Gore Vidal - Stworzenie Świata.rtf

(1798 KB) Pobierz
GORE VIDAL

GORE VIDAL

 

 

 

STWORZENIE ŚWIATA

Przełożyły Mira Michałowska i Irena Szymańska


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pamięci Thomasa Pryora Gore’a (1870-1949)


KSIĘGA PIERWSZA

Herodot wygłasza odczyt w ateńskim Odeonie

 

 

 

1

 

 

Jestem ślepy, lecz nie głuchy. Więc jako, że moje kalectwo nie jest całkowite, zmuszony byłem wczoraj do słuchania w Odeonie przez prawie sześć godzin słów samozwańczego historyka, którego ocena wojen, przez Ateńczyków zwanych „wojnami perskimi”, była tak bezsensowna, że gdybym miał mniej lat i więcej władzy, wstałbym z miejsca i zgorszył całe Ateny swoją odpowiedzią.

No bo cóż, ja znam genezę wojen greckich. On nie ma o niej pojęcia. Jakże mogłoby być inaczej? Jest wszak Grekiem! Spędziłem większą część mojego życia na perskim dworze i jeszcze dziś, mając siedemdziesiąt pięć lat, wciąż służę Wielkiemu Królowi, Artakserksesowi, podobnie jak służyłem jego ojcu i memu ukochanemu przyjacielowi Kserksesowi, a przedtem jego ojcu, bohaterowi, którego nawet Grecy zwą Dariuszem Wielkim.

Kiedy ten przykry dla moich uszu odczyt wreszcie się skończył - nasz „historyk” ma piskliwy, monotonny głos i na domiar złego silny dorycki akcent - mój osiemnastoletni wujeczny bratanek, Demokryt, zapytał mnie, czy chcę zostać i wdać się w dyskusję z tym oszczercą Persji.

- Powinieneś to zrobić - powiedział - bo wszyscy patrzą na ciebie. Są pewni, że jesteś oburzony.

Demokryt studiuje tu, w Atenach, filozofię. Lubuje się więc w dysputach. Zapisz to, Demokrycie. Przecież to właśnie na twoją prośbę dyktuję ci opowieść o tym, jak i dlaczego zaczęły się wojny greckie. Nie zamierzam oszczędzać nikogo, nawet ciebie. Na czym to stanąłem? Ach tak, mówiłem o Odeonie.

Uśmiechnąłem się żałosnym uśmiechem ślepca. Tak określił pewien tępy poeta wyraz twarzy ludzi, którzy stracili wzrok. Kiedy jeszcze widziałem, nie zwracałem na ślepców większej uwagi. Ponadto nigdy nie przypuszczałem, że dożyję późnego wieku, a tym bardziej że oślepnę. Zdarzyło się to przed trzema laty, kiedy białe obłoki, które powoli zasłaniały mi świat, stały się nagle nieprzezroczyste.

Ostatnią rzeczą, którą widziałem, było niewyraźne odbicie mojej twarzy w zwierciadle z polerowanego srebra. Byłem w pałacu Wielkiego Króla w Suzie. Z początku sądziłem, że pokój wypełnia się dymem. Było lato, a latem nie opala się komnat. Przez chwilę widziałem się w lustrze; zaraz potem - nic. Nigdy już nie miałem widzieć.

Egipscy lekarze umieją podobno przeprowadzać operacje i rozpędzać białe obłoki. Jestem jednak za stary, żeby jechać do Egiptu. Zresztą chyba dosyć się napatrzyłem. Czyż nie widziałem świętego ognia, oblicza Ahura Mazdy, Mądrego Pana? Widziałem też Persję, Indie i dalekie Chiny. Nikt z żyjących nie podróżował po tylu krajach co ja.

Odbiegam od tematu. To zwyczaj starych ludzi. Mój dziadek, gdy dożył siedemdziesięciu pięciu lat, potrafił całymi godzinami mówić bez ładu i składu na różne tematy. Zupełnie niezrozumiale. No, ale to był Zoroaster, prorok Prawdy. I tak jak Jedyny Bóg, któremu służył, obejmuje swoim rozumem jednocześnie wszystkie aspekty stworzenia, tak też czynił to Zoroaster. Rezultat był zaiste budujący - jeżeli tylko ktoś potrafił znaleźć sens w jego dywagacjach.

Demokryt chce, żebym mu podyktował, co się działo, kiedy opuszczaliśmy Odeon. Doskonale. To twoje palce się zmęczą od pisania. Mój głos nigdy mnie nie zawiódł ani moja pamięć. Przynajmniej do tej pory.

Kiedy Herodot z Halikarnasu zakończył opisywanie perskiej klęski pod Salaminą sprzed trzydziestu czterech lat, rozległy się ogłuszające oklaski. Nawiasem mówiąc, akustyka w Odeonie jest fatalna. Nie tylko ja uważam tę nową salę za nieudaną. Nawet niemuzykalni Ateńczycy wiedzą, że coś jest nie w porządku z ich ukochanym Odeonem, wybudowanym w rekordowym czasie na rozkaz Peryklesa za pieniądze zebrane we wszystkich miastach greckich na cele obronne. Sam budynek to kopia w kamieniu namiotu Wielkiego Króla Kserksesa, namiotu, który dostał się jakoś w greckie ręce podczas zamieszania towarzyszącego ostatniej perskiej kampanii w Grecji. Najpierw udają, że nami gardzą, a potem nas naśladują.

Kiedy Demokryt prowadził mnie do przedsionka sali koncertowej, ze wszystkich stron dochodziły mnie słowa poseł perski! Te gardłowe dźwięki kaleczyły mi uszy niczym skorupy, na jakich Ateńczycy co pewien czas wypisują imiona ludzi, którym zdarzyło się obrazić ich albo znudzić. Ten, kto zbierze najwięcej głosów w takim plebiscycie - czy też eliminacji - zostaje wygnany z miasta na dziesięć lat. Szczęściarz.

Przytoczę kilka uwag, które dotarły do mnie w drodze do drzwi:

- Założę się, że nie podobało mu się to, co usłyszał.

- To brat Kserksesa, prawda?

- Nie, mag.

- Co to takiego?

- Kapłan perski. Oni jedzą węże i psy.

- I sypiają ze swoimi siostrami, matkami i córkami.

- A z braćmi, ojcami i synami?

- Wszystkiego ci mało, Glaukonie.

- Magowie są zawsze ślepi. Muszą być. Czy to jego wnuk?

- Nie. Kochanek.

- Nie wydaje mi się. Persowie różnią się od nas.

- Tak. Oni przegrywają bitwy. My nigdy.

- Co ty o tym wiesz! Kiedy zmusiliśmy Kserksesa do odwrotu do Azji, jeszcze nie było cię na świecie.

- Jaki ten chłopiec piękny.

- To Grek. Na pewno Grek. Barbarzyńca tak nie wygląda.

- Pochodzi z Abdery. Jest wnukiem Megakreonta.

- A więc Med! To hołota!

- Ale bogata hołota. Połowa kopalń srebra w Tracji należy do Megakreonta.

Jeżeli chodzi o dwa dalsze pozostałe mi i stosunkowo jeszcze sprawne zmysły - dotyk i powonienie - to o pierwszym niewiele mogę powiedzieć, poza tym, że czułem twarde ramię Demokryta, na którym zacisnąłem prawą rękę; ale za to drugi! W lecie Ateńczycy nie kąpią się zbyt często. Zimą - jesteśmy obecnie w tygodniu, w którym przypada najkrótszy dzień roku - nie kąpią się wcale, a ich jadło składa się chyba wyłącznie z cebuli i suszonych ryb; suszonych w czasach Homera.

Popychali mnie, lżyli, czułem ich oddech. Wiedziałem oczywiście, że sytuacja posła Wielkiego Króla w Atenach jest nie tylko niebezpieczna, lecz również wysoce dwuznaczna. Niebezpieczna, ponieważ w każdej chwili ci kapryśni ludzie potrafią zwołać jedno z owych zebrań, na których wszyscy obywatele mają prawo wypowiedzieć się, a co gorsza, głosować. Po wysłuchaniu któregoś z tych przekupnych lub obłąkanych demagogów obywatele zdolni są do złamania najświętszych układów, co zrobili na przykład przed czternastu laty, kiedy wysłali ekspedycję na podbój perskiej prowincji - Egiptu. Zostali rozbici. Afera tym wstydliwsza, że przed szesnastu laty Ateńczycy wyprawili do Suzy poselstwo z poleceniem zawarcia trwałego pokoju z Persją. Na jego czele stał Kallias, najbogatszy człowiek Aten. W końcu sporządzono traktat. Ateny uznały zwierzchność Wielkiego Króla nad greckimi miastami Azji Mniejszej. W zamian za to Wielki Król zobowiązywał się do trzymania floty perskiej z dala od Morza Egejskiego i tak dalej. Był to bardzo długi traktat. Często mówiłem sobie, że straciłem wzrok pracując nad perskim tekstem traktatu. I rzeczywiście, białe obłoki gęstniały podczas wielomiesięcznych negocjacji, kiedy to musiałem czytać każde słowo zapisane przez skrybów.

Po klęsce w Egipcie wysłano nowe poselstwo do Suzy. Wielki Król Artakserkses zachował się wspaniale. Pominął fakt, że Ateńczycy złamali traktat najeżdżając Egipt, i wyrażał się ciepło o swojej przyjaźni ze Spartą. Ateńczycy się przerazili. Słusznie boją się Sparty. W ciągu kilku dni uzgodniono, że traktat, którego żadna ze stron nigdy nie miała ujawnić, jest w dalszym ciągu prawomocny. W dowód zaś zaufania, które Wielki Król żywi do swoich ateńskich niewolników - tak ich nazywał - wyśle do Aten Cyrusa Spitamę, czyli mnie, najbliższego przyjaciela jego zmarłego ojca, Kserksesa.

Nie mogę powiedzieć, że byłem tym zachwycony. Nigdy nie sądziłem, że spędzę ostatnie lata mojego życia w tym zimnym i wietrznym mieście, wśród równie zimnych ludzi. Z drugiej strony - to, co teraz powiem, przeznaczone jest wyłącznie dla twoich uszu, Demokrycie, i możesz to wykorzystać, jak tylko zechcesz, lecz po mojej śmierci... czyli, jak sądzę, już za kilka dni, zważywszy trawiącą mnie gorączkę i napady kaszlu, które sprawiają, że to dyktowanie jest równie męczące dla ciebie jak dla mnie... Ale zgubiłem wątek.

Z drugiej strony... Aha! Tak! Po zamordowaniu mojego drogiego przyjaciela Kserksesa i objęciu władzy przez jego syna, Artakserksesa, moja sytuacja w Suzie stała się raczej nieprzyjemna. Wprawdzie Wielki Król jest dla mnie bardzo uprzejmy, zbyt mocno jednak byłem związany z poprzednim władcą, by nowi ludzi przy dworze mogli obdarzać mnie pełnym zaufaniem. Niewielkie wpływy, które jeszcze posiadam, zawdzięczam przypadkowi - pochodzeniu. Jestem w męskiej linii ostatnim żyjącym wnukiem Zoroastra, proroka.

Jedynego Boga, Ahura Mazdy, czyli Mądrego Pana, zwanego po grecku Oromazesem. Ponieważ przed pół wiekiem Wielki Król Dariusz został wyznawcą Zoroastra, rodzina królewska traktuje nasz ród, Spitamidów, z szacunkiem, co zresztą sprawia, że czuję się trochę oszustem. Ostatecznie nikt nie wybiera sobie dziadka.

Przy drzwiach Odeonu zatrzymał mnie Tukidydes, posępny mężczyzna w średnim wieku, który przewodzi od trzech lat, czyli od śmierci swojego sławnego teścia, Kimona, ateńskim konserwatystom. Jest więc siłą rzeczy jedynym poważnym rywalem Peryklesa, przywódcy stronnictwa demokratycznego.

Polityczne etykietki nie są precyzyjne. Przywódcy obydwu partii należą do arystokracji. Ale niektórzy szlachetnie urodzeni - jak na przykład nieboszczyk Kimon - popierają klasę bogatych właścicieli ziemskich, podczas gdy inni - jak Perykles - stawiają na miejskie pospólstwo. Wzmocnił on uprawnienia słynnych zgromadzeń, kontynuując pracę swojego politycznego nauczyciela Efialtesa, radykalnego przywódcy, zamordowanego w tajemniczych okolicznościach przed kilkunastu laty. Oczywiście o zabójstwo to oskarżono konserwatystów. Jeżeli rzeczywiście są za nie odpowiedzialni, to należy im pogratulować. Motłoch nie powinien rządzić miastem, a cóż dopiero państwem.

Gdyby mój ojciec był Grekiem, matka zaś Persjanką - a nie na odwrót, zostałbym członkiem stronnictwa konserwatywnego, choć nigdy nie mogło się ono oprzeć pokusie straszenia Persją społeczeństwa. Mimo miłości, którą Kimon żywił do Sparty, i nienawiści do nas, żałuję, że go nie znałem. Wszyscy tutaj mówią, że jego siostra Elpinika jest do niego podobna z charakteru. To wspaniała kobieta i lojalna przyjaciółka.

Demokryt przypomina mi uprzejmie, że znów straciłem wątek. Ja jemu przypominam, że po słuchaniu przez wiele godzin Herodota nie mogę się zdobyć na logiczne przechodzenie od tematu do tematu. Herodot mówi tak, jak skacze konik polny. Ja go naśladuję.

Tukidydes odezwał się do mnie w przedsionku Odeonu:

- Przypuszczam, że raport z tego, cośmy tutaj usłyszeli, zostanie przesłany do Suzy.

- Dlaczegóż by nie? - Byłem łagodny i znudzony zarazem. Wzorowy poseł. - Wielki Król lubi bajki. Uwielbia wszystko, co jest dziełem wyobraźni.

Byłem widać nie dość znudzony. Wyczuwałem niezadowolenie.

Tukidydesa i otaczającej go grupy konserwatystów. Przywódcy stronnictw w Atenach rzadko chodzą w pojedynkę, boją się skrytobójców. Demokryt twierdzi, że ilekroć spostrzega dużą grupę hałaśliwych ludzi, pośrodku której stoi cebula w hełmie albo szkarłatny księżyc, to pierwsza z pewnością otacza Peryklesa, a druga Tukidydesa. Miasto dzieli się w sposób irytujący na zwolenników cebuli i jesiennego księżyca.

Dzisiaj szkarłatny księżyc był górą. Z nieznanych przyczyn cebula w hełmie nie przybyła na wykład w Odeonie. Może Perykles wstydzi się złej akustyki swojej budowli? Ale czyżbym zapomniał, że wstyd to uczucie nie znane Ateńczykom?

Perykles oraz artyści i budowniczowie z jego koterii stawiają obecnie na Akropolu świątynię Ateny. Będzie to wspaniały budynek, mający zastąpić nędzną świątynkę, która została doszczętnie spalona przez perską armię trzydzieści cztery lata temu. Fakt, nad którym Herodot woli się nie rozwodzić.

- Czy uważasz, pośle, relację, którą właśnie usłyszeliśmy, za nieprawdziwą? - Co za bezczelność ze strony Tukidydesa! Przypuszczam, że był pijany. A to nas, Persów, oskarża się o opilstwo, tylko dlatego że używamy haomy do celów rytualnych; nigdy nie spotkałem Persa, który piłby tyle co niektórzy Ateńczycy. Lecz gwoli uczciwości dodam, że żaden Ateńczyk nie upija się tak jak Spartanie. Mój stary znajomy, Demaratos, król Sparty, mawiał, że Spartanie pijali tylko wino zmieszane z wodą, dopóki nomadzi z północy nie przysłali do Sparty poselstwa. Było to wkrótce po spustoszeniu przez Dariusza ich rodzinnej Scytii. Według Demaratosa, Scytowie nauczyli Spartan pić wino bez domieszki wody. Nie wierzę w tę historię.

- To, co usłyszeliśmy, młodzieńcze, jest tylko jedną wersją wydarzeń, do których doszło, zanim się urodziłeś i, jak podejrzewam, zanim urodził się ten historyk.

Tuż za mną rozległ się głos starca:

- Wielu pośród nas pamięta jeszcze dzień, kiedy Persowie zjawili się pod Maratonem. - Demokryt nie rozpoznał jego właściciela. Dość często słyszy się takie starcze głosy. W całej Grecji niemłodzi, obcy sobie ludzie pozdrawiają się pytaniem: Gdzie byłeś i co robiłeś, kiedy Kserkses zjawił się pod Maratonem? A potem częstują się wzajemnie kłamstwami.

- Tak - powiedziałem. - Żyją jeszcze ludzie, którzy pamiętają tamte czasy. I ja, niestety, do nich należę. Jestem rówieśnikiem Wielkiego Króla Kserksesa. Gdyby żył, miałby dzisiaj siedemdziesiąt pięć lat. Wstępując na tron miał trzydzieści cztery, a więc był w sile wieku. A wasz dziejopis wmawiał nam dopiero co, że Kserkses odziedziczył tron po Dariuszu będąc jeszcze porywczym chłopcem.

- Nieważny szczegół... - zaczął Tukidydes.

- Ale typowy dla bajek, które będą się cieszyły równym powodzeniem w Suzie jak sztuka Ajschylosa Persowie. Przetłumaczyłem ją osobiście dla Wielkiego Króla. Bardzo mu się podobał attycki humor autora.

Nie było w tym oczywiście ani słowa prawdy. Kserkses wpadłby w szał, gdyby się dowiedział, jak okrutnie on i jego matka zostali sparodiowani dla rozbawienia ateńskiej gawiedzi.

Z zasady nigdy nie okazuję złości, kiedy mnie obrażają barbarzyńcy. Na szczęście oszczędzają mi najgorszych zniewag. Częstują się nimi nawzajem. Cóż za ulga dla reszty świata, że Grecy bardziej nie lubią swoich rodaków - niż nas, cudzoziemców.

Klasyczny przykład: kiedy Ajschylos, gorąco niegdyś oklaskiwany tragik, stracił nagrodę na rzecz oklaskiwanego obecnie Sofoklesa, rozsierdził się do tego stopnia, że porzucił Ateny i przeniósł się na Sycylię, gdzie zakończył życie w bardzo oryginalny sposób. Orzeł wypatrujący twardej powierzchni, o którą mógłby roztrzaskać skorupę trzymanego w szponach żółwia, wziął łysinę autora Persów za skałę i zrzucił na nią żółwia z zabójczą celnością.

Tukidydes zamierzał kontynuować tę zapowiadającą się nieprzyjemnie scenę, kiedy Demokryt nagle pchnął mnie naprzód, wołając: - Przejście dla posła Wielkiego Króla! - I ludzie się rozstąpili.

Na szczęście moja lektyka czekała przed wejściem.

Udało mi się wynająć dom zbudowany przed spaleniem przez nas Aten. Jest nieco wygodniejszy i mniej pretensjonalny niż domy wznoszone obecnie przez bogatych Ateńczyków. Nic tak nie pobudza ambicji architektów jak spalenie ich rodzinnego miasta. Sardes jest znacznie wspanialsze teraz, po pożarze, niż za czasów Krezusa. Mimo że nigdy nie widziałem dawnych Aten i oczywiście nie mogę zobaczyć nowych - wiem z relacji, że prywatne domy nadal buduje się z niewypalanych cegieł, że ulice są często kręte, nigdy szerokie, a nowe gmachy publiczne okazałe, ale tandetne, jak Odeon.

Największy ruch budowlany panuje obecnie na Akropolu, litej skale koloru lwiej grzywy, jak określił to poetycko Demokryt, ocieniającej większą część miasta i również nasz dom. W rezultacie zimą - a więc teraz - mamy mniej niż godzinę słońca dziennie.

Ale skała ta ma swój urok. Często spaceruję po niej z Demokrytem. Dotykam rozwalonych murów budowli. Słucham stukania kamieniarzy. Rozmyślam o wspaniałej rodzinie tyranów, którzy zamieszkiwali Akropol, zanim zostali wygnani z miasta. Taki los spotyka tu prędzej czy później wszystkich szlachetnych ludzi. Znałem ostatniego tyrana, dostojnego Hippiasza. W czasach mojej młodości bywał on często na dworze w Suzie.

Obecnie główną atrakcją Akropolu są budowle lub świątynie mieszczące podobizny bogów, w których ludzie jakoby wierzą. Mówię „jakoby”, ponieważ uważam, że mimo konserwatyzmu cechującego lud ateński, to jeśli chodzi o zachowanie tradycyjnych form, zasadnicze jego nastawienie jest ateistyczne. Jak powiedział niedawno z. niebezpieczną dumą mój grecki kuzyn, człowiek jest miarą wszystkich rzeczy. Myślę, że większość Ateńczyków przyznaje mu w głębi ducha rację. W rezultacie mamy paradoks: Ateńczycy są niezwykle zabobonni i surowo karzą tych, którzy uchodzą za bezbożników.


2

 

 

Demokryta zaskoczyły pewne tematy, które poruszyłem wczoraj podczas kolacji. Teraz nie tylko poprosił mnie o opowiedzenie mu prawdziwej historii wojen greckich, lecz co ważniejsze, chce, żebym podyktował mu wspomnienia z Indii i Chin, a także opowiedział o ludziach, których spotkałem na Wschodzie i na wschód od Wschodu. Zaofiarował się spisać wszystko, co pamiętam: Moi goście również na to nalegali. Podejrzewam, że była to z ich strony zwykła uprzejmość.

Siedzimy teraz na dziedzińcu naszego domu. O tej godzinie pada na niego słońce. Dzień jest chłodny, ale nie zimny, czuję na twarzy ciepło słonecznych promieni. Jest mi dobrze, bo ubrałem się na modłę perską. Z wyjątkiem twarzy, całe moje ciało jest zakryte. Nawet ręce są schowane w rękawach. Mam na sobie oczywiście spodnie, część ubioru, która nieco denerwuje Greków.

Nasze poczucie skromności bardzo ich bawi, bo są najszczęśliwsi, kiedy mogą się przyglądać nagim młodzieńcom przy grach i zabawach. Ślepota oszczędza mi nie tylko widoku baraszkujących młodzieniaszków, lecz również rozpustników, którzy im się przyglądają.

Ateńczycy są jednak skromni, jeśli chodzi o ich kobiety. One zasłaniają się od stóp do głów niczym perskie damy - tyle że te stroje są bezbarwne, pozbawione ornamentów i stylu.

Dyktuję po grecku, ponieważ mówienie jońską greczyzną przychodziło mi zawsze łatwo. Moja matka, Lais, jest Greczynką z Abdery, córką Megakreonta, dziadka Demokryta. Ponieważ Megakreont był właścicielem bogatych kopalń srebra, ty, jako jego potomek w męskiej linii, jesteś znacznie bogatszy ode mnie. Tak, zapisz to. Mimo żeś młody i nic nie znaczysz, stanowisz część tej opowieści. Przecież to właśnie ty pobudziłeś moją pamięć.

Wczoraj wydałem wieczerzę na cześć nosiciela pochodni Kalliasa i sofisty Anaksagorasa. Demokryt spędza codziennie wiele godzin słuchając Anaksagorasa. Nazywa się to pobieraniem nauk. Za moich czasów i w moim kraju pobieranie nauk polegało na uczeniu się na pamięć świętych tekstów, studiowaniu matematyki, muzykowaniu i uprawianiu łucznictwa...

Jeździć konno, strzelać z łuku, mówić prawdę. Oto podstawy perskiego wychowania. Demokryt przypomina mi, że greckie kanony obejmują to samo, z wyjątkiem mówienia prawdy. Zna na pamięć dzieła Jończyka Homera, także ślepca. - Może rzeczywiście tak jest, ale w ostatnich latach tradycyjne metody wychowania zarzucono - dodaje Demokryt, a ja uzupełniam jego słowa - pod wpływem nowo powstałej grupy ludzi, nazywających siebie sofistami. W teorii sofista powinien być znakomitością w którejś z gałęzi sztuki. W rzeczywistości wielu tutejszych sofistów nie zna się na niczym. Po prostu żonglują słowami i trudno się zorientować, czego właściwie uczą, ponieważ podają w wątpliwość wartość wszystkiego - oprócz pieniędzy. Dbają o to, żeby młodzi ludzie z lepszych sfer dobrze im płacili.

Najlepszy z całej tej hołoty jest Anaksagoras. Wyraża się jasno. Pisze dobrą jońską greczyzną. Demokryt czytał mi jego książkę pod tytułem Fizyka. Mimo że niewiele z niej zrozumiałem, podziwiałem śmiałość tego człowieka. Próbuje tłumaczyć wszystko za pomocą bacznej obserwacji widzialnego świata. Rozumiem go, dopóki opisuje sprawy widzialne, ale gubię się, kiedy przechodzi do niewidzialnych. Twierdzi, że nie ma próżni. Twierdzi, że cała przestrzeń jest czymś wypełniona, nawet jeżeli tego nie możemy widzieć, jak na przykład wiatru. Jest najbardziej interesujący (i bezbożny), kiedy mówi o narodzinach i śmierci.

Na powstawanie i ginięcie niedobrze zapatrują się Hellenowie, gdyż nic nie powstaje i nic nie znika, lecz istnieje tylko mieszanie się i rozdział rzeczy, które są. Słuszne więc byłoby nazywać powstawanie mieszaniem się, a zanikanie rozdziałem*[1] - napisał. To można zaakceptować. Ale co to są te „rzeczy”? Co powoduje, że mieszają się lub rozdzielają? Jak, kiedy i po co zostały stworzone? Przez kogo? Dla mnie istnieje tylko jedna sprawa warta rozważań, a mianowicie stworzenie świata.

W odpowiedzi Anaksagoras wprowadza pojęcie rozumu. Na początku wszystkie rzeczy, od nieskończenie małych po nieskończenie wielkie, trwały w bezruchu. Potem rozum je uporządkował. Wtedy rzeczy te (c z y m są?, gdzie są?, po co są?) zaczęły się obracać.

Jedną z największych rzeczy jest gorący głaz, który nazywamy Słońcem. Kiedy Anaksagoras był bardzo młody, przepowiedział, że wcześniej czy później kawałek Słońca odłamie się i spadnie na Ziemię. Sprawdziło się to przed dwudziestu laty. Cały świat widział, jak odłamek Słońca przecina ognistym łukiem niebo i ląduje w Tracji nie opodal Ajgospotamoi. Kiedy rozpalony odłamek ostygł, okazało się, że to po prostu kawałek brunatnej skały. Anaksagoras natychmiast stał się sławny. Dzisiaj wszędzie czytają jego książkę. Na agorze można kupić używany egzemplarz za jedną drachmę.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin