14 - Tajemnica Śmiertelnej Pułapki.doc

(481 KB) Pobierz
Słowo wstępne Alfreda Hitchcocka

ALFRED HITCHCOCK

 

 

 

 

 

 

TAJEMNICA

ŚMIERTELNEJ PUŁAPKI

 

 

PRZYGODY TRZECH DETEKTYWÓW

 

(Przełożyła: ANNA IWAŃSKA)



Słowo wstępne Alfreda Hitchcocka

 

Witajcie, miłośnicy tajemniczych opowieści.

Oto kolejne przygody Trzech Detektywów — trzech chłopców, którzy specjalizują się w rozwiązywaniu niezwykłych zagadek. Tym razem będzie­cie im towarzyszyć w wyprawie do odległego miasteczka w stanie Nowy Meksyk, gdzie w wymarłej kopalni pewien nieżywy człowiek czeka, by zdradzić sekret kogoś z żyjących... i gdzie pewna tajemnicza kobieta... — ale wybiegam zbyt daleko naprzód.

Jeśli nie spotkaliście dotąd Trzech Detektywów, pozwólcie mi powie­dzieć, że przywódca zespołu, Jupiter Jones to pulchny chłopiec o doskona­łej pamięci i zdumiewającej zdolności dedukcji. Pete Crenshaw jest szybki i wysportowany, lecz ostrożność zmusza go do przeciwstawiania się Jupite­rowi i jego skłonności do pakowania się w kłopoty. Bob Andrews, najbar­dziej zrównoważony z całej trójki, prowadzi całą dokumentację zespołu.

Chłopcy mieszkają w Kalifornii, w Rocky Beach, na przedmieściu Los Angeles, ale w poszukiwaniu tajemnic i niezwykłych historii nie stronią od dalekich podróży.

Tyle wstępu. Czas przejść do rozdziału pierwszego i naszych przygód.

 

Alfred Hitchcock

 


Rozdział 1

 

Zaproszenie

 

— Hej, Jupe! Zgadnij, kto cię szuka! — zawołał Pete Crenshaw, gdy tylko wsunął się przez otwór w podłodze do Kwatery Głównej Trzech Detek­tywów.

— Nie muszę zgadywać. Wiem, kto mnie szuka — Jupiter Jones od­chylił się na oparcie krzesła, które zatrzeszczało pod jego ciężarem, i ciąg­nął dalej z właściwą mu dokładnością: — Ciocia Matylda wstała dziś o szóstej rano, zrobiła solidne śniadanie i wysłała wujka Tytusa na wy­przedaż staroci w Oxnard. Stąd prosty wniosek, że planuje pracowicie spędzić ten dzień.

Spojrzał na zegarek.

— Jest dokładnie pierwsza piętnaście. Z twego pytania wnoszę, że wujek Tytus już wrócił po dokonaniu zakupów w Oxnard i ciocia Matylda życzy sobie, żebym pomógł rozładować ciężarówkę.

— Jupiterze, jesteś geniuszem! — zaśmiał się Bob Andrews.

Był to szczupły chłopiec w okularach. Stał oparty o szafkę na akta i przeglądał jakieś notatki.

Chłopcy znajdowali się w starej, uszkodzonej przyczepie kempingowej, którą dostali w prezencie od wujostwa Jupitera i którą przeznaczyli na siedzibę klubu. Stała w odległym kącie składu złomu Jonesa, ukryta za stertami starych sztab, dźwigarów i innych żelaznych rupieci. Skład złomu był ruchliwym miejscem. Zapełniały go sterty pospolitego żelastwa, ale znajdowały się tu również rozmaite niezwykłe rzeczy, ocalone z wyburzo­nych domów: stare zegary słoneczne, marmurowe wanny, rzeźbione od­rzwia i witraże. Wujostwo Jupitera nie zwracali już żadnej uwagi na przyczepę w kącie placu, zbyt zajęci czyszczeniem, sortowaniem, składowaniem towaru i obsługą klientów, ściągających zewsząd w poszukiwaniu trudnych do zdobycia przed miotów.

Chłopcy uczynili z przyczepy główną siedzibę swej firmy detekty­wistycznej. Urządzili w niej malutkie laboratorium i ciemnię fotograficzną oraz biuro, w którym oprócz zniszczonego biurka i krzeseł był telefon i duża szafka na akta. Zawierały one sprawozdania ze wszystkich dochodzeń, jakie prowadzili, starannie zapisane przez Boba. Jupiter, przywódca zespo­łu, spędzał tu większość wolnego czasu i dumając nad tajemniczymi spra­wami, gimnastykował swój bystry umysł.

Jupiter był dumny ze swej niesłychanej zdolności dedukcyjnego myś­lenia. Nachmurzył się więc, gdy Pete i Bob wyśmiali jego rozumowanie.

— To nie ciocia Matylda mnie szuka? — zapytał.

— Nie narzekaj — powiedział Pete. — Wiesz, co by to oznaczało, gdyby cię szukała ciocia Matylda. Pracę! Nie, byłem rano na targu i wpad­łem na Allie Jamison.

Jupe wyprostował się gwałtownie. Bob przestał przewracać kartki i otworzył szeroko oczy. Allie Jamison, córka jednego z najbogatszych ludzi w Rocky Beach, była ich klientką zeszłego lata. W sprawie, którą nazwali Tajemnicą śpiewającego węża”, pomogli jej pozbyć się z domu złowrogie­go gościa i ujawnili diabelski spisek. Ale ich znajomość z dziewczynką nie rozwinęła się w bliższą zażyłość. Allie była zapalczywa, musiała zawsze postawić na swoim i nie stroniła od mijania się z prawdą, gdy jej to było na rękę.

— Masz ci los! — powiedział w końcu Jupe. — Myślałem, że spędza lato u wujka w Nowym Meksyku. Państwo Jamison wyjechali do Japonii i dom jest zamknięty!

Pete skinął głową.

— Wiem. Ale właśnie przyjechała do Rocky Beach. Mówiła mi, że muszą zabrać jakieś rzeczy z domu, a poza tym wujek ma tu pewne sprawy do załatwienia. Coś ją drąży. Aż rozsadza ją jakaś ważna wiadomość i zamierza przyjść przed wyjazdem, żeby się nią z nami podzielić.

Bob westchnął.

— A lato zapowiadało się tak spokojnie.

— Nie przejmuj się — powiedział Jupiter. — Allie wyjedzie, i to szyb­ko, miejmy nadzieję. Pete, jak długo miała tutaj zostać?

— Tylko do jutra! — odpowiedział mu ktoś spoza zasłony, oddzielają­cej laboratorium od biura. Pete jęknął, gdy zasłona rozsunęła się i ukazała się uśmiechnięta Allie Jamison. Wyglądała jak mały jeździec z rodeo, ubra­na w wypłowiałe dżinsy i kowbojską koszulę. Była opalona, a jej długie, brązowe włosy pojaśniały od słońca.

— Nie cieszycie się, że mnie widzicie? — zapytała niewinnie, ale w jej piwnych oczach zapaliły się złośliwe chochliki.

— Jak się tu dostałaś? — zapytał Pete.

Allie roześmiała się. Podeszła do biurka, podciągnęła się na nie i za­łożyła nogę na nogę.

— Weszłam przed wami wszystkimi. Na tylnym płocie składu jest ma­lowidło przedstawiające wielki pożar San Francisco. Płomieniom przygląda się tam mały piesek.

Jupiter zgarbił się ze znużeniem.

— A w oku pieska jest sęk. Wtyka się weń palce, zwalnia sprężynę wewnątrz płotu i deski się rozsuwają.

Jupiter mówił o Furtce Czerwonego Korsarza, jednym z kilku, zmajstro­wanych przez chłopców, sekretnych wejść do składu.

— Tym razem masz rację — powiedziała Allie. — Zeszłego lata ob­serwowałam was, chłopaki, setki razy, jak otwieraliście tę furtkę, i nie trzeba być Einsteinem, żeby wpaść na to, że macie tu sekretną kryjówkę.

— Dalej, Allie, podokuczaj nam jeszcze — wtrącił Pete. — Powiedz, jak tu weszłaś.

Allie kontynuowała z wyraźną Satysfakcją:

Nie jesteście tacy sprytni, jak się wam wydaje! Zaraz za tą furtką jest sterta złomu, a na niej tabliczka z napisem „biuro” i ze strzałką. Ale ona nie wskazuje w kierunku biura składu. Domyśliłam się, że prowadzi do waszej siedziby, detektywi. I miałam rację! Po prostu poszłam za strzałką przez złom i wylądowałam przed tą przesuwaną płytą — wskazała tylną ścianę przyczepy. — Nie chcę się chwalić, ale niezły ze mnie detektyw.

— Musimy założyć zamek na tę płytę — powiedział Jupe.

— I zdjąć tę tabliczkę — dodał Pete.

Nie trudźcie się. Jutro wyjeżdżam i nie obchodzą mnie wasze głupie sekrety. — Allie zadarła zuchwale nos. — Poza tym mam poważniejsze sprawy na głowie.

Co, na przykład? — zapytał Pete.

Allie pochyliła się do nich z przejęciem.

Mam sprawę do rozpracowania. Zamierzam przeprowadzić docho­dzenie, tak jak wy, i nie dopuścić, by mojemu wujkowi Harryemu mydlono oczy.

— Ach tak? — zdziwił się Jupe. — Twój wujek nie jest w stanie sam o siebie zadbać?

Allie zrobiła poważną minę.

— Mój wujek, Harrison Osborne, jest naiwniakiem! Zrobił fortunę na akcjach przed przejściem na emeryturę i kupił plantację choinek w Nowym Meksyku. Ale jeśli chodzi o ludzi, jest zupełnym głupkiem!

— Za to z ciebie tęga mądrala — zaśmiał się Pete.

Potraf się wyczuć fałsz w człowieku — odparła. — Mój wujek kupił ziemię, która kiedyś należała do holdingu kopalń. Jest tam kopalnia, która nazywa się „Śmiertelna Pułapka”.

Wspaniała nazwa — kpił Pete. — Co było w tej kopalni? Kości dinozaura?

Srebro. Teraz jest zamknięta, gdyż srebro zostało już z niej całko­wicie wybrane. Kopalnia nazywa się tak dziwnie, ponieważ kiedyś zabłąka­ła się tam jakaś kobieta; wpadła do szybu i zabiła się. Niektórzy starzy ludzie w Twin Lakes, tak nazywa się miasto, przy którym wujek Harry ma posiadłość, mówią, że duch kobiety wciąż straszy w kopalni. Oczywiście nie wierzę w ani jedno słowo z tych opowieści, ale tam rzeczywiście działa pewien upiór. To facet, który kupił od mego wujka kopalnię wraz z przylega­jącą ziemią.

Opalona twarz Allie poczerwieniała ze złości.

— On coś knuje. Prowadzi jakąś grę. Wiecie, on się urodził w Twin Lakes.

Czy to zbrodnia? — zapytał Bob zdziwiony.

Nie. Ale jest coś dziwnego w facecie, który rodzi się w danym mieś­cie, opuszcza je jako malutkie dziecko, po wielu, wielu latach wraca jako milioner i zgrywa się, jak to się cieszy, że wrócił do domu. Tylko, że przyja­cielski jest jak, nie przymierzając, grzechotnik. Poza tym otworzył tę kopal­nię. Wejście było zamknięte żelazną kratą. Zdjął ją i kupił obronnego psa. Czego można pilnować w nieczynnej kopalni? Facet paraduje wokół w no­wiutkich dżinsach i ma nawet kask taki, jakie noszą robotnicy budowlani. To wszystko się nie trzyma kupy. On ma wymanikiurowane paznokcie!

Allie urwała. Chłopcy milczeli, więc podjęła swój monolog:

Nikogo nie dopuszcza w pobliże kopalni. To mi się wydaje podejrza­ne. Prowadzi jakiś ciemny interes tuż pod nosem mojego wujka, a ja zamie­rzam wykryć jaki.

Powodzenia! — powiedział Pete.

Allie! — dobiegło ich czyjeś dalekie wołanie.

Bob podszedł do peryskopu, który Jupe zmajstrował i zainstalował na dachu przyczepy. Dzięki niemu chłopcy mogli widzieć, co dzieje się na zewnątrz, sami pozostając niewidoczni. Bob przyłożył oko do peryskopu i rozejrzał się ponad stertami złomu.

Przy bramie stoi siwowłosy mężczyzna z wielkimi wąsami. Roz­mawia Z ciocią Jupea.

To wujek Harry — Allie ześliznęła się z biurka. — Powiedziałam mu, że będę w składzie złomu. Chcecie go poznać chłopcy? Jest miły, bardzo go lubię.

Zdecydowanym krokiem wyszła z przyczepy przez przesuwaną płytę. Chłopcy za nią, powściągając tryumfalne uśmiechy. To nie było jedyne sekretne wejście do Kwatery Głównej. Na szczęście dziewczynka nie od­kryła najważniejszego — klapy w podłodze biura. Wraz z Allie przedostali się do głównej bramy.

No proszę! — zawołała na ich widok ciocia Matylda. — Wiedzia­łam, że gdzieś tu jesteście. Ach, Allie! Jak to miło znowu cię widzieć.

To ja bardzo się cieszę, że panią widzę — odparła Allie jak dobrze wychowana panienka. — Wujku, poznaj Jupitera Jonesa, Boba Andrewsa i Pete’a Crenshawa.

Cześć — Harrison Osborne uścisnął Jupiterowi dłoń i skinął głową Bobowi i Peteowi. — A więc to wy jesteście Trzema Detektywami. Allie mówiła mi o was.

Nic dobrego, możecie być pewni — wtrąciła Allie.

Chłopcy zignorowali jej słowa. Jupe sięgnął do kieszeni i wyciągnął wizytówkę, którą wręczył panu Osborneowi.

Gdyby kiedykolwiek potrzebował pan naszych usług...

Pan Osborne odczytał:

 

TRZEJ DETEKTYWI

Badamy wszystko

???

Pierwszy Detektyw . . . . . . . . Jupiter Jones

Drugi Detektyw . . . . . . . . . Pete Crenshaw

Dokumentacja i analizy . . . . . Bob Andrews

 

 

Następnie zwrócił kartę Jupiterowi.

— Co oznaczają znaki zapytania? — zagadnął.

Znak zapytania jest uniwersalnym symbolem nieznanego — od­parł Jupe. — Trzy pytajniki na naszej karcie związane są z Trzema De­tektywami, to nasz znak firmowy. Specjalizujemy się w rozwiązywaniu różnych zagadek, tajemnic lub niejasnych spraw, które są nam powierzane.

Pan Osborne roześmiał się.

Wątpię, bym w Twin Lakes kiedykolwiek potrzebował detektywów, ale... — zamyślił się nagle — ale przydałoby mi się na ranczu trzech takich silnych chłopców jak wy. Poza tym Allie powinna mieć towarzystwo rówieśników... Powiedzcie mi, chłopcy, czy przycinaliście kiedyś drzewa?

Czy przycinaliśmy drzewa? — powtórzył Bob. — No pewnie.

Świetnie. Trzeba poprzycinać choinki, żeby miały należyty kształt na Boże Narodzenie. Mam trudności ze znalezieniem pracowników w Twin Lakes. Co byście powiedzieli o wyprawie na ranczo jutro rano, ze mną z Allie?

Tu zwrócił się do cioci Matyldy:

Chętnie wziąłbym chłopców na jakieś dwa tygodnie, jeśli nie ma pani nic przeciw temu. Mamy mnóstwo miejsca w domu, będę im płacił za godzinę tyle, ile bym zapłacił miejscowym pracownikom.

Ciocia Matylda zastanawiała się, pełna wątpliwości.

Czy ja wiem? Myślałam o usunięciu tych stert złomu tam, w rogu, jeszcze w tym tygodniu. Zajmują tylko miejsce.

Chłopcy przerazili się. Ciocia Matylda zamierzała usunąć złom, który osłaniał ich Kwaterę Główną! Jupe pomyślał szybko, że bez nich nigdy nie weźmie się do tej roboty.

Ciociu, strasznie chciałbym pojechać z Allie i jej wujkiem. Miałbym jakieś nowe doświadczenia.

A nowe doświadczenia są pożyteczne! — powiedziała Allie ze śmiechem. — Poza tym, w Twin Lakes możecie napotkać jakąś tajemni­cę, i będzie zabawa!

Jupe nagle zrozumiał, że Allie podstępnie sprowokowała to zapro­szenie. Zastawiła na nich pułapkę, żeby zyskać ich pomoc w swojej spra­wie.

Może być fajnie — przystał Pete. — Myślę, że rodzice mnie pusz­czą.

Bob również zdawał się mieć ochotę.

Na pewno będę mógł się zwolnić z mojej pracy w bibliotece. Nie ma tam teraz ruchu.

No dobrze — zgodziła się ciocia Matylda.

Harrison Osborne uścisnął jej dłoń.

Obiecuję nie przemęczać chłopców.

O to się nie martwię — odpowiedziała ciocia Matylda. — Niełatwo ich zagonić do pracy. Znajdą więcej wykrętów niż stonoga ma nóg.


Rozdział 2

 

Gromkie po witanie

 

Jesteśmy w Twin Lakes — oświadczył Harrison Osborne.

Duży, klimatyzowany samochód zwolnił. Odbyli nim podróż poprzez pustynię Arizony aż po wzgórza południowo-zachodniego Nowego Meksy­ku. Na wprost utwardzonej asfaltem drogi, chłopcy zobaczyli zieloną dolinę położoną między dwoma pasmami zalesionych gór. Od drogi odbiegały piaszczyste ulice, a przy nich stały rzędy małych, drewnianych domów. Przy samej drodze znajdowało się kilka budynków — sklep spożywczy, apteka, redakcja lokalnej gazety i malutki, rozsypujący się sklep z artykułami żelaz­nymi. Pośrodku miasta imponująco wznosił się dwupiętrowy, ceglany budy­nek sądu. Dalej była stacja benzynowa, a za nią miejscowa straż pożarna.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin