Podróż do wolności [Ainzfern] (rozdz. 1-16).rtf

(346 KB) Pobierz

 

PODRÓŻ DO WOLNOŚCI

 

AINZFERN

 

ROZDZIAŁ I

 

Program społeczny reform społecznych Iasona nadal jest różnie odbierany przez mieszkańców Amoi. Pomimo, że zmiany przez wielu są mile widziane, niektore przyzwyczajenia są trudne do wykorzenienia. Z tego powodu nowi Towarzysze są potępiani  przez Zwierzeta, była Zabawka stara się odnaleźć spokój po latach bólu, a pewien Blondie zmienia życiową decyzję.

 

 

Dusza zawsze podróżuje do wolności, ma prawo, aby myśleć, czuć i robić to co jej się podoba. William Hazlitt

 

W słoneczne popołudnie, ulicami Tangury, elegancki pojazd Syndykatu płynnie wyprzedzał  nieliczne samochody. Siedzący za kierownicą Katze wystukiwał rytm nuconej fałszywie melodii. Wyrzucił przez okno niedopałek papierosa, włączył kierunkowskaz i sprawnie wjechał na podziemny parking. Zatrzymał się na swoim stałym miejscu, z uśmiechem wysiadł samochodu, przyjaźnie skinął głową strażnikowi, kiedy przytknął swoją kartę identyfikacyjną do czytnika i wsiadł do windy. Uśmiechnął się ironicznie, nigdy przedtem nie było tutaj ochrony. Strażnik na służbie w tym miejscu to pozostałość po niefortunnym incydencie sprzed kilku miesięcy z Blain Dalem  Iason Mink nigdy otwarcie nie powiedział, że bylo to przyczyną postawienia strażnika w piwnicy, ale Katze nie miał co do tego wątpliwości. Elity nie popełniały dwa razy tego samego błędu, obecność strażnika w miejscu  gdzie go do tej pory nigdy nie było to jedna z wielu zmian, które zostały wdrożone w dzień po śmierci Platyny.

 

Działania Syndykatu nie miały dużego znaczenia dla Katze, ale porwanie całkowicie zmieniło jego życie osobiste.

 

Katze rozprostował ramiona. Tak naprawdę dzisiaj czuł się dobrze. Pomimo całego tygodnia pracy nie czuł zmęczenia i był z tego zadowolony. Kiedy zmęczył się fizycznie, napięcie powodowało, że  uszkodzone przez Blaine Dala ramię zaczynało  mu dokuczać, a czasami nawet boleć. Gorący prysznic i zdolne palce Raula zazwyczaj pomagały, ale dzisiaj będzie taka noc, że te środki nie będą konieczne.Musiał przyznać, że nie był już tak młody jak kiedyś i rozsądek podpowiadał mu, że jego ciało potrzebowało więcej wypoczynku.

 

To było nieuniknione, parsknął rozbawiony, kiedy wyszedł z windy i eleganckim korytarzem skierował się w kierunku biura Raula. Jego dzisiejszy dzień pracy polegał na aktualizacji oprogramowania w fabryce amunicji na obrzeżach Tangury. Biorąc pod uwagę zakres projektu wszystko poszło bardzo dobrze i skończył pracę przed terminem. Technicy pracujący tam mieli niewątpliwie wojskowe nawyki i zgadzali sie na wszystko co im zaproponował jako przedstawiciel  Syndykatu do rozwiązywania problemów informatycznych i niezwłocznie wykonywali jego polecenia.

 

Katze był im za to wdzięczny, bo nic tak nie pomagało mu w pracy jak niepomaganie.

 

Wchodząc do przedokoju biura Raula, Katze z westchnieniem zsunął torbę z

ramienia i trzymał ją za pasek. Zatrzymal się na chwilę w drzwiach i oparł o framugę, wyraz jego twarzy złagodniał, kiedy patrzył na swojego Blondie pracującego nad stosem dokumentów. Z zasady Raul Am nie bywał często w Wieży Jupiter, preferując bardziej pobyt w bio- lab, ale czasami musiał  wykonać bardziej prozaiczne zadania administracyjne  związane  z funkcją zastępcy Przewodniczącego Syndykatu.

 

Dzisiaj właśnie był taki dzień, Katze uśmiechnąl się na wspomnienie smutnej miny Raula w trakcie śniadania, kiedy omawiali plany na dzisiejszy dzień.

 

On był naprawdę piękny, nawet teraz kiedy marszczył czolo. Wysoki jak każdy Elita, szeroki w ramionach , elgancki. Miał najpiękniejsze ręce, niesamowicie silne, ale z gracją i precyzją używane kiedy dotykał swojego Kundla. Gęste włosy w kolorze złota, ciemniejsze niż u większości Blondie spadały falami na jego ramiona i otaczały twarz bez skazy, której widok nadal zapierał Katze dech w piersiach .

 

I oczywiście oczy, takie szmaragdowe, Katze nigdy nie widział takiego koloru w naturze, zwierciadlo duszy jego kochanka, pokazujące jego największe emocje, które potrafił tak doskonale skrywać . Katze poznał go dobrze. Nieważne jaki Raul Am był na zewnątrz, zawsze wyczuwał jego namiętności. Nawet jeśli tak jak w ostatnich miesiącach były takie trudne.

 

Katze westchnął i pokiwał głową, Raul uslyszał to i spojrzał na niego z uśmiechem na twarzy, napięcie w jego oczach natychmaist zniknęło. Katze wyprostował się i wszedł do przestronnego biura ucieszony, kiedy na twarzy Blondie pojawił się błysk radości, kiedy wstawał, żeby sie z nim przywitać.

 

Za każdym razem, pomyślal ze smutkiem Katze kiedy  Raul  okrążył biurko i delikatnie go uścisnął, widział ten sam przelotny wyraz ulgi na twarzy Blondie, kiedy pojawiał się nawet po najkrótszym rozstaniu.

 

Nie mógł winić Raula za ten  niepokój. Już wiedział, chociaz zajęło mu kilka tygodni, żeby Raul powiedział mu z bólem w głosie, jak bardzo był przerażony, kiedy został porwany, Musiał czuć to cały czas w ten przeklęty sposób.

 

Początkowo Katze martwił się, że Raul tak bardzo cierpi, że odczuwa lęk nawet tyle miesięcy po tym wydarzeniu. Ale było coś co mu pomagalo i Katze to odkrył. Ponieważ go kochał, zależało mu na jego stanie emocjonalnym zrobił wszystko żeby Raul poczuł się lepiej. Wiedział, że jego Blondie zdecydowanie wolałby nie spuszczać go z oczu więc robił co mógł, żeby ograniczyć jego stres  i pomóc odzyskać mu równowagę powoli krok po kroku.

 

Każdego ranka Katze omawiał z nim harmonogram dnia, nie stanowiło dla niego żadnego prolemu, tak żeby Raul wiedział gdzie i kiedy będzie. Jeśli następowaly jakieś zmiany, Katze informował go za każdym razem. Nie ważne jeśli zmiany były nawet minimalne.

 

Proste rzeczy, ale mimo to niezwykle ważne.

 

I to zadziałało. Tendencja do nadopiekuńczości Raula zmniejszyła się po kilku tygodniach. A on? Pozostały mu koszmary i od czasu do czasu dyskomfort w bliźnie. Dobrze, że też zmniejszający się.

 

Uplywajacy czas pomagał. Katze zrelaksowal się przyciskając wargi do ciepłych ust Raula. Mieli czas, mieli go bardzo dużo.

 

- Juz jesteś - powiedział Raul kiedy Katze pieścił jego szyję.

 

- Świetnie, prawda? - Katze odchylił się i uśmiechnął się - Gotowy do wyjścia? - zapytał cicho.

 

Raul skrzywił się spoglądając krzywo na biurko - Prawdopodobnie tak - powiedzial aksamitnym głosem, coś zamigotało mu w oczach, chociaż twarz nadal miał bardzo poważną - Twoje wyczucie czasu  okazało sie bez zarzutu. Jestem szczęśliwy, że mam to za sobą.

 

- Nudne, co? - Katze skinął głową w kierunku stosu papierów na biurku Raula.

 

- Nadzwyczaj nudne - Raul  ujął go za łokieć i skierował do wyjścia - Iason polecił mi przejrzeć wnioski z Departamentu Robót Publicznych w sprawie reorganizacji sieci transportu w Tangurze.

 

Katze skrzywił się, kiedy szli w kierunku wind - To nadal wydaje mi się dziwne - powiedział zamyślonym głosem - że nawet jako zastępca Przewodniczącego Syndykatu nadał musisz robić takie rzeczy. Myślę, że nie spodziewałem się tego.

 

Raul sluchał go cierpliwie i wzruszył ramionami - Tego typu rzeczy muszą być przez kogoś nadzorowane Katze- odparł i dodał bardzie zadowolonym głosem - Mogło być gorzej.

 

- Och?

 

- Hmm - zielone oczy błysnęły złośliwą radością - Iason jeszcze męczy się z założeniami dotyczącymi infrastruktury systemu zarządzania Tangury.

 

Katze rozbawiony parsknął śmiechem - Te słowa już brzmią ja tortura. Jestem zaskoczony, że nie próbował się z tobą zamienić.

 

Wargi Raula leciutko drgnęły - Próbował - mruknął z iskierkami rozbawienia w oczach.

 

Katze roześmiał się wyobrażając sobie Iasona Minka, szefa Syndykatu Tangury, z jego doskonałą twarzą bez wyrazu i nadzieją  w bladych oczach, kiedy próbuje narzucić tą brzydką pracę swojemu podwladnemu, który okazał się zbyt sprytny, żeby się na to zgodzić.

 

Elity... Wciąż chichocząc Katze przytulił się do cieplego ciała Raula i wszedł z nim do windy.

 

Byli zabawniejsi niż można by przypuszczać.

 

- Pomyśl - Katze zwrócił się do niego, kiedy wyszli z budynku i szli do jego samochodu, odblokował drzwi - Mamy dziś być na kolacji u Iasona i Rikiego, prawda?

 

- Jak zawsze pod koniec tygodnia. - Raul usiadł z wdziękiem na fotelu pasażera - Dlaczego pytasz?

 

- Och, bez powodu, naprawdę - Katze uruchomił silnik i z wprawą zaczął cofać, puścił oczko do Raula - Uważaj tylko, żeby Iason nie zarządał od ciebie drinka w rewanżu .

 

Zrelaksowany Raul rozsiadł się wygodniej  oczy świeciły mu się z radości - Iason nigdy nie zniża się do takich metod, żeby żądać drinka w rewanżu,   - odparł rozsądnie i zmarszczył brwi - Może chcieć, żebym postawił mu obiad, ale nie moje wino.

 

Katze śmiał się głośno, kiedy wyjeżdżali na ulicę.

 

 

 

                                                * * *

 

W małym, idealnie czystym biurze położonym przy bocznym korytarzu prowadzącym do głównego pomieszczenia archiwum miejskiego Tangury młody i zadziwiająco piękny mężczyzna odetchnął z satysfakcją kończąc dzień pracy. Założył kosmyk brązowych włosów za ucho. Esra, nowy pracowniki archiwum i świeżo zarejestrowany Towarzysz Elity Larona Taka odłożył wypełnione dokumenty na półce oznaczonej " gotowe", wstał i zaczął porządkować biurko na następny dzień pracy.

 

Zza drzwi dobiegały go ciche głosy, śmiech i dobroduszne żarty innych pracowników. Esra przerwał pracę , przechylił głowę i przez chwilę uśmiechał się smutno . Potem usiadł czekając na "oficjalne" zakończenie dnia pracy.

 

Miał jeszcze dziesięć minut zanim Laron, a raczej jego Mebel Kalad odbierze go. Reszta personelu wyszła z archiwum przed chwilą i prawdopodobnie w saloniku rozkoszował się wspólnym drinkiem przed powrotem do domu.

 

Esra do nich nie dołączył.

 

Nie dołączał do nich od pierwszego tygodnia pracy, kiedy jego próba nawiązania kontaktów towarzyskich  z innymi pracownikami okazała się  delikatnie mówiąc "nieudana".

 

Nie dlatego, że byli nieuprzejmi, albo nawet szczególnie niemili, pomimo tego kim Esra był w przeszłości teraz był partnerem Elity, a nikt przy zdrowych zmysłach nie chciał ryzykować gniewu żadnego z nich. Ale prawdą było, że Esra był Zwierzęciem. To był  fakt, którego nie ukrywał. Pracownicy, którzy byli wolnymi obywatelami nie wiedzieli co mu powiedzieć i jak sobie z tym poradzić. Był dla nich niewygodny sprawiał, że czuli się zakłopotani, widział to wystarczająco jasno.

 

Przypuszczał, że kiedy patrzyli na niego wszystko co naprawdę  widzieli to jego przeszłość, Zwierzę, bezwzględnie podporządkowane swojej seksualności, wystawiające ciało dla przyjemności podglądających je Elit, których był przecież własnością.

 

W rzeczywistości tak nie było, nie był pokazywany publicznie przez Larona, nawet kiedy osiągnął wiek, w którym było to uznawane za właściwe. Laron był właścicielem starszej pary Zwierząt, Kati i Dahna, którzy okazali się bardzo popularnymi wykonawcami i to właśnie ta para wychodziła zazwyczaj na podium w trakcie pokazów Zwierząt. Jego, najmłodsze Zwierzatko, Laron wolał zachować dla siebie i w zaciszu swojego wielkiego domu w Apatii dostojny i cicho mówiący Szafirowy Elita lubił się przyglądać kiedy Esra pobudzał się w jego obecności. Laron pijał wtedy słodkie wino i szeptał mu slowa otuchy.

 

Robił to częściej niż było przyjęte nawet w tamtych czasach i nie widział nic złego w tym , że kiedy Esra dochodził brał go na kolana, tulił i głaskał po włosach, kiedy drżał zmęczony po orgazmie. Wydawało mu się, że to najmilsza rzecz na świecie, kiedy wtulony w niego słuchał  bicia jego serca.

 

To była prywatna sprawa między nimi dwoma. Esra doskonale o tym wiedział Nigdy o tym nie mówił, nawet Kati lub Dane, usłyszał wystarczająco dużo od swoich przyjaciół - Zwierząt, żeby wiedzieć, że nie było to normą między Panem i Zwierzęciem.

 

Esra wierzył, że te chwile, to co robią, kiedy są blisko siebie, to ziarenka, z których może wykiełkować miłość.

 

Te dni kiedy Esra był Zwierzęciem pokazywanym publicznie i prywatnie należały już do przeszłości. Laron obiecał mu, że wszystko się zmieni, kiedy podpiszą umowę o Towarzyszach i dotrzymał słowa.

 

Tydzień po rejestracji Laron zorganizował spotkanie  z Samem, starszym mężczyzną, uprzejmym obywatelem z wyższej kasty Midas, który sprawował nadzór nad archiwum miejskim Tangury. Chciał pokazać, że Esra to nie było zwyczajne Zwierzątko, ale oczytany i wykształcony młody człowiek, mądrzejszy od wszystkich, które przechodziły na emeryturę.

 

Sam odkrył to wszystko w trakcie rozmowy sam na sam z Esrą, w rzeczywistości była to rozmowa kwalifikacyjna, przed przyjęciem do pracy. I Esra przeszedł przez nią. Śpiewająco.

 

Pracował tutaj, w archiwum miejskim, jako urzędnik katalogujący dokumenty, od czterech miesięcy. Praca ta okazała się dla niego interesująca, drobiazgowa, wymagająca skupienia, pobudzająca jego intelekt, ale także dająca mu własne pieniądze.

 

Z radością odkrył, że pomimo   genetycznej hodowli, która miała uczynić z niego tylko piękną ozdóbkę dla Elit, okazał się również inteligentny. Kochał swoją pracę, był dumny, że okazał się dokładny i konsekwentny.

 

Miał nadzieję, może naiwną patrząc z perpektywy czasu, że kiedyś zostanie zaakceptowany, że reszta pracowników przyzwyczai się do niego, że zauważą, że nie różni się tak bardzo od nich.

 

Ale tak się nie stalo. Przynajmniej nie do tej pory.

 

Jedynym wyjatkiem od reguły był Sam, który doceniał go od samego poczatku. Częściowo dlatego, że Esra pracował bardzo dobrze. Praktycznie nie popelniał błędów, pracował wydajnie, nie wymgał nadzoru. Esrze sprawiała przyjemność myśl, że Samowi udało się oddzielić jego przeszłość od teraźniejszości.

 

Tak czy inaczej Esra cieszył się, że chociaż jedna osoba, z którą pracuje nie unika go.

 

- Esra? - jakby wezwany jego myślami Sam stanął w drzwiach jego biura.

 

Esra podniósł na niego piękne, brązowe oczy i uśmiechnął się czekając cierpliwie.

 

Sam odwzajemnił uśmiech - Twój samochód  przyjechał.

 

- Dziękuję - Esra wstał z wdziękiem i zebrał swoje rzeczy. Zerkając na pólkę z napisem"gotowe" odwrócił się do swojega szefa i kiwnął w jej kierunku - Skończyłem wszystkie dokumenty, które mi dałeś, są tutaj, ułożone alfabetycznie,

 

- Już? -  Sam uśmiechnął się zadowolony - Spodziewałem się, że skończysz to w przyszłym tygodniu, dobra robota. Jeszcze trochę,a skończysz caly dział.

 

Esra wzuszył ramionami - Myślę, że to moja praca.

 

Sam zchichotał, polożył mu rękę na ramieniu - Chodź, pójdę z tobą.

 

Esra kiwnął głową i wyszedł za nim na korytarz, a potem na parter budynku. To też już stało się rutyną. Esra zastanawiał się czy Sam nie robi to specjalnie, że wyprowadza go każdego popołudnia z budynku.

 

Domyślał się dlaczego to robi, chociaż nigdy tego nie powiedział głośno. Robił to dlatego, ze żeby dojść do wyjścia Esra musiał przejść obok saloniku dla pracowników. Kilkanaście siedzacych tam osób nieodmiennie milkło na jego widok, niektórzy  patrzyli na niego z litością, niektórzy złośliwie. Początkowo zatrzymywał się i mówił im do widzenia, teraz już im nie przeszkadzał. Oprócz kilku osób które mruczały coś niewyraźnie i paru niechętnych spojrzeń nigdy nikt nic mu nie powiedział. Sam wiedział, że czuł się z tym źle, więc był na tyle uprzejmy, że wspierał go swoją obecnością każdego dnia.

 

Jak zwykle, kiedy przeszli obok saloniku spotkali się z obojętnoscią, Sam popatrzył na Esrę zmartwionym wzrokiem. Gdy szef westchnął rozdrażniony wzruszył ramionami - Tak już będzie - powiedział cicho.

 

I tak było. Tak naprawdę było. Oczywiście byłoby miło gdyby nowi koledzy go zaakceptowali, ale sam fakt, że był Towarzyszem Elity, który go kochał wystarczał mu w zupełności niezależnie od tego  jak chłodno był traktowany w pracy.

 

Sam jednak sądził inaczej - Nie, Esra - powiedział stanowczo - Nie - wargi zacisnęły mu się w cienką linię - Dużo myślałem o tym co tu się dzieje, od kiedy zacząłeś u nas pracować i mogę wysnuć tylko jeden wniosek - spojrzał na drzwi, za którymi siedzieli pracownicy - To wstyd, Esra. Nie chciałbym tak o tym myśleć , ale to prawda.

 

Estra patrzył na niego zmieszany.

 

Widząc to spojrzenie, Sam kontynuował łagodniejszym tonem - Widzisz, Esra, oni nie uważali Zwierząt za ludzi. Rozumiesz? Przez całe swoje życie  wiedzieli po co były hodowane i do czego ... Może nawet marzyli, żeby mieć wystarczająco dużo pieniędzy, żeby mieć jakieś na własność. A teraz kiedy jesteś tutaj, żywy, myślący człowiek, stracili luksus myślenia, że Zwierzęta to tylko przedmioty, rozumiesz mnie? Uświadomili sobie, że myśląca, czująca jak oni istota traktowana była jak przedmiot.

 

Esra powoli skinął głową, uświadamiając sobie co Sam chciał mu powiedzieć - Ty też tak czułeś, prawda?

 

- Nie będę cię okłamywał - Sam odwrócił w jego stronę twarz i uniósł ręce w bezradnym geście. - Ale nie tak dawno, wolny obywatel nawet nie marzył o otwartej krytyce Elity. Nie, jeśli chciał zachować swoje miejsce w społeczeństwie.

 

- To nie było bezpieczne.

 

- Nie, nie było. - uśmiechnął się i zrelaksował. - Teraz wszystko się zmieniło. To oczywiste- uśmiechnął się wskazując na Esrę - Wystarczy spojrzeć na ciebie, jesteś najlepszym dowodem postępu jaki kiedykolwiek widziałem.

 

- To zabawne - Esra wpatrywał się w podłogę przygryzając wargę - Ale my, mam na myśli Zwierzeta, gdybyśmy wiedzieli wtedy, że są  tacy ludzie jak ty. - westchnął. - Wszystko byłoby dla nas łatwiejsze.

 

- Och Esra - w oczach Sama pojawiło się współczucie.

 

Esra zauważył jego współczucie i potrząsnął głową - Proszę nie zrozum mnie źle. Laron zawsze był dla nas dobry. Ale wiedziałem o innych Zwierzętach... Słyszałem rzeczy ... - grymas przemknął przez jego twarz - Nie każdy miał tyle szczęścia.

 

- Myslę, że Iason Mink zatrzymał to wszystko - zauważył Sam.

 

- Hmm - Esra spojrzał na salonik dla pracowników - To musi jeszcze trochę potrwać.

 

Sam popatrzył na niego ponuro i poklepał po ramieniu - Zaakceptują cię, zobaczysz.

 

Esra spojrzał na niego zmęczonym wzrokiem i skinął głową - Jestem pewien, że masz rację - wyciągnął rękę i otworzył drzwi - Ale.... to nie nastąpi  dzisiaj. - wyszli na rześkie popołudniowe powietrze, zerknął przez ramię na Sama i uśmiechnął się - Miłego wieczora Sam.

 

Sam pochylił  z szacunkiem głowę - Dziekuję i do widzenia.

 

Drzwi zamknęły się. Esra odetchnął głęboko świeżym powietrzem, podniósł głowę i zobaczył Kalada cierpliwie czekającego na niego w samochodzie Larona Taka.

 

 

ROZDZIAŁ II

 

 

Patrząc z wysoka na światła Tangury, Riki, pełny po dobrej kolacji zakończonej kieliszkiem wina uśmiechnął się zadowolony i przyjął papierosa, którym częstował go Katze. Stali ramię w ramię opierając się o murek otaczający balkon i patrzyli na nocną panoramę miasta i romawiali przyjaźnie.To nie był zły sposób na spędzanie wieczoru, pomyślał Riki strzepując popiół do doniczki.

 

Z wnętrza domu dobiegały aksamitne głosy Elit, Iason i Raul siedzieli w miękkich fotelach i rozmawiali o sprawach Syndykatu, kiedy Riki i Katze wyszli na tradycyjnego papierosa. Riki westchnął zadowolony, oparł się ramieniem o ścianę odrwacając się w kierunku przyjaciela. Katze w skupieniu patrzył na bliźniacze księżyce.

 

- Lubisz je, prawda? - wyszeptał Riki.

 

Katze spojrzał na niego,oczy  lśniły mu w blasku księżyców.- Mmm?

 

- Księżyce - wyjaśnił Riki, gasząc papierosa i patrząc z zaciekawieniem - Odkąd cię znam,  patrzysz na nie kiedy tylko możesz.

 

Katze zachichotał cicho - Wiem - zgasił papierosa w tej samej doniczce co Riki - Raul też to zauważył - wzruszył ramionami - Prawda jest taka, że to są moi starzy znajomi. Patrzą na mnie od wielu lat.

 

Riki skinął głową i przytaknął dodając zamyślonym tonem - Tak,rozumiem - przeczesał palcami włosy - Myślę, że możemy  powiedzieć, że czuwały nad nami,kiedy - uśmiechnął się - aż znaleźliśmy drogę do domu.

 

Katze spojrzał  na niego posępnie  - No, właśnie, ile ty dzisiaj wypiłeś?

 

- Dlaczego pytasz?

 

- Ponieważ wpadasz w filozoficzny nastrój zawsze kiedy jesteś wstawiony - Katze odwrócił się, oparł o barirkę i uśmiechnął chytrze.

 

- Miłe - Riki rozbawiony, parsknął śmiechem - Staram się podtrzymać konwersację i co mnie za to spotyka?

 

- Trochę prozaiczności?

 

Riki odrócił się w jego kierunku  wykonując nieprzyzwoity gest - Zawsze ta pieprzona krytyka - przybrał bardziej uprzejmy wyraz twarzy - Poważnie człowieku. Zobacz. Mam na myśli, że jeśli spojrzeć na nasze życie - pochylił się do przodu wpatrując  w oczy Katze.- Zastanów się gdzie jesteśmy teraz i porównaj skąd przyszliśmy.  Nie dziwi cię to czasami, kiedy się nad tym zastanawiasz?

 

Katze myślał przez chwilę.Potem odwrócił się w stronę okna, uśmiechnął się delikatnie, a wyraz jego oczu ocieplił się kiedy spojrzał na Raula Ama rozmawiającego po cichu z Iasonem - Tak - wyszeptał - Masz rację, czasami tak robię.

 

- Tak jak ja - Riki usiadł, wyciągnął przed siebie nogi popatrzył na księżyce, a potem na dwóch Blondie siedzących w eleganckim salonie.

 

Księżyce Amoi były piękne, pomyślał Riki biorąc kolejnego papierosa ofiarowanego mu przez Katze, ale jeśli miał być szczery, centrum jego świata to na pewno nie były zimne i odległe ciała niebieskie wiszące wysoko na niebie.

 

Uśmechnął się ponownie, pozwalając sobie śledzić doskonały profil Iasona Minka.

 

Było bliżej o wiele bliżej.

 

I był szczerze przekonany, że tak samo było z Katze. Z całego serca chciał w to wierzyć czy było to romantyczne czy nie.

 

Kątem oka zauważył, że Katze oderwał wzrok od swojego partnera i zwrócił się do niego - Faktycznie, wracając do spraw osobistych - wydmuchał dym z papierosa - Jak się czuje Enif? Ostatnio był raczej niespokojny.

 

Riki odetchnął i pokręcił głową - Myślę, że można powiedzieć, że jest w porządku jeśli spotykamy się u niego.

 

-  Co?

 

- Tak - Riki z ponurą mniną skinął głową - Nie zrozum mnie źle, wszystko działa plynnie, wykonuje cholernie dobrą robotę koordynując przenosiny na Hesprę. Ale kiedy przychodzi tu do Eos, robi się stare gówno.Myślałem, naprawdę myślałem, że przychodzenie tutaj pomoże mu oswoić się z Elitami, i  przestan...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin