OPOOWIEŚĆ WIGILIJNA JESZCZE INNA.docx

(27 KB) Pobierz
SCENARIUSZ PRZEDSTAWIENIA TEATRALNEGO NA MOTYWACH „OPOWIEŚCI WIGILIJNEJ” K

 

                                                                                  SCENARIUSZ OPRACOWAŁA :

                                                                                  nauczycielka języka polskiego

                                                                                  SP nr 118 w Warszawie

                                                                                          MARIA POPRAWA

 

 

 

SCENARIUSZ PRZEDSTAWIENIA TEATRALNEGO NA MOTYWACH „OPOWIEŚCI WIGILIJNEJ” K. DICKENSA

 

 

 

Postacie:

 

Jakub Dusigrosz - duch

Hipolit Skąpiec

Robert (kancelista)

Żona kancelisty

Tomek- ich syn, córeczka

Maciej (siostrzeniec)

Żona Macieja, goście, będący u nich na Wigilii

Poczciwy Jan ( właściciel firmy, u którego odbywał praktykę Skąpiec)

Narzeczona młodego Hipolita- Sylwia

Młody Hipolit, dziecko- Hipolit; Ola, siostrzyczka Hipolita

 

Duch Wigilijnej Przeszłości

Duch Tegorocznego Bożego Narodzenia

Duch Przyszłych Wigilii

 

Goście zbierający datki dla biednych

 

Goście na Wigilii u Poczciwego Jana

 

Mieszkańcy miasta ( rozmowy na temat śmierci Skąpca)- przekupki, panowie, kupiec, klienci sklepu

 

Dzieci z saneczkami

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

AKT I

 

Przedstawienie odbędzie się w sali gimnastycznej. Na scenie kantor Skąpca i Poczciwego Jana za parawanem, w głębi sceny wnętrze mieszkalne z choinką. Z boku ulica miasta- namalowana kamienica z pięknie udekorowaną świąteczną wystawą, fasada domu, w którym mieści się kantor . Światła oświetlają kolejne sceny. W czasie pojawiania się duchów unosi dym, mgła.

Wbiegają małe dzieci, ciepło ubrane, z saneczkami, przy muzyce „...dzyń, dzwonią dzwonki sań”(„Jingle bells”) . Pada śnieżek, dzieci bawią się na saneczkach.

 

Narrator: Święta Bożego Narodzenia – najpiękniejsze ze świąt. Właśnie mija kolejna rocznica śmierci Jakuba Dusigrosza, wspólnika naszego bohatera – Hipolita Skąpca.

Oj, podobni są oni do siebie ogromnie!

 

Skąpiec idzie do swego kantoru. Przed sklepem siedzi żebrak i prosi o jałmużnę. Hipolit nie zauważa go. W pokoju tli się w kominku słaby ogień. Robert siedzi zziębnięty przy biurku.

Wbiega siostrzeniec.

 

Maciej: Wesołych świąt, wujaszku!

Hipolit Skąpiec: Hm! Bzdura!

M.: Święta  nazywasz bzdurą, wujaszku? Pewien jestem, że w głębi duszy tak nie myślisz.

H.S.: A właśnie, że myślę. Wesołych świąt! Też mi pomysł! Jakie masz prawo być wesołym? Taki biedak!

M.: Zgoda, wujaszku. Ale w takim razie, jakie ty masz prawo być ponurym? Jakie masz podstawy do smutku? Taki bogacz! Nie bądźże taki zły, wujaszku.

H.S.: Do licha z wesołymi świętami! Czymże innym są dla ciebie święta Bożego Narodzenia, jak nie terminem płacenia rachunków, na które nie masz pieniędzy? Z każdym Bożym Narodzeniem stajesz się o rok starszy, ale nie jesteś choćby o złotówkę bogatszy.

M.: Wujaszku!

H.S.: Siostrzeńcze! Obchodź sobie święta po swojemu, mnie zaś pozwól święcić je na mój własny sposób.

M.: Przecież ty wcale nie obchodzisz świąt! Nie złość się już więc, wujaszku. Przyjdź do nas na kolację wigilijną.

H.S.: Nnnie!

M.: Dlaczego mi odmawiasz, wuju? Dlaczego?

H.S.: Dlaczegoś się ożenił?

M.: Bo się zakochałem.

H.S.: Zakochałeś się! Żegnam!

M. Kiedy przecież nigdy mnie nie odwiedzałeś, zanim się ożeniłem. Czemu więc podajesz teraz jako powód odmowy moje małżeństwo?  Niczego od ciebie nie chcę, wujaszku, o nic cię nie proszę. Dlaczego nie możemy być przyjaciółmi?

H.S.: Żegnam!

M.: Przykro mi, żeś taki, wuju, nieustępliwy. Szkoda, że nie zauważasz świątecznego nastroju. Życzę ci jednak, wuju, wesołych świąt.

H.S.: Żegnam!

M.: I pomyślnego Nowego Roku!

 

Maciej opuścił pokój, przy drzwiach złożył życzenia Robertowi. Ten z serdecznością odwzajemnił się młodzieńcowi.

 

H.S.: Zapewne chcesz pan mieć jutro cały dzień wolny od pracy?

Robert: Jeżeli to panu odpowiada...

H.S.: Wcale mi nie odpowiada, bo muszę zapłacić panu wynagrodzenie, chociaż nie będzie pan pracował. Ale trudno, będziesz miał pan wolne.

R.: Dziękuję serdecznie. Życzę panu wesołych świąt!

H.S.: Drugi taki sam obłąkaniec. Zachciewa mu się mówić o wesołych świętach, choć zarabia grosze i ma na utrzymaniu żonę i dzieci. Słowo daję, skończę w domu wariatów!

 

Za oknem słychać dziecko śpiewające pastorałkę „Czas kolędy”.

 

Wchodzą dwaj urzędnicy z plikiem papierów w rękach. Zdjęli kapelusze i uprzejmie skłonili się.

Goście: Firma Dusigrosz i Skąpiec? Czy mam przyjemność mówić z panem Dusigroszem, czy też z panem Skąpcem?

H.S.: Jakub Dusigrosz nie żyje już od siedmiu lat. W jakiej sprawie panowie przybyli?

G.: W przededniu świąt tak uroczystych jest rzeczą szczególnie pożądaną, abyśmy okazali pomoc biednym i potrzebującym. Tysiące ludzi pozbawionych jest najniezbędniejszych środków do życia, niektórzy żyją na granicy nędzy. Zbieramy fundusze, za które pragniemy zakupić dla nich potrzebne rzeczy. Myślimy, że okres Bożego Narodzenia jest dobrą okazją, aby wspomóc biedne rodziny.

G.: Jaką sumę możemy zapisać przy pana nazwisku?

H.S.: Nijaką!

G.: Ach, życzy pan sobie być bezimiennym ofiarodawcą?

H.S.: Życzę sobie, aby mnie pozostawiono w spokoju! Sam nie obchodzę świąt Bożego Narodzenia i nie stać mnie na to, bym umilał życie próżniakom! Niech się oni udadzą do odpowiednich instytucji! Żegnam panów!

 

Skąpiec udaje się do swego domu, mróz na dworze. W dali słychać pastorałkę („Jest taki wieczór”- jedna zwrotka i refren) .

Bohater wchodzi do mieszkania i nagle pojawia się duch jego wspólnika Dusigrosza (sina twarz, okulary, poszarpane ubranie, łańcuch z kulą u nogi; w tym czasie słychać głuche dźwięki, brzęk metalu). Skąpiec zdumiony i przerażony- słychać dźwięki pojawiającego się ducha).

 

H.S.: Bzdura, ani myślę w to uwierzyć! Nie, znam go, przecież to duch Dusigrosza!

Co to ma znaczyć? Czego chcesz ode mnie?

Duch Dusigrosza: Chcę wiele!

H.S.: Kim jesteś?

D.: Spytaj mnie raczej kim byłem.

H.S.: Kimże więc byłeś?

D.: W życiu doczesnym byłem Jakubem Dusigroszem, twoim wspólnikiem. Przyszedłem cię ostrzec, nie popełniaj moich błędów  w swoim życiu.

Na każdym człowieku ciąży obowiązek duchowego bratania się ze swymi bliźnimi. Jeżeli ktoś tego obowiązku zaniedba za życia, musi go dopełnić po śmierci. Dusza takiego człowieka skazana jest na wędrówkę po świecie...ach, biada mi, biada... i spoglądać musi na to wszystko, co nie może już stać się jego udziałem, choć za życia stać się mogło.

H.S.: Spętany jesteś łańcuchem. Powiedz mi, dlaczego?

D.: Muszę wlec za sobą łańcuch, który sam ukułem za życia. Sam się nim opasałem przez swe uczynki. Twój łańcuch jest już podobny do mego.

H.S.: Jak to! (ogląda się wokół, lecz nic nie widzi).

D.: Ani się nie obejrzysz, a będziesz pokutował jak ja. Cały czas jestem w podróży, ani chwili odpoczynku pośród bezustannie mnie męczących wyrzutów sumienia. Niczego nie zrobiłem dla innych. Myślałem, że jestem dobrym kupcem, dbam o interesy i to wystarczy. Zmarnowałem możliwość czynienia dobra. Ot, zobacz, jaka nagroda mnie spotkała po śmierci. (wskazuje na łańcuchy). Uważaj Hipolicie, bo to samo ciebie spotka. Przybyłem tu do ciebie dzisiejszego wieczora, aby cię powiadomić, że nie przepadła dla ciebie nadzieja, iż możesz jeszcze uniknąć mego losu. (Hipolit coraz bardziej przerażony)

H.S.: Byłeś mi zawsze dobrym przyjacielem. Dzięki!

D.: Odwiedzą cię kolejno trzy zjawy, dużo jeszcze zobaczysz....(Nagle słychać dziwne dźwięki, duch znika, Skąpiec pada na łóżko i zasypia).

 

AKT II

 

Budzi się Skąpiec, chodzi otumaniony i zastanawia się czy wizyta ducha wspólnika mu się przyśniła, czy też działo się to naprawdę. Nagle biją dzwony na wieży kościelnej, skrzypią drzwi, pojawia się Duch Wigilijnej Przeszłości – długie siwe włosy, młoda, rumiana twarz, ubrany w śnieżnobiałą tunikę ściągniętą lśniącym pasem. Szatę jego zdobią świeże wiosenne kwiaty.

 

H.S.: Czyś jest, panie, owym duchem, o którego przybyciu zostałem uprzedzony?

Duch W.P.: Jam jest! (miły ,łagodny głos)

H.S.: Kim jesteś?

D.W.P.: Jestem Duchem Wigilijnej Przeszłości.

H.S.: Bardzo dawnej przeszłości?

Duch W.P.: Niedawnej, twojej.

H.S.: Co cię tu sprowadza?

D.W.P.: Twoje dobro. Przybyłem, aby cię nawrócić ze złej drogi. Uważaj!

Wstań i pójdź za mną!

H.S.: Ale w łóżku tak ciepło, na dworze mróz, mam na sobie szlafrok kapcie i szlafmycę, a w ogóle to jestem przeziębiony... ( duch nie dopuszczał sprzeciwu, wziął Hipolita za rękę i udali się w rodzinne strony bohatera- szkoła, wokół bawiące się dzieci a w ławce siedzi samotny chłopiec, mały Hipolit)

Biedny chłopczyna... Chciałbym...( Hipolit ociera łzy)

D.W.P.: Co się stało?

H.S.: Nic się nie stało. Tylko że wczoraj wieczorem jakiś chłopiec śpiewał kolędę pod moimi drzwiami, a ja mu nic nie dałem. To wszystko.

D.W.P.: Obejrzymy teraz inną Wigilię. Pastorałka „Kolędowy czas”. Duch ze Skąpcem obserwują scenę przez okno (parawan teatralny).

 

Do sali szkolnej wbiega siostra chłopca, Oleńka, wita się z nim serdecznie.

O.: Przyjechałam, żeby cię zabrać do domu kochany braciszku.

Ch.: Do domu, Oleńko?

O.: Tak, tak, braciszku. Ojciec stał się lepszy, w domu teraz jak w raju. Spędzimy razem calutkie święta Bożego Narodzenia i będzie nam wesoło...ach, jak wesoło!

 

Hipolit wraz z duchem obserwują scenę z rodzeństwem.

H.S.: Oleńka była zawsze bardzo wątła, delikatna, chorowita, ale serce miała złote. Wyszła za mąż i umarła.

D.W.P.: Jeśli mnie pamięć nie myli zostawiła dzieci.

H.S.: Jedno dziecko.

D.W.P.: A, prawda. Tym dzieckiem jest twój siostrzeniec.

Zmieszany Skąpiec mruknął: Tak

 

Duch i Hipolit udali się dalej. Stanęli pod kantorem Poczciwego Jana, słychać gwar, rozmowy czeladników.

D.W.P.: Czy poznajesz to miejsce?

H.S.: Oczywiście, tu odbywałem praktykę u Poczciwego Jana. O, moi koledzy.

Słychać muzykę, dźwięki polki. Poczciwy Jan, jego czeladnicy i dziewczęta wbiegają przez drzwi (parawan teatralny).

Jan: Hej tam, chłopcy. Uprzątnąć izbę! Dosyć pracy na dzisiaj. Przecież to Wigilia. Bawmy się!

Trzy  pary tańczą żywą polkę. Śpiewają „Kolędę góralską”, składają sobie życzenia świąteczne.

 

Duch: Niewiele było trzeba, aby zaskarbić sobie wdzięczność tych prostaczków.

H.S.: Ładnie mi niewiele! Stary Jan potrafił nas uszczęśliwić, zachęcić do pracy dobrym słowem. Szczęście, które nam dawał było wielkie, jakby kosztowało fortunę. (Hipolit zamyślił się ). Chciałbym teraz powiedzieć kilka słów memu pracownikowi, Robertowi.

Duch: Czas mój dobiega końca. Spieszmy się.

 

Zobaczyli piękną parę w parku, na ławce siedział młody Hipolit z narzeczoną, Sylwią.

Sylwia: Już mnie nie kochasz. Myślisz teraz tylko o swojej pracy. Wyrzekłeś się swoich ambicji. Zawładnęła tobą jedna namiętność, żądza zysku. Pieniądze, tylko pieniądze, to one przesłoniły ci życie! ( Młodzi rozstają się, rozchodzą w różne strony).

 

H.S.: Duchu, nie pokazuj mi nic więcej. Cieszysz się z mych niepowodzeń.

Zabierz mnie stąd! ( Wyczerpany Hipolit pada na łóżko, duch znika)

 

AKT III

 

Słychać głośne chrapanie. Budzi się Hipolit. Siada na łóżku, próbuje zebrać myśli. Przypomina sobie, że wkrótce zjawi się kolejny gość, Duch Tegorocznego Bożego Narodzenia. Słychać chlupotanie wody. Nagle zauważa ducha, który siedzi w jego pokoju ze świecą w ręce.

 

Duch T.B.N.: Wejdź, wejdź przyjacielu, musimy się poznać. ( Skąpiec podchodzi do ducha bojaźliwie, zmienił się; duch – olbrzym o łagodnym spojrzeniu, w zielonej opończy obszytej futrem, na głowie gałązka ostrokrzewu).

Jestem Duchem Tegorocznego Bożego Narodzenia. Spójrz na mnie!

Nigdy nie widziałeś istoty do mnie podobnej?

H.S.: Nigdy. Zaprowadź mnie, duchu, dokąd chcesz. Wczorajszej nocy wyprowadzono mnie z domu przemocą i podczas wędrówki udzielono mi nauk, które zaczynają dawać zbawienne owoce. Jeżeli dzisiejszej nocy zamierzasz mnie czegoś nauczyć, pozwól, abym z tej nauki wyciągnął jak największe korzyści.

Duch: Dotknij mej szaty!

 

Przenoszą się na ulice miasta. Dzieci bawią się śnieżkami, pada śnieg (dalsza część piosenki „Jingle bells”). Przechodnie przemykają chodnikiem. Krótkie, urwane dialogi na temat świąt.

Bogata wystawa sklepowa. Kupiec zachęca klientów, aby wstąpili  do jego sklepu. Ruch w sklepie, ludzie zderzają się koszykami wiklinowymi, wszyscy są jednak życzliwi, radośni. Ludzie pozdrawiają się, życzą sobie wesołych świąt. Duch posypuje pieczywo tajemniczym  proszkiem.

 

H.S.: Duchu, co robisz? Czy ten proszek ma jakiś szczególny smak?

Duch: Owszem, jest to przyprawa bożonarodzeniowa. Podnosi ona smak potraw, którymi ktoś zostanie poczęstowany z dobroci serca. Zwłaszcza zaś podnosi smak obiadów nędzarzy.

 

Udali się do mieszkania kancelisty, Roberta. Tam żona (ubogo ubrana) wraz z dziećmi oczekuje na męża i najmłodszego, chorego syna, Tomka.

 

Dziecko: O, mamo, tata idzie, niesie na plecach Tomka. (Dzieci radośnie witają się z przybyłymi, mały rozgardiasz)

Matka: A jak się sprawował nasz maleńki Tomek?

R.: Wzorowo, kochany chłopiec. Tyle czasu przebywa w samotności, zrobił się z niego wielki marzyciel. W drodze do domu powiedział mi, że ma nadzieję, iż ludzie w kościele go zauważyli i pomodlą się za niego, kalekę, bo przecież jest Wigilia. Może mu te modlitwy przywrócą władzę w nogach. ( Głos mu drżał ze wzruszenia)

M.: Siadajmy do kolacji. ( Wniesiono potrawy, posadzono Tomka)

R.: Wesołych świąt wszystkim życzę. Niech nam Bóg błogosławi, drodzy moi.

 

H.S.: Powiedz mi duchu, czy mały Tomek będzie żył?

D.T.B.N.: Widzę opustoszałe krzesło chłopca. Jeżeli przyszłość nie zmieni tego obrazu, dziecko umrze.

H.S.: Nie, nie!

Skąpiec zaczął drżeć na tę nowinę. Tymczasem Robert wzniósł toast za swego pracodawcę.

 

R.: Zdrowie pana Hipolita Skąpca.

M.: Przecież to sknera. Chciałabym mieć go teraz pod ręką, już ja bym mu wygarnęła , co o nim myślę. Ty wiesz o tym najlepiej, to człowiek pozbawiony serca.

R.: Kochanie, nie zapominaj, że mamy dziś Boże Narodzenie.

M.: Wypiję jego zdrowie przez wzgląd na ciebie. Życzę mu wesołych świąt.

 

Duch z Hipolitem idą ulicami miasta. Skąpiec zadumany. Nagle słyszy czyjś głośny, wesoły śmiech. Rozpoznał głos siostrzeńca.

 

Maciej: Cha, cha, cha. Powiedział, że święta Bożego Narodzenia to bzdura. Co więcej, on tak naprawdę myśli.( Goście i Robert z żoną siedzą przy wigilijnym stole, w centrum pokoju choinka)

Żona: Tym gorzej dla niego. Musi być chyba bardzo bogaty?

M.: Co z tego, moja droga? Przecież bogactwo nie daje mu żadnego pożytku! Cała rzecz w tym, że z wujaszka jest śmieszny, stary dziwak. I w dodatku nie bardzo sympatyczny. Ale jego wady same się mszczą na nim, ale ja nie noszę do niego w sercu urazy. Żal mi go, więc postanowiłem co roku dawać mu tę samą szansę i będę zapraszał go na kolejne Wigilie.

Niech tam sobie staruszek będzie, jaki jest, życzę mu wesołych świąt .

(Śpiewają pastorałkę, „W grudniowe noce”, wszyscy są weseli).

 

H.S.: Dlaczego jestem sam, ciągle sam...

 

Duch powoli znika.

 

AKT IV

 

Pojawia się trzeci duch okryty szczelnie w czerń,  słychać dźwięki przypominające ogromną wichurę. Duch milczy, widać tylko jego jedną rękę.

 

H.S.: Czy mam przed sobą Ducha Przyszłych Wigilii? O, duchu, lękam się ciebie bardziej od twych poprzedników. Ale ponieważ wiem, że pragniesz tylko mego dobra, a mam nadzieję stać się lepszym człowiekiem, gotów jestem wszędzie ci towarzyszyć z sercem przepełnionym wdzięcznością. Prowadź mnie, duchu, gdyż czas biegnie szybko.

 

Zatrzymali się na ulicy przy gromadce ludzi. Duch wskazał ręką na ludzi. Hipolit zaczął przysłuchiwać się rozmowie.

 

Mężczyzna: Nie, nie znam żadnych szczegółów. Wiem tylko, że umarł.

Kobieta: Kiedy?

M. 2: Słyszałem, że dzisiejszej nocy.

K.: A co mu się tak nagle mogło stać?

M.: Bóg raczy wiedzieć, co mu się stało.

K.2:Czy wiadomo może co zrobił z pieniędzmi ?

M.: Nic o tym nie słyszałem. Wiem tylko, że nie zostawił ich mnie.(Wszyscy się śmieją)

 

Z boku witają  się dwaj mężczyźni, kupcy.

 

K.: Jak się pan miewasz?

K.2: Doskonale, a pan?

K.: Nie najgorzej. No i w końcu licho wzięło tego starego kutwę.

K.2.: Tak, słyszałem o tym. Zimno dzisiaj, co? ( Odchodzą obojętni, mówiąc jeszcze)

K.: Pogoda w sam raz jak na Boże Narodzenie. Pan chyba nie jeździ na łyżwach?

Nie. Mam Inne sprawy na głowie. Do widzenia.

 

H.S.: O kim oni mówili?

 

Duch Przyszłych Wigilii udał się z Hipolitem dalej. Zauważają biedaków rozkradających wnętrze sklepu.

 

Kobieta1: ( Zrzuca tobołek z pleców) I co się tu dziwić? Co się tu dziwić, moja pani? Każdy człowiek ma prawo dbać o swoje interesa. On całe życie to robił.

K.2: Słusznie pani mówisz. Do tego on był jedyny.

K.1: To czego stoisz pani i wybałuszasz oczy, jakbyś się czegoś bała?

Czy ktoś zbiednieje, jak mu zabiorą kilka marnych drobiazgów? Jeżeli ten stary sknera chciał, żeby mu się rzeczy uchowały po jego śmierci, czemu za życia nie postępował jak należy?

K.2: Słusznie, pewnie w godzinę śmierci by miał kogoś, kto by się nim zaopiekował. Zmarł samotnie.

K.1: Nie ma co, zasłużył sobie na tę karę. A co tam pani masz w tym tobołku?

K.2: Zasłony, koszule, sztućce...

K.1: Mnie się udało zdobyć buty, sweter, koc... No, ale inni wszystko rozdrapali.

 

Skąpiec przysłuchiwał się rozmowie ze zgrozą.

Udali się dalej pod dom kancelisty Roberta. Rodzina siedzi przy stole i milczy. Dwójka dzieci cichutko się bawi w kącie.

 

H.S. Co u nich tak cicho?

Duch: Przypatrz się Hipolicie, puste krzesełko Tomka.

H.S.: Boże, jak im pomóc! Co zrobić, aby Tomek wrócił?!

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin