Robert Ludlum - Zlecenie Jansona.doc

(2875 KB) Pobierz
Zlecenia Jansona

ROBERT

LUDLUM

 

 

ZLECENIE

JANSONA

 

 

 

 

 

 

Przekład: Jan Kraśko, Radosław Januszewski


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Łatwo jest mu rozdawać dary.

Nawet gdyby żył wiecznie, nie rozdałby wszystkich,

gdyż posiadł skarb Nibelungów.

Pieśń o Nibelungach

około roku 1200


Spis treści

Spis treści              3

Prolog              5

Część 1              11

Rozdział 1              12

Rozdział 2              22

Rozdział 3              34

Rozdział 4              40

Rozdział 5              48

Rozdział 6              53

Rozdział 7              66

Rozdział 8              73

Część 2              80

Rozdział 9              81

Rozdział 10              93

Rozdział 11              104

Rozdział 12              111

Rozdział 13              120

Rozdział 14              127

Rozdział 15              136

Rozdział 16              146

Rozdział 17              154

Część 2              166

Rozdział 18              167

Rozdział 19              180

Rozdział 20              188

Rozdział 21              197

Rozdział 22              211

Rozdział 23              221

Rozdział 24              227

Rozdział 25              233

Rozdział 26              241

Rozdział 27              248

Rozdział 28              255

Rozdział 29              263

Rozdział 30              270

Rozdział 31              277

Część 4              280

Rozdział 32              281

Rozdział 33              288

Rozdział 34              299

Rozdział 35              302

Rozdział 36              308

Rozdział 37              318

Rozdział 38              325

Rozdział 39              330

Rozdział 40              333

Rozdział 41              339

Rozdział 42              344

Rozdział 43              352

Epilog              358


Prolog

 

8°37'N, 88°22'E

Ocean Indyjski, 450 km na wschód od Sri Lanki

północno-wschodnia Anura

 

Noc była nieznośnie upalna, a stężałe, nieruchome powietrze miało temperaturę ludzkiego ciała. Wieczorem padał lekki orzeźwiający deszcz, ale teraz zewsząd buchał natrętny skwar - zdawało się, że gorący jest nawet srebrzysty sierp księżyca, który muskały zwiewne pierzaste obłoczki. Dżungla dyszała wilgotnym oddechem czatującego na zdobycz drapieżnika.

Shyam poruszył się niespokojnie na płóciennym krześle. Wiedział, że jak na ten miesiąc pogoda jest względnie normalna: na początku pory monsunowej w powietrzu zawsze wisiało coś złowieszczego. Ale nie. Czarną jak smoła ciszę zakłócało jedynie brzęczenie natrętnych komarów. Wpół do drugiej: siedział na posterunku już cztery i pół godziny. I właśnie wtedy, dokładnie o pierwszej trzydzieści nad ranem, nadjechało tych siedmiu. Jedynym zabezpieczeniem posterunku były dwa zwoje drutu kolczastego, rozpięte na drewnianych kozłach i przecinające drogę w odległości dwudziestu czterech metrów od siebie. Posterunek należał do najbardziej wysuniętych, a on i Arjun czuwali przed drewnianymi budkami na poboczu drogi. Za wzgórzem trzymało wartę dwóch innych, ale ponieważ od wielu godzin uparcie milczeli, wszystko wskazywało na to, że po prostu usnęli, podobnie jak żołnierze w prowizorycznym baraku, który zbudowano sto kilkadziesiąt metrów dalej. Mimo groźnych ostrzeżeń przełożonych noce i dnie upływały pod znakiem niewysłowionej nudy.

Kenna, północno-wschodnia prowincja Anury, była słabo zaludniona nawet kiedyś, w swoich najlepszych czasach, a czasy, które przeżywali ostatnio, do najlepszych nie należały.

A teraz wiatr od morza, leciutki jak delikatny podmuch powietrza bijący spod skrzydeł owada, przyniósł ze sobą warkot silnika samochodu. Warkot powoli narastał.

Shyam niespiesznie wstał.

-              Arjun - zawołał, śpiewnie przeciągając samogłoski. - Arjuuun! Coś jedzie.

Arjun ocknął się i pokręcił głową, żeby rozprostować zesztywniały kark.

-              O tej porze? - Przetarł oczy. W zgęstniałym od wilgoci powietrzu pot ściekał mu z twarzy jak lśniąca oliwa.

Zza mrocznego, skąpo porośniętego lasem wzgórza buchnęły dwa snopy jaskrawego światła. Chociaż silnik samochodu wył na pełnych obrotach, dobiegł ich czyjś wesoły krzyk.

-              Znowu te pieprzone gnojki - wymamrotał posępnie Arjun.

Ale Shyam był zadowolony ze wszystkiego, co przerywało nocną nudę. Poprzedniego tygodnia pełnił wartę, nocną i dzienną, na ruchomym posterunku w Kandarze, posterunku ważnym i ponoć bardzo niebezpiecznym. Jego przełożony, oficer o kamiennej twarzy, wielokrotnie podkreślał, jak istotne, jak kluczowe, jak newralgiczne pełnili tam zadanie. Posterunek zlokalizowano niedaleko Kamiennego Pałacu, gdzie odbywało się właśnie posiedzenie rządu, podobno supertajne i super ważne. Dlatego maksymalnie zaostrzono środki bezpieczeństwa, a droga, której teraz pilnowali, była jedyną przejezdną drogą łączącą pałac z północnym rejonem wyspy, opanowanym przez buntowników. Ale partyzanci z FWLK, Frontu Wyzwolenia Ludu Kagama, doskonale o tych posterunkach wiedzieli i trzymali się od nich z daleka. Zresztą jak większość pozostałych; między wybuchami kolejnych buntów i kolejnymi kampaniami mającymi te bunty tłumić uciekła stąd ponad połowa mieszkańców. A chłopi, którzy pozostali w Kennie, nie mieli pieniędzy, co oznaczało, że wartownicy nie mogli liczyć na łapówki. Tak więc na służbie nie działo się praktycznie nic, a cienki portfel Shyama chudł w oczach. Czym on sobie na to zasłużył? Pewnie przewinił coś w poprzednim wcieleniu.

Mała ciężarówka, opuszczony dach, dwóch nagich do pasa młodych mężczyzn w szoferce. Jeden z nich stał, polewając sobie pierś piwem i wrzeszcząc. Ciężarówka - zapewne wyładowana kurakkanem, burakami, ziemniakami czy innymi bulwami, a więc tym, co jadała tutejsza biedota - pokonała zakręt na pełnych obrotach silnika, z prędkością prawie stu trzydziestu kilometrów na godzinę. Z szoferki dobiegał ryk amerykańskiego rocka, nadawanego przed jedną z wyspiarskich rozgłośni radiowych.

Noc rozbrzmiała okrzykami i radosnym wyciem pijanych w sztok chłystków. Wyją jak stado zalanych w...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin