Zapolska Gabriela - Kaśka Kariatyda.pdf

(1573 KB) Pobierz
9888023 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
9888023.001.png 9888023.002.png
Gabriela Zapolska
Kaśka
Kariatyda
2
T
ower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
Przedmowa
Poczciwość prawdy się nie lęka. 1
Ignacy Krasicki
W tych kilku słowach cała moja obrona. „Poczciwość prawdy się nie lęka!” Jak wielka to myśl,
jaka niezwalczona! Dlatego stawię ją jako straż przednią, niech ona wita każdego, kto roztworzy tę
książkę. Poczciwość prawdy się nie lęka, więc śmiało, Czytelniku lub Czytelniczko, podajcie mi
rękę i zajrzyjmy wspólnie do tych nędz wielkich, do tych nieszczęść, kończących się zbrodnią, do
tego kału – według wyrażeń naszych dobrych znajomych... Nie bój się, kobieto, czytaj śmiało te
karty, kał nie dotknie twej białej szaty, bo tylko brud lgnie do brudu, a chorzy boją się ran swoich.
Niedola takich, jak Kaśka, istot, ich stopniowy upadek, na koniec śmierć – toć nie kał, nie brud,
lecz prawda tak wielka, że jak płomień słońca przedziera się przez tajemniczą zasłonę, jaką by fał-
szywi poczciwcy osłonić ją chcieli.
Tuż obok Ciebie może jest taka Kaśka, walcząca z pokusami świata, ciemna, nieświadoma, peł-
na najlepszych chęci, ale i najgorszych, wrodzonych już instynktów. Ta istota cierpi, walczy, wy-
ciąga nieraz ramiona, szukając bezwiednie punktu moralnego oparcia, i nigdzie nie znajduje pod-
pory i rady, żaden głos ją nie pokieruje, nikt nie zapyta, co jej dolega. Czyż od chlebodawczyni
swej ma prawo żądać tylko łyżki strawy i regularnej zapłaty? Czyż po zgotowaniu dobrego rosołu i
uprasowaniu bielizny taka Kaśka przestaje istnieć dla swej pani? Wszak to kobieta, kobieta taka
sama, jak i Ty, piękna Czytelniczko, ale ileż od Ciebie nieszczęśliwsza! Sponiewierana, rzucona na
bezdroże, bezustannie pracująca jak wół w jarzmie, upada wreszcie, nie umiejąc zaczerpnąć w so-
bie samej siły do odparcia pokusy. I gdyby na tym był koniec! Ależ nie – upadek takiej kobiety cią-
gnie za sobą cały szereg nędz, a często i zbrodni. Wszak największy procent dzieciobójczyń dają
służące. Jest to fakt stwierdzony. Dlatego to podjęłam tę niewdzięczną pracę. Wiele już musiałam
przecierpieć od ludzi małej inteligencji i jeszcze mniejszego serca. Według nich, jedynie chęć roz-
głosu skłania mnie do pisania „Kasiek” i „Małaszek”. Dziwią się, że kobiety nie wahają się odsło-
nić najstraszniejszej nędzy innych kobiet i zawołać wielkim głosem: „Patrzcie! w ten sposób konają
istoty, za którymi gonicie, odbierając im krasę, młodość, a dając im w zamian nędzę i cierpienie!”
O, zaprawdę! poczciwy prawdy się nie lęka. Ten, kto nie ma na sumieniu zgonu takiej „Kaśki”,
śmiało przeczyta ją do końca. I te „studia położnicze”, jak nazwał moją powieść pewien brukowy
świstek, może pozostawią w jego umyśle trwalsze wspomnienie niż stosy romansów bezcelowych,
tworzonych w niezdrowej woni źle umeblowanych buduarów, które jako główny cel mają do wyka-
zania, że kobiety owijają się w jedwabie i mają niezmiernie długie rzęsy, a mężczyźni – wyniosłe
czoła i masy pustych frazesów w ustach. Dlatego to ludziom „poczciwym” polecam śmiało moją
biedną Kaśkę. Czytajcie ją sercem, tak jak ja ją sercem pisałam. Niech Was forma zbyt szczera nie
trwoży. Wszakże to nasz Skarga powiedział: „Prawda, jak uczciwa niewiasta, w lada sukni piękna
1 Pisz, coś widział ... – zakończenie Listu VI, Do ks. Adama Naruszewicza, koadiutora smoleńskiego
4
Pisz, coś widział
jest i przyjemna; nieprawda, jako nierządnica, słowy się przybiera i muszcze”. Niech Was także nie
dziwi rodzaj sentymentalizmu, wiejący chwilami z tych kartek. To „prawda” także, to życie tak, jak
ono jest, z tym, co nam daje pięknego i nędznego, z poezją i prozą swoją. Ja biorę wszystko, co jest
pod ręką, a skarby to nieprzebrane, tkane czarną i złotą przędzą. Nie naśladuję nikogo, choć mi i
plagiaty zarzucano. Spisuję to, co zobaczę, to, co mi w serce się wgryzie nędzą swoją lub ukołysze
czarem prawdziwej poezji. Oryginalnością rozgłosu nie pragnę się dobić, bo smutny to rozgłos, gdy
najlepszą myśl ludzie spaczą i brudną duszą szukając brudu, jedynie tylko formę widzą, o treść i cel
nie pytając się nawet. Czyż to osławiona Nana Zoli nie tłumaczy swego istnienia tym jednym krzy-
kiem: à Berlin , kończącym cały ten tak zohydzony romans? Nanę usprawiedliwił upadek Francji,
moją biedną Kaśkę niech uniewinnią trupy dzieci, znajdywane prawie codziennie. Wiem, że w
oczach tych ludzi, którzy zwykli wyszukiwać we wszystkim kału i bezwstydu, nawet trup dziecka,
zgładzonego przez własną matkę, łaski nie znajdzie – ale o zdanie takich jednostek, które lubią
prawdę nakręcać do swych upodobań, które w Nanie , zamiast szczytnej przewodniej myśli francu-
skiego pisarza, widzą tylko nagie ciało i zakrywają przed nim obłudnie przygasłe od rozpusty oczy
– o zdanie takich ludzi nie dbam wcale. Nie piszę dla nich, piszę dla „poczciwych”, bo ci się
„prawdy nie zlękną”.
Gabriela Śnieżko-Zapolska
Dnia 18 lipca 1887 r. Warszawa
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin