Biografia Cohena.doc

(1457 KB) Pobierz
Ira B

Ira B. Nadel

 

RÓŻNE POSTAWY

Życie Leonarda Cohena

 

 

Przełożył

Wojciech Fladziński

Prószyński i S-Ka WARSZAWA 2000

 

Tytuł oryginału:

VARIOUS POSITIONS. A LIFE OF LEONARD COHEN

Copyright (c) 1996 by Ira B. Nadel

Published by permission of Random House of Canada, Toronto, Canada

Projekt graficzny serii:

Zombie Sputnik Corporation

Zdjęcie na okładce:

Rex/East News

Redakcja:

Jadwiga Piller

Redakcja techniczna:

Jolanta Trzcińska

Korektor:

Bogusława Jędrasik

Łamanie:

Monika Lefler Liwia Drubkowska

ISBN 83-7255-438-2 Biografie

Wydawca:

Prószyński i S-ka SA 02-651 Warszawa, ul. Garażowa 7

Druk i oprawa:

Zakłady Graficzne K.E.N. SA 85-067 Bydgoszcz, ul. Jagiellońska l

 

 

Dla Dary i Ryana

 

 

Chciałbym, żeby wszystko, co ma się do powiedzenia,

można było wyrazić jednym słowem.

Nie cierpię tego, co może się zdarzyć

między początkiem a końcem zdania.

 

Leonard Cohen, Ulubiona gra

 

Czym jest poeta? Nieszczęśliwym człowiekiem,

który kryje w swym sercu głębokie cierpienie,

a którego wargi tak są uczynione, że kiedy

westchnienia i skargi przelewają się przez nie,

brzmią one jak piękna muzyka.

 

Soren Kierkegaard, Albo-Albo*

 

* Tłum. Jarosław Iwaszkiewicz, PWN, Warszawa 1976, t.l,s.19.

 

Wstęp

Zagadka Leonarda Cohena: elegancko ubrany przedstawiciel artystycznej bohemy, samotnik goniący za kobietami, piosenkarz o niemuzycznym głosie. Żyd praktykujący zen. Próba wyjaśnienia tej tajemnicy zawiodła mnie do Los Angeles, Nowego Jorku, Nashville, Montrealu i na Hydrę. Przez cały ten czas Cohen okazywał mi cierpliwość, nawet wtedy, gdy zadałem mu pytanie, którego postawienie wymusił na mnie wydawca: czy książkę tę można nazwać autoryzowaną biografią? Artysta chwilę milczał, po czym z zadumą odrzekł: "z pewną dozą tolerancji", dodając po chwili: "życzliwej tolerancji". Ta skromność zafałszowuje nadzwyczajną pomoc udzieloną mi przez niego i jego bliskich w trakcie pisania tej książki.

Cohena nazywano "pół-wilkiem, pół-aniołem", "sprzedawcą rozpaczy", "narodowym piewcą pesymizmu", a także, bardziej już kolokwialnie, "księciem włóczęgów". Jego wczesne albumy potwierdzały te epitety. Była to "muzyka podcinająca żyły", jak makabrycznie stwierdzono w artykule na jego temat. Pewna słuchaczka zaś wykrzyknęła: "Dzięki Bogu, Sylvia Plath nigdy nie próbowała śpiewać!". Pod wpływem jego późniejszej twórczości ten pogląd ewoluował; ostatnie płyty nazywano uroczystymi, a w chwilach nieuwagi, optymistycznymi. Jednakże to wysmakowane samoupodlenie jest obecne właściwie w całej twórczości Cohena. Przejawia się ono w przydającej mu tylko uroku kapryśnej kochliwości i narcystycznym erotyzmie. Twórca zawsze odczuwał przygnębienie, ale - jak sam powiedział -nie było ono wcale większe niż u innych. "Ludzie mylą depresję z powagą. Tak się składa, że lubię być w poważnym nastroju. Uspokajam się wtedy i rozluźniam". Nietzsche podsumowuje ten paradoks następująco: "W wymierzaniu kary jest wiele ze święta".

7

 

Na sukces Cohen nie musiał długo czekać. Zyskał opinię poety wyklętego, którego posępne hymny określały przedłużający się okres literackiej niedojrzałości. Sukces był jednak zawsze względny: chwalone przez krytykę płyty sprzedawały się słabo, a kontrowersyjne książki czytało niewielu. Dopiero w połowie lat osiemdziesiątych, kiedy młodsi artyści zaczęli mówić o swoim długu wobec Cohena, jego twórczość przeżyła komercyjne zmartwychwstanie. W 1991 roku ukazała się płyta "I'm Your Fan" (Jestem twoim wielbicielem) z utworami Cohena w wykonaniu zespołów grających muzykę alternatywną. Kolejna produkcja tego typu: "Tower of Song" (Wieża pieśni), wyszła cztery lata później.

Oryginalny tytuł tej książki, "Various positions" (Różne postawy)* jest tytułem ulubionego albumu Cohena z roku 1984, a jednocześnie sentencją filozoficzną. Wynika ona z maksymy "w zen nic nie jest ustalone raz na zawsze", głoszonej przez roshiego Joshu Sasakiego, nauczyciela zen, którego uczniem był Cohen. Reprezentowanie określonej postawy i tych samych poglądów przez całe życie jest z punktu widzenia zen antytetyczne, ponieważ w świecie zen nie ma absolutów. Jedyny absolut to zmiana, poza tym wszystko jest niestałe. Jedno jest tylko trwałe i rzeczywiste - czysty, nieskrępowany byt, który ciągle trzeba odkrywać. To zaś wymaga dyscypliny.

Czy były to trzy strony dziennie, których napisania w 1959 roku domagała się od Cohena jego gospodyni, czy też mozolna praca nad tekstami piosenek, których stworzenie zajmowało mu często kilka lat, u podstaw sukcesu Cohena zawsze leżała dyscyplina. Wszystko, co pisze, przerabia do czasu, aż zabrzmi prawdziwie. "Ostatnia myśl jest zawsze najlepsza", rzekł kiedyś, zadając kłam obiegowej opinii, przypisującej znaczenie pierwszej, spontanicznej myśli. "Przeważnie jestem sztywny, spięty i udręczony - powiedział w wywiadzie z 1993 roku. - Muszę zdjąć wiele warstw, zanim dotrę do prawdy. Nie ma we mnie spontaniczności ani intuicji".

Cohen zachowuje notatki ze wszystkich etapów swojej pracy, traktując je jako część procesu twórczego, który wieńczy artystyczne odkrycie. Zbiór zapisków, gazet, periodyków, roboczych wersji utworów, pamiętników i listów tworzy trwałe archiwum jego twórczości. Jak sam wyjaśnia: "stanowi ono najgłębszą istotę rzeczy. Wi-

* Tłumacz, bogatszy o wiedzę wyniesioną z książki, czyni tu odstępstwo od stosowanej konsekwentnie zasady przytaczania polskich tytułów utworów Cohena za jego najbardziej znanymi tłumaczami, Maciejem Zembatym i Maciejem Karpińskim.

8

 

dzę, jak z bezkształtnej masy wyłania się nowa jakość". Opublikowane piosenki lub wiersze są tylko "punktami orientacyjnymi, desygnatami, w pewnym sensie sygnałami, żeby zbadać całą twórczość [...]. Archiwum jest górą, a opublikowane utwory - wulkanem". Swoje archiwum postrzega jak biblijne nieociosane kamienie: "coś, z czego buduje się ołtarz, arkę, cokolwiek, co jest obrabiane, zdobione, przemyślane, ale podstawą muszą być nieociosane kamienie, muszą tam być i muszą być masywne". Cohena charakteryzuje ślimacze tempo pracy; każda kolejna wersja utworu przybliża go o centymetr do celu. W twórczości odbija się jego życie: pasmo niepowodzeń przerywają małe zwycięstwa. Złe to czy dobrze, poeta zachowuje wszystko, co go dotyczy:

Zbieractwo to jedyna rzecz, na jakiej się znałem. Nie miałem pojęcia, kim jestem ani dokąd zmierzam, nie wiedziałem, jaki jest ten świat i jakie są kobiety. Wiedziałem jedynie, że będę dokumentował to marne życie [...]. Nigdy nie mówiłem o sobie: wielki poeta; ani razu nie dawałem do zrozumienia, że jestem kimś więcej niż pomniejszym autorem wierszy, tekstów piosenek i ich wykonawcą, cokolwiek to znaczy. Szufladkowanie pozostawmy innym. Powiedziałem tylko, że mam to tutaj. Tutaj jest wszystko [...]. Robiłem to, co sobie umyśliłem, czyli dokumentowałem swoją podróż bez jakiegokolwiek jej oceniania. Ale moja podróż tkwi tutaj. Bez cienia wątpliwości.

W sztuce jest spójność, której nie ma w historii. Według Cohena muzyka i pisarstwo są nierozdzielne. W takim podejściu przejawia się żydowska tradycja jedności Prawa Pisanego i Prawa Mówionego*; nie można ich rozdzielić, czasami to drugie uważa się za duszę pierwszego. Zostały objawione jednocześnie.

W życiu Cohen pragnął oglądać i przeżywać piękno z bliska, chciał się o nie ocierać. Paradoksalnie, kiedy już zaspokajał swoje pragnienie, jego zapał ulatywał. Odszedł od wielu osób, które kochał. Ilekroć dotykał piękna, porzucał je w obawie, że go usidli. Jak pisze w niewydanej powieści: "O zmierzchu gardzę tym, co uwielbiałem rano. Z sybaryty przemieniam się w ascetę". Z jednej strony oznaczało to koniec jego licznych romansów, z drugiej zaś zwiększało jego odporność estetyczną. Z depresji i rozpaczy rodził się zapał twórczy.

Artysta wielokrotnie dawał dowody specyficznego poczucia humoru, kpiąc z samego siebie. "Z większości moich utworów można

*Ustnej Tory (przyp. tłum.).

9

 

się śmiać - zauważył w 1992 roku. - Zawsze uważałem się za wesołka". Jednakże humor nie umniejsza zasadniczej powagi jego twórczości. "Każda książka jest u mnie przejawem innego rodzaju kryzysu", mówił na wstępie kariery. Swoje kryzysy traktował obrzędowo, na początku za pomocą poezji, a później powieści, psalmów i tekstów piosenek. Jego mała, lecz wierna publiczność widzi w nim niemalże duszpasterza, ofiarującego przewodnictwo duchowe. Muzykę Cohena cechuje eklektyzm; jest to mieszanka rytmów śródziemnomorskich, ballad folkowych, country-and-western, bluesa, jazzu i gospel - luźny, podlegający ciągłym zmianom styl, w którym stały jest tylko jego mroczny ton.

Sedno uroku Leonarda Cohena tkwi w poetyce przetrwania, stawiającej czoło ciemności bytu z pozytywnym skutkiem. Jemu samemu dotąd pomógł przetrwać dwudziestopięcioletni związek z buddyzmem zen. Judaizm zapoczątkował wprawdzie jego poszukiwania duchowe, ale kierunek wskazał mu buddyzm. Droga ku wyzwoleniu przez cierpienie "zawiodła mnie do punktu, w którym się znajduję". W zen Cohena bardzo pociągała droga wiodąca do zrozumienia siebie:

Nie chcę być ograniczony żadnymi więzami. Chcę zacząć od nowa. Chyba cię kocham, ale jeszcze bardziej kocham pomysł ponownego startu z wyzerowanym kontem [...]. Skuszony dyscypliną staję się bezlitosny.

Ten manifest Cohen powtarza w wierszach, piosenkach i prozie, realizuje go w życiu osobistym. Stanowi on podsumowanie jego ciągle aktualnego dylematu: jak być wiernym komuś i jednocześnie sobie.

Naturalnie, każda biografia jest niekompletna; może tylko przybliżyć chwile z życia opisywanej postaci. W wypadku Cohena on sam większą część swojej artystycznej energii spożytkował na przybliżenie tych chwil, co daje biografowi kilka wskazówek, prowadzących do rozwikłania tajemnicy:

Nie buja bynajmniej w obłokach z aniołami, lecz z dokładnością igły sejsmografu wykrywa konkretny, krwawy pejzaż [...]. Umie kochać kształty ludzi, subtelne i zwichrowane kształty serca. Dobrze, że są wśród nas tacy ludzie, takie zachowujące równowagę potwory miłości*.

* Leonard Cohen, Piękni przegrani, tłum. Anna Kołyszko, Da Capo, Warszawa 1995,s. 105.

10

 

Źródło harmonii

Swój pierwszy w życiu tekst Leonard Cohen zakopał. Po śmierci ojca rozpruł jedną z jego wizytowych much, zaszył w niej swój przekaz, a całość zakopał w śniegu, w ogródku na tyłach rodzinnego domu w Montrealu. Dla dziewięcioletniego chłopca był to gest wielce doniosły i symboliczny. Oto wyprawił ojcu odrębny, osobisty pogrzeb, w którym zewnętrzne okazywanie bólu zastąpiła ekspresja słowna. Zakopana w śniegu wiadomość była nicią łączącą go z ojcem. Nić tę wzmacniał, ilekroć komponował. Sztuka i sakrament, obrzęd i pisarstwo stały się jednym.

Dzień pogrzebu wypadł w urodziny Esther, siostry Leonarda, ale nikt o tym nie pamiętał. Zauważono to dopiero późnym wieczorem, kiedy spłakane dzieci opowiadały sobie, jak podczas ceremonii pogrzebowej widziały przelotnie ojca w otwartej trumnie. Cohen prosił siostrę, żeby nie płakała, gdyż powinna obchodzić swoje święto. Oboje jednak nie mogli wyrzucić z pamięci obrazu dnia: twarzy ojca, równie surowej po śmierci, jak za życia.

Śmierć ojca w styczniu 1944 roku była najważniejszym wydarzeniem w młodości Cohena i stanowiła racjonalne uzasadnienie jego twórczości. "Utrata jest matką poezji", wyjaśnił w "Ulubionej grze" (The Favorite Game). Śmierć ojca skłoniła go również do szukania nauczycieli, mogących mu go zastąpić.

Poszukiwania te prowadzi po dziś dzień. Z psychologicznego punktu widzenia, z odejściem ojca Cohen zyskał wolność, gdyż mógł bez przeszkód realizować własne pragnienia. Z drugiej jednak strony ją stracił, będąc zmuszony do odgrywania roli głowy rodziny; teoretycznie odpowiadał za jej dobrobyt, ale faktycznie byt całkowicie uzależniony od stryjów.

11

 

Na pytanie: "Jak to jest, kiedy nie ma się ojca?", narrator "Ulubionej gry" odpowiada: "Szybciej się dorośleje. Zasiada się na miejscu ojca i dzieli kurczaka". Podobnie jak w znacznej części swojej twórczości, tak i tu Cohen przekształca wątki psychologiczne w duchowe: "Śmierć ojca miała aurę tajemniczości, stwarzaną przez kontakt z nieznanym. Przydawała autorytetu w mówieniu o Bogu i piekle". Ta strata odcisnęła się na psychice Cohena trwałym piętnem, które w swojej pierwszej powieści zdefiniował następująco: "Taki jest skutek, kiedy słowo staje się ciałem". Tekst wszyty w muchę był talizmanem, który Cohen nosi do tej pory: "W jego poszukiwaniu od lat przekopuję ogród. Możliwe, że robię tylko to - szukam tekstu".

Leonard Cohen wychowywał się w Westmount, podmontrealskim osiedlu bogatszej klasy średniej usytuowanym na zboczu Mount Royal. Za piętrowym bliźniakiem z cegły rozciąga się Murray Hill Park, otwarta przestrzeń łącząca osiedle z Cote-St-Antoin i synagogą Szaar Haszomajim, która góruje nad większością zabudowań dzielnicy. Z parku roztacza się widok na Rzekę Świętego Wawrzyńca na południu i śródmieście Montrealu na wschodzie. Z przeszklonej werandy na piętrze Cohen mógł patrzeć na odległe miasto lub podglądać zakochanych w parku. "Park - pisał później - wzmacniał siły wszystkich śpiących w okolicznych domach. Był ich zielonym sercem. Dzieciom zapewniał heroiczną scenerię do zabaw, a niańkom i służącym spacery krętymi alejkami, żeby mogły sobie wyobrazić piękno". Do roku 1950 Cohen zajmował pokoik na tyłach domu z widokiem na park. Kiedy jednak jego matka Masha wyszła ponownie za mąż i rodzina powiększyła się o przyrodnią siostrę, przeniósł się do pomieszczenia dawnej biblioteki. Nadal stoi tam jego łóżko, komoda, stół na wprost bocznego okna, a dwie ściany zajmują regały, uginające się pod ciężarem książek.

Na ścianach wisi zdjęcie portretowe ojca oraz fotografie Cohena i jego siostry Esther w uroczystych togach z okazji ukończenia Uniwersytetu McGilla. Jest też zdjęcie Cohena modlącego się przy Ścianie Płaczu w Jerozolimie. Ma na sobie talit (tates, modlitewny szal) i tefilin (filakterie, symboliczne przedstawienie Dziesięciorga Przykazań, dwa pudełeczka zawierające fragmenty Tory, przymocowywane rzemykami do lewego ramienia i czoła w codziennych modlitwach

12

 

porannych). Regaty zajmują oprawione w skórę komplety dzieł Chau-cera, Miltona, Byrona, Scotta, Longfellowa, Wordswortha oraz "Golden Treasury" Francisa Palgrave'a*. Książki te Cohen odziedziczył po ojcu, który dostał je na swoją bar micwę. Na górnej półce regału spoczywa modlitewnik podarowany matce Cohena i wydany przez Zjednoczone Gminy Żydowskie, a obok niego "Ozar Taamei Chazal - Skarbnica Komentarzy Talmudycznych", siedmiusetstronicowa księga skompilowana przez jego dziadka ze strony matki, rabina Solomona Klinitsky'ego-Kleina.

Są tu też poezje A.M. Kleina, "Kanadyjskie prawo konstytucyjne" Bory Laskina, "Kanadyjski kodeks karny 1953-1954", poezje zebrane Mariannę Moore, "Harmonium" Wallace'a Stevensa, wybór krótszych form poetyckich Wystana Audena, "A History of Sexual Customs" Richarda Lewinsohna, "Torturę of the Christian Martyrs" A.R. Allinsona, jak również poezje Matthew Arnolda, "Pani jeziora" Waltera Scotta, poezje Walta Whitmana i Roberta Louisa Stevensona, "Pamiętniki Napoleona" i w końcu "Boska Komedia" Dantego oprawiona w białą skórę. Widać stąd rozmaite źródła inspiracji Cohena oraz jego pączkujące ambicje, w tym przejawianą we wczesnym wieku chęć zostania prawnikiem.

Portret ojca Cohena przedstawia szykownego mężczyznę o poważnym wyrazie twarzy i dużych, przenikliwych oczach. Nathan Cohen ma wypielęgnowane wąsy i połyskujące włosy zaczesane do tyłu. Nat, bo tak nazywano go w rodzinie, hołdował modzie edwardiańskiej. Na zdjęciu jest ubrany w angielski garnitur, kwintesencję "całej angielskiej powściągliwości, jaką można wpleść w tkaninę". Żaden szczegół portretu nie wskazuje na niepełnosprawność i wątłe zdrowie Nata, będące skutkiem wojny. Widzimy budzącego szacunek przedstawiciela klasy średniej. Miał on jednak wysokie ciśnienie i często, kiedy wpadał w złość, krew napływała mu do twarzy. Doskonale przeczuwał przyszłość. Edgar Cohen, kuzyn Leonarda, starszy od niego o dwadzieścia lat, pamięta, że kiedyś w synagodze Nathan odwrócił się do niego i powiedział: "Nigdy nie zobaczę bar micwy Leonarda". Miał rację. Innym razem, kiedy młody Leonard pomylił kadisz - modlitwę za zmarłych, z kiduszem - błogosławieństwem nad pucharem wina przed kolacją, ojciec, nie przerywając mu, wymamrotał z rezygnacją:

"Niech mówi dalej, wkrótce i tak będzie musiał zmówić kadisz".

*Antologia poezji angielskiej do dziewiętnastego wieku (przyp. tłum.).

13

 

Nathan Cohen, choć z wykształcenia inżynier, odgrywa} ważną rolę w rodzinnym interesie odzieżowym. Leonard go uwielbia}, ale, jak sam się wyraził, w rodzinie Cohenów Nathan był "prześladowanym bratem o duszy poety, dużym chłopczykiem rozmiłowanym w mechanicznych zabawkach i wzdychającym sędzią, który słucha, ale nie skazuje". Po jego śmierci w stabilne dotąd życie rodziny wkradło się zamieszanie: "umarł gotowy do mitów i odwetu. Pozostawił syna, który już wtedy wierzył w możliwość kierowania swoim losem. Umierał, plując krwią i dziwiąc się, dlaczego nie został przewodniczącym synagogi. Jedno z ostatnich zdań, jakie wypowiedział do żony, brzmiało: powinnaś była wyjść za ambasadora".

Na zdjęciu przedstawiającym rodziców Cohena w ogrodzie widać uśmiechniętą kobietę w eleganckiej sukni, trochę wyższą od męża. Oboje wpatrują się z dumą w aparat fotograficzny, matka z zaciekawieniem i podejrzliwością, w spojrzeniu ojca zaś maluje się poczucie własnej wartości i lekka sztywność. W getrach, z cygarem w ustach i kwiatem w butonierce Nathan wygląda szykownie. Pobrali się w roku 1927.

Matka Cohena, z pochodzenia Rosjanka, uosabiała cechy swojego narodu: była na przemian melancholijna, uczuciowa, romantyczna i żywotna. W pamięci Suzanne Eirod, matki dwojga dzieci Cohena, Masha Cohen jawi się jako jego "najbardziej senne duchowe natchnienie". Według jej pasierbicy, Roz Van Zaig, Masha "miała artystyczną duszę". Była umuzykalniona i często śpiewała w domu europejskie pieśni ludowe, po rosyjsku i w jidysz. Kiedy jej syn nauczył się grać na gitarze, śpiewała z nim wspaniałym altem. Robiła teatralne gesty, była krępa i miała smykałkę do gotowania. Początkowo osobowość Mashy kolidowała ze sztywną etykietą Cohenów. Jej angielski był słaby. Do końca życia mówiła gardłowo z rosyjskim akcentem. Część Cohenów uważała, że Nathan popełnił mezalians. Masza była dyplomowaną pielęgniarką. Swoją troskliwością, nieocenioną przy chorym mężu, zjednała sobie wkrótce większość członków rodziny. Niemniej u co poważniejszych ciotek i wujków jej animusz budził niepokój.

Lazarus Cohen przybył do rolniczego Ontario w roku 1869 w kolejnej fali dziewiętnastowiecznej emigracji żydowskiej do Kanady.

14

 

Osiedlił się w Maberły, a dwa lata później sprowadził rodzinę pozostawioną na Litwie, skąd pochodził. W roku 1883 przeniósł się do Montrealu, gdzie jego syn zdobywał wykształcenie teologiczne, a społeczność żydowska była coraz liczniejsza.

Lazarus wywodził się z pobożnej i światłej rodziny, sam był rabinem, który w nowym świecie odkrył w sobie żyłkę do interesów. Jego młodszy brat Hirsch, również rabin, który później został naczelnym rabinem Kanady, był znany z silnego, grzmiącego i donośnego głosu. Być może swój niepowtarzalny timbre Cohen odziedziczył właśnie po nim. Lazarus sprawdził się w roli człowieka interesu. W roku 1895, po przeprowadzce do Montrealu, został prezesem "W.R. Cuthbert & Company", odlewni stopów miedzi, która w latach 1896-1906 przekształciła się w pierwszą w Kanadzie żydowską firmę pogłębiarską. Miała ona flotę pogłębiarek i kontrakty rządowe na pogłębienie prawie wszystkich dopływów Rzeki Świętego Wawrzyńca między jeziorem Ontario a Ouebekiem.

Jako aktywny działacz społeczności żydowskiej, w 1893 roku Lazarus odwiedził Palestynę. Udał się tam w imieniu grupy osadników. Był to pierwszy bezpośredni kontakt kanadyjskich Żydów z ich ojczyzną. Lazarus został również przewodniczącym Żydowskiej Komisji Kolonizacyjnej w Instytucie Barona de Hirscha*. Komisja organizowała osadnictwo żydowskie w zachodniej Kanadzie. W 1896 roku Lazarusa wybrano na przewodniczącego synagogi Szaar Haszomajim.

Stanowisko to piastował do roku 1902. Nosił długą, falującą brodę i przedkładał literacką angielszczyznę nad jidysz. Mówił ze słabym szkockim akcentem, gdyż przed wypłynięciem do Kanady mieszkał w hrabstwie Glengarry. Zmarł 29 listopada 1914 roku w wieku siedemdziesięciu lat, w dwa lata po ponownym wyborze na przewodniczącego gminy. Chwalono go za biegłą znajomość zarówno Talmudu, jak literatury angielskiej oraz za harmonijne łączenie dawnych tradycji ze współczesną kulturą.

W roku 1891 Lyon Cohen, najstarszy syn Lazarusa, poślubił Rachel Friedman. Miał z nią czworo dzieci: Nathana, Horace'a, Lawrence'a i Sylvię. Podobnie jak ojciec, Lyon aktywnie uczestniczył w życiu społeczności montrealskich Żydów. Wraz z Samuelem Wil-

* Maurice de Hirsch, 1831-1896, niezwykle hojny filantrop żydowski (przyp. tłum.).

15

 

liamem Jacobsem zacząt wydawać "The Jewish Times" - pierwszą żydowską gazetę w Kanadzie. W roku 1904, w wieku zaledwie trzydziestu pięciu lat, został wybrany na przewodniczącego Szaar Haszomajim, największej i najbardziej znaczącej kongregacji żydowskiej w Kanadzie. Był także członkiem zarządu Instytutu Barona de Hirscha, a od 1908 roku jego dyrektorem. Instytut przekształci} w pierwszy, aktywnie działający ośrodek społeczności żydowskiej Montrealu. Założył pierwsze Hebrajskie Towarzystwo Pożyczek Bezprocentowych i sanatorium "Góra Synaj" w Ste-Agathe. W 1922 roku został przewodniczącym Rady Społeczności Żydowskiej Montrealu, do której powołania się przyczynił. On, angielskojęzyczny Żyd z podmiejskiego Westmount, był całkowitym przeciwieństwem mówiących w jidysz śródmiejskich Żydów z ulic St-Laurence i St-Urbain.

Montreal roku 1900 zamieszkiwali głównie frankofoni, ale miasto w znacznej mierze kontrolowała anglofońska mniejszość. Ludność francuskojęzyczna, stanowiąca dwie trzecie ogólnej liczby mieszkańców, była skupiona w dzielnicach na wschód od St. Lawrence Boulevard zwanego Magistralą. Ludność anglojęzyczna rozlokowała się w zachodniej części miasta: w rezydencjach Golden Square Mile, w Westmount i Griffmtown - robotniczym irlandzkim getcie. Żydzi osiedlali się głównie wzdłuż Magistrali, pomiędzy częściami francuską i angielską, rozgraniczonymi za zgodą obu społeczności. Enklawę żydowską zamykały ulice: od zachodu St-Urbain, od wschodu - St Denis, od południa - Craig, a od północy - Duluth. Emigracja żydowska do Kanady przybrała znaczące rozmiary dopiero pod koniec dziewiętnastego wieku. W latach 1901-1911 liczba montrealskich Żydów wzrosła ponad czterokrotnie (od 16 400 w 1901 r. do 74 564 w 1911 r.). Większość pozostała kupcami, przedstawicielami handlowymi i fabrykantami.

Pomimo tradycyjnych podziałów miasta na części narodowe, Lazarus Cohen zamieszkał w Westmount. Tamtejsze domy z kamienia były kopiami architektury londyńskich dzielnic Mayfair i Belgravii. Ten sam kwartał ulic, a niekiedy jeden dom, łączył w sobie elementy gotyckie, renesansowe i z epoki Tudorów. Pod względem architektonicznym, geograficznym i duchowym Westmount odstawał od frankofońskiego Montrealu; od tego, czemu później nadano nazwę Francuskiej Rzeczywistości (French Fact).

W "Ulubionej grze" Cohen podkreśla zaściankowość Westmount, przeciwstawiając ją imigranckiemu charakterowi Montrealu

16

 

i sposobowi, w jaki miasto nieustannie przypominało swoim mieszkańcom o ich przeszłości. "Miasto - jak pisze - uwiecznia przeszłość, która zdarzyła się gdzie indziej". I dalej:

Ta przeszłość zachowała się nie w budynkach czy pomnikach, tak łatwo burzonych z chęci zysku, ale w umysłach mieszkańców. Noszone przez nich ubrania i wykonywane zawody odzwierciedlają wyłącznie aktualną modę. Każdy mówi jednak językiem swoich przodków. Tak jak nie ma Kanadyjczyków, tak nie istnieją montrealczycy. Spytani, kim są, podadzą nazwę swego plemienia [...]. W Montrealu nie ma czasu teraźniejszego, jest tylko przeszłość z pretensjami do zwycięstwa.

Lyon Cohen głęboko wierzył, że Żydom do poczucia godności konieczna jest znajomość własnej historii. Przekonanie to wpoił synowi Nathanowi i wnukowi Leonardowi. Dla Lyona ważna była również znajomość Tory, podobnie jak wypełnianie micwot (przykazań). Arystokratycznie wytworny i pragmatycznie ugodowy, Lyon Cohen byt opatrznościowym duchem lokalnej społeczności żydowskiej, zwłaszcza w czasie wojny.

Lyon zaangażował się też mocno w pobór żydowskich mężczyzn do wojska. Był świadkiem wyjazdu na front swoich dwóch synów, Nathana i Horace'a, którzy walczyli w szeregach Montrealskiego Pułku Królewskich Sił Zbrojnych (trzeci z synów, Lawrence, nie służył w armii). Stanął na czele nowo powstałej organizacji charytatywnej, niosącej pomoc europejskim Żydom, ofiarom pogromów. Następnie został przewodniczącym Narodowego Komitetu Wykonawczego Kongresu Żydów Kanadyjskich, utworzonego w marcu 1919 roku w Montrealu. W jego domu przy Rosemount Avenue znajdowały się uczone żydowskie książki, a fasadę dumnie zdobiła Gwiazda Dawida. Lyon często gościł przywódców żydowskich, między innymi: Chaima Weizmanna, rabina Stephena Samuela Wise'a i Solomona Schechtera. Przy całej swej uczoności Lyon miał w sobie coś z bon vivanta, podpierał się drogą laską, chodził w najlepszych garniturach i żył wygodnie, otoczony służbą.

W 1906 roku założył "Freedman Company", firmę szyjącą odzież w dużych seriach. Jej prowadzenie stało się głównym zajęciem jego synów: Nathana i Horace'a (Lawrence prowadził "W.R. Cuthert", odlewnię stopów miedzi i armatury wodociągowej, którą prze-

 

2. Różne postawy...

17

 

 

jął po stryju Abrahamie Cohenie, zmarłym przedwcześnie w wieku pięćdziesięciu siedmiu lat). Pod koniec lat pięćdziesiątych wnuk Lyona, Leonard, pracował krótko w odlewni i w dziale spedycji "Freedman Company". W 1919 roku Lyon założył "Canadian Export Clothiers Ltd", zostając prezesem spółki. Później został przewodniczącym Stowarzyszenia Montrealskich Producentów Odzieży i dyrektorem Montrealskiego Towarzystwa Ubezpieczeń na Życie. Podczas podróży po Europie w 1924 roku miał być na audiencji u papieża, ale w przeddzień doznał ataku serca.

Przewieziono go do sanatorium w Szwajcarii, gdzie zdołał dojść do zdrowia. Zmarł 15 sierpnia 1937 roku, a wśród niosących trumnę znalazł się magnat alkoholowy Samuel Bronfman. Leonard Cohen miał wtedy trzy latka.

Jego dziadek ze strony matki, uczony rabin Solomon Klinitsky-Klein, zyskał sobie przydomek "Księcia gramatyków" (Sar ha Dikdook) za napisanie "A Treasury of Rabinie Interpretations" - encyklopedycznego przewodnika po komentarzach talmudycznych, jak również, wychwalanego przez poetę A.M. Kleina, "Lexicon of Hebrew Homonyms" - słownika hebrajskich synonimów i homonimów. Rabin Klein nie uznawał praw absolutnych, byt znakomitym polemistą.

Urodzony na Litwie, uczeń wielkiego myśliciela, rabina Icchaka Ełchanana, Solomon Klein był niegdyś dyrektorem kowieńskiej jesziwy. Uciekając przed pogromami w Rosji i Europie Wschodniej, znalazł się z rodziną w Anglii, a w 1923 roku wyemigrował do Kanady. Początkowo zamieszkał w Halifaksie, potem zaś przeniósł się do Montrealu. Podobnie jak Lyon Cohen byt zwolennikiem idei osiedlania się na nowych ziemiach. Przyjaźń między rodzinami doprowadziła właśnie do ślubu jego córki, Mashy, z synem Lyona, Nathanem.

Wiele czasu rabin Klein spędzał w Atlancie u drugiej z córek, Manyi, żony jednego z przedstawicieli rodziny Alexandrów osiadłej w Georgii. Te podróże mocno go stresowały, gdyż na południu Stanów Zjednoczonych pobożni Żydzi należeli do rzadkości. Jednakże rodzina Alexandrów trwała przy ortodoksyjnych praktykach tak bardzo, że jarmułki nosili również ich czarni służący. Duża, pamiętająca wojnę secesyjną rezydencja przy Peachtree Street stała się niezwykłym ośrodkiem konserwatyzmu żydowskiego w Atlancie. O wszystkim decydowała Manya. Po angielsku mówiła z rosyjskim akcentem, na który nakładało się charakterystyczne dla południowców przeciąganie samogłosek.

18

 

Rabin Klein osiadł na stałe w Nowym Jorku, gdzie dołączył do licznego grona żydowskich intelektualistów z Europy, skupionych wokół "The Forward", czołowego amerykańskiego pisma wydawanego w jidysz. Pisywali do niego autorzy tej miary co Isaac Bashevis Singer. Pochłonięty studiami gramatycznymi i talmudycznymi, rabin Klein przebywał głównie w synagodze lub bibliotece. Często jeździł do Montrealu w odwiedziny do córki Mashy, a na początku lat pięćdziesiątych przez jakiś rok u niej mieszkał. "Rebe" i młody Cohen często siadywali razem i zgłębiali Księgę Izajasza. Posunięty już w latach rabin czytał z Cohenem jakiś fragment, objaśniał mu go mieszaniną angielskiego i jidysz, zapadał w drzemkę, po czym nagle się budził i powtarzał to samo. "Znowu czytał ten fragment, równie gorliwie jak za pierwszym razem i zaczynał objaśnienie od nowa, tak że czasem przez cały wieczór udawało nam się przebrnąć przez kilka wersów" - wspomina Cohen. "Zagłębiał się w dany wers tak bardzo, że nie mógł przejść do następnego. A w kwestiach interpretacyjnych przyjmował stanowisko konfrontacyjne, zaczepne".

Cohen studiował Pismo, nie dlatego że był zapalonym biblistą. Jak sam pisze: "robiłem to z chęci przebywania z dziadkiem. Poetyckość Izajasza przemawiała do mnie bardziej po angielsku niż hebrajsku". Księga Izajasza, mieszanina poezji i prozy, w której przeplatają się zapowiedzi kary i odkupienia, wywarła trwały wpływ na twórczość Cohena i zalicza się do kanonu tekstów, które zaważyły na jego rozwoju literackim i teologicznym. Przejęte przez Cohena obrazy ognia jako narzędzia kary i metaforyka ścieżki jako drogi ku zbawieniu pochodzą właśnie z tego kluczowego tekstu. Przedstawiona w nim prorocza wizja zniszczenia: "Oto Pan spustoszy ziemię i zniszczy ją"*, przewija się w twórczości Cohena w odniesieniu tak osobistym, jak i politycznym. Cohen przestrzega również nakazów proroka, żeby nie żyć złudzeniami, odrzucić ucisk i wyzbyć się fałszu.

Rabin Klein miał przenikliwy, wyćwiczony na Talmudzie umysł. Zdaniem Cohena, gdyby przebić szpilką kartki książki, znałby każdą przekłutą literę. Nawet będąc staruszkiem, podczas drugiego pobytu u Mashy u schyłku lat pięćdziesiątych, odznaczał się ogromną, choć czasem ulotną wiedzą. Był jednak świadom znaczenia swoich publikacji, jak również literackiego debiutu wnuka ["Porównajmy

* Iz, 24,1; wszystkie cytaty biblijne przytoczono za "Biblią Tysiąclecia" wyd. IV, Wydawnictwo Pallotinum, Poznań-Warszawa 1984 (przyp. tłum.).

19

 

mitologie" (Let Us Compare Mythologies), wydane w 1956 roku]. Czasami jednak, kiedy spotykali się w holu na piętrze, pytał go zmieszany, czy jest pisarzem, czy nie. Wydaną w 1961 roku książkę "Szkatułka ziemi" (Spice-Box of Earth) Cohen zadedykował pamięci dziadka Kleina i babci ze strony ojca. Śmierć dopadła rabina w Atlancie w trakcie pisania słownika bez korzystania ze źródeł. Cohen odziedziczył po nim tefilin i głęboki szacunek dla profetycznego judaizmu. W jego życiu dziadek był pierwszym w szeregu znaczących nauczycieli, którzy wypełniali niszę po zmarłym ojcu.

Leonard Norman Cohen przyszedł na świat w piątek, 21 września 1934 roku. Według religii żydowskiej, urodzeni w piątek są wyjątkowo pobożni. Imię Leonard odzwierciedlało rodzinną tradycję nadawania dzieciom imion na literę L, która w hebrajskim alfabecie nosi nazwę "lamed". Tradycja ta szła od Lazarusa poprzez Lyona, aż do córki Cohena - Lorki. Leonard uchodził za podobnego do dziadka Lyona bardziej niż do ojca Nathana. Jego hebrajskie imię, Eliezer, znaczy: "Bóg moim wsparciem". Z kolei Norman to zanglicyzowana forma Nehemiasza - odnowiciela jerozolimskich murów. Imiona były znaczące, ponieważ hebrajskie słowa są wyposażone w atrybuty boskości.

Według kalendarza żydowskiego Cohen urodził się w miesiącu Tiszri roku 5695, w rodzinie pielęgnującej tradycje przodków. Jako potomek dwóch przewodniczących synagogi, zajmował w świątyni poczesne miejsce (rodzinie przypadał trzeci rząd). We wczesnej młodości uczestniczył w codziennych modlitwach i cotygodniowych uroczystościach. W każdy piątkowy wieczór rodzina rozpoczynała świętowanie szabatu. "Nasze życie opierało się na religii", zauważył kiedyś Cohen.

Nathan Cohen, wespół z bratem Horace'em, prowadził "Freedman Company", dobrze już prosperującą firmę, szyjącą odzież męską dla średniozamożnych. Firma specjalizowała się w garniturach i płaszczach sprzedawanych na terenie całego kraju. Swego czasu uważano ją za największego w Kanadzie producenta odzieży męskiej. Większość pracowników stanowili francuskojęzyczni Kanadyjczycy i Włosi, kadrę kierowniczą - przeważnie Żydzi. Nathan, znany jako N.B., był odpowiedzialny za fabrykę, pracowników, park ma-

20

 

szynowy i kontakty z dostawcami. Horace, H.R., kierował biurem i odpowiadał za współpracę z kupcami i właścicielami sklepów. Miał wszystkie cechy szefa firmy: był ujmujący, wygadany, leniwy i napuszony. Doczekał się Orderu Imperium Brytyjskiego. Nathan, pomimo częściowego inwalidztwa, działał aktywnie w pracach firmy. Czuł się jednak dotknięty faktem, że podlega młodszemu bratu. Możliwe, że jego niechęć do brata przeszła na Cohena, który później ograniczał swoje kontakty z rodziną.

W "Beauty at Close Ouarters" (Piękno z bliska), roboczej wersji "Ulubionej gry", narrator opisuje tę zależność. Ojciec bohatera był "tłuściochem, któremu z łatwością przychodziło się śmiać z każdym, prócz swoich braci". Narrator wyjaśnia przy tym, że "wszyscy wyprzedzali ojca w drodze do sławy".

Nathan nie zdradzał skłonności do wystawnego życia, niemniej z racji przynależności do bogatszej klasy średniej zatrudniał szofera i ogrodnika w jednej osobie, pokojówkę oraz nianię, katolicką Irlandkę o imieniu Ann. Kobieta ta była oddana Cohenowi i miała na niego szczególny wpływ. Często prowadzała go do kościoła, wyrabiając w nim zamiast lęku szacunek do wszechobecnego w Montrealu katolicyzmu. Cohen spędzał u niej Boże Narodzenie i, jak sam stwierdził, wychowano go "w pewnym stopniu po katolicku". Wspomina: "Kościół wzbudzał we mnie romantyczne uczucia, a chrześcijaństwo postrzegałem jako potężne misyjne ramię judaizmu, co pozwalało mi je traktować z pewnym protekcjonalnym zainteresowaniem. Nie musiałem wierzyć".

W rodzinie Cohenów rygoryzm ojca brał górę nad przyziemną osobowością matki. Nathan zawsze nosił garnitur, a sporadycznie również monokl i getry. Leonard rzadko widywał go bez marynarki. Zdjęcie z Tarpon Springs na Florydzie, gdzie Nathan spędzał urlop, przedstawia go w garniturze na tle łodzi rybackich i poławiaczy gąbek. Również Leonard musiał wkładać do kolacji garnitur, lub - w ostateczności - czasem sportową marynarkę. Jego siostra, Esther, sprzeczała się z ojcem, który nie akceptował jej zwyczaju częściowego tylko rozkładania serwetki. Nathan wpadał też w złość, kiedy buty i kapcie poszczególnych członków rodziny nie stały równo pod ich łóżkami. Życiem rodzinnym, zawodowym i towarzyskim Cohenów rządziły surowe obyczaje.

Nathan, choć sam nie uchodził za erudytę, dostrzegał wartości płynące z książek. Synowi podarował oprawiony w skórę komplet

21

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin