹zaniom mojej rodziny ze Zjaw¹.
Siedz¹ce wokół damy wydały zbiorowe westchnienie, a lady Hester zamilkła dla wiêkszego
efektu.
Jej chlebodawczyni robiła równie onieœmielaj¹ce wra¿enie jak wicehrabina, pomyœlała
cynicznie Claire. Lady Hester ukazywała siê œwiatu jako kobieta delikatna, bezradna, ale prawda
wygl¹dała całkiem odwrotnie. Potrafiła w błyskotliwy sposób obróciæ skandal na swoj¹ korzyœæ.
Jak tragiczna bohaterka wykorzystywała dla własnego interesu poufne informacje i karmiła nimi
spragnione plotek towarzystwo.
Wobec tak przejmuj¹cej szczeroœci nawet pani Danby powstrzymała swój ostry ton.
- O mój Bo¿e, Hester. Myœlisz... ¿e to on był tym, który... ?
- Niestety tak. - Lady Hester delikatnie poci¹gnêła nosem.
- Wiele lat temu Gilbert Hollybrooke został zatrudniony jako guwerner mojego drogiego Johna
i jego starszej siostry. Rodzice Johna zaufali mu, a on odpłacił im za ich dobroæ, uwodz¹c słodk¹ i
głupiutk¹ Emily i nakłaniaj¹c j¹ do ucieczki. - Otarła chusteczk¹ czoło. - John mówił, ¿e to było
straszne... po prostu okropne! Biedna Emily nie zdawała sobie sprawy, ¿e Hollybrooke pragn¹ł
tylko jej pieniêdzy, a¿ było za póŸno.
To kłamstwo! Byli zakochani w sobie do szaleñstwa. Pieni¹dze nie miały dla nich ¿adnego
znaczenia.
Claire zacisnêła zêby, ¿eby nie powiedzieæ nic, czego mogłaby potem ¿ałowaæ. Nikt nie
wiedział, ¿e jest córk¹ Gilberta Hollybrooke'a, ani ¿e opracowała ten desperacki plan, aby uwolniæ
ojca z wiêzienia.
Lady Hester nie mo¿e siê dowiedzieæ, ¿e Claire wziêła urlop w szkole Canfield w Lincolnshire,
gdzie uczyła literatury. Ani ¿e sfałszowała referencje potwierdzaj¹ce jej to¿samoœæ jako szanowanej
pani Clary Brownley. Co najwa¿niejsze jednak, lady Hester nie mo¿e siê dowiedzieæ, ¿e wdowa,
któr¹ zatrudniła jako damê do towarzystwa dla swojej córki, jest siostrzenic¹ jej mê¿a.
- Ojciec Johna nie dał im oczywiœcie ani grosza - ci¹gnêła smutno lady Hester, jak gdyby
opłakiwała stratê szwagierki, której nigdy nie spotkała. - John nigdy wiêcej jej nie widział, nie miał
te¿ od niej ¿adnych wieœci.
Kolejne kłamstwo. Matka pisała do rodziny wiele razy. Emily Hollybrooke była osob¹
pogodn¹ i pozornie beztrosk¹, roztaczaj¹c¹ wokół siebie słoneczn¹ aurê. Ale gdy Claire miała
dziewiêæ lat, prze¿yła szok, zastawszy pewnego dnia matkê przy biurku ojca, szlochaj¹c¹ nad
kartk¹ papieru.
Matka uœmiechnêła siê z wysiłkiem i wymyœliła jak¹œ wymówkê. Kiedy jednak Claire
opowiedziała o tym zdarzeniu ojcu, wyznał jej, ¿e matka raz do roku pisze list do swego ojca
arystokraty, który wyrzekł siê jej, poniewa¿ wyszła za m¹¿ za człowieka bez tytułu. Nigdy jednak
nie otrzymała od niego odpowiedzi. Wœciekłoœæ ojca na markiza Warrington zdziwiła Claire, on
jednak nie chciał odpowiadaæ na dalsze pytania.
Obecna chwila nie była dobrym momentem na wyjaœnianie spraw z przeszłoœci. Zwłaszcza z
lady Hester - ciotk¹ Hester, choæ Claire nigdy nie uznawała pokrewieñstwa z t¹ gnuœn¹,
egocentryczn¹ kobiet¹, któr¹ znała zaledwie od trzech dni.
Wydatny biust lady Hester uniósł siê i opadł w kolejnym westchnieniu.
- O œmierci Emily dowiedzieliœmy siê przez przypadek czternaœcie lat temu. Mój biedny,
kochany John bardzo wtedy cierpiał. Nigdy nie zrozumiem, jak mogła porzuciæ własn¹ rodzinê i
uciec z tym... tym łajdakiem.
- Tak to ju¿ jest - odparła filozoficznie lady Yarborough, kład¹c pomarszczon¹ dłoñ ozdobion¹
pierœcieniami na ramieniu lady Hester. - Emily nie jest pierwsz¹ kobiet¹, która dała siê wykorzystaæ
przez drania. Teraz przynajmniej zostanie on za to odpowiednio ukarany.
- Mo¿e zostanie skazany na do¿ywocie - wtr¹ciła nieœ miała, siwowłosa kobieta.
- Zesłany do kolonii - dodała garbata starucha.
- Zasłu¿ył na coœ o wiele gorszego - orzekła pani Danby, a jej wychudła twarz odzwierciedlała
wyraŸne zadowolenie, nieprzystaj¹ce jednak damie. - Nie bêdê spaæ spokojnie, dopóki Gilbert
Hollybrooke nie zawiœnie na szubienicy.
Szubienica.
Claire jêknêła. Zakryła usta dłoni¹, na szczêœcie nikt tego nie słyszał, nikt nie widział, nie
zwracał najmniejszej uwagi na wynajêt¹ przyzwoitkê. Z jednej strony była wdziêczna za
anonimowoœæ wynikaj¹c¹ z zajmowanego stanowiska. Te kobiety nie miały pojêcia, ¿e jej dłonie w
rêkawiczkach z koŸlêcej skórki były lodowate, ¿e coœ œciskało j¹ w ¿oł¹dku, a serce waliło jak
oszalałe.
Była œwiadoma tego, co grozi ojcu, wci¹¿ myœlała o jego rozpaczliwym poło¿eniu, przez łzy
widziała go w zimnej, wilgotnej celi. I dlatego opracowała zuchwały plan oczyszczenia jego
imienia. Słysz¹c jednak, jak otwarcie go potêpiano, jak złoœliwe intencje kierowały tymi ludŸmi,
poczuła parali¿uj¹cy strach.
Ojciec mógł zostaæ stracony. Za przestêpstwo, którego nie popełnił. .
- Pani Brownley. Pani Brownley.
Pogr¹¿ona w czarnych myœlach Claire dopiero po chwili zdała sobie sprawê, ¿e lady Hester
zwraca siê do niej.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin