1018. Harper Fiona - Wielka gala.pdf

(781 KB) Pobierz
212172402 UNPDF
212172402.004.png
Fiona Harper
Wielka gala
1
212172402.005.png 212172402.006.png 212172402.007.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Co za idiotyczna mapa!
Gaby stała na opustoszałym nabrzeżu po niewłaściwej stronie rzeki, nie
rozumiejąc, jak to się stało. Wyjęła z samochodu mapę, przyjrzała się jej, po czym
obróciła ją i zlustrowała jeszcze raz, podejrzliwie mrużąc oczy.
David zawsze powtarzał, że jest beznadziejna, jeśli chodzi o posługiwanie się
mapą. Właściwie to uważał, że jest beznadziejna praktycznie we wszystkim.
Usiłowała sobie udowodnić, że były mąż wcale nie miał racji, najwyraźniej jednak
w tej jednej kwestii trafił w dziesiątkę.
Zatrzasnęła drzwi samochodu i tęsknie spojrzała na drugi brzeg. Wioska
Lower Hadwell oddalona była zaledwie czterysta metrów w linii prostej, tylko co z
tego? Oczywiście może zawrócić do najbliższego mostu, ale wtedy straciłaby
godzinę.
Co za niefart! Pierwszy raz od dziesięciu lat na horyzoncie pojawiają się
widoki na normalną posadę, a ona przyjdzie na rozmowę z potencjalnym szefem
spóźniona. I niestety, nie modnie spóźniona o parę minut, lecz makabrycznie, o całe
godziny, tak iż nie zdziwiłaby się, gdyby już jej szukał, dzwoniąc po szpitalach.
Przez oczami stanęła jej drwiąca twarz Davida, ale w myślach kazała mu
siedzieć cicho i poczuła się trochę lepiej. Jeszcze raz spojrzała na mapę i
uśmiechnęła się z nadzieją. Cienka przerywana niebieska linia - prom! Wcale nie
jest taka beznadziejna! Ha!
Dopiero teraz zauważyła rampę prowadzącą na kamienistą plażę, jednak była
ona tak stroma, że nie dałoby się zjechać po niej samochodem. Gaby rozglądała się
bezradnie.
- ...dobry.
Ochrypły głos tak ją wystraszył, że mało brakowało, a rzuciłaby się do
ucieczki. Przycisnęła dłoń do serca i spojrzała na niskiego tęgiego mężczyznę, który
2
212172402.001.png
obserwował ją kątem oka z licho wyglądającej łodzi obrośniętej jadowicie zielonymi
glonami i oblepionej skupiskami pąkli.
- Och, dzień dobry. - Uśmiechnęła się. - Może mi pan powiedzieć, w jakich
godzinach kursuje ten prom?
- O tej porze roku to różnie.
- Aha.
Gdy stało się jasne, że uważa rozmowę za zakończoną, Gaby ostrożnie
podeszła do niego po kamieniach. Skrzywił się, oślepiony lutowym słońcem. Nie
sposób było określić jego wieku. Skórę na wytatuowanych przedramionach miał za-
dziwiająco gładką, za to jego twarz, ogorzała i pomarszczona, mogłaby być twarzą
starca. Słońce i wiatr okrutnie się z nią obeszły.
Bez słowa wskazał jej parking, gdzie na drewnianym słupie wisiał zielony od
patyny mosiężny dzwon, a pod nim była przybita tabliczka.
Gaby podeszła bliżej i przeczytała: „30 października - 30 marca: prosimy
uderzyć w dzwon w celu wezwania przewoźnika".
Zadzwoniła raz, mocno i zdecydowanie. Ogorzały mężczyzna, z którym
rozmawiała przed chwilą, wytarł ręce o tył dżinsów i ruszył w jej stronę.
- Tak? - zapytał, a twarz zmarszczyła mu się jeszcze bardziej. Gaby zaczynała
już podejrzewać, że nieszczęśnik jest upośledzony umysłowo.
- Chcę przewieźć auto promem - powiedziała, starając się mówić bardzo
głośno i wyraźnie.
Facet zaniósł się ochrypłym śmiechem, a Gaby nagle doznała nader
nieprzyjemnego wrażenia, że w tej chwili to ona robi wrażenie osoby o niskiej
inteligencji.
- No przecież macie tu rampę, prawda?
Przestał się śmiać.
- Ano mamy. Prom też. O, tam.
3
212172402.002.png
Spojrzała we wskazanym kierunku i jęknęła. Przy końcu omszałych schodków
na wodzie kołysała się niewielka łódź z prostokątną kabiną i z drewnianymi
ławkami na rufie. Kadłub miał niewiele więcej niż cztery metry długości.
Gaby uniosła mapę na wysokość oczu i znowu jęknęła. No tak, napisane jak
wół: „Prom pasażerski". Czyli David się myli: ma problemy nie tylko z
posługiwaniem się mapą, ale w ogóle z czytaniem.
Przewoźnik patrzył na nią zafascynowany. Widać lepsza marna rozrywka niż
żadna.
- Pani wsiada - powiedział w końcu. - Przewiozę na drugi brzeg, ale niech
koniecznie wróci pani przed szóstą, bo o szóstej kończę zmianę.
Uśmiechnęła się blado, zamknęła samochód i podążyła za nim po omszałych
schodkach.
Gdy płynęli, nagle zachciało jej się śmiać. Wciąż umiała śmiać się z samej
siebie. Rozwód ją nauczył, że nie warto tak bardzo przejmować się tym, co o niej
pomyślą inni. W końcu nikt nie jest doskonały. Powinna o tym pamiętać, kiedy
znowu wpadnie z wizytą do rodziców, a oni zaczną wzdychać i kręcić głowami.
Wiedziała, co myślą. Musiała być złą żoną, skoro taki świetny mężczyzna jak
David nie był z nią szczęśliwy. Wprawdzie dobrowolnie zamienił ją na nowszy,
bardziej luksusowy model, ale to też musiała być jej wina. Przecież to niemożliwe,
żeby takie cudo okazało się zimnym draniem i tyranem.
Schowała ręce do kieszeni polaru i ustawiła się tak, aby wiatr bawił się jej
włosami.
W ostrym zimowym słońcu pastelowe kolory domów Lower Hadwell
wydawały się dziwnie blade. Rząd budynków oddzielała od plaży wąska uliczka,
która nagle skręcała i zaczynała mozolną wspinaczkę pod strome wzgórze, gdzie
rzędy domów i sklepików kuliły się do siebie jak zziębnięte.
Miasteczko jak z pocztówki. Aż trudno uwierzyć, że może tu mieszkać
człowiek o mrocznej przeszłości.
4
212172402.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin