WOJCIECH SZYDA GENETRIX i Zabójca wiatów Oh God, I could be bounded in a nutshell and count myself a King of infinite space.1 WILLIAM SHAKESPEARE - "HAMLET" (II, 2) Jednoć dodana do nieskończonoci nie pomnaża jej, podobnie jak stopa dodana do nieskończonej miary. Skończonoć unicestwia się w obliczu nieskończonoci i staje się czystš nicociš (...) Znamy naturę i istnienie skończonoci, ponieważ jestemy skończeni i rozcišgli jak ona. Znamy istnienie nieskończonoci, a nie znamy jej natury, ponieważ ma ona rozcišgłoć jak my, ale nie ma granic, jak my je mamy.2 BLAISE PASCAL - "MYOLI" (451, 3) Poczštek Morze. Widać dwa odcienie błękitu: spieniony szafir wody i gładkš stal nieba. Pomiędzy nimi człowiek. Ziemia jest brudem za paznokciem, ogień końcówkš żarzšcego się papierosa. Zawinięte w bibułę spalajš się wiaty. Popioły umarłych krain wędrujš do płuc palacza, by powrócić do żywiołów, z których zostały zrodzone. Mężczyzna spluwa, fale przyjmujš jego linę. Chwilę póniej pet wpada do morza. Rytuał wypalenia dobiegł końca. Mężczyzna stoi porodku tratwy, wpatrzony w horyzont. Powietrze zdaje się błękitnym pryzmatem rozszczepiajšcym wiatło. Tratwa ma prowizoryczny żagiel, na którym powiewa czarna flaga z przekrelonym symbolem wyspy. Pod drzewcem masztu leży kusza - żelazna, rzebiona, inkrustowana perłami, pokryta złowieszczym wzornictwem. Czaszki, piszczele, ostrza noży, skrzydlate demony - symbolika Zabójcy wiatów. Dopływał do jednego z opuszczonych portów. Nagle zdał sobie sprawę, że nie wykonał planu. Zapomniał o jednej wyspie, którš miał zniszczyć. Przypomnienie przyszło wraz z ukłuciem w stopę, gdy niechcšcy nadepnšł na bełt. Sklšł się w mylach za rutynę - monotonnoć pracy sprawiała, że działał na pamięć. Liczbę swiatów przeznaczonych do eksterminacji przeliczał na strzały, którymi dokonywał zabójstw. Kalkulacja słuszna, lecz zawodna, gdy bełt gdzie się zapodział. Tak jak teraz - strzała wypadła z kołczanu, ostrze utkwiło między belkami tratwy. Zasadniczo powinien wrócić, lecz zbliżał się wieczór, pora odpoczynku. Budynek tawerny kusił perspektywš noclegu. Lubił takie miejsca. Martwe porty, wraki statków celujšce w niebo szkieletami masztów, ławice martwych ryb wiecšce w nocy smugami tęczowych brzuchów, a czasami stary burdel zaronięty pajęczynš i kurzem, z obowišzkowym szkieletem pianisty pochylonym nad klawiaturš, z martwš papugš w zardzewiałej klatce oraz trupami dziwek przykrytymi niedbale strzępami sukni. Za każdym razem, gdy dobijał do brzegu i wcišgał tratwę na lšd, zastanawiał się, co ulegnie zmianie. Widział tysišce portów, podobnych jak ziarna piasku lub krople słonej wody, lecz każdy posiadał znamiona odróżniajšce: zabudowania, rolinnoć, linię brzegowš. Piękno tej przystani kryło się w zrujnowanej tawernie i lnišcych jak diamenty butelkach wyciełajšcych piaszczystš plażę. Tratwa nie miała zaczepów i liny, więc musiał własnoręcznie wycišgnšć jš na brzeg. Fala była słaba, lecz się zmęczył. Nie te lata - zaklšł pod nosem i wykonał ostatni wysiłek, szarpišc tratwę na wydmowe wzniesienie. Nie będzie przypływu. Można jš tu zostawić. Legł na wydmie i spojrzał w nabrzmiałe chmury. Burza? Powieki cišżyły jak kamienie. Zasnšłby pod gołym niebem, gdyby nie deszcz. Zerwał się, podcišgnšł spodnie, zarzucił na ramię kuszę i przeklinajšc poczłapał w stronę uchylonych drzwi burdelu. Zatęchły mrok. Meble pokryte grubš na palec warstwš kurzu. Położył się na sofie, omijajšc wyprute sprężyny. Zamknšł oczy, by oddać się ulubionemu ćwiczeniu. Wyobrania wywietlała obrazy, próbujšc ożywić to miejsce. Dziwki, marynarze, przypadkowi klienci, barmani i lokaje - krzštali się strojni w swe szepty niczym motyle w niesłyszalny furkot skrzydeł. Gdzie sš teraz, kiedy przestali istnieć? - mylał, wspominajšc miliardy wysp, które eksterminował. Procedura usuwania wiatów polegała na pozbywaniu się umarłych krain, rozwiniętych za życia z osobowoci mieszkańców Ziemi Zero. Każdy człowiek wywietlał rzeczywistoć będšcš odbiciem jego cech zdeterminowanych genetycznie. Zawiat był grabarzem tych krain - morze, po którym pływał, stanowiło gigantyczny cmentarz. Wysepki wyłaniały się po mierci swych projektorów, pełnišc funkcję tymczasowego kurhanu. Zabójca zastępował czas - zacierał lad tego, co i tak uległoby erozji. Gdzie, na innych wodach, które nie stanowiły jego rewiru, rozcišgały się żywe wyspy. To tam rodziły się i upadały kultury i cywilizacje, których mieszkańcy nie zdawali sobie sprawy, że ich wiaty stanowiš odbicie genotypów ludzi żyjšcych na Ziemi Zero. Inna była też skala upływu czasu. To, co mieszkańcom wiatów-projekcji zdawało się epokš, dla ich nosicieli było krótkim epizodem; najwyżej jednym z etapów życia. Sama procedura była rutynowa. Akty eksterminacji nie różniły się od siebie: strzał z kuszy, zebranie zgliszcz i rytualne wypalenie papierosa. Na miejscu kurhanu wyłaniała się martwa wyspa. "Ruiny" dawały wyobrażenie o charakterze mieszkańca Ziemi Zero będšcego projektorem. Na przykład ta portowa spelunka. Pewnie jaki marynarz, ogorzały wilk morski, który pół życia spędził pływajšc na statkach i przesiadujšc w szynkach, chlejšc na umór, barłożšc i piewajšc w chmurach tytoniowego dymu.. Posiedzenie "Art.Org" było skrótem od "Artificial Organellum". Przebiwszy błonę komórkowš, która natychmiast zasklepiła się pod wpływem osmozy, monada ochronna habitatu wpłynęła w galaretowatš cytoplazmę. Przedzierała się jak łód przez ocean w bezmiarze organicznych substancji, by w końcu zakotwiczyć w delikatnym dryfie nieopodal jšdra komórkowego. Sztuczne organellum było mikrobatyskafem stanowišcym zewnętrznš warstwę jednej z ekspozytur GENETRIXu - Wysokiego Bakteriofagu. Wewnštrz trwały burzliwe obrady. - Proszę o spokój - apelował Mitochondriusz, przekrzykujšc zgiełk. - Zaczynamy sprawozdanie. Do umownej ambony podpłynšł komisariusz Goldi. - Bracia! Ta chwila musiała nadejć. Powłoki opracowały mapę genetycznš organizmu. To dopiero poczštek, ledwie zdołali ustalić prawidłowš liczbę genów, lecz zaręczam, że badania będš kontynuowane. Zaczyna się nowa era w ich wiecie. Wiek pary i elektrycznoci, w którym moglimy spokojnie funkcjonować, minšł bezpowrotnie. Zaczyna się wiek genetyki i informacji. U Powłok szykuje się cywilizacyjny przewrót - badania mikrobiologiczne sš zaawansowane, wkrótce będš stanowić dla nas realne zagrożenie... Dyskusja trwałaby dłużej, gdyby podenerwowany deputant Chloroplastus nie zakodował wszystkim członkom Bakteriofagu: - Co więc czynić, braciszkowie? - I ja nad tym mylałem - odparł organellus sprawozdawca. - Stanowisko komisji jest następujšce... Referował plan, a "żyjštka" wirowały w wojennym tańcu deputantów. Według regulaminu oznaczało to akceptację strategii zaproponowanej przez komisję. - Spucić zarazę!... - piekliła się frakcja radykałów. - Po co? - uspokajali pragmatycy. - Najprociej skasować im wiat. Sami musimy przygotować się do eksmisji. Poszukamy sobie nowych nosicieli. - Lecz jak spowodować hekatombę? - Jeszcze się nie domylacie? To proste: zabić Nosiciela wiata powłok. - Kto jest nim obecnie? - W tym problem. Nastšpiła wymiana. Do niedawna był nim pewien portugalski pasterz, ale kopnšł w kalendarz. Obecnie nosicielem Ziemi Zero jest nasciturus. - Kto? - Płód, embrion... - Znacie samicę? - Za kogo nas uważacie, bracia? Sprawdzilimy wszystko. Mater semper certus. - Któż, ach któż wykona wyrok? - A mamy jaki wybór? - Chyba nie mylisz... - Usuniemy go rękami Zabójcy wiatów. Siedziba Wysokiego Bakteriofagu zakołysała się gwałtownie. Mikrowyładowania przeszły przez cytoplazmatycznš galaretę. Nadchodziła burza. Zstšpić na Ziemię Zero Wyspa, którš przeoczył, okazała się pretekstem. GENETRIX wzywał, sprytnie manipulujšc pamięciš Zawiata. Czekali na brzegu, zwizualizowani na podobieństwo organicznych żyjštek, i poruszali się jak w tańcu. Tratwa Zabójcy utknęła na mielinie. Po chwili stał wród nich, podenerwowany jak zawsze, olepiony tęczowymi plamkami. Wiedział, że deputanci Wysokiego Bakteriofagu celowo nadawali sobie postać wywiedzionš z obrazu pod mikroskopem. Moc ich była wielka. Jako lokalni ekspozytorzy GENETRIXu mieli szerokie kompetencje władcze. Umysł Zawiata był dla nadzorców otwartš księgš. Permanentne skanowanie zapewniało stałš kontrolę nad Zabójcš. W ten sam sposób mogli się z nim porozumiewać. Ekspozytorzy wlewali w jań Zawiata nowy rozkaz, rejestrujšc poziom jego zdumienia. Było ono uzasadnione. Wytoczono ostateczny argument przeciwko Ziemi Zero. Zawiat nie dowierzał. ?: SKŁADNIK WIATA ZERO = NOSICIEL. REGUŁA: NOSICIEL ? WIAT RZUTOWANY - {NOSICIEL ZIEMI 0}. ZBIÓR JEDNOELEMENTOWY = WYJĽTEK. EGZONERACJA POZYTYWNA ? PROJEKTOR IMMANENTNY. RESZTA ZBIORU [X - 1] = PROJEKTORY TRANSCENDENTNE. ? zniszczenie celu spowoduje kasację wiata bazowego ? Cišg wiatów zbudowany jak klasyczny łańcuch. Miarš jego wytrzymałoci Ziemia Zero - wyjciowe ogniwo. Nosiciel wiata był jednym z jego mieszkańców, rzecz nie do pomylenie na innych Ziemiach... ?: NADWIAT = ZAWIESZENIE /na czas Misji/. WYKONALNOĆ: NATYCHMIASTOWA--- ? Deputanci zostawili Zawiata na brzegu, sami za zaczęli wirować w oficjalnym tańcu odprawy: od tej chwili Zawiat był zwišzany rozkazem. Trzy dni w kategoriach czasu Ziemi Zero - i ani chwili dłużej. Był to nieprzekraczalny termin wykonania misji. Nie wiedzšc, że w czasie połšczenia wszczepiono mu kapsułkę z upionym agentem, Zawiat spoglšdał bez podejrzeń w szalony wir "żyjštek". Tršba powietrzna złożona z ekspozytorów uniosła się w niebo i wkrótce zniknęła, wessana przez błękit. Zabójca wiatów porzšdkował myli: "Human Genom Project", "DJ Messerschmidt", "Genetyci Dnia Pierwsze...
izebel