1976 - Outlaw Josey Wales - Wyjęty spod prawa Josey Wales - CD#2.txt

(15 KB) Pobierz
00:00:44:Dobrze, że mnie powstrzymałe.|Mogłem jš zabić.
00:00:47:Zauważyłem.
00:00:55:Ma trochę prowiantu...
00:00:58:nasze konie...
00:01:00:jechała za nami.
00:01:03:Mówiła,|że jestemy jej jedynš rodzinš.
00:01:06:Pewnie że tak.
00:01:09:Wszyscy moi znajomi...
00:01:12:którzy dobrze strzelali|i przeżyli...
00:01:15:zawsze byli ostrzy.
00:01:18:Niektórzy woleliby|mieć słońce za plecami.
00:01:23:Nigdy nie zaszkodzi.
00:01:28:Dobrze jest być ostrym.
00:01:36:Pod każdym względem.
00:02:18:Czeć.
00:02:21:Co nie tak?
00:02:24:Chyba miałe rację.
00:02:27:Nie jestem jeszcze taki stary.
00:03:02:Mało jest ludzi na zachód stšd.
00:03:04:Wjeżdżamy na teren Komanczów.
00:03:13:lady wozów.
00:03:14:Takich jeszcze nie widziałem.
00:03:17:Komancze nie jeżdżš|dwuosiowymi wozami.
00:03:32:Komanczeros...
00:03:34:wymieniajš z Komanczami|whisky i broń na konie.
00:03:39:Na kobiety też.
00:03:42:Ilu?
00:03:45:Osiem...
00:03:46:może dziewięć koni|i kilka wozów.
00:04:35:To ci biedni pielgrzymi|z Kansas.
00:04:40:Nie sš już tacy dumni.
00:07:03:Ty sukinsynu!
00:07:06:Ten Bears chce mieć dziewicę!
00:07:10:Za tę małš dostaniemy 20 koni.
00:07:16:Jeli już musicie,|wecie sobie tę starš.
00:07:22:Jest warta|najwyżej jednego osła.
00:07:49:Pozbieraj się.
00:09:07:Szybciej!
00:09:12:Jeli upadniesz...
00:09:14:pozwolš ci umrzeć. Id dalej.
00:09:24:Podejd tu, suko.
00:09:31:Posłuchaj mnie.
00:09:33:Dobrze wyglšdaj,|gdy dotrzemy na miejsce.
00:09:36:Wskocz do tego wozu|i załóż najlepszš sukienkę.
00:09:43:Może wzronie twoja cena.
00:09:45:Bšd ładna, to może przelicytuję|Ten Bearsa i sam cię kupię.
00:10:27:Jeli się postaram...
00:10:29:będziemy mieli słońce w oczy.
00:10:32:To da mu kopa.
00:10:35:O kim mówisz?
00:10:37:Czego on chce?
00:10:39:Chyba pertraktować.
00:10:47:Będziesz siedział,|czy dowiesz się, czego on chce?
00:10:54:Przygotuj się, panno.
00:10:56:Dostaniesz piekło na niadanie.
00:11:07:Ma pan bardzo ładnego konia.
00:11:10:Sprzeda go pan?
00:11:12:Damy dobrš cenę.
00:11:22:Spluń!
00:11:29:Zsiadaj z konia.
00:11:37:Z drogi!
00:12:35:Podejrzewam,|że teraz nas zabijesz.
00:12:39:Gdyby nie ta wariatka,|byłbym już prawie w Meksyku.
00:12:43:A wcale jej nie rozumiem.
00:12:46:Wiedziałem, że dlatego wrócisz.
00:13:03:Pomocy!
00:13:08:Pomóż nam.
00:13:10:To Komancze.
00:13:12:Lepiej nie zabijajmy|ich przyjaciół. Jedmy.
00:14:03:Chyba winie odgryzły wam|siedzenia w spodniach.
00:14:09:Wiozłam na to ranczo...
00:14:12:piękne rzeczy.
00:14:16:Gdzie jest to ranczo?
00:14:18:Mój syn znalazł je przed wojnš|koło miasta Santo Rio.
00:14:23:Strumień z dobrš wodš...
00:14:25:drzewa, bydło, jelenie.
00:14:28:Jedziemy do prawdziwego raju.
00:14:31:Tam?
00:14:33:Syn powiedział ci,|że to jest tam?
00:14:36:Tak. Koło miejsca|zwanego Blood Butte.
00:14:40:Mój syn nigdy nie kłamał.
00:14:43:Nigdy.|Ranczo na pewno tam będzie.
00:14:48:Tak, proszę pani. Na pewno.
00:14:51:Topole, dęby...
00:14:54:dzikie konie...
00:14:56:antylopy...
00:14:58:stada przepiórek.
00:15:08:Widzisz?
00:15:10:Co?
00:15:12:Te chmury.
00:15:16:Sš jak...
00:15:18:sny płynšce po błękitnym umyle.
00:15:25:Nigdy tak o nich nie mylałem.
00:15:31:Indianinie...
00:15:33:Josey Wales to zimny zabójca.
00:15:37:Jest z Missouri...
00:15:38:tam się zabija niewinnych|mężczyzn, kobiety i dzieci.
00:15:43:Wolałaby jechać|z Komanczeros, babciu?
00:15:48:Nie wolałabym.
00:17:18:Co podać?
00:17:23:Whisky.
00:17:25:Powiedział, whisky!
00:17:28:A może co innego?
00:17:32:A więc piwo.
00:17:34:I podaj tym panom|drugš kolejkę.
00:17:37:Pani także.
00:17:40:Jest pan bardzo miły.
00:17:42:Już dawno nikt tu nikomu|nie stawiał.
00:17:45:Od czasu,|gdy skończyła się tu whisky.
00:17:49:I wszystko inne.
00:17:52:Najpierw w Santo Rio|skończyło się srebro.
00:17:56:Potem osadnictwo.
00:17:58:A potem whisky.
00:18:00:I wreszcie piwo.
00:18:03:Nieważne.
00:18:05:Miło jest widzieć tu|ostrego gracza.
00:18:22:Nie chciałem go obrazić.
00:18:24:Niektórzy|nie lubiš być tak nazywani.
00:18:28:Pewien facet nie lubił,|gdy na niego mówiono: "szefuniu".
00:18:35:Będzie dużo whisky.
00:18:37:Od Komanczeros.
00:18:46:W Santo Rio|sš Aniołowie Miłosierdzia!
00:18:49:To nie jest Santo Rio.
00:18:51:Mój syn, Tom Turner,|mówił że jest piękne.
00:18:54:Było.
00:18:56:Ale piękno zniknęło|wraz ze srebrem.
00:18:59:To racja.
00:19:00:Wielkie Nieba.
00:19:03:Pani jest matkš Turnera...
00:19:05:którego ranczo|jest przy Blood Butte?
00:19:09:Zgadza się.
00:19:12:Jestem Rose.
00:19:15:Rose z Santo Rio.
00:19:17:Pewnie pani o mnie pisał.
00:19:20:Nie przypominam sobie.
00:19:22:Po mierci swojej Lucy...
00:19:25:nie interesował się kobietami.
00:19:28:Mój syn harował bez wytchnienia,|by zapewnić przyszłoć mnie...
00:19:33:i swej córce.
00:19:38:Teraz sobie przypominam,|że mówił mi co...
00:19:42:o córce, która była trochę...
00:19:45:dziwna.
00:19:47:Zabili go zbóje z Missouri|podczas wojny o granicę.
00:19:50:Zginšł jako redlegs|senatora Jima Lane'a...
00:19:56:walczšc o sprawę!
00:19:57:Przykro mi to słyszeć.
00:20:00:Był wspaniałym człowiekiem.
00:20:03:Seńora, proszę siadać.
00:20:06:Na pewno jest pani|bardzo zmęczona.
00:20:10:Jest mi niezwykle przykro.
00:20:14:W ostatnich latach...
00:20:16:służyłem z przyjaciółkš|u Toma Turnera.
00:20:20:Teraz chcemy służyć pani.
00:20:23:Doceniam waszš troskę.
00:20:27:Miło mi w takiej dziczy|spotkać dobre maniery.
00:20:31:Zaznalimy trudów|najbardziej ucišżliwej podróży.
00:20:36:Dziadek Samuel i wujek Enoch...
00:20:40:padli ofiarš Komanczeros.
00:20:43:Wypijmy za brak srebra.|Mamy tu wreszcie trochę spokoju!
00:20:47:Koniec srebra to pech.
00:20:50:Byle nie spotkał nas inny!
00:21:01:Co pijesz?
00:21:03:Szukam Joseya Walesa.
00:21:09:To ja.
00:21:14:Poszukujš cię, Wales.
00:21:16:Chyba jestem doć sławny.
00:21:20:Jeste łowcš głów?
00:21:22:Człowiek jako musi|zarobić na życie.
00:21:26:Umieranie to żadne życie.
00:21:32:To nie jest konieczne.
00:21:35:Możesz odjechać.
00:22:15:Musiałem wrócić.
00:22:18:Wiem.
00:23:01:- Komancze?|- Zgadza się.
00:23:04:Dużo ich?
00:23:06:Chyba całe plemię.
00:23:08:Ale wiozš na koniach antylopy...
00:23:11:więc chyba nie jadš walczyć.
00:23:14:Ale z nimi|nigdy nic nie wiadomo.
00:23:17:Zostań przy wozie.
00:23:38:Chyba tylko nas obserwujš.
00:23:41:Majš pełne juki.
00:23:43:Mogš wrócić.
00:23:45:Dobra. Ruszamy.
00:23:54:Jeli jadš z Ten Bearsem...
00:23:57:na pewno wrócš.
00:23:59:Jest największym|wodzem wojennym Komanczów.
00:24:03:I jest zły.
00:24:04:Co roku spotyka się|z waszym błękitnym generałem.
00:24:08:Nie moim.
00:24:09:I co roku cofa się głębiej|na równiny.
00:24:13:Gen. Sherman|przywiózł więcej obietnic.
00:24:16:Ale Ten Bears|już się nie cofnie.
00:25:13:Jak tu pięknie...
00:25:23:Najpierw możemy się wzišć|za odkurzanie.
00:25:27:Mamy tu na kuchence|piękny rondel.
00:25:32:Panie Wales, niech pańscy ludzie|naršbiš drewna.
00:25:37:Bierzmy się do roboty.
00:25:40:Panie Wales!
00:25:43:Przyjechał pan tu,|by się gapić?
00:25:46:Kto nie pracuje, ten nie je.
00:25:49:Jest pan próżniakiem?
00:26:16:Wiesz, powiedziała mi...
00:26:19:że jeszcze nigdy nie miała|własnego domu.
00:26:25:Babcia mówi, że to nasz dom.
00:26:28:Nas wszystkich.
00:26:31:Dobrze, że jest mężczyzna,|który o wszystko zadba.
00:26:35:Będę tu wpadał|od czasu do czasu.
00:26:38:Żeby trochę odpoczšć.
00:26:41:Czemu z nami nie zostaniesz?
00:26:44:Bšdmy wspólnikami.
00:26:47:Przeżyjš bez ciebie.
00:26:49:Może nawet cię zapomnš.
00:26:53:Niczego nie da się zapomnieć.
00:27:46:Tato!
00:28:18:Czeć, Josey!
00:28:25:Jedziemy do Santo Rio!
00:29:12:Panie...
00:29:14:dziękujemy,|że nas tu sprowadziłe.
00:29:18:Tata i Daniel zginęli...
00:29:20:z ršk nędznych morderców|prosto z piekła...
00:29:24:którzy ich dopadli.
00:29:26:Ale podjęli walkę|i drogo sprzedali swe życie.
00:29:30:Dzięki za Joseya Walesa...
00:29:33:którego zmieniłe|z morderczego bandziora...
00:29:36:i pobratymcę Szatana...
00:29:38:w lepszego człowieka...
00:29:40:który uratował nas|z ršk Filistynów.
00:29:44:I dzięki Ci, Panie,|że sprowadziłe nas do Teksasu.
00:29:55:Nic ci nie jest?
00:29:57:Ten Bears...
00:29:59:dopadł Travisa i Chato.
00:30:01:Nadjedzie tu jutro rano.
00:30:22:Gdybym chciał się schronić,|zostałbym tutaj.
00:30:25:ciany i sufit|grube na pół metra.
00:30:28:Sama glina. Nic się nie zapali.
00:30:31:Drzwi od frontu i z tyłu,|dobrze widoczne.
00:30:36:Tędy się strzela.|W górę, w dół i na boki.
00:30:39:Turner wiedział, co robi.
00:30:41:Pewnie.|Będę strzelać przez drzwi.
00:30:44:Lepiej sied tutaj...
00:30:46:i ładuj broń. Umiesz?
00:30:49:Tak.
00:30:52:Moonlight...
00:30:53:podejd do tych drzwi.|Będziesz strzelała tędy.
00:30:58:Laura Lee, przez okno.|Umiesz strzelać?
00:31:01:Spróbuję.
00:31:02:Lone, ty przez to okno|i przez drzwi.
00:31:06:Tu będzie najgoręcej.
00:31:07:Musisz mieć także na oku|ten korytarz.
00:31:13:Jedynym lepym miejscem|jest sufit. Pewnie tu wlezš.
00:31:18:Nie przestrzelš go, ale mogš...
00:31:20:wybić w nim dziurę|i wejć do tylnej sypialni.
00:31:25:I pamiętajcie.
00:31:27:Jeli uznacie,|że już nie dacie rady...
00:31:31:stańcie się li.
00:31:32:Jak wciekłe psy!
00:31:35:Jeli stracicie głowę,|to nie przeżyjecie.
00:31:40:Tak to wyglšda.
00:31:41:Rewolwery. Krótki dystans.|Duża siła i mniej ładowania.
00:31:45:Nie gacie ognia.|Żelazo ma być czerwone.
00:31:48:Przykładajcie je do ran.
00:31:51:Wtedy ustanie krwawienie.
00:31:57:Po co ta farba?
00:31:59:To maska mierci.
00:32:01:Pokażemy jutro|tym czerwonoskórym.
00:32:06:Bez obrazy.
00:32:08:Nie ma sprawy.
00:32:21:Dokšd?
00:32:22:Wie, że najwięcej zdziała|siedzšc w siodle.
00:32...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin