Kirst Hans Hellmut - Afery generałów.pdf

(1030 KB) Pobierz
Kirst Hans Hellmut - Afery gene
AFERY GENERAŁÓW Nie ma
najmniejszej przesady w twierdzeniu, że zdarzenie natury czysto prywatnej stanowiło preludium
tragedii.
Sir NeWile Henderson
ostatni ambasador Wielkiej Brytanii
w Berlinie
Jeśli niemiecki feldmarszałek poślubią prostytutkę, znaczy to, że na tym świecie możliwe jest
wszystko.
Adolf Hitler, führer i kanclerz Rzeszy
Nigdy w dziejach swojej dyktatury nie udowodnił w sposób bardziej dramatyczny własnego talentu
do genialnego wykorzystania okazji.
historyk amerykański Harold C. Deutscb
Ta Eva Cruhn ma swój udział w historii świata!
generał Jodl
Hitler nie dochowuje wierności nikomu, zdradzi również pana, i to za niewiele lat!
generał Ludendorff
latem 1936 roku
Oto list, ostatni i decydujący impuls do napisania tej książki:
„Wielce Szanowny Panie!
Powinienem chyba z całą mocą ostrzec Pana przede mną, autorem tego listu. Jeśli nie
uczynię tego ja, z pewnością wnet zrobią to inni. Mogę uchodzić za osobę kontrowersyjną
czy wręcz podejrzaną. Byłem, i jestem nadal, określany jako Członek »spiskującej kliki
generalskiej«, ale również jako »rzekomy człowiek honoru o niezupełnie jasnej przeszłości«.
W rzeczywistości jednak byłem jedynie świadkiem tam-" tego czasu - co prawda takiego
czasu, któremu nie potrafiłem przyglądać się zupełnie bezczynnie. A okoliczności, jakie przy
tym wyniknęły, można określić chyba jako wysoce dla mnie korzystne. Pełniąc bowiem
wtedy, w latach trzydziestych, funkcję koordynującego radcy rządowego w pruskim Mini-
sterstwie Spraw Wewnętrznych w Berlinie, miałem niezrównaną pozycję dla dokonywania
obserwacji. Do tego dochodziło jeszcze parę kontaktów - dla nas, współczesnych, raczej
osobliwych czy wręcz ekstremalnych - z ludźmi o najrozmaitszych przekonaniach. A ponadto
nadal trwała moja niezwykła i obfitująca w następstwa przyjaźń z lat młodzieńczych z
jednym z ówczesnych gigantów.
Wszystko to umożliwiało mi wgląd zwłaszcza w te wydarzenia, dla których historycy w
ciągu minionych lat znaleźli określenie »afery generałów«. Chodzi tu o wstrętne, nikczem-
ne, brutalnie uknute intrygi, o jednoznacznie kryminalne czyny, których ofiarami
stali się feldmarszałek von Blomberg i generał von Fritsch. Owa tragedia dwóch »
pierwszych żołnierzy Rzeszy« niemal zagubiła się w zgiełku »wielkoniemie-ckiej
historii«.
A przecież w obu tych wypadkach chodziło o absolutnie rozstrzygającą walkę o
władzę za kulisami III Rzeszy. Posługując się oszustwem, celowym, pomówieniem i
fałszowa-, niem dokumentów, dążono do całkowitego, zawładnięcia Wehrmachtem,
definitywnego rozkładu niemieckiej armii, a tym samym do utorowania drogi
upadkowi.
Moje zapiski, notatki i zebrane wypowiedzi, dotyczące tego niepojęcie łajdackiego
przedstawienia na kuchennych, schodach państwa, mogę - jeśli Pan zechce - oddać
Panu do dyspozycji, ledwie dotykając Ich koniuszkami palców. Prószę zrobić z nimi
to co uważa Pan za właściwe.
Serdecznie pozdrawiam
dr Erich Meller"
Wszelako materiał ten zamienił się, jak mam nadzieję, w apelującą o ludzkie
zrozumienie, i współczucie powieść, opartą jednocześnie w; bardzo wielu
szczegółach, co wcale nie stanowi sprzeczności, na dokumentach i relacjach
HANS HELLMUT KIRST
do generała von Fritseha
 
współczesnych. Był to z pewnością zabieg konieczny.
W ciągu minionych lat bowiem historycy wszelkich odmian, stron
nicy i same osoby zainteresowane, pilnie zabrali się do dzieła. Celem
ich wszystkich było stworzenie wiernego w szczegółach obrazu tak
zwanej III Rzeszy, a więc uprawianie „realnej historiografii". Mieś
ci się w tym analiza wszelkich udokumentowanych prądów politycz
nych i ugrupowań władzy, badanie na podstawie dokumentów stref
wpływów, podejmowanych kroków, możliwości, zaniedbań, fałszy
wych posunięć.
Przy stosowaniu tej metody istnieje jednak niebezpieczeństwo, że sam człowiek,
to, co ludzkie, zostanie przeoczone, a wręcz nawet zagubi sję wśród tak- skrzętnie
zbieranych liczb, danych i faktów. Polityczne i militarne bitwy tak właśnie opisano w
każdej z ich faz -nie dając czytelnikowi nawet najmniejszego pojęcia o losie wy-
krwawionych, umęczonych ofiar. Co najwyżej wydają mu się one koniecznym
„nawozem światowych dziejów".
Twierdzenie powyższe nie umniejsza bynajmniej wartości ściśle
przekazywanych faktów a więc zasług pilnych badaczy. Całkowicie trafnie ustalili
oni, co następuje:
1. Wysoki stopniem generał, godny szacunku żołnierz, mógł - i to za pomocą
świadomego kłamstwa zostać publicznie napiętnowany
jako homoseksualista. W tamtych czasach było to oskarżenie niszczące jednostkę nie
tylko w oczach społeczeństwa. Przy użyciu tego rodzaju pomówienia dało się, wedle
życzenia, „wykluczyć" na zawsze każdego.
2. Inny generał, i to najwyższy stopniem i stanowiskiem wśród generałów
Wehrmachtu, na podstawie podrabianych i sfałszowanych dokumentów, według
których poślubił on „prostytutkę"; mógł z łatwością zostać pozbawiony wszystkich
urzędów.
Choćby tylko trochę myślący obserwator, przyjmując tego rodzaju fakty do
wiadomości, musi wreszcie zadąć sobie pytanie: cp tak naprawdę zdarzyło się wtedy?
Co naprawdę działo się z tymi ludźmi, którzy padli ofiarą przestępczych machinacji
w walce o władzę? I jak im się to udało, że choć tak głęboko zranieni i zniesławieni,
źyH jednak dalej?
W poszukiwaniu odpowiedzi na te pytania wydaje się nieodzowne
stwierdzenie: -.
Jeden z owych generałów odznaczał się prostoduszną otwartością - co można
uznać za godne szacunku, co jednak w kręgu władzy sprawowanej przez przestępców
jest równoznaczne z totalnym samounicestwieniem. Drugi z nich w decydujących
momentach życia był tylko pełnym oddania, kochającym człowiekiem, po prostu
mężćzyz Ł ną. A kobieta, którą kochał, padła ofiarą pospolitego zniesławienia.
Obie „afery", które bardzo ściśle związane są ze sobą nie tylko pod względem
czasu, przerodziły się za sprawą wzruszających, chwilami Wręcz rozczulających
szczegółów w ludzką tragedię.
Początek tych drażliwych wydarzeń, często sprawiających wrażenie absurdalnych,
da się dokładnie określić: Berlin, 22 listopada 1933 roku. Wannsee, stacja miejskiej
kolejki przy Potsdaffler Platz.
Wtedy, kiedy to wszystko dopiero się zaczynało, zbliżał się ku końcowi ponury,
deszczowy dzień. Niebo nad Berlinem, stolicą istniejącego już od dziesięciu
miesięcy nazistowskiego państwa, jakby zawisło niżej w głębokim zwątpieniu.
Wokół wyczuwało się pełne napięcia zmęczenie.
1
Podejrzane początki
 
W pobliżu nie dało się zauważyć ani jednego policjanta. Ulice były
puste. Na stacji kolejki Wannsee pełniąca dyżur kasjerka ziewała za
szybą okienka. Mężczyzny, który oparł się o jeden ze zwietrzałych
filarów, nie widziała; prawdopodobnie wcale go jiie chciała dostrzec.
Był podobny ,do wyblakłego cienia, mógł być zwykłym szpiclem, ale
również agentem. Zauważenie człowieka tego pokroju nie było raczej
wskazane. No bo kto w tych czasach chciałby zupełnie niepotrzebnie
narobić sobie kłopotów! ,
W męskiej toalecie zaszumiała spłukiwana woda.- po raz trzeci w ciągu ostatniej
pół godziny. Nikt jednak stamtąd nie wyszedł. Kobieta za okienkiem również tego -
zupełnie zresztą świadomie - nie zauważała.
Ale mężczyzna przy filarze uśmiechnął się szyderczo, pokiwał głową, jakby
wiedział, o co chodzi, i wydawał się lekko ubawiony; Czekał uporczywie. Wiedział
na co.
Ów człowiek nazywał się Otto Schmidt; w jego kręgach nazywano ? go Otto-Otto.
To, co rozgrywało się tutaj, było dla osoby jego pokroju rzeczą powszednią - często
bardzo opłacalną rzeczą powszednią
13
wśród szumu spłukiwanej wody, postękiwania mężczyzn, wydysza-nych wyznań.
Dziś miało to dopiero nastąpić, ale już teraz nieuchronnie się zbliżało. Bo oto
właśnie zauważył kilku mężczyzn, pięciu albo sześciu, schodzących w dół po
schodach w wyraźnie dobrym nastroju, gawędzących, żartujących, jakby
zanurzonych w mieniącym się granacie nocy.
Otto-Otto zarejestrował teraz już bardzo skupiony: oficerowie! A wśród nich
mężczyzna w cywilu, w sile wieku; z wyciągniętą jak kogut szyją, o lekko syczącym
głosie, otulony w niegdyś elegancki, czarny płaszcz z brązowym, futrzanym
kołnierzem.
I właśnie on, kołysząc się, niemal tańcząc, powiedział: „To był, drodzy koledzy,
naprawdę bardzo udany wieczór!"
Ochoczo przyznano mu słuszność. Oficerowie mieli za sobą dzień intensywnego
szkolenia, po którym wybrali się na wyśmienitą kolację. Teraz udawali się do swoich
kwater albo jeszcze do nocnego lokalu w centrum miasta - na Friedrichstrasse lub
przy Kurfürstendamm. Kolega w płaszczu z futrzanym kołnierzem zaopatrzył ich w
odnośne adresy.
Pożegnali się niemal serdecznie, wesoło i głośno, mocno, ściskając
sobie dłonie. Potem, energicznie wymachując rękami, wsiedli do
kolejki; pociąg szybko znikał w ciemnościach. Mężczyzna w czarnym
płaszczu patrzył za nim parę sekund. jego twarz sprawiała teraz
wrażenie bardzo bladej. Wydawało się, jakby tylko on sam znajdował
się jeszcze w tym wyłożonym kafelkami podziemnym świecie;
Widać było, że nasłuchuje w napięciu. I wtedy dosłyszał, niczym
jakiś sygnał, ponowny szum wody w pobliskiej toalecie. Ruszył przed
siebie. Otto-Otto śledził go z nadzieją.
Ów Otto Schmidt znał niektóre z nocnych odmian tej żądzy. Z pewnością można
się było na nie natknąć nie tylko w Berlinie, tutaj jednak były one szczególnie
niepożądane, w tej stolicy III, Rzeszy, gdzie od niedawna kładziono silny nacisk na
obyczajność, moralność i czystość. Niepożądane elementy należało zwalczać, I w
tym właśnie pomagał Otto Schmidt, na swój sposób.
Z tego nawet żył - czasami całkiem nieźle. Było to możliwe tylko dlatego, że
dość systematycznie dostarczał policji adresy i wskazówki.
Żeby miał mu się udać jedyny w swoim rodzaju strzał w dziesiątkę - tego nie potrafił
sobie nawet wyobrazić. A gdyby go przeczuł, prawdopodobnie za wszelką cenę
próbowałby uniknąć takiego „sukcesu". Ostatecznie nie chciał nic więcej, jak tylko
 
inkasować swoją należność, i jeśli to możliwe, w całkowitym spokoju. " Tak czy
owak Otto-Otto wiedział na razie tyle: ta toaleta na stacji Wannsee była czymś w
rodzaju gabinetu; jeden z jego kolegów czekał tam na klientów, między pisuarami i
muszlami klozetowymi. A pociąganie za sznur przy rezerwuarze było jego wabiącym
przywołaniem.
Właśnie do tego człowieka udał się teraz mężczyzna w płaszczu
z brązowym, futrzanym kołnierzem. Nagle przyśpieszył kroku, jakby
coś go nagliło. „Niemal-zmysłowo"'- zapisano później w protokole
z przesłuchania.
Z relacji doktora Ericha Mellera:
„Informacje przekazane mi przez funkcjonariusza policji kryminalnej Georga
Hubera: » Jeśli idzie o mężczyznę w męskiej toalecie, chodziło o niejakiego Josepha
Weingartnera. Nazywano go także, w odnośnych kręgach jego klienteli, Seppem-
Bawarczykiem. Właśnie z tego powodu dosyć wcześnie zwróciłem na niego uwagę,
bo w prefekturze policji, jak również później w gestapo, mnie określano zazwyczaj-
Źor-żem-Bawarczykiem..
A więc tak! Ów Joseph Weingartner był wytresowanym na homoseksualistów
jawnogrzesznikiem. W niczym jednak nie przypominał męskiej dziwki; robił raczej
wrażenie już trochę zużytego. Ale właśnie dzięki temu był bardzo chętny; całkowicie
pozbawiony wyboru zadowalał się średnimi cenami.
Kto płacił, zostawał obsłużony - w latach 1933 -1937 Weingartner świadczył tę
usługę bez wątpienia kilkaset razy. Najczęściej odbywało się to na terenie dworca,
ale nie w toaletach - one służyły tylko do nawiązania kontaktu. Właściwa obsługa
klienta dokonywana była w miejscach bardziej oddalonych, często na powietrzu -
żeby móc w porę dostrzec zbliżanie się kogoś obcego czy wręcz policji.
Cena, jakiej za tego rodzaju usługi żądał podrzędny, co najwyżej średniej klasy
'świadczący', jakim był Weingartner, wahała się w zależ-
15
ności od zakresu i rodzaju usług od dziesięciu do czterdziestu ówczesnych marek. Więcej niż
pięćdziesiąt marek na pewno nie należało się tym typom.
Wszystko to opowiadam panu, panie radco, nie po to, żeby pana zabawić czy panem
wstrząsnąć - te sprawy raczej się do tego-nie nadają. Chcę tylko przy okazji zwrócić pana
uwagę na kilka godnych odnotowania faktów.
Weingartner był pilnie wykorzystywanym obiektem -jednak beż jakiegokolwiek 'stopnia'
w swojej branży. Miał setki klientów których imion nie znał, o których nawet nie wiedział,
jak wyglądają. Tym bardziej że sam preferował ciemności - miał ku temu powody; bo
przecież, jak już wspomniałem, daleko mu było do atrakcyjnego 'syna
Koryntu'.
Z czego, opierając się na: doświadczeniach naszego zawodu, należy wysnuć następujący
wniosek: ten facet nie mógłby chyba być obiektem seksualnych pragnień człowieka o pewnej
kulturze! A właśnie dokładnie to sugerowano, I niech mi pan tylko nie opowiada, drogi panie
radco, że w stosunkach między ludźmi nic nie jest wykluczone. Ogólnie może ma pan rację -
ale to nie sprawdza się w sytuacji, w której wysokie stanowisko, dobrze płatna posada
umożliwiają swobodny wybór. Nawet w tej dziedzinie. A więc po prostu nie mogę sobie
wyobrazić generała, do tego jeszcze o wyjątkowej pozycji zadającego się z tak nędzną
kreaturą jak Weingartner! A pan?«".
Schmidt, Otto-Otto, nadal pozostawał w cieniu filarów stacji Wanhsee. Teraz trzeba było
tylko odczekać, a cierpliwości, nieodzownej przy jego profesji, nie brakowało mu.
To, co się tutaj rozgrywało, dla niego, znawcy tych spraw, stanowiło codzienną
 
powszedniość. „Te lubieżne Świnie - zanotowano później w aktach - oddaliły się w
wiadomym celu!" '. - "
Mężczyzna w czarnym płaszczu podążał tuż za Seppem-Bawar-czykiem; ciemnym,
bocznym przejściem, mijając wiele torów, doszedł za nim do zardzewiałego, drucianego
ogrodzenia, oddzielającego stację kolejki od sąsiadującego z nią magazynu.
A tam, wśród wysoko spiętrzonych materiałów budowlanych - worków z cementem,
desek i cegieł - odbyło się to, co zwykło się
16
określać jako „zbliżenie homoseksualne". Czas trwania: od pięciu do ośmiu minut.
Kategoria cenowa: prawdopodobnie trzydzieści ówczesnych marek.
Otto-Otto znał to dokładnie. Nie musiał więc w ogóle ruszać się z miejsca i się
temu przyglądać. Mimo to w określonym momencie powie poi przysięgą wszystko,
czego się od niego zażąda.
Dalsze fragmenty relacji doktora Ericha Mellera, pełniącego wówczas
funkcję radcy rządowego w pruskim Ministerstwie Spraw
Wewnętrznych w Berlinie: „Po prostu śmieszne są te ostatnio co rusz
podejmowane próby bagatelizowania ówczesnych wydarzeń jako »zrozumiałych ze.
względów państwowo-politycznych«. A przecież jasne jest, że chodziło wówczas o
pospolite, podstępne machinacje. Obejmowały one również te dziedziny, których
dotyczył tak zwany żołnierski, kodeks honorowy. Należało ugodzić w niego, a jeśli
to możliwe - w ogóle go zlikwidować.
Po przegranej wojnie światowej resztki wielkiej armii, zwłaszcza jednoznacznie
konserwatywni, świadomi swojej pozycji klasowej oficerowie znaleźli schronienie w
instytucji określanej jako Reichswehra, czyli w tak zwanej Armii Stu Tysięcy. Jej
czołowym przywódcą był wielce utalentowany generał von Seeckt. Dążył on do
neutralności armii, niezależnej »od wszelkich partii«. Ale potem zjawił (się Hitler. I
właśnie jemu bez trudu udało się przechytrzyć tak pewnych siebie oficerów - jednak
nie Seeckta, on umarł, nim do tego doszło.
Do zaplanowanych ofiar należała jednakże słynna »podwójna gwiazda« wojny
światowej: Hindenburg i Ludendorff.
Drugiego z nich, którego wcześniej okrzyknięto genialnym szefem sztabu
generalnego cesarskiej armii, Hitler załatwił na wstępie: sam krocząc u jego boku w
czasie marszu na Feldherrnhalle w Monachium w 1923 roku, Uczynił potem z niego
nieudanego zamachowca; gorzko zawiedziony Ludendorff przeobraził się w
następstwie w germańsko-narodowościowego fantastę.
Mowa o nieudanym puczu Hitlera wspieranego przez Ludendorffa, mającym na celu obalenie rządu w
Berlinie. Pucz udaremniła Reichswehra i policja, rozpędzając demonstrantów przed Feldhermhalle w Monachium
(przyp- tłum.).
17
Feldmarszałek Paul von Hindenburg, postać symbolizująca świetność praniemieckiego
ducha bojowego, został załatwiony przez Hitlera później, kiedy prezydent Rzeszy zamienił
się juz w poczciwego, stetryczałego bęcwała. Nastąpiło to, podobnie jak w wypadku Luden-
dorffa, po bezwstydnie służalczych próbach przypodobania się im obu i żarliwych
deklaracjach wierności: on, Adolf Hitler, żołnierz wielkiej wojny, odznaczony Krzyżem
Żelaznym pierwszej klasy, zapewniał, że jest gotów w każdej chwili bronić żołnierskiego
honoru.
Prawdopodobnie Hitler tak myślał - ale pojmował to na swój sposób! W każdym razie
żołnierze skwapliwie dawali mu wiarę: to na pewno jeden z naszych najlepszych! Ktoś taki
jak on będzie umiał zorganizować masy i unieszkodliwić elementy godzące w dobro narodu
- komunistów, pacyfistów i socjalistów. Gwarantuje to jego duch frontowego żołnierza.
W niezachwianej pewności - »on będzie posluszny« - feldmarszałek i prezydent Rzeszy,
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin