Pomimo przeznaczenia, zawsze jest wybór [Ainzfern] (rozdziały 11-20 + epilog).rtf

(184 KB) Pobierz

 

 

POMIMO PRZEZNACZENIA ZAWSZE JEST WYBÓR

 

AINZFERN

 

ROZDZIAŁ XI

 

Dawno już zapadła noc, kiedy na patio przed jasno oświetloną salą Patrii wyszedł Iason Mink przewodniczący Syndykatu Tangury, ukochany syn Jupiter. Szukał chwili wytchnienia na chłodnym powietrzu.  Zza szklanych drzwi dobiegał dźwięk muzyki, szmer głosów i od czasu do czasu śmiech.

 

Iason nabrał powietrza i zaczął wpatrywać się  w bliźniacze księżyce Amoi.

 

After party było tak samo udane jak sama konferencja. Doskonałe jedzenie i napoje, goście, przedstawiciele Amoi i Federacji w dobrych nastrojach, bawili się świetnie. Swoje oficjalne obowiązki, zakończenie konferencji i przemówienie, Iason miał już za sobą.

 

W zasadzie powinien przebywać teraz na sali, grając rolę wspaniałego gospodarza zabawiącego gości dowcipnymi rozmowami, ale miał teraz tyle na głowie, że potrzebował chwili przerwy aby zebrać myśli i odzyskać równowagę.

 

"Czas ciszy" jak mawiał Riki, Iason uśmiechnął się na myśl o tym.

 

Jego Kundelek miał dar do trafngo nazywania wszystkiego w zwięzły sposób.

 

Oddychając głęboko świeżym powietrzem Iason skrzywił się słysząc za sobą ciche kroki, nie był zadowolony, że ktoś zakłóca mu chwilę samotności. Jednak kiedy odwrócił się uśmiech wykwitł mu na twarzy, napotkał wzrok Cheya Neesona. Przystojny minister Federacji stał przed nim z kieliszkami szampana - Napijesz się - zapytał cicho mugając do niego.

 

Iason skinął głową, z tego towarzystwa był zawsze zadowolony - Powiedz mi - powiedział biorąc kieliszek - mam rację zakładając, że zostawiłeś cały swój orszak samotny w sali pełnej Elit.tylko po to, żeby mnie odnależć? - w oczach zamigotały mu iskierki radości.

 

- Oczywiście, że nie - Chey uśmiechnął się - Zostawiłem ich w bardzo dobrych rękach twojego zastępcy i twojego bardzo przystojnego Towarzysza.

 

- Ach - Iason pokiwał mądrze głową, wypił łyk wina i uśmiechnął się aprobując jego doskonały smak. - Pozwól mi zasugerować, Riki i Raul, jakby to powiedzieć, sprawili, że twoi pracownicy jedzą im z rąk?

 

- Masz rację - Chey parsknął rozbawiony - Nigdy wcześniej nie widziałem tyle charyzmy skoncentrowanej w jednym miejscu - spojrzał chytrze na Iasona - Sugerowałbym jednak, żeby do nich dołączyć, bo boję się, że budynek może tego wszystkiego po prostu nie wytrzymać.

 

Iason z uznaniem skinął głową na zabawną uwagę Cheya.

 

Chey mrugnął do niego - Chociaż powinienem poważnie pomyślć o ostrzeżeniu ich, żeby postarali się trochę mniej czarować otoczenie.

 

- Och?

 

- No tak - Chey roześmiał się głośno - w przeciwnym razie, przynajmniej dwie z moich pracownic, spróbują podać im narkotyki i przemycić ich przez granicę.

 

Iason roześmiał się, przypominając sobie postacie starszych, godnie wyglądających pań pracujących dla Neesona. Riki i Raul Am ukryci w podręcznym bagażu. - Masz specyficzne poczucie humoru, Chey - mruknąl - ale nie przeczę, że potrafisz mnie rozbawić.

 

Chey spoważniał - Iason - powiedział z wahaniem, odstawiając swój kieliszek na stół - Mogę ci zadać jedno, dość newygodne pytanie?

 

Zauważając zmianę w jego nastroju Iason natychmiast skinął głową - Oczywiście, zawsze możesz być ze mną szczery.

 

- Nasze negocjacje po południu ...- Chey zaczął cicho.

 

- Tak?

 

- Mój rząd oczywiście będzie bardzo zadowolony z dodatkowego punktu z rezerwy.

 

Iason zauważył, że Chey wygląda na nieszczęśliwego

 

- Gratulacje dla twoich umiejętności, Chey - odpowiedział.

 

Chey westchnął i spojrzał na niego ponuro - Tak? Czy też zyskałm nieuczciwą przewagę, bo byłeś rozproszony, przez bieżące klopoty?

 

Iason przechylił głowę, zastanawiając się nad pytaniem. Zauważał zabawną ironię tej sytuacji, jeszcze kilka lat wstecz takie pytanie na pewno by go obraziło, ale teraz był w stanie zrozumieć jakie emocje kierowały tym nieulepszonym człowiekiem i w jakiś sposób poczuł  ciepło z powodu jego troski.

 

Uśmiechnął się spokojnie i pokręcił przecząco głową - Nie, Chey - zapewnił go - Ten dodatkowy punkt dostałeś za rozszerzenie preferencji dla Amoi w handlu z Federacją - uśmiechnął się - Zaufaj mi, gdyby nie to nie dostałbyś nic, nie  ważne jak bardzo byś się targował.

 

Uśmiech Cheya zajaśniał jak słońce. - To dobrze - uścisnął ramię Iasona - Cieszę się. Nazwij to arogancją, jeśli chcesz, ale byloby mi wstyd, gdyby było inaczej.

 

- Kompleks człowieczeństwa, tak? - zauważył Blondie wypijając kolejny łyk wina.

 

- Czy to naprawdę tak ważne, Iason? - Chey wzruszył ramionami.

 

- Do pewnego stopnia, myślę, że tak - Iason zmarszczył brwi. - Faktycznie - kontynuował dalej sciszając głos - mówiąc o twoim raczej eklektycznym charakterze ...

 

- Mówimy o tym?

 

- Jesteśmy tego blisko.

 

- Acha. A więc dołożę wszelkich starań, żebyś kontynuował - Chey podniósł swój kieliszek i z zainteresowaniem zaczął przyglądać się Blondie.

 

- Dziękuję - Iason popatrzył na Cheya - Lam Tahna.

 

Chey zamrugał powiekami - Umm .. tak?

 

- Chciałbym cię zapytać czy są jakieś dodatkowe powody, dla których tak bardzo dążysz do pozyskania  go w charakterze konsultanta?

 

Chey parsknął śmiechem i potrząsnął głową, ale bystry wzrok Iasona wypatrzył cień sympatii na jego twarzy. Elita wpatrywał się w niego przenikliwie i z uwagą oczekiwał co i w jaki sposób powie.

 

- On jest dość oporny - Neeson patrywał się w niebo z delikatnym uśmiechem - i na dodatek bardzo uparty, ale nie zamierzam jeszcze rezygnować.

 

- Rozumiem - Iason nie spuszczał wzroku z jego twarzy.

 

- Hmm - Chey roześmiał się zerkając na Iasona - Pomimo swojej kolczystej powłoki wydaje mi się bardzo zabawny. Oczywiście - uśmiechnął się trochę złośliwie - fakt, że nie udaje mu się mnie obrazić, doprowadza go do szału.

 

- Rozumiem - Iason podniósł kieliszek, żeby ukryć uśmiech.

 

- Mam nadziej, że mi się uda - Chey uśmiechnąl się ponownie - Tak, mam wielką nadzieję Iason.

 

- Cóż - Iason opuścił kieliszek i uśmiechnął się niewinnie - Mogę ci tylko życzyć powodzenia w zdobyciu największych atrybutów Tahny i to własnymi rękami. - Skinął w kierunku drzwi - Wracamy na salę?

 

Oczy Cheya zwęziły się - O nie, jeszcze nie - oskarżycielsko wycelował palec w Iasona - Twoje życzenie miało podtekst.

 

- Naprawdę?

 

- Ty wiesz - Chey popatrzył na niego twardo, a potem się roześmial  - Ty przebiegły diable - potrząsnął głową - Kiedy się domyśliłeś?

 

Iason westchnął cicho - Chey, patrzyłem na ciebie, kiedy o nim mówiłeś.

 

- Cholera - Chey spojrzał na niego nieszczęśliwie - To aż tak oczywiste?

 

- Teraz tak.

 

- Sądzę, że muszę nad tym popracować - mruknął Chey podnosząc kieliszek.

 

- Chey - Iason podszedł bliżej - Wybacz mi. Może wyda ci się, że jestem źle wychowany, ale czy jesteś całkiem pewien, że jesteś gotowy, żeby zaangażować się  w ... - Iason zawahał się szukając właściwego słowa - związek z tak trudną indywidualnością jak Tahna Lam? Czy nie rozsądniej byłoby ograniczyć się z nim do stosunków czysto zawodowych?

 

- Prawdopodbnie tak - Chey zamyślony pokiwał głową - Ale muszę ci powiedzieć Iason - jego głos zabrzmiał teraz stanowczo - myślę, że wielu spośród Elit lekceważy naszego sir Tahnę. Myślę, że to dusza człowiek zamknięty w szczelnym opakowaniu - wzruszył ramionami.

 

- Dobrze - skinął Iason - Wierzę w twój wyrok w tej sprawie, ale czuję, że muszę cię ostrzec, Chey. Miłość do Elity nie jest prosta - uśmiechnął się delikatnie - Możesz zapytać Rikiego, jestem pewien, że ci powie, że Elity, a zwłaszcza Blondie to bardzo trudni kochankowie.

 

Chey wyglądał na zaniepokojonego - Miłość? Iason, nie sądzę, żebym chciał posunąć się aż tak daleko.

 

- A jeśli - łagodnie zapytał Iason - Czy nie ma takiej możliwości?

 

Pierwszy raz odkąd spotkał Iasona Minka, Chey zobaczył, że bawiła go jego własna złośliwość. Gapił się  na niego przez dłuższą chwilę, a potem nabrał głęboko powietrza i podniósł ręce w bezradnym geście - Wiesz co Iason? - odpowiedział - Właściwie nie mogę powiedzieć " nie " na to pytanie i nadal uważam się za uczciwego człowieka.

 

- Też tak myślę.

 

- Dobrze myślisz - Chey uśmiechnąl się przebiegle . - Byłem w zwązku więcej niż raz mój elegancki przyjacielu. To dość typowe w moim wieku.

 

- Racja - Iason uśmiechnąl się i skinął w kierunku wejścia do sali - Ale - dodał cicho - uważaj Chey.

 

- Och, wierz mi - powiedział Chey, kiedy weszli  na salę - może tego nie widać, ale ja zawsze jestem bardzo ostrożny.

 

 

 

                                                             * * *

 

 

 

Katze jechał ulicami Tangury w kierunku Eos, nucił niezbyt czysto jakąś melodię i wystukiwał jej rytm palacami na kierownicy, kiedy czekał na zmianę świateł. Był w bardzo dobrym nastroju, miał udany dzień. Systemy w laboratorium bio-mechanicznym Raula zostały zmodyfikowane bez większych problemów. Było to dla niego miłym zaskoczeniem. No i zyskał dodatkowy bonus, uniknął udziału w after party w Patrii. Zmienił pas i  wyprzedził wolniejszy pojazd. Uśmiechnął się złośliwie. To nie tak, że nigdy nie towarzyszył Raulowi na oficjalnych przyjęciach. To było częścią umowy z jego Blondie i Katze robił to zawsze kiedy musiał, ale tak naprawdę nie była to jego ulubiona rozrywka. Mógł liczyć wtedy zaledwie na kilka chwil w jego towarzystwie, bo Elita musiał zazwyczaj pełnić obowiązki współgospodarza razem z Iasonem.

 

W jego prywatnym rankingu przyjemności ubieranie się w garnitur, miałkie rozmowy i jedzenie przysmaków z malutkich talerzyków były daleko w tyle za rozwiązywaniem problemów technicznych. Raul też to rozumiał, Katze uśmiechnął się łagodnie.

 

Zbliżając się do wejścia do Wieży Jupiter zerknąl  na zegar na desce rozdzielczej samochodu. Uśmiechnął się, podjął decyzję i skręcił. Miał trochę czasu w zapasie zanim Raul wróci do domu. Wieża Jupiter byla teraz praktycznie pusta, idealna pora, żeby zająć się zleceniami, które otrzymał na początku tygodnia. Diagnostyka kilku terminali w tym tego, który należał do Iasona MInka.

 

Wjechał na podziemny parking, zaparkował na swoim miejscu i wysłał sms-a na komórkę Raul dając mu znać o zmianie planów i obiecując, ... że wróci przed jego powrotem do domu.

 

Nadal nucąc wysiadł z samochodu, szybka praca, jedna godzina i wraca do domu na szybką późną kolację i długą miłość ze swoim Blondie. Całkiem niezły sposób na zakończenie tygodnia, pomyślał zadowolony.

 

Niezły sposób na każdy dzień.

 

 

 

                                                   * * *

 

 

Światła w biurze Elity były wyłączne, blask padał tylko z monitora stojącego na biurku pod oknem, siedził przed nim skupiony i nieruchomy, jego doskonała twarz, pozbawiona wszelkich emocji, pusta i zimna przypominała marmurowy posąg, oświetlone  przez monitor oczy błyszczały dziwnie niepokojąco.

 

Teraz był blisko końca.Już to wiedział. Dobrze wszystko zaplanował i wykonał precyzyjnie. Został mu jeden, ostatni ruch.

 

Iason był groźnym przeciwnikiem. Wiedział o tym, był potężny i dobrze chroniony, strzeżony dodatkowo przez Raula Ama, a nawet przez samą Jupiter. Wiedział, że nie ma szans przy bezpośrdniej konfrontacji, to  byłaby nie tylko głupota, ale i rezygnacja z wygranej.

 

Ale jego plan był o wiele bardziej subtelny.To  Iason będzie musiał do niego przyjść. Sam.

 

Obserwował go bardzo długo. Szukał jego słabych punktów, czegoś co mógłby wykorzystać. Sam Iason Mink był praktycznie nie do pokonania. Jego pozycja, szacunek jakim się cieszył i osobisty dostęp do Jupiter czyniły go nietykalnym. Był też zbyt odporny fizycznie i emocjonalnie, żeby go znieważyć.

 

Ale miał jeden słaby punkt.

 

Kundla. Pięknego, kochanego Kundla.

 

Wszystkie włamania, atak w Wieży Eos, notatki  .... były jedynie środkiem, żeby zwrócić uwagę Iasona.

 

A teraz nadszedł czas, aby zakończyć całą operację.

 

Tak samo jak Iasona obserwował też dokładnie Rikiego. Znał każdy jego ruch. Wiedział, że za dwa dni Towarzysz Iasona, wyprowadzi z podziemnego garażu  Wieży Eos swój ścigacz i będzie na złamanie karku jechał na nim do portu kosmicznego na kolejne spotkanie ze swoim współpracownikiem eks- Zwierzątkiem.

 

Na nieszczęście dla Kundeka, pomyślał Elita z zimnym uśmiechem. Nie mógł się już doczekać tego spotkania. Zanim uświadomi sobie, że coś jest nie tak, będzie już bezpiecznie ukryty.

 

Riki będzie doskonałą przynętą.

 

Zrozpaczony Iason, dostanie elegancki komunikat bezpośrednio do swojego biura w Wieży Jupiter. Przyjdzie do niego ... i wtedy go zabije.

 

I wreszcie, wreszcie wszystko się zakończy.

 

Nie mógł zaprzeczyć, że tylko tego pragnął.

 

 

 

                                          * * *

 

 

Kilka minut po przyjeździe do Wieży Jupiter Katze stał przed biurkiem Iasona i przeciagając się czekał aż program diagnostyki zakończy swoją pracę. Wieża była o tej porze prawie pusta, wpółśpiący strażnik siedzący przy drzwiach skinął mu głową, kiedy wchodził. Oczywiście było jeszcze kilku ludzi, którzy powinni patrolować korytarze, ale najprawdopodobnie siedziel  teraz w swoim saloniku grając w karty albo opowiadając sobie dowcipy. Pocierając szyję, aby złagodzić napięte po całym dniu mięśnie Katze wpatrywał się w dane pokazujące się na monitorze. Nagle pochylił się i zmarszczył brwi, zobaczył coś intrygującego, popatrzył czy powtórzy się to jeszcze raz.

 

Tak.

 

Katze zamrugał i jeszcze bardziej zmarszczył brwi.

 

Powtórzyło się.

 

Coś czego napewno nie powinno tam być. Katze pochylił się nad klawiaturą i wpisał kilka poleceń, czekał cierpliwie kilka minut na zakończenie programu, kiedy zobaczył wyniki oczy mu się rozszerzyły.

 

To musiał być haker. Ktoś włamał się do prywatnego komputera Iasona Minka. Pokręcił głową i zasyczał. Ktoś musiał być albo bardzo beszczelny albo wyjątkowo głupi. Ale pobudził też jego ciekawość, zacząl zastanawiać się kim ten ktoś mógł być. Odepchnął od siebie tą myśl. Miał zadanie do wykonania. Musiał ustalić skąd pochodzi link, przeprowadzić kwarantannę , a następnie dostarczyć dysk z dokumentacją ludziom Mace.

 

Wsunął płytkę do terminala i kilkoma kliknięciami uruchomił program. Za kilka minut będzie już wiedział czy haker działał wewnątrz czy na zewnątrz Wieży, jeśli to był ktoś stąd będzie mógł  go zaraz zidentyfikować.

 

Wyciągnął z kieszeni komórkę. Postanwił skontaktować się z Raulem, żeby ten dyskretnie poinfomował Iasona o jego odkryciu, to było coś o czym powinien wiedzieć. Katze miał przeczucie, że wiązało się to i z włamaniami w Midas i z napadem na Blain Dala.

 

Ponownie spojrzał na monitor. Zamarł, złote oczy rozszerzyły mu się ze strachu. Na dole ekranu zaczął pulsować znacznik, serce Katze przyspieszyło. To było coś czego nie spodziwał się zobaczyć, coś czego nie chciał tam zobaczyć, szczególnie teraz, kiedy był tutaj sam, w opustoszałej Wieży. Ten znacznik oznaczał, że został odkryty, odryty przez kogoś kto był tutaj i wiedział, że on też tu jest.

 

Błyskawicznie wyjął płytę i schował ją do torby, szybko zaczął wystukiwać numer  telefonu  idąc do drzwi, aby natychmiast opuścić to piętro. Krzyknął, kiedy elegancka dłoń złapała go za ramię i wytrąciła  telefon. Odwrócił się i  zamarł. Nie zauważył kiedy ktoś wszedł do biura, nie usłyszał żadnego dźwięku, Elity, pomyślał ze strachem poruszały się cholernie cicho jeśli im na tym zależało.

 

Z niedowierzaniem wpatrywał się  w zimne szare oczy. To było coś czego zupełnie nie podejrzewał.

 

- Blain ... - wyszeptał ochryple.

 

 

ROZDZIAŁ XII

 

 

- Blaine ... - Katze usiłował zapanować nad sobą. Cofnął się kilka kroków i prawie nieświadomie podniósł w obronnym geście ręce. Starał się szybko rozważyć wszystkie opcje swojego postępowania i możliwe ich następstwa. Uważnie obserwował Platynę, aby przewidzieć jego następny ruch.

 

- Przykro mi Katze - Blaine Dal  powiedział cicho, ze smutkiem w  głosie i uśmiechnąl się z żalem. - Ze wstydem muszę się przyznać - kontynuował spokojnym tonem wsuwając wyłączony telefon Katze do swojej kieszeni - że nie przewidziałem możliwości przeglądu terminali. - Potrząsnął głową - Trochę mi głupio, że ty, zupełnie niewinny, zostałeś wciągnięty w sprawę, która wcale cię nie dotyczy.

 

Katze patrzył na niego niechętnie, odsunął się jakby od niechcenia w bok. Poczuł ucisk w dołku, kiedy Blaine przesunął się blokując mu drogę do wyjścia.

 

- Wciągnięty? - Katze oblizał wargi rozglądając się po pokoju i szukając możliwych dróg ucieczki. Napotkał wzrok Blaina - To ty, prawda? - zapytał - To cały czas byłeś ty? Notatki, włamania ...a nawet sfingowany napad na siebie. - Katze potrząsnął głową - Ale dlaczego? Po co do cholery to robiłeś?

 

- Blaine westchnął - Żeby zrealizować swój cel, robię to już od dłuższego czasu, z powodu, o którym nie chcę ci teraz mówić, ale uwierz mi on jest  wystarczająco ważny. - W oczach Platyny pojawiła się miesznina bólu, niepokoju i wściekłości, po chwili opanował się i jego twarz ponownie przyjęła uprzejmy wyraz. - Są pewne sprawy między mną  i Iasonem Minkiem. Szkoda, że zostałeś w to wciągnięty, bardzo tego żałuję - zrobił krok do przodu i dodał ze smutkiem - nie chcę cię krzywdzić, ale nie mogę pozwolić ci teraz odejść.

 

Katze glośno przełknął ślinę - Nie mówisz poważnie - powiedział drżącym głosem.

 

Blaine podszedł do niego powoli  uważnie obserwując każdy ruch - Obawiam się, że jestem całkiem poważny, Katze.

 

- Co chcesz zrobić? - nieoczekiwanie, Katze poczuł, że uśmiecha się z pogardą - Wyjdziesz stąd ze mną przerzuconym przez ramię?

 

- Jeśli o to chodzi, to tak.

 

Katze popatrzył na niego z niedowierzaniem.  Sróbował patrzyć Platynie w oczy, żeby sprawdzić o co mu naprawdę chodzi. Czując narastający ból w brzuchu Katze sobie sprawę, że Blaine  nie żartuje.

 

- Raul cię zabije, Blaine - wyszeptał - Wiesz o tym?

 

Blaine uśmiechnął się i pokiwał głową, co było bardziej przerażające niż jego poprzedni błysk wściekłości. - O, co do tego nie mam wątpliwości - spokojnie wzruszył ramionami - ale jeśli osiągnę swój cel, to nie będzie miało to żadnego znaczenia. - Urwał i westchnął - Jeśli wszystko nastąpi po mojej myśli, nie ucierpisz Katze, uwolnię cię zaraz jak  wszystko zakończę  - oczy mu pociemniały - Nie pozbawię już życia nikogo niewinnego - wyszeptał  do siebe - Ale jeśli mi się sprzeciwisz, będę cię musiał zmusić.  Nie jest to moim zamiarem, ale uwierz mi,  jestem do tego zdolny., kolejny raz trochę się przesunął

 

Katze ponuro skinął głową - Tak - mruknął z oczami zwężonymi ze złości, kolejny raz przesunął się trochę w bok - Nie mam co do tego wątpliwości.

 

- To dobrze - Blaine skinął głową i zrelaksował się odrobinę - Więc dogadliśmy się.

 

Ta mała dekocentracja, to było to na co Katze czekał. Rzucił się w lewo i schylony omijając Platynę biegł do drzwi. Gdyby tylko udało mu się wydostać na korytarz i przycisnąć alarm, miałby szansę na pomoc. On sam nie pokonałby Elity, ale z pomocą kilku strażników na pewno by się udało.

 

W następnej chwili jego nadzieje zostały pogrzebane, poczuł jak Blaine łapie go za kurtkę i ciągnie  do tyłu. Chociaż zwód był idealny Katze nie docenił prędkości Elit. Teraz jedna ręka zaciśnięta wokól jego tułowia przyciskała mu plecy do klatki piersiowej Platyny. Zdał sobie sprawę, że nie docenił również jego siły. To  było coś o czym wiedział od dawna i nie raz na sobie doświadczył, ale jego życie z Raulem całkiem zmieniło jego postrzeganie. Od początku ich przyjaźni, a już napewno od ich intymnego związku  Blondie niegdy nie użył wobec niego siły ani w gniewie ani gdy był podniecony, ale  kiedy czuł zaciskające się wokół niego żelazne ramię przypomniał sobie straszną i przerażającą  różnicę między Kundlami i Elitami.

 

Pomimo tego nawet teraz, kiedy zdawał sobie z tego sprawę i tak walczył starając się wyrwać z uścisku. Poprzez swój przyspieszony urywany oddech usłyszał  spokojny glos Blaina - Przestań się wygłupiać Katze. Coś ci  już powiedziałem.

 

- Do diabła z tym - rozwścieczony Katze starał się go opluć, spokój w głosie, całkowity brak wysiłku ze strony Elity spowodował, że zaczął się szarpać jeszcze bardziej. Udało mu się wyswobodzić jedną rękę i z całej siły uderzył go łokciem w żebra.

 

- Dość ... - głos Blaina stał się twardy, unieruchomił go, odwrócił, przez chwilę Katze zobaczył jego błyszczące szare oczy. Blaine popatrzył na niego chłodno podniósł ręke i uderzył  w bok głowy.

 

Katze zachwiał się i upadł na kolana, dzwoniło mu w uszach, miał błyski w oczach. Po chwili potrząsnął głową i oddychając ciężko próbował zebrać myśli.Czuł okropny ból w czaszce, chwiejąc się wstał i wtedy  poczuł mocne pociągnięcie za włosy, które odchyliło mu głowę do tyłu. Wściekły i zrozpaczony drżącymi rękami wczepił się w gęste, srebrne włosy i szarpnął je tak bardzo jak tylko mógł.

 

Ale było już  za późno, pomimo desperackiego oporu Blaine unieruchomił mu twarz i przytknął do ust i nosa nasączoną czymś, słodko pachnącą  tkaninę. Katze zaczł słabnąć, ograniała go panika. Obraz pokoju zaczął się zamazywać, narkotyk zrobił swoje, powoli tracił przytomność, poczuł jak Blaine delikatnie kładzie go na podłodze i wtedy ogarnęła go ciemność. Stracił przytomność.

 

 

                                                      * * *

 

 

Delikatnie, prawie czule Blaine Dal ułożył Katze na boku. Ukląkł obok przyjrzał mu się, sprawdził puls i wsłuchiwał się przez chwilę w jego oddech oceniając jak głęboko jest nieprzytomny. Odsunła mu rude  włosy z czoła, westchnął przymykając na chwilę oczy, potem wstał  i rozejrzał się po pokoju. To nie bylo to co chciał zrobić. Jego kolega Raul nie był częścią planu. Co innego miał zrobić w ciągu następnych dwóch dni. Ale było za późno, żeby coś zmienić. Popełnił błąd, Katze dowiedział się, że to on odpowiadał  za wszystkie incydenty przeciwko Iasonowi Minkowi Zastnawiał się co ma robić dalej i wtedy uświdomił sobie, ze nadal może kontynuować swój plan. Katze był towarzyszem Raula Ama i przez to był również ważny dla Iasona Minka.

 

Tak ... Blaine skinął głową, odwrócił się w kierunku biurka, podszedl do komputera i pochylił się nad klawiaturą. No cóż w jego rękach nie znajdował się przystojny kochanek Iasona, ale  Mink przyjedzie również uwolnić tego ładnego rudzielca.

 

Zrobi to, Blaine był tego pewien, przyjaźń Iasona i Raula była wręcz legendarna. Iason cenił sobie Katze, ale jeszcze bardziej cenił swojego zastępcę, będzie więc za wszelką cenę chciał ocalić jego kochanaka.

 

Blaine zwilżając wargi koniuszkiem języka wpisał końcową sekwencję poleceń do komputera. Przez kilka chwil dodawał instrukcje i usunął zapisy z godzin wieczornych. Kiedy skończył i odwrócił się w kierunku nieprzytomnego Katze i wpatrywał się w niego z satysfakcją na swojej nieskazitelnej twarzy.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin