Marta Węgiel - Przypadkowy kadr.pdf

(2108 KB) Pobierz
Marta Węgiel - Przypadkowy kadr
448775980.001.png
Marta Węgiel
Przypadkowy kadr
2004
448775980.002.png
Książkę tę dedykuję
Joannie Chmielewskiej
i Agacie Christie
Miała już wychodzić z redakcji, ale jakiś rodzaj niepokoju zatrzymał ją w drzwiach.
Przystanęła niepewnie i rozejrzała się. W pokoju panował normalny bałagan, sterty kaset,
papierów, kolorowych pism, blankiety umów i cały szereg jeszcze innych rzeczy. Na
korkowych tablicach kołysały się, nierówno przypięte, kolorowe zdjęcia z przeróżnych
telewizyjnych produkcji. „Flejtuchy” – pomyślała z nagłym rozdrażnieniem. Tak, Jarkowi i
Jackowi, kierownikom produkcji ten bałagan absolutnie nie przeszkadzał.
Powinna już jechać na zdjęcia. Kasety? Są. Sprzęt razem z ekipą w samochodzie,
dzwonili przed chwilą meldując gotowość, więc o co chodzi? Agata potrząsnęła głową,
jeszcze raz obrzuciła pokój podejrzliwym spojrzeniem i wyjątkowo dokładnie zamknęła
drzwi. Przekręciła klucz. Tak, Jacek powinien zjawić się za moment, pobiegł do
przeglądówki.
Kiedy znalazła się na korytarzu, nie słyszała dźwięku telefonu. Dzwonił bardzo długo...
Trzej mężczyźni jednocześnie odłożyli słuchawki telefonu. Jeden w gabinecie na drugim
piętrze, siedząc za biurkiem, zarzuconym papierami i kasetami ze zmontowanymi
programami. Drugi w jadącym samochodzie uruchomił głośno mówiący zestaw telefonu
komórkowego, przeczekał tylko jeden sygnał łączenia i zrezygnował. Wyjął z uszu
słuchawkę. Trzeci w pokoju szefa agencji reklamowej.
Wszyscy doskonale znali Agatę...
Jacek zamknął drzwi przeglądówki i uginając się trochę pod ciężarem wielu kaset
skierował się w stronę redakcyjnego pokoju. Przekręcił klucz i wszedł. Rozejrzał się i
pokręcił głową patrząc na biurko Agaty. Oczywiście, zabrała na zdjęcia zupełnie inne kasety
niż te, które jej przygotował. Wiadomo, za moment wpadnie i będzie się wściekać, że w tym
bałaganie każdy może się pomylić.
Jacek był wieloletnim kierownikiem produkcji i funkcjonował zupełnie spokojnie w
tonach papierów i kaset, nawet w skrytości ducha wiedział, że w takim bałaganie czuje się
najlepiej, znosił awantury Agaty ze stoickim spokojem i tylko czasami pozorował sprzątanie.
Tak w ogóle lubili się bardzo, pracowali razem od kilku lat, a dokooptowany ostatnio
Jarek błyskawicznie dopasował się do zastanej sytuacji. Wiedzeni męską solidarnością
zawarli niepisaną sztamę w obronie swojego bałaganu.
Jarek wpadł, jak zawsze, z dużym impetem i szybko ocenił sytuację. Był dużo młodszy,
ciągle rozczochrany, w kolorowych bluzach z obcojęzycznymi napisami i luźno opadających
dżinsach. Darzył Jacka ogromnym szacunkiem i podporządkowywał mu się niemal we
wszystkim. Wiedział, że na razie spełnia obowiązki chłopca na posyłki, ale miał nadzieję już
wkrótce zostać poważnym, pełnoprawnym kierownikiem produkcji. Na początku trochę
inaczej pojmował swoje obowiązki, jednak z biegiem czasu coraz bardziej polubił funkcję
drugiego kierownika. Wolał wprawdzie uczestniczyć w zdjęciach niż wypisywać stosy umów,
ale przecież nie można mieć wszystkiego.
– No tak, widzę. Czy ona musi być taka rozkojarzona? – zapytał.
– Ty lepiej ogarnij tu trochę, wiesz, co za chwilę usłyszysz? – Jacek ułożył już część
papierów na biurku.
Zabrali się do szybkiej, a nawet gorączkowej akcji sprzątania. Jarkowi wysypały się z rąk
już ułożone teczki z dokumentami, Jacek wpychał do szaf wszystkie, leżące luzem kasety,
potem z niepewnością popatrzył na stos rozrzuconych scenariuszy.
Zadzwonił telefon.
– Na pewno nie do mnie – mruknął Jarek, ale sięgnął po słuchawkę.
– Nie, nie ma jej, pojechała na zdjęcia. A kto mówi? – zawahał się i popatrzył na Jacka
niepewnie. – Wyłączył się bez słowa – dodał.
– Kto?
– Nie wiem. Ten jakiś.
Agata wbiegała właśnie po schodach, przeklinając się w duszy. Niepokój, kretynka, dobre
sobie. Spochmurniała. Co się z nią ostatnio dzieje? Cholera, musi wziąć się w garść, w ten
sposób pozawala wszystko, bez sensu. Może sytuacja sama się wyjaśni i wreszcie zapanuje
spokój.
Na korytarzu kręciło się bardzo dużo ludzi, kamerzysta przepychał z widocznym trudem
ogromną, studyjną kamerę na kółkach, dźwiękowcy organizowali stanowisko pracy w rogu,
scenografowie nosili ostatnie rekwizyty, aktorzy zerkali do scenariuszy i powtarzali teksty
swoich ról, wszyscy do siebie pokrzykiwali.
Potknęła się o potężny zwój kabli, prowadzących do studia i oprzytomniała.
– Do diabła, przecież tu się można zabić! Co to jest?
Realizator popatrzył na nią z pobłażaniem.
– Agatko, popatrz pod nogi, zaraz zaczynamy nagranie teatru, a gramy w bufecie. Bez
kabli raczej się nie da.
– A, ten nowy rodzaj „Kobry”, „Randka z nieboszczykiem”, co za tytuł, tfu! – mruknęła
Agata. – Przyjemnego zabijania!
– Nawzajem – realizator zadowolony z dowcipu zajął się ustawianiem światła.
Należało wybrać filtry i nałożyć je na obiektywy kamer, by uzyskać efekt mroku i
tajemnicy.
Agata popatrzyła za nim z dużą sympatią i przypomniała sobie, po co wróciła. Do licha,
jeszcze się spóźni, kto zresztą wpadł na pomysł ogłaszania wyników festiwalu filmowego o
dziesiątej rano, przecież wieczór byłby lepszy, no tak, ale z tymi filmowcami nigdy nic nie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin