Civil-Brown Sue - Uwodząc pana W.pdf

(751 KB) Pobierz
Tempting Mr. Wright
Sue
CIVIL-BROWN
UWODZĄC
PANA W.
1
Rozdział 1
Po deszczowym, szarym, listopadowym Chicago jaskrawa
zieleń Paradise Beach wydawała się sztuczna jak landszaft. Tess
Morrow zapłaciła taksówkarzowi i stojąc wśród bagaży,
zamknęła oczy, porażone ostrym słońcem. Dom matki i ojczyma
wyglądał tak jak zwykle -jednopiętrowy budynek z czerwonym
dachem i ogrodem pełnym kwiatów i palm.
Krajobraz, bujny, drażniący zmysły, niespodziewanie ją
zirytował. Poczuła niesmak, jak na widok kobiety z dużym
biustem w przezroczystej bluzce. Nagle ogarnęła ją duma, że
mieszka w szarym posępnym mieście, na trzecim piętrze bez
windy.
Tęskniła za Chicago - w tej chwili dałaby wiele za lodowaty
podmuch od jeziora, tak charakterystyczny dla tego miasta.
Jezu, jeszcze moment, a rozpłynie się w tym upale.
Podniosła torbę podręczną i kuferek z kosmetykami,
otworzyła żelazną furtkę i weszła do raju. Cóż, dla niektórych to
może raj, ale Tess widziała coś grzesznego w pysznych
czerwonych kwiatach bugenwilli i hibiskusa, w szumie
palmowych liści. A drzewa w domu straszą bezlistnymi
konarami...
Dziwnie zareagowała, ale teraz wolała o tym nie myśleć. Ma
na głowie ważniejsze sprawy: matka i ojczym zaginęli.
Minęła podjazd z czerwonej cegły, przeszła wąską ścieżką
prowadzącą do domu i z ulgą schroniła się przed palącym
słońcem w cieniu werandy. Nerwowo szukała w torebce
breloczka z kluczem do domu rodziców, kluczem, którego nie
używała od lat.
Boże, ale gorąco. Gryzła ją wełniana spódnica, rajstopy
przykleiły się do nóg, po plecach spływał strumyk potu, a
ciemne włosy grzały w szyję.
Gdzie, do licha, podział się ten breloczek? Postawiła bagaż
na ziemi i energicznie przetrząsała zawartość torebki. Znalazła
zużytą chusteczkę, paragon - dowód zakupu butelki wina, czego
2
sobie absolutnie nie przypominała - opakowanie ibuprofenu i
kilka wymiętych wizytówek. Pot kapał jej z nosa na pogniecione
chusteczki.
No. Jest. Na samym dnie torebki. Już-już miała włożyć klucz
do zanika, gdy drzwi uchyliły się lekko i nagle stanęła twarzą w
twarz z przekleństwem swego życia, przyrodnim bratem,
Jackiem Wrightem. Co gorsza, Jack się śmiał.
- Proszę, proszę, Mała - powiedział z lekkim karaibskim
akcentem,
niedbale oparty o framugę.
- No, nie. - Tess złapała za klamkę i z rozmachem
zatrzasnęła drzwi.
Cisnęła klucz do torby, porwała bagaże i pomaszerowała z
powrotem.
Mniej więcej w połowie ścieżki się opamiętała. Co ona
wyprawia, u licha?
Ma takie samo prawo tu być jak on!
Zaklęła pod nosem, obróciła się na pięcie i o mały włos nie
wykręciła sobie nogi, gdy wysoki obcas utkwił w szczelinie
między płytkami. Zaklęła głośniej i zawróciła do domu.
Znowu postawiła bagaże na ziemi i ponownie zaczęła szukać
klucza. Była wściekła, zęby ją bolały od ciągłego zaciskania, pot
zalewał oczy, chciało jej się wrzeszczeć ze złości.
Wkładała właśnie klucz do zamka, gdy drzwi znów się
otworzyły. Jack, jak przed chwilą, niedbale opierał się o
framugę i uśmiechał od ucha do ucha.
- Proszę, proszę, Mała - powtórzył. - Zmieniłaś zdanie?
Czuła do niego taką niechęć, że aż ścisnęło ją w gardle.
- Nie mów tak do mnie - warknęła. Od dawna miała
kompleksy na punkcie niskiego wzrostu, ale to nie powód, żeby
sobie z niej kpił, sam nie jest wcale taki wysoki, ma najwyżej
metr osiemdziesiąt.
- Właściwie co ty tu robisz?
- To samo co ty. Zgubili się szanowni rodzice.
3
- A ty oczywiście nic o tym nie wiesz. - To nie było
pytanie. Spochmurniał i uśmiech zastąpił fałszywy smutek.
- Cieszę się, że masz o mnie dobre zdanie.
- Wiesz, jakie mam o tobie zdanie? Że tkwisz po uszy w
kłopotach. Nadal stał w drzwiach. Tess było coraz bardziej
gorąco.
- Wpuścisz mnie?
- Ależ proszę! - Cofnął się z głębokim ukłonem i pozwolił
jej wejść. W środku było niewiele chłodniej, bo Jack pootwierał
wszystkie okna.
Tess postawiła torbę na posadzce z terakoty i zrzuciła
wełniany żakiet. Bluzka z długim rękawem przykleiła się do
spoconego ciała. Starała się nie zwracać uwagi na
zainteresowanie, z jakim Jack ją obserwował, ani na dziwny
dreszcz, który budził w niej jego wzrok.
- Nieodpowiedni strój jak na tutejszy klimat - stwierdził
od niechcenia. Miał na sobie szorty khaki i białą koszulę z
podwiniętymi rękawami. Opalona skóra i wspaniałe nogi
przyciągały wzrok.
- Co ty powiesz. - Cały Jack, odkrył Amerykę. - W
Chicago jest zimno.
- Brawo.
Łypnęła na niego spode łba i wyciągnęła rękę po torbę. Jack
ją uprzedził.
- Pewnie zostaniesz tu dłużej - orzekł zrezygnowany.
- Dopóki nie odnajdziemy rodziców.
- Tego się obawiałem.
- Cóż, nikt cię tu nie trzyma.
- Mnie? - Uniósł brwi. - Ja pierwszy przybyłem na
ratunek, Mała. Słyszałaś kiedyś o prawie zasiedzenia?
Błyskawicznie podjęła decyzję: nie będzie zwracała uwagi na
jego zaczepki.
- Więc masz mnie na głowie, głupku.
Odwróciła się na pięcie i pomaszerowała do sypialni, którą
zajmowała, ilekroć przyjeżdżała z wizytą.
4
Uśmiechnęła się pod nosem z satysfakcją na myśl, że Jack
taszczy jej toboły. Pewnie najchętniej by je wyrzucił, a jednak
teraz posłusznie dźwiga, jak bagażowy. Tylko do tego się
nadaje, stwierdziła złośliwie.
Jack doprowadzał ją do szału, odkąd ich rodzice pobrali się
piętnaście lat temu. Przez ostatnich kilka lat, w trosce o swoją
równowagę i zdrowie psychiczne, nie odwiedzała matki i
ojczyma w czasie wakacji i świąt. Choć chętnie spotkałaby się z
nimi, nie zniosłaby kolejnych złośliwości Jacka. Potrafił zaleźć
jej za skórę szybciej niż kleszcz i był równie irytujący.
Zresztą, to takie poniżające, żeby ona, kobieta
trzydziestoletnia, kłóciła się jak pięciolatka.
Postawił torby na ławie koło łóżka.
- Coś jeszcze, szanowna pani? - zapytał z fałszywą
uprzejmością.
- Tak. Wyjdź stąd. Natychmiast. Przechylił lekko głowę i
ani drgnął. Niech go licho!
- Nie jesteś ciekawa, co już wiem o staruszkach? Serce
zamarło jej w piersi. Nie do wiary, do tego stopnia
zdenerwowała ją obecność Jacka, że zapomniała, po co
właściwie tu przyjechała.
- Co? Powiedz, co, Jack?
- Nic a nic.-Zasalutował i wyszedł.
Tess zatrzasnęła za nim drzwi. Zdenerwowała się jeszcze
bardziej, gdy
usłyszała jego śmiech.
Boże, jest okropny! Kłócili się, od kiedy tylko się poznali.
Zapytał wtedy, dlaczego ma takie durne imię - Tess. Od tamtej
pory zawsze jej dokuczał.
Ściągnęła bluzkę i spódnicę, zrzuciła przepoconą bieliznę.
Właściwie, przyznała w myśli, nie on wszystko zaczął. To ona
zapytała złośliwie, dlaczego nadal mieszka w domu, skoro
wkrótce skończy college.
No dobrze, zachowała się paskudnie. Ale miała tylko
piętnaście lat i była wściekła, że matka znów wychodzi za mąż -
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin