Prawdziwa historia Edwarda 2.Nauka i Polowanie.doc

(32 KB) Pobierz

2. Nauka i polowanie

- Edwardzie już czas. Idziemy.
Carlisle przyszedł po mnie zanim jeszcze wzeszło słonce.
- Dokąd jedziemy?
- Jak najdalej od siedzib ludzkich.
Carlisle wyprowadził mnie ze szpitala tylnym wyjście bym miał jak najmniejszy kontakt z ludźmi, a potem oboje wsiedliśmy do samochodu.
- Czy... czy mogę Ci zadać kilka pytań?
- Oczywiście, od tego tu jestem.
- No więc... Czy my nie śpimy?
- Nie. Nam wampirom sen nie jest potrzebny. Nasze życie jest jednym długim i niekończącym się dniem.
- Co to znaczy, że jestem nowonarodzonym?
- Przez ok. rok, będziesz dużo silniejszy, szybszy i agresywniejszy od innych wampirów.
- Czyli jestem niebezpieczny?
- Tak. Dlatego jedziemy tak daleko od ludzi, byś nie mógł ich ugryźć.
- Czy to oznacza, że już nigdy nie będę mógł mieć kontaktu z ludźmi?
- Kiedy nauczysz się panować nad swoim głodem, będziesz mógł wrócić do ludzi.
- Kiedy będę wiedział, że jestem głodny?
- A co czujesz w tym momencie?
- Coś jakby ogien w gardle...
- No właśnie. Kiedy czujesz coś takiego oznacza to, że jesteś głodny. Gdybyś spojrzał w lustro, zobaczyłbyś swoje czarne oczy.
- Ale jak to? Czy już nigdy nie będą zielone?
- Nie. Teraz będą szkarłatne, a po upływie ok. roku zmienią się w bursztynowe.
- Jak długo zyją wampiry?
- Jesteśmy nieśmiertelni.
- A ty ile masz lat?
- Trzydzieści.
- A dokładniej?
- Pond dwieście.
- Czyli ja będę wiecznym siedemnastolatkiem?
- Tak. A tak z ciekawości... Ile brakowało Ci do osiemnastu lat?
- Tylko osiem miesięcy.
- No to teraz odliczaj lata od wczoraj, od kiedy stałeś się wampirem.
- Jak można zabić wampira?
- Czy to nie za duża wiedza jak na jeden dzień?
- Powiedz mi...
- I tak juz dużo wiesz. Mamy całą wieczność na naukę, a dzisiaj jeszcze musisz nauczyć się polować.
- Niech będzie.
- Jesteśmy na miejscu.
Wysiadłem z samochodu na mokrą od rosy trawę. Słońce już wzeszło. Był chłodny, październikowy poranek. Przynajmniej tak mi się wydawało, bo ja nie odczuwałem zimna. Może i Carlisle miał rację, co do ilości zdobytych dziś informacji, gdyż nadal ostatnie 24 godziny były dla mnie jak sen. Wokół nas unosił się zapach zwierząt.
- Edwardzie, czas ruszać. Od teraz, gdy poczujesz jakieś zwierzę, będę się z tobą porozumiewać przez twoją zdolność czytania w myslach. Będę Ci udzielał wskazówek. Przytaknąłem. Ruszyliśmy w głąb lasu. Nagle poczułem jakiś zapach. To  na pewno było jakieś zwierze...
"I co czujesz?"
- Ten zapach...
"To jelenie, teraz zdaj się na instynkt. Po prostu podążaj za zapachem, a potem atakuj.
Zacząłem biec, a zapach robił się co raz mocniejszy. W końcu zatrzymałem się, a przede mną na polanie stało ok. sześć sztuk wielkich jeleni. Ból w gardle był już nie do zniesienia, więc nie oglądając się na Carlisle'a, którego usłyszałem za sobą, rzuciłem się na jednego z jeleni. Moje zęby od razu wbiły się w jego szyje, a na wargach poczułem ciepła krew zwierzęcia. Kilka metrów dalej Carlisle już uporał się ze swoim i kroczył w moją strone.  Gdy podniosłem się znad swojego śniadania, poczułem inny zapach.
- Co to?
- To jakiś drapieżnik, najprawdopodobniej puma.
- Pachnie ładniej...
- Krew drapieżników jest lepsza od krwi roślinożerców...
Zanim Carlisle skończył mówić, ja już biegłem między drzewami z prędkością światła. Zanim zdążyłem zastanowić się jak ja to robię, że nie wpadam przy tym na drzewa, juz byłem przy mojej zdobyczy. Wielka puma skradała się wsród krzaków. Dzisiaj to ona będzie zdobyczą, a ja drapieżnikiem. Odbiłem się od ziemii wylądowałem na pumie. Swoimciałem powaliłem ją na ziemie. Broniła sie zaciekle, ale po niecałej minecie, leżała już na trawie bez życia. Dopiero w tedy znalazł mnie Carlisle.
- Widze chłopcze, że walczyłeś dzielnie.
Spojrzałem na siebie i okazało się, że mam rozdartą koszulę.
- Jak to się dzieje, że jestem taki silny i szybki?
- Będzie tak, dopóki twoje ciało nie wykorzysta twojej krwi z organizmu.
- I do tego czasu będę nowonarodzonym?
- Owszem. A jak tam twoje gardło? Nadal głodny?
- Ciągle chce mi się jeść.
- No to chodźmy.
Polowialiśmy tak, aż do zachodu słońca. Dopiero w tedy zaspokoiłem głód. Wróciliśmy do samochodu i prawie całą drogę odbyliśmy w ciszy. Wyłapałem tylko kilka miśli Carlisle'a. Między innymi to, że już nie mam czarnych oczu i to, że teraz będę jego adoptowanym synem.
- Dokąd jedziemy? - spytałem.
- Do mojego małego domku.
W jego myślach ujrzałem ten dom. Był średnich rozmiarów, z białego kamienia.
- Jesteśmy na miejscu.
Faktycznie wyglądał tak samo.
- Teraz to również twój dom Edwardzie.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin