Smak miłości i łez - poruszajaca powieść.doc

(190 KB) Pobierz

Alina Skurzyńska

 

 

 

Rozdział  1

 

 

   Pani Grodzka niosąc po schodach z sutereny węgiel, nie zwróciła uwagi na schody z góry. Nie zawsze słyszała jak ktoś znajomy oddawał jej ukłon, widząc jak bardzo była zadumana. Ponieważ była to kobieta stara, licząca około 80 lat. Wiadro, które niosła było tak ciężkie, że była zgięta prawie pod kątem prostym, a jej spódnica sięgała po kostki zamiatając schody. Wyprostowała się i popatrzyła przed siebie, gdzie zauważyła pod drzwiami swojego mieszkania dwie starsze panie, które zawstydzone spuściły głowy i wyszły korytarzem. Staruszka nie zastanawiała się co to mogło znaczyć, po chwili z westchnieniem wzięła wiadra  i poszła dalej. Nacisnęła klamkę i znalazła się w przedpokoju, gdzie mieszkał jej jedyny syn z żoną. Po wejściu do mieszkania usłyszała kłótnię syna z żoną

- Bo Ty jej tak zawsze pozwalasz – na to odpowiada opryskliwy głos żony.

- Od dzisiaj jej wychowaniem zajmujesz się Ty, ja już nie mam do niej słów.

   Babka od razu domyśliła się o kogo chodzi. Wiedziała, że chodzi o Ninę, jej jedyną wnuczkę. Nie chciała przeszkadzać im w rozmowie, weszła do pokoju, zaświeciła światło i mimo woli spojrzała na zegarek, wybiła 23oo. Istotnie było już późno. Babka spojrzała przez okno na piękne gwieździste niebo. Był to maj, jeden z najpiękniejszych miesięcy roku. Otworzyła szeroko okno i spojrzała w dół, skąd unosiły się piękny zapach kwiatów. Blok, w którym mieszkali państwo Grodzcy, znajdował się w najpiękniejszym miejscu w Miłowie. Babka zapomniała gdzie się znajduje. Dookoła było tak cicho, że nawet natrętne samochody nie chciały zakłócać spokoju, przestały jeździć, aż tu z dołu dosłyszała szept. Oczy jej dostrzegły sylwetkę okrytą swetrem i jasną spódniczką. Obok tej osoby wykonywała jakiś gest inna osoba. Babcia wytężyła wzrok i ujrzała Ninę. W tej chwili ogarnął ją gniew, ale po chwili wstąpiła miłością do wnuczki. A więc ta druga osoba to chłopiec, z którym Nina spotykała się od miesiąca. Babcia popatrzyła na dół pod kasztan. W tej chwili nie mogła odróżnić osób. Nie długo czekała, może z dwie minuty. Mariusz – takie było imię chłopca, bawił się długimi włosami Niny spadającymi na ramiona. Ręce jej pieściły szyję chłopca, a usta ich się złączyły.

- Nie zostawiaj mnie samego, zostań jeszcze Nineczko, nie zabieraj mi swoich ust. – Ona milczała.

- Już pójdę – powiedziała.

   W tej chwili jego kształtne usta złączyły się z jej kolorowymi ustami. Babci w oczach kręciły się łzy. Smuciła się, a za razem cieszyła się. Widziała pod kasztanem stojącą parę. Nawet nie słyszała jak do pokoju wszedł jej syn, pan Grodzki. Cichutko podszedł do okna, utkwił wzrok w złączoną parę. Targnęła nim szalona złość. Już miał z okna sypnąć cała masę słów wulgarnych na swoje kochane dziecko. Ale wstrzymał się, usłyszał słowa Nineczki.

- Do jutra – jeśli będzie taka pogoda jak dziś to opalimy się.

  Chciała już biec do domu. Wiedziała, że trzeba się rozstać jak zawsze. Jednak odejść nie mogła, a trzeba było. Podała mu rękę.

- Kocham Cię, jak żadną inną dziewczynę, dotychczas jesteś celem mojego życia – powiedział Mariusz na pożegnanie.

- Idź  już Mariusz, idź – prosiła swoim miłym głosem.

- Jutro się spotkamy, będziemy cały dzień razem ze sobą.

  Jak to pięknie, dzisiaj ze sobą i jutro razem. I znów ich usta złączyły się. Nie widzieli, że ktoś na nich zwraca uwagę, że ktoś ich śledzi i ich ruchy. Nina prędko wpadła do pokoju, zmoczyła w łazience włosy. Na twarzy miała wypieki. W pokoju Grodzki śledził oddalającego się Mariusza. Nie wiedział, jak postąpić. Nina weszła do kuchni, ujrzała matkę, która kończyła ścierać podłogę. Matka zwróciła się do stojącej w drzwiach Niny:

- Gdzie byłaś do 24oo ?

- Mamo, byłam u Baśki, poszłam po książkę, a ona zatrzymała mnie na telewizji.

- Idź spać – padło drugie zdanie z ust matki.

  Nina udała się do swojego pokoju, sądząc, że ojciec nie wie, o której wróciła. Była pewna, że matka nic nie powie. Chciała jeszcze porozmawiać z babcią, ale bojąc się, że obudzi ojca poszła do siebie. Nie mogła zasnąć, analizowała każde jej słowo, każdy ruch. Czekała do jutra, lecz nie wiedziała, jak to się jutro o 9oo wyrwać z domu na cały dzień. Za jakąś godzinę weszła do pokoju matka. Popatrzyła na Ninę, kochającą jej córkę, która z uśmiechem na ustach, przykrywszy oczy rzęsami, leżała na poduszce. Loczki jej pokryły odkryte ramiona. Różowa nocna koszula miała wycięcie na szyi. Nina wyglądała czarująco. Matka była zadowolona, że ma takie dziecko. Zapomniała w tej chwili nawet o tym, że dzisiejszego wieczoru Nina postąpiła nietaktownie, zatrzymując się zbyt długo u koleżanki. Pani Grodzka udała się do swojego pokoju, zdziwiła się bardzo, że do tej pory mąż nie zamienił z nią ani słowa i nie mógł zasnąć. Ułożyła się do snu. Pan Grodzki nazajutrz, gdy cały dom jeszcze spał, umył się szybko i wyszedł z domu. Dzień zapowiadał się piękny. Słońce zbudzone dopiero ze snu wznosiło się do góry, spoglądając na ziemię puszczało słoneczne promienie. Ogród, przez który szedł pan Grodzki, pokryty był poranną rosą. Od czasu do czasu, zerwany słowik wznosił się do góry i śpiewał melodyjną pieśń. Grodzki zamyślony zatrzymał się pod kasztanem, gdzie wczoraj stała Nina i Mariusz. Na ziemi, prócz odcisków jej delikatnych szpilek, leżało dużo niedopałków z papierosów. Na kasztanie, który był tak stary, na długość ramienia widniał wyryty napis scyzorykiem „Tyś moja”.

- Tak, to zrobił ten, który wydziera mi moje dziecko.

  Grodzki jako człowiek o wysokiej ambicji, wyobrażał sobie Mariusza o niskiej kulturze. Gdy zorientował się, że dużo cennego czasu stracił pod kasztanem, ruszył dalej naprzód. Szedł mijając ulice, aż wreszcie zniknął w jednym z podwórek. Zatrzymał się pod drzwiami państwa Oleśników, zadzwonił, ale nikt nie odbierał. Czekał chyba z pięć minut. Tymczasem zwrócił uwagę na młodzieńca, który coś ze zdenerwowaniem robił, nie wiedząc kto to jest, obserwował go z zaciekawieniem. Chłopiec wyprowadził z komórki rower. Natomiast drugi chłopiec stojąc obok niego coś mu tłumaczył. Wreszcie do uszu Grodzkiego doszły te zdania:

- Zbyszek, ja pojadę na twoim, a Nina na moim, bo jest nowszy.

  Fala krwi uderzyła Grodzkiemu do głowy z niepokoju i słuchał dalej.

- Bo wiesz – mówił dalej szczupły, zgrabny chłopiec. – Wybieramy się nad jezioro, ale zdaje mi się, że lepiej pojedziemy nad rzekę. Ninie też się zdaje, że nad rzeką będzie lepiej – powiedział Mariusz.

   Grodzki ponownie nacisnął dzwonek. Drzwi otworzyły się i ukazał się w nich pan Oleśnik.

- Dzień dobry Franek – powiedział Grodzki. – Chcę od Ciebie pożyczyć motor, gdyż mój chwilowo jest zepsuty.

- Na długo?

- Nie, do jedenastej.

- Dobrze.

  Z Oleśnikiem Grodzki poszedł do komórki. Grodzki zwrócił uwagę na chłopca w niebieskich dżinsach i taki sam sweter, gdyby mógł uderzyłby go. W tej chwili usłyszał:

- Wiesz Zbyszek, jak ja ją kocham, jak żadną inną dziewczynę, ale jej ojciec, ona strasznie się go boi. Toteż nie wie jak się ma wyrwać z domu.

   Grodzki dorwał motor i w kilka chwil był w domu.

   Nina zbudziła się i spojrzała w niebo, które swym błękitem wypełnia całe okno.

- Pogoda doskonała, trzeba działać cicho – wyszeptała, narzuciła na ramiona podomkę i wyszła do kuchni, gdzie krzątała się matka z babcią.

- Babciu, wyprasuj mi spodnie.

- Nina, dzisiaj niedziela – wyszeptała matka.

- To nic mamo, muszę dzisiaj iść do szkoły w spodniach, mam dodatkowe lekcje z P.W.

   Babcia z przejmującym wzrokiem spojrzała na Ninę, która szybko się zmieszała. W kilka minut, spodnie modnego kroju leżały przed Niną.

- Moja wnuczka kłamie – pomyślała babcia.

Ale nie mogła jej tego powiedzieć, gdyż bardzo lubiła ją. Do mieszkania wszedł ojciec.

- Gdzie to panienka idzie? – spytał surowym tonem, jakby nic o tym nie wiedział.

- Do szkoły, mam dodatkowe lekcje z P.W.

- Muszę przygotować jeszcze obiad i drugie śniadanie – wtrąciła matka.

- Teraz po maturze dodatkowe lekcje? – zapytał ojciec.

   Nina wybiegła z kuchni by ukryć swoją czerwoną twarz.

- Ładna dzisiaj niedziela, gdzie pojedziemy? – spytała żona Grodzkiego.

Podniósł oczy i powiedział:

- Bardzo mi przykro kochanie, ale obiecałem Oleśnikowi, że pojadę z nim dzisiaj na działkę. Kochana o jedenastej będę z powrotem.

   W tym czasie pani Grodzka kończyła przygotowywać obiad. Natomiast Nina ubrała do spodni lekkie, płócienne buciki, najmodniejszy w tych czasach sweter, a na głowę włożyła niebieską chustkę. Weszła do kuchni, pożegnała się z rodzicami.

- Wracaj jak najszybciej, w miarę możliwości.

- Dobrze mamo.

   Speszona wzrokiem całej rodziny wzięła torbę i wyszła z mieszkania. Tymczasem w mieszkaniu toczyła się rozmowa.

- Ty zawsze masz w niedzielę jakieś wyjazdy.

- Kochanie, nie  każdą niedzielę, ale dzisiaj muszę.

- Po co z tym Oleśnikiem jedziesz na działkę?

- Chcę od niego wziąć krzak agrestu.

- Ktoś o tej porze przesadza agrest?, przecież to ostatnie dni maja – powiedziała żona.

- Nie wiem może się przyjmie.

- Nie chcę zostać sama.

- Trzeba było zatrzymać Ninę.- Przecież Nineczka musiała iść do szkoły.

- A kto wie, czy nie skłamała, a z resztą, nie mam czasu – powiedział Grodzki.

   Złożył pocałunek na policzku żony i szybko w codziennym ubraniu wyszedł z domu. Natomiast pani Grodzka, skończywszy z babcią śniadanie, ubrała się.

- Mamo, za jakąś godzinę wrócę – powiedziała.

- Idę do Barbary Sokowskiej.

   Barbra Sokowska, to serdeczna przyjaciółka pani Grodzkiej od lat szkolnych. Grodzka czuła się dzisiaj smutna, w drodze do Barbary spotkała panią Oleśnikową, od której dowiedziała się, że mąż jej pożyczył motor do godziny 11oo , a wcale nie poszedł z Oleśnikiem na działkę. Co to może oznaczać, głowiła się pani Grodzka? Gdzie pojechał mąż, dlaczego mnie skłamał? Poczuła się jeszcze bardziej opuszczona. Mąż mnie okłamał, któremu 20 lat temu ślubowałam miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Ja, która urodziłam mu dziecko, które do tej pory bardzo kocha. Zapukała do drzwi. Przyjaciółka otworzyła drzwi.

- Jak to ślicznie, że mnie dziś odwiedziłaś. Już tak dawno się nie widziałyśmy, bardzo źle wyglądasz, chyba masz jakieś kłopoty, co Cię męczy? – pytała Barbara.

- Ach, westchnęła pani Grodzka. – Mam męża idealnego, i nie mam kłopotów z Niną.

- Mój mąż nie żyje – powiedziała pani Sokołowska. Zbyszek pozbawiony jest ręki ojca, za dużo sobie pozwala, a i Iwona zawsze przechodzi w jego ręce.

   W tej chwili do kuchni weszła Iwona. Grzecznie skłoniła się pani Grodzkiej i zwróciła się do matki:

- Mamo ja dzisiaj chciałam pojechać z koleżankami za miasto, a Zbyszek pożyczył rower Mariuszowi.

- Mariusz rower na pewno przyprowadzi – powiedziała matka.

- Jak przyprowadzi, jak ma tę dziewczynę ładnie ubraną, w spodnie i sweter, pojechali nad jezioro na cały dzień. Na pewno, bo ona miała całą torbę jedzenia, a on lemoniady. Zbyszek mi o tym mówił.

- To trudno Iwonko, co ja Zbyszkowi powiem, on i tak mnie nie usłucha, a zresztą, gdy ja mam gości to po co mi przeszkadzasz.

- Mario, widzisz jak to teraz z tą młodzieżą jest. Ja Zbyszkowi nic nie mogę powiedzieć, bo o wszystkim decyduje sam.

   Pani Grodzka nie słyszała tych słów, gdyż uderzyły jej do głowy słowa Iwony.

- Popatrz, już od miesiąca spotyka się z jakąś dziewczyna, wczoraj Mariusz wrócił po północy do domu – powiedziała pani Barbara.

- Po północy – powtórzyła Grodzka.

- Dzisiaj widziałam jak wychodził z domu, jak Iwona powiedziała przed chwilą, że pojechał za miasto – myślała Grodzka.

- Barbaro poczęstuj mnie papierosom.

- Ach przepraszam, że nie zrobiłam tego wcześniej.

Pani Grodzka zapaliła papierosa.

- Jednak ty jesteś dzisiaj Ina jak zawsze.

- Powróćmy do tej dziewczyny ona na pewno spotyka się z nim w ukryciu przed rodzicami. Nie chcą by o tym oni wiedzieli. Moim zdaniem to jest ich wina.

- Moim też – powiedziała Grodzka, ciężko wstała z krzesła.

- Co już wychodzisz?

- Długo już się zatrzymałam.

- Zapal jeszcze jednego.

- Nie, dziękuję.

   Pani Grodzka pożegnała się z Barbarą i wyszła. Przed domem sprzeczała się Iwona ze Zbyszkiem.

- Tak, wszystko dla Mariusza! Ta jego dziewczyna nie mogła by iść piechotą?

- Co Ty mówisz Iwona, opamiętaj się!

- To mogłaby wziąć rower swojego ojca.

- Jej ojciec o niczym nie wie.

- A Ty Zbyszek znasz jej ojca i matkę też, czemu mi nie powiesz, nie naskarżyłabym na nią?

   Zbyszek uśmiechnął się pokazując białe zęby. Widząc panią Grodzką zaczerwienił się.

   Wracając do domu pani Grodzka zmieniła trasę. Poszła ulicą, która szła obok dużego gmachu, gdzie mieściła się szkoła, do której chodziła Nina. Było tak cicho jakby życie nie istniało.

- Co to znaczy? – mąż i Nina kłamią.

   W rogu ulicy gdzie nikt nie chodził Mariusz czekał na Ninę. Wpatrzony w ścieżkę prowadzącą do jej domu, zaczynał się już denerwować, aż nagle oczy uśmiechnęły się, gdyż ukazała się smukła postać Niny. Z każdym ułamkiem sekundy widział ją dokładniej. Już widział rysy jej twarzy i cień długich rzęs. Ubrana była w spodnie i w sweter, pod którym falowała jej pierś. Pragnął największego skarbu. Pożądał jej. Wreszcie stanęła przed nim. Uścisnął podaną mu dłoń i szybko przeskoczył parkan. Ona wsparła się o jego ramiona. Dopadli rowerów i nic nie mówiąc jechali jak szaleńcy. Pragnęli jak najszybciej dotrzeć do celu. Wreszcie upragnione miejsce. Nigdzie nie widać ludzi. Nie ma cudów, aby w ostatnich dniach miesiąca ktoś oglądał przyrodę. W jednym miejscu ktoś był, ale się nie domyślili. Mariusz na zielonym dywanie rozciągnął koc. Nina zmęczona usiadła, popatrzyła przed siebie, coś ją zaniepokoiło – Mariusz od wczoraj głodny.

Mariusz chwyci jej usta w swoje objęcia.

- Mariusz – szepnęła cicho.

- Co skarbeczku, co jedyna?

   Całował kolejno – włosy, policzki, szyję, brodę, a z ust jej spił nektar. Jego ręce oplatały sylwetkę Niny i niby niechcąco pchnięty wiatrem pochylił się. Nina nie spodziewała się tego, upadła na koc. Cała postać wahała się w pozycji leżącej. Nie dopięty dokładnie sweter Niny rozchylił się i Mariusz ujrzał jej pierś. Prawie nieprzytomny ukrył swoja twarz pod swetrem Niny. Ona chciała szarpnąć się z jego objęć. Głowa jego spoczywała na jej piersi. Popatrzył w jej twarz. Oczy Niny szeroko otwarte, wpatrzone były w Niebo. Nina zapomniała o świecie. Mariusz szeptał – Nina moja, zawsze moja, usta, oczy, cała Nina jest moja, Nie chciał jej skrzywdzić, wcale o tym nie myślał, a teraz przede wszystkim musi nad sobą zapanować. Ciało Niny chodziło jak fala, ona sama była nieprzytomna. Oplatała go swoimi ramionami. Nagle oboje podnieśli się usłyszawszy warkot motoru na odległości 50 m. Nina spojrzała w tym kierunku i aż krzyknęła z wrażenia, wydawało się jej, że widziała na motorze ojca.

- Nineczko, przecież to niemożliwe, gdzie tam Twój ojciec?

- Nikt nie ma prawa nas widzieć.

   Uspokoił ją, ale ona nie była pewna jak to jest. Podał jej lemoniadę, a sam poszedł do najbliższych krzaków. Włosy stanęły mu dęba, widział ślady odbitych męskich butów, a w trawie leżało kilka niedopałków. A jednak tak było jak Nina przeczuwała. Co teraz będzie z Niną? Ja jestem wszystkiemu winien. Wrócił na miejsce nie mówią do niej ani słowa. Nie wiedział co jej powiedzieć. Oczy, które przed chwilą były nieprzytomne, pałały teraz nieziemskim strachem. Ojciec widział mnie, wypędzi z domu, będą mieli do mnie żal. To wszystko męczyło ją, nic z tego wszystkiego nie rozumiała. Tysiąc myśli przychodziła jej do głowy. Ucieknę z Mariuszem i nigdy nie pokażę się im na oczy. Nie, to będzie jeszcze gorsze. Zabiję się – nie, to będzie najgorsze.

Boże, Boże – cicho jęczała Nina.

Mariusz popatrzył na umierającą ze strachu dziewczynę, nie mógł wyksztusić słowa, na widok Niny, że jest mężczyzną. Brakowało mu męskiej odwagi.

- Nineczko, co teraz zrobimy?

- Mariusz, ja nie chcę teraz żyć, co ja teraz będę miała?

   Rozumiał ją doskonale. Ona bała się, a zarazem wstydziła. On czuł się największym winowajcą. Dlaczego prześladuje nas taki pech? – myślał Mariusz. Przecież inni chłopcy chodzą też z dziewczynami za miasto. Wyjął papierosa, do tej pory nie chciał częstować jej papierosem, ale dzisiaj nie bronił jej. Gdy wypalili po jednym Nina chciała jeszcze jednego. Popatrzył na nią z boku, jak usta wypuklały się przy każdym pociągnięciu. Na widok jej ust przypomniał sobie wszystko, uśmiechnął się i okrył jej czoło pocałunkiem.

   Grodzki odprowadził motor panu Oleśnikowi i wrócił do domu. W kuchni, jak nigdy niebyło żony. Nie krzątała się przy obiedzie jak codziennie. Z lekkim zadowoleniem wszedł do pokoju. Przy oknie siedziała jego żona. Oczy jej były mokre od łez.

- Mario, ty płaczesz?

   Podniosła spłakane oczy. Popatrzył na nią, włosy jej niedbale rozrzucone, jeszcze bardziej podkreślały jej urodę. Przed sobą miał postać żony, a gdzieś w dali miał postać Niny. Przypomniał sobie jak 20 lat temu, żona była taka sama jak Nina, on wtedy też kochał. Ludzie im wtedy przeszkadzali, więc czemu dziwi się Ninie. Ale ten chłopiec, z którym pojechała za miasto nie jest jej wart, to był typowy chłopak tego wieku. Grodzki nie lubił Mariusza. Przez niego Nina okłamuje nas.

- Czemu płakałaś? – spytał cicho.

Ona nic nie mówiła.

- Chyba ktoś Ci cos powiedział, może mama?

- Nie. Czy możesz powiedzieć gdzie dzisiaj pojechałeś? Czy to tajemnica, o której nic nie powinnam wiedzieć?

- Powiem Ci na pewno nie w tek chwili ario. Powiedz Mario czy Ty płakałaś, że nie wiedziałaś gdzie byłem? Chyba tak, zostałaś sama. Już nigdy nie zostawię Cię samą, ale dziś musiałem. Mario jak 20 lat temu poznaliśmy się, był wtedy akurat maj. Padał lekki deszcz. To były ostatnie lata wojny. Zgubiłaś się ze swoją mamą, bałaś się Niemców, chciałaś uciec z miasta, nie był to taki maj jak dziś, wtedy gdy patrzyłem na Ciebie wydawałaś mi się bliska. Chciałem Cię pocałować, ale mi nie pozwoliłaś.

- I co było dalej?

- Umówiliśmy się na cały dzień. Pamiętasz? Miałaś na sobie sukienkę, byliśmy za miastem. Nie broniłaś się, całowałem cię do woli, jakby naprawdę tak było. Tak 20 lat temu kochaliśmy się i kochamy się dalej. Maria, ja miałem 18 lat jak nasza Nina. I teraz jej maj i Nina też się kocha. Tak Mario, Nina też kocha. Chyba Ty o tym nie wiesz, ja też nie wiedziałem, ale dzisiaj się dowiedziałem.

- Jak zostałam sama w domu i poszłam do Barbary.

- I co?

- Tam się dowiedziałam, że Mariusz i Nina pojechali za miasto.

- Ja o tym dowiedziałem się wczoraj i słyszałem jak się wczoraj umawiali. Już teraz powiedziałem Ci wszystko, a więc gdy dowiedziałem się o tym, to pożyczyłem motor od Oleśników i pojechałem nad rzekę. W pół godziny później przyjechali oni. Tobie nie chciałem tego mówić, no ale powiedziałem Ci najgorsze. Nina okłamała mnie Mari, Ty też kłamałaś, ja gdy chciałem się z Tobą spotkać też kłamałem.

- Wiem nie będziesz nic jej mówić.

- Nie Mario, ukarać trzeba ją koniecznie. Mario nie wiem czy zdobędę się na ten krok.

   Tymczasem w pokoju dały się słyszeć cichutkie kroki Niny. Rodzice zmieszali się. Żadno z nich nie wiedziało jak się zachować wobec Niny.

   Nina chciała wejść do pokoju, ale nie śmiała, otworzyła drzwi i weszła jednak, trzeba było. Usiadła przy stole nieśmiało i podniosła głowę na któregoś z wchodzących rodziców. Serce jej biło, cała się trzęsła, matka ujrzała falującą jej pierś. Grodzki usiadł obok Niny.

- Nino –czekał… po chwili

- Słucham – jęknęła cichutko.

- Nino – nie wiedział co dalej mówić – po chwili rzekł:

- kim jest ta Twoja sympatia?

Ona nic nie mówiła, tylko zaczęła płakać.

- Czy nie odpowiesz ojcu na pytanie?

- Po co Ty mnie o to pytasz, jesteś ciekawy?

- Chyba powinienem wiedzieć o chłopcu, który chodzi z moją córką? Nie potrzebnie nas dzisiaj skłamałaś, trzeba było powiedzieć prawdę. W tym czasie kiedy matka męczyła się Ty rozmawiałaś z tym… oj zapomniałem jego imię.

- Mariusz – szepnęła cichutko.

- A z tym Mariuszem…

   Drzwi otworzyły się szybko, do pokoju wszedł Mariusz. Znieruchomiał gdy wzrok jego spotkał się ze wzrokiem pana Grodzkiego. Jednak długo się nie zastanawiał i podszedł do stołu.

- Ja bardzo pana proszę, ja błagam.

- Słucham, co mi pan ma do powiedzenia – czekał rozkazująco.

   Nina nie chciała słuchać tej rozmowy. Wstała i odeszła od stołu.

- Nino, zostań – powiedział ojciec.

- Niech jej pan pozwoli...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin