Jorge Luis Borges - Złoto tygrysów.pdf

(130 KB) Pobierz
(16443 \227 Notatnik)
16443
Jorge Luis Borges
ZŁOTO TYGRYSÓW
PrzełoŜyli Dorota i Adam E1banowscy
ISBN 8372558817
Prolog
Po człowieku, który ukończył siedemdziesiąt lat, niewiele wedle słów Dawida moŜemy
juŜ oczekiwać; jedynie kilka zręcznych wprawek, tego czy innego wariantu i nadmiaru
powtórzeń. Aby uniknąć owej monotonii lub choćby ją złagodzić, zdecydowałem się po
wodowany być moŜe nierozwaŜną gościnnością – zebrać róŜnorodne tematy, które
podsunęła mi pisarska rutyna. Po zwierzeniu następuje parabola, po sonecie wiersz wolny
bądź teŜ biały. U zarania czasów, tak uległych wobec mglistych spekulacji i
nieodwołalnych kosmogonii, nie mogły istnieć zjawiska poetyckie lub prozaiczne. Wszystko
przesycone było magią. Thor nie był bogiem piorunów; był piorunem i bogiem.
Dla prawdziwego poety kaŜda chwila Ŝycia, kaŜde wydarzenie powinno mieć wymiar
poetycki, tak bowiem jest w istocie. O ile mi wiadomo, nikt dotąd nie osiągnął stanu owej
głębokiej świadomości. Browning i Blake bardziej niŜ ktokolwiek inny zbliŜyli się do celu;
próbował równieŜ Whitman, lecz jego poetyckie wyliczania nie zawsze wykraczają poza
bezduszne katalogi.
Nie dowierzam szkołom literackim. UwaŜam, Ŝe są pozorowaną dydaktyką, słuŜącą
do uproszczenia tego, co głoszą, ale jeśli miałbym juŜ przyznać, skąd wywodzą się moje
wiersze, rzekłbym, Ŝe z modernizmu, tej eksplozji wolności, która odnowiła wiele literatur,
posługujących się wspólnym narzędziem językiem hiszpańskim i bez pienia dotarła aŜ do
Hiszpanii. Rozmawiałem kilkakrotnie z Leopoldem Lugonesem, człowiekiem samotnym i
wyniosłym; miał on zwyczaj odchodzić od tematu dyskusji, aby mówić o swoim "przyjacielu
i mistrzu, Rubenie Dario". UwaŜam nadto, Ŝe powinniśmy akcentować podobieństwa
naszego języka, a nie jego regionalizmy.
Na niektórych stronicach czytelnik dostrzeŜe fascynację filozofią. Towarzyszy mi
ona od dziecka, odkąd ojciec, za pomocą szachownicy (pamiętam, Ŝe była z cedrowego
drewna) objaśnił mi wyścig Achillesa i Ŝółwia.
Co się zaś tyczy wpływów, jakie dostrzec moŜna w tej ksiąŜce... Przede wszystkim
moi ulubieni pisarze wspomniałem juŜ o Robercie Browningu; następnie ci, których
czytałem i wciąŜ do nich wracam; wreszcie zaś ci, których nigdy nie czytałem, ale którzy są
we mnie. Język jest tradycją, sposobem odczuwania rzeczywistości, a nie arbitralnym
wykazem symboli.
J.L.B
Buenos Aires, 1972
T amerlan
(13361405)
Królestwo moje z tego świata. Miecze,
Lochy i straŜe są na me rozkazy,
Których nigdy dwa razy nie powtarzam.
Moje najcichsze słowo jest z Ŝelaza.
I nawet serca tych, co nie słyszeli
Nigdy imienia mego w swych odległych
Stronach, z drŜeniem czekają mych wyroków.
Ja, który byłem stepowym łupieŜcą,
Zatknąłem me sztandary w Persepolis
I napoiłem me spragnione konie
Świętą wodą Gangesu i Oksusu.
W chwili moich narodzin spadł na ziemię
Z niebios miecz, który miał znaki tajemne;
Jam jest, ja zawsze będę owym mieczem.
Strona 1
16443
Ja pokonałem Greków i Egipcjan,
Ja wraz z hordą Tatarów spustoszyłem
Niestrudzone przestrzenie wielkiej Rusi,
Wznosiłem piramidy z ludzkich czaszek.
Ja w pyle drogi wlokłem za swym wozem
Czterech królów, bo nie chcieli głów skłonić
Przed mym berłem. Ja w Aleppo cisnąłem
W płomienie Koran, Księgę nad Księgami,
Która wcześniejsza jest niŜ dni i noce.
Ja, czerwony Tamerlan, pieściłem
Białe ciało egipskiej Zenokrate,
Czystej jak śniegi najbielsze na szczycie.
Pamiętam ocięŜałe karawany
I ciemne chmury kurzu nad pustynią,
I miasto dymem spowite pamiętam,
I płonące łuczywa w gospodach.
Wszystko wiem, wszystko mogę.
Nie spisana Jeszcze złowieszcza księga zdradziła mi,
śe umrę, tak jak inni umierają,
A gdy nadejdzie czas bladej agonii,
RozkaŜę mym łucznikom, niech wymierzą
Strzały Ŝelazne we wrogie niebiosa
I przyobleką w czerń cały firmament,
I niechaj kaŜdy człowiek na tej ziemi
Dowie się, Ŝe umarli juŜ bogowie.
Bogowie to ja. Niech inni sięgają
Po astrologię, kompas, astrolabium,
By się dowiedzieć, czym są. Gwiazdy to ja.
W niepewnym świetle brzasku pytam siebie,
Czemu nie opuszczam swojej komnaty,
Dlaczego nie radują mnie pokłony
Krzykliwego Orientu. Śnię czasami
O natrętnych sługach, którzy lękliwą
Dłonią chwytają szaty Tamerlana,
Kładą go do snu, przynoszą do łoŜa
Czarodziejskie pigułki ukojenia.
Gdzie jest mój kołpak, pytam. Nie znajduję.
Gdzie jest twarz moja, w lustrze widzę cudzą.
Rozbiłem lustro i poniosłem karę.
Czemu nie uczestniczę w egzekucjach,
Czemu nie widzę topora i głowy?
To wszystko niepokoi mnie, ale nic
Nie stanie się bez woli Tamerlana,
A on, być moŜe, chce tego bezwiednie.
Tamerlan to ja. Władam krajami
Zachodu i złotym Orientem, a przecieŜ...
Przeszłość
Dziś sądzimy, Ŝe wszystko było łatwe
W nieodwracalnej, choć giętkiej przeszłości:
Sokrates, który w pośpiechu wypija
Cykutę, po czym rozprawia o drogach
Ludzkiej duszy, gdy tymczasem śmierć sina
Ogarnęła juŜ chłodem jego stopy;
Nieubłagany zgrzyt miecza o wagę;
Strona 2
16443
Rzym, który oporny marmur tej mowy,
Co wciąŜ nam słuŜy, choć tylko w okruchach,
Ujarzmia śpiewnym rytmem heksametrów;
Piraci Hengista, którzy przebyli
Srogie Morze Północne na swych wiosłach,
By stworzyć trudem krzepkich rąk i męstwem
Dumne królestwo, kolebkę Imperium;
Saski władca, który przyrzeka siedem
Stóp ziemi królowi Norwegii i nim
Słońce zachodzi, spełnia obietnicę
W twardej, męskiej walce; pustynne hordy,
Które rozlały się po krajach Wschodu,
By zagrozić kopułom ruskich cerkwi;
Bezimienny Pers, który snuje pierwszą
Z Tysiąca i Jednej Nocy, lecz nie wie,
śe rozpoczyna księgę, którą wieki
Uchronią przed milczącym zapomnieniem;
Snorri, który na zagubionej Thule,
W świetle zmierzchów opieszałych i nocy
Sprzyjającej pamięci, wskrzesza pismo
I bogów ludu pradawnej Germanii;
Młody Schopenhauer, który odkrywa
Powszechne prawo rządzące wszechświatem;
Walt Whitman, który w brooklyńskiej redakcji,
Przesiąkniętej ostrą wonią tytoniu
I farby drukarskiej, marzy, by stać się
Wszystkimi ludźmi i napisać ksiąŜkę,
Która stanie się wszystkimi ksiąŜkami;
Arredondo, który w Montevideo
Zabija o świcie Idiarte Bordę
I oddaje się w ręce sędziów, mówiąc,
śe działał sam, bez niczyjej pomocy;
śołnierz, który umiera gdzieś w Normandii;
śołnierz, który umiera w Galilei.
Ale to wszystko mogło się nie zdarzyć.
Niemal się nie stało. Wymyśliliśmy
To sobie w nieuniknionej przeszłości.
Nie ma czasu innego niŜ obecny
Styk tego, co juŜ było i co będzie,
Chwila, gdy kropla spada do klepsydry.
Iluzoryczne wczoraj jest galerią
Woskowych figur stojących bez ruchu
Albo moŜe literackich odniesień,
Które czas gubić będzie w swych zwierciadłach.
Eryk Czerwony, Karol XII, Brennus,
Ów nieuchwytny wieczór, co był twoim,
Trwają w wieczności, ale nie w pamięci.
Tanka
1
Ogród wysoki
Cały zda się księŜycem,
KsięŜycem złotym.
DroŜszy dla mnie jest dotyk
Ust twoich w mroku nocy.
Strona 3
16443
2
Głos ptaka słyszysz,
Którego ciemność skrywa.
Ptak zamilkł nagle.
Po swym ogrodzie chodzisz.
Wiem, Ŝe czegoś ci braknie.
3
Odległy kielich,
Miecz, który w innej dłoni
Zawsze był mieczem,
KsięŜyc nad ulicami
Powiedz, to jeszcze mało?
4
W blasku księŜyca
Tygrys z cienia i złota
LiŜe pazury.
Nie wie, Ŝe o świtaniu
Rozszarpały człowieka.
5
Smutne są krople
Padające na marmur,
Smutno być ziemią.
Smutno nie być latami
Człowieka, snem, świtaniem.
6
Ja nie poległem,
Co dane było przodkom,
Na polu bitwy
Trwonię próŜniacze noce,
Licząc sylaby wiersza.
Susana Bombal
Strzelista o zmierzchu, wyniosła i wzniosła,
W dziewiczym ogrodzie widoczna w świetle
Tej chwili czystej i nieodwołalnej,
Którą ofiarowuje nam ten ogród
I strzelisty, milczący wizerunek.
Widzę ją tu i teraz, ale takŜe
Widzę ją w chaldejskim zmierzchu miasta Ur
Lub jak zstępuje powoli ze stopni
Świątyni, która jest bezkresnym pyłem
Ziemi, a była pychą i kamieniem,
Lub kiedy zgłębia magiczny alfabet
Gwiazd świecących na innych firmamentach,
Albo w Anglii, jak chłonie zapach róŜy.
Jest zawsze tam, gdzie jest muzyka, w zwiewnym
Błękicie, w heksametrach greckiej mowy,
W samotności, która bez niej jest pusta,
W lustrze wody. W czasie w marmur zaklętym,
W błysku miecza lub w łagodnym spokoju
Tarasu, co w zamyśleniu spogląda
Na dalekie zachody i ogrody.
A ukryta za mitami i maskami
Została dusza, w samotności.
Buenos Aires, 3 listopada 1970
Strona 4
16443
Do Johna Keatsa
(17951821)
Od dnia narodzin aŜ do chwil ostatnich,
Które dla ciebie nadeszły zbyt wcześnie,
Jak los, co szczęście daje lub boleśnie
Rani, osaczało cię piękno w matni
śycia. Było w bladych, londyńskich świtach,
W czyimś głosie, w czyjejś twarzy nieznanej
I na śmiertelnych wargach ukochanej
Fanny Brawne, i w słownikach, i w mitach.
Ślepocie czasu wydarty na zawsze,
Spoczniesz w wieczności urn greckich i w śpiewie
Słowika. Jesteś wolny, jesteś zbiegiem,
Nic śladów twoich na ziemi nie zatrze.
Byłeś płomieniem. A dziś nie popiołem
Jesteś, lecz chwałą, pamięcią, Ŝywiołem.
On his blindness
Niegodny gwiazd i ptaka, co szybuje
W głębię błękitu, tak teraz tajemną,
Zawiłych linii, ukrytych przede mną,
Z których kto inny pismo odczytuje,
Niegodny jestem marmurowych schodów,
Ginących w mroku mych zuŜytych źrenic,
Milczącej ciŜby złota i czerwieni,
RóŜ niewidzialnych, wschodów i zachodów
Dla mnie Tysiąc Nocy i Jedna odkrywa
Morza i brzaski obleczone cieniem,
Dla mnie Whitman, co jak Adam nazywa
KaŜdą istotę jej własnym imieniem,
Dla mnie łaskawej niepamięci rzeka
I miłość, której nadaremnie czekam.
Poszukiwanie
Dziś, gdy trzy pokolenia przeminęły,
Powracam do dawnej siedziby rodu
Acevedo, moich przodków. Szukam ich,
Błądząc po tym starym domu o białych
Ścianach w czworobok zamkniętych, w głębokim
Chłodzie kruŜganków, wśród rosnących cieni
Kolumnady, w odwiecznym krzyku ptaka,
W deszczu, co mgłą posępną kryje taras,
W zmierzchu luster, w odbitym wizerunku,
Echu, co kiedyś było twoim, a dziś
Do mnie naleŜy, chociaŜ o tym nie wiem.
Spoglądam na Ŝelazne pręty kutej
Kraty, która powstrzymała napór lanc
Barbarzyńców z pustkowia; spoglądam
N a pień palmy strzaskanej przez piorun,
Na czarne byki z Aberdeen, na wieczór
I na kazuaryny, których widok
Na zawsze miał im pozostać nieznany.
Tu miecz był, tu walka była zacięta,
Twarde nakazy, bohaterskie czyny;
Niezłomni na swych koniach, stąd władali
Równiną bez początku i bez końca
Strona 5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin