08. Rozdzial 25 - 26.pdf

(113 KB) Pobierz
118989903 UNPDF
Rozdział 25 dokończenie.
Czas błogo upływał, a oni zajęci sobą nie dostrzegali postaci kobiecej, która stała ukryta przy
wejściu do groty i płonącymi oczyma wpatrywała się w rozmawiających, podczas gdy ciekawie
nadstawione ucho chwytało każde wymówione słowo.
Była to Maud Gibson. Od kilku tygodni dusiła w sobie gorące uczucie względem Li-Fanga.
Podstępna kobieta czyniła, co mogła, by pozyskać zaufanie jego żony, którą śmiertelnie
nienawidziła w głębi duszy. Starała się pozyskać przyjaźń Janki, by móc potem, przy
nadarzającej się sposobności, zadać decydujący cios i zupełnie ją zniszczyć.
Maud Gibson miała w tym swój cel. Ambitna i chciwa zaszczytów, postanowiła wstąpić na tron
Tola-Wang przy boku księcia Li-Fanga.
W jej ciemnych zamysłach była tylko jedna przeszkoda i tę przeszkodę postanowiła usunąć.
Li-Fang musi stracić swą żonę na zawsze.
Maud Gibson nie wiedziała jeszcze, jak do tego się zabrać, lecz tym nie mniej postanowiła
działać.
A teraz to przyznanie się, że jest matką!
Znienawidzona kobieta oczekuje dziecka, które zwiąże ją z mężem jeszcze mocniejszymi
węzłami.
Nie, tak dalej być nie może, coś musi się stać! Angielka czuła, że jej nerwy nie wytrzymają, że
nie zdoła odgrywać nadal roli miłej i przyjaznej przyjaciółki.
Każdy nerw drżał w napięciu, a jej zęby zagryzały do krwi pobladłe wargi.
Nagły odgłos kroków wprawił ją w drżenie. W następnej chwili ujrzała porucznika Czu-Wu.
Czu-Wu szukał księcia Li-Fanga i nie powinien jej dostrzec za żadną cenę!
Maud Gibson prześlizgnęła się obok wejścia do groty przesunęła się za gęstymi krzewami, by
uniknąć spotkania z tym człowiekiem.
Lecz Czu-Wu dostrzegł ją, zastąpił jej drogę i wyciągnął rękę na powitanie.
Porucznik marynarki sumiennie wykonywał polecenie Li-Fanga. Troskliwie czuwał nad Janką i
księżniczką Li, toteż obecnie był poważnie zaniepokojony długą nieobecnością Janki w pałacu.
- Czy szuka pan księżną Li-Fang, drogi przyjacielu? Nie trudź się niepotrzebnie, poruczniku,
gdyż ona znajduje się w towarzystwie swego męża. Siedzą na ławeczce przed grotą i sądzę,
że lepiej byłoby, gdyby im pan nie przeszkadzał.
- Czyżby książę już powrócił? - zdziwił się Czu-Wu. - Wcale o tym nie wiedziałem.
- Ujrzałam go zupełnie przypadkowo - odpowiedziała Angielka z miodowym uśmiechem.
- Pani stała przed grotą, nieprawdaż? - zapytał porucznik z nagłą podejrzliwością.
Po twarzy Angielki przebiegło ledwo dostrzegalne drgnięcie, opanowała się jednak i
odpowiedziała z udawaną obojętnością:
- Szukałam cienia i chłodu, lecz widząc księcia Li-Fanga z żoną, wycofałam się dyskretnie.
Czy jest pan zadowolony z tego wyjaśnienia, drogi przyjacielu?
Czu-Wu udał, że go to wyjaśnienie zadowoliło w zupełności. Toteż pożegnał się szybko i
zawrócił do pałacu.
Gdyby miss Gibson mogła ujrzeć w tej chwili wyraz jego twarzy, z pewnością przeraziłaby się
i miałaby się na baczności przed porucznikiem Czu-Wu.
Lecz panna do towarzystwa nie wiedziała, że księżniczka Li zdążyła opowiedzieć przedtem
porucznikowi o tajemniczym zaginięciu depeszy ze szkatułki i że podejrzewała o to swą pannę
do towarzystwa.
Czu-Wu domyślił się, że Angielka podsłuchiwała przed chwilą książęcą parę.
- Dlaczego to czyniła? - łamał sobie głowę. - Na co było jej to potrzebne?
Przy stole na tarasie siedziała księżniczka Li i doktor Martini.
- Gdzie są Li-Fang i Janka? - zapytała Li.
- Siedzą przed grotą - odpowiedział Czu-Wu.
- A miss Gibson? Czy nie widział pan mej Angielki? Jestem bardzo niezadowolona gdyż
zaniedbuje swe obowiązki. Nie wiem, gdzie ona przebywa.
- Spotkałem ją przy grocie, księżniczko - odpowiedział Czu-Wu tak dziwnym tonem, że
księżniczka pojęła od razu wszystko.
Przyszła jej myśl do głowy, by natychmiast zwolnić Angielkę, lecz porzuciła na razie ten
zamiar, nie chcąc niepotrzebnie niepokoić Li-Fanga, który na pewno zapytałby o powód
zwolnienia Angielki.
Li-Fang i Janka przyszli na taras.
- Doktor Martini nas opuszcza - rzekła Li. - Otrzymał właśnie telegram, by stawił się na
parowcu „Italia”. Lekarz okrętowy zachorował i doktor Martini ma go zastąpić.
Li-Fang zbliżył się do starego doktora i zapytał przejęty:
- Czy usłucha pan tego wezwania, drogi przyjacielu?
- Przecież wreszcie muszę powrócić do domu - odpowiedział z uśmiechem - i zresztą, zdaje
mi się, że jestem tutaj już zbyteczny, gdyż wszystko złe już minęło.
Po wypiciu herbaty Janka udała się do swego zachwycającego buduaru.
Tutaj siedząc w wygodnym fotelu, poczęła pisać list do Karola Garlicza.
Pisała mu o swym szczęściu, o swej miłości i prosiła go serdecznie, by przybył do Chin w
odwiedziny.
Gdy skończyła, zbiegła na taras i wręczyła go doktorowi Martini.
- List do Karola Garlicza - objaśniła Li-Fanga - obiecałam mu, że opowiem mu o mym życiu
w Chinach. Czy gniewasz się o to, mój jedyny?
- Nie , Janeczko - odpowiedział Li-Fang, kładąc rękę na jej ramieniu.
- Dziś wieczorem pozostaniesz sama z moją siostrą, gdyż chciałbym odprowadzić naszego
starego przyjaciela.
W tym samym czasie Maud Gibson znów opuściła pałac i przebiegłszy przez park, wyszła za
mury i śpiesznie podążała w kierunku mało odwiedzanej części wyspy.
Na prawo od drogi wznosił się gęsto zarośnięty krzewami wysoki pagórek. Maud Gibson od
czasu do czasu przystawała, oglądając się na wszystkie strony w obawie, że ktoś ją śledzi i
wreszcie poczęła wspinać się na szczyt pagórka.
Dotarła do ławki, poza którą wznosił się omszały okruch skały.
Dysząc ze zmęczenia Angielka zatrzymała się i oglądając się po raz ostatni dokoła, włożyła rękę
w szparę w skale, i wydobyła stamtąd jakiś biały papier.
Była to oddarta stronica gazety.
Szybkim spojrzeniem przebiegła jej treść, roześmiała się krótko i na twarzy jej odbiło się
zadowolenie, podczas gdy jej szare oczy zabłysły triumfem.
Śpiesznie złożyła gazetę i schowała do kieszeni.
Maud Gibson sądziła, że jest sama i że jej nikt nie dostrzega. Nie zauważyła, że pobliskie
krzaki poruszają się lekko, nie widziała ciemnych świdrujących ją oczu mężczyzny, który od
dawna już, zaczajony obserwował jej ruchy.
Angielka zawróciła, zmierzając do pałacu, lecz w tej samej chwili odskoczyła i z ust jej wydarł
się stłumiony okrzyk przerażenia, gdyż drogę zagrodziła jej barczysta postać Europejczyka.
Rysy jego twarzy miały brutalny i zarazem czujny wyraz, a oczy jego szyderczo spoczęły na jej
twarzy.
- Kim pan jest?! - zawołała, cofając się przed nim przerażona i pobladła.
Mężczyzna roześmiał się cicho i złowrogo. Sprawiało mu to widoczną przyjemność, że jego
widok przeraził kobietę.
- Czego pan chce ode mnie? - wyjąkała Maud Gibson, usiłując zapanować nad sobą.
Wówczas nieznajomy zapytał niezwykle ostrym głosem:
- Czy pani jest Angielką Maud Gibson, panną do towarzystwa księżniczki Li?
Miss Gibson dumnie podniosła głowę.
- Co to pana obchodzi?! - zawołała.
- Może nawet bardziej, niż pani sobie wyobraża - odpowiedział szyderczo nieznajomy.
Maud Gibson usiłowała przemknąć się obok niego, lecz nieznajomy zastąpił jej drogę.
- Rozkazuję, byś mnie wysłuchała, miss Gibson!
- Nikt nie może mi rozkazywać, tym bardziej człowiek zupełnie mi nieznajomy! - oburzyła się,
a oczy jej ciskały błyskawice.
- Będziesz mi posłuszną, czcigodna panno, gdyż wiem o tobie bardzo wiele! - syczał
mężczyzna.
- Co... co pan wie? Skąd zna pan moje nazwisko?!
Angielkę ogarnął paniczny strach.
Mężczyzna dostrzegł to i dziwnie się uśmiechnął.
- Znam nie tylko pani nazwisko,miss Gibson, lecz również wiem dokładnie, że będzie pani
dobrym narzędziem w mych rękach. Obserwowałem panią od kilku dni i wiem, co o pani
myśleć.
Angielka zbladła jeszcze bardziej i lekki dreszcz wstrząsał całą jej postacią.
- Pan jest obłąkany! Jak pan śmie zastępować mi drogę?! Zawołam pomocy! - wykrzyknęła
z trudem.
- Może pani wołać, uprzedzam panią jednak, że nie wyjdzie jej to na dobre!
Maud Gibson jęknęła, ręce jej opadły bezsilnie.
- Kim pan jest, na litość Boską, że ośmielasz się, jako człowiek zupełnie obcy, przemawiać w
ten sposób do mnie?
- Kim jestem, powinno być dla pani obojętne, moja kochana. Zaraz pani się dowie, czego od
niej żądam, proszę tylko wysłuchać mnie spokojnie.
Maud Gibson przekonana, że nie uda jej się uciec przed tym niesamowitym człowiekiem,
zachowała wyczekujące milczenie.
Nieznajomy przystąpił bliżej i szepnął:
- Proszę mi pokazać ten skrawek gazety, który wyciągnęła pani ze szpary w skale.
- Skrawek gazety? Ja... nie wiem, o co panu chodzi! - wyjąkała, gotując się do ucieczki, lecz
nieznajomy mężczyzna zatrzymał ją, a głos jego zabrzmiał jeszcze bardziej złowrogo, niż
poprzednio:
- Maud Gibson, proszę bez wykrętów. Pani jest w mym ręku, gdyż widziałem również
mężczyznę, który ukrył ten skrawek gazety w szparze skalnej.
Pod Angielką ugięły się kolana.
- Kim jest ten człowiek? - myślała. Jego oblicze zdradzało Południowca, twardy akcent jego
angielskiej wymowy zdradzał Niemca lub Węgra.
- Proszę dać ten kawałek gazety! - padł ponownie rozkaz z ust mężczyzny.
-Nigdy, nigdy! - krzyknęła rozpaczliwie.
- A więc zmusimy cię, moja kochana! - odpowiedział mężczyzna zniecierpliwiony i zanim
Maud Gibson się spostrzegła, schwycił jej ręce, jakby w żelazne kleszcze.
Krzyknęła i fala krwi uderzyła jej do głowy.
- Kto pan jest? Muszę wiedzieć z kim mam do czynienia!
Nieznajomy uwolnił jej ręce z uścisku.
- Usiądźmy tam na ławce - rzekł nieco łagodniejszym tonem - zdaje mi się, że pani wie, iż ze
mną nie ma żartów.
Poszła za nim w milczeniu.
Maud Gibson nie należała do kobiet, które można łatwo nastraszyć, lecz wyczuła
instynktownie, że nieznajomy nie był wrogo względem niej usposobiony, postanowiła jednak
mieć się na baczności.
- Nie jestem szpiegiem, miss Gibson, nie należę do zbirów, których zadaniem jest pilnowanie
księcia Li-Fanga, gdyż jestem jego śmiertelnym wrogiem.
Maud Gibson uniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy.
- Więc o co panu chodzi? - zapytała ponownie.
- Proszę pokazać gazetę.
Mózg Angielki pracował gorączkowo. Zrozumiała, że ten człowiek zażąda od niej jakiejś
przysługi. Ostatecznie nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo. Nie znając tajemnicy, z pewnością
nie zrozumie treści gazety.
Przeliczyła się jednak, gdy bowiem wydobyła gazetę i dała nieznajomemu do przeczytania, ów
oświadczył:
- A więc wszystko w porządku. Księżna Janka ucieszy się niezmiernie, gdy to przeczyta. Jeśli
się nie mylę, jeszcze dziś wieczór podłoży pani tę gazetę w pokoju księżny, by mogła ją
przeczytać. Cała ta historia doskonale zgadza się z mym planem.
A teraz powiem pani, co wiem o niej. Od trzech tygodni znajduję się w Hai-Tu i wyśledziłem,
że spotyka się pani z pewnym Chińczykiem nazwiskiem Botang. Otóż wiem z gazet, że Botanga
uważają za zmarłego. Podsłuchałem waszą rozmowę i wiem że służysz mu jako szpieg. Wiem
nawet, że Li-Fang, najszczęśliwszy małżonek pod słońcem, ma stracić niebawem swą żonę
na zawsze.
Maud Gibson jęknęła, lecz mężczyzna niewzruszony ciągnął dalej:
- Księżna ma zostać porwaną, nieprawdaż? Znam wasz diabelski plan: księżna Janka ma
opuścić pałac dobrowolnie, nie podejrzewając, że idzie za podszeptem wrogów swego męża.
Maud Gibson milczała, zagryzając nerwowo wargi.
Nieznajomy roześmiał się zgryźliwie, po czym ciągnął dalej, rozsiadając się wygodnie na
ławce:
- A teraz niech pani słucha. Co wieczór włoży pani karteczkę do szpary w skale. Na tej
karteczce napisze mi pani wszystko, co się dzieje w pałacu. Najmniejszy drobiazg nie powinien
ujść pani uwadze. Czy pani to uczyni?
- Muszę najpierw wiedzieć, w jakim celu to potrzebne, mój panie.
- Owszem, powiem ci, miss Gibson, gdyż wiem, że będziesz milczała nawet przed swym
zaufanym przyjacielem Botangiem. Najmniejsza zdrada z pani strony, a książę Li-Fang dowie
się tego samego dnia, kto pani jest. Nie grozi ci żadne niebezpieczeństwo, jeśli będziesz
milczała. A więc do rzeczy: zależy mi na osobie księżny. Tej nocy, w której zostanie
uprowadzona z pałacu, miast w ręce Botanga dostanie się w moje ręce. Urządzi to pani zgodnie
z mymi wskazówkami. Czy pani zrozumiała?
- Owszem.
- Nie stanie się pani żadna krzywda, gdyż jestem bogaty. Jeżeli będziesz mi pani posłuszna, nie
będziesz potrzebowała na przyszłość zarabiać na swe utrzymanie jako biedna panna do
towarzystwa. Z chwilą, gdy księżna Janka dostanie się do moich rąk, otrzymasz dziesięć tysięcy
fontów szterlingów!
Z piersi Angielki wydarł się głośny okrzyk najwyższego zdumienia.
- Czy ona tyle jest warta dla pana? - zapytała szybko.
- Stokroć więcej, moja panno, gdyż ją kocham. A więc zgoda?
Mężczyzna wyciągnął ku niej swą mięsistą, owłosioną rękę. Maud Gibson przyjęła bez wahania
podaną sobie dłoń.
- Musi pan jednak mieć cierpliwość - oświadczyła, wyraźnie podniecona.
- Nie zależy mi na pośpiechu, miss Gibson. Proszę , oto zadatek na poczet obiecanej sumy.
To mówiąc, wręczył jej dwa banknoty. Angielka ukryła je śpiesznie za gorsetem i szybko
zerwała się ze swego miejsca. Nieznajomy nie zatrzymywał jej. Nagle powróciła i rzekła:
- Gdyby jednak zaszła jakaś nagła niespodzianka, jak mam pana zawiadomić?
- Wystarczy wysłać telegram do urzędu pocztowego w Hai-Tu dla Harry Parkera. A teraz może
pani odejść.
Wtem Angielka skoczyła do tylu i ukryła się w zaroślach, gdyż zbliżały się dwie ludzkie
postacie.
Byli to książę Li-Fang i doktor Martini, którzy podążali w stronę wybrzeża, gdzie oczekiwała
na nich motorówka, by zawieźć doktora Martini w towarzystwie księcia na stały ląd.
Miss Gibson nagle dosłyszała za sobą cichy szyderczy śmiech, gdy się obejrzała, ujrzała
wykrzywione wściekłością oblicze rzekomego mister Parkera, który przyglądał się księciu
płonącym nienawistnym wzrokiem.
Jak szalona rzuciła się do ucieczki przez ciemny park i zatrzymała się dopiero w swoim pokoju.
Chciwym wzrokiem obejrzała otrzymane przed chwilą pieniądze i przeraziła się, widząc dwa
papierki po tysiąc fontów każdy.
Tego wieczora Maud Gibson nie zjawiła się przy stole, tłumacząc się silnym bólem głowy.
Janka i księżniczka Li pozostały same.
Po kolacji poszły do buduaru księżniczki na filiżankę herbaty i wówczas Janka zwierzyła się jej
ze swego macierzyństwa.
W pięknych oczach Li ukazały się nagle dwie wielkie łzy. Z radosnym okrzykiem chwyciła swą
bratową w swe objęcia.
- Janko, Janko!
Przyjaciółki ściskały się serdecznie, w następnej jednak chwili Janka uwolniła się z jej objęć
i rzekła:
- Wybacz, Li, że dziś wcześniej udam się na spoczynek. Czuje się nieco znużona i chciałabym
posiedzieć samotnie na balkonie mego pokoju, czekając powrotu Li-Fanga.
- Idź, Janeczko, nie mam nic przeciwko temu.
Janka opuściła buduar księżniczki Li.
Po raz pierwszy od czasu swego pobytu w pałacu szła samotnie poprzez obszerne sale. Nagle
spotkała Maud Gibson na swej drodze. Angielka przestraszyła się na jej widok.
- Jak się pani czuje? - zapytała Janka.
- Niezbyt dobrze - zabrzmiała cicha odpowiedź. - miałam właśnie zamiar udać się do parku,
gdyż nocne powietrze uśmierzyłoby może ból głowy, księżno.
Janka skinęła głową w roztargnieniu i udała się do swojego pokoju. Nie mogła pojąć, dlaczego
odżyła nagle w jej wyobraźni owa dziwna scena pierwszej nocy, gdy Angielka stojąc w parku
groziła pięścią w jej okno.
- Czyżby mi się tylko zdawało?
Przecież Maud Gibson w ciągu ostatnich tygodni, które spędziła w pałacu, była dla niej
niezwykle miła i usłużna.
Pomimo to Janka nie odczuwała względem Angielki najlżejszego uczucia przyjaźni lub
sympatii. Wewnętrzny głos stale ją ostrzegał, by miała się przed nią na baczności.
Janka weszła do swojego buduaru, przebrała się w lekki szlafroczek i zamyślona usiadła na
brzegu swego łóżka.
Zapomniała o spotkaniu z Angielką, myślała o dziecku, które w niej żyło. Jak cudownie
ułożyło się jej życie! Łzy popłynęły z jej oczu. Złożyła ręce i zmówiła modlitwę dziękczynną
do Boga.
Czas upływał, zbliżała się północ. Janka podniosła się, zmierzając w stronę balkonu.
Wtem zatrzymała się na progu jak wryta. Zdumione jej spojrzenie zatrzymało się na kawałku
gazety, leżącej na stoliczku obok drzwi. Na gazecie tej widniała fotografia, zakreślona
czerwonym ołówkiem.
Była to podobizna młodej, bardzo ładnej Chinki w bogatym stroju.
W jaki sposób ta gazeta znalazła się w jej pokoju?
Janka nie mogła sobie przypomnieć, żeby widziała ją wcześniej, kiedy pisała list do Karola
Garlicza. A więc gazeta została niedawno przyniesiona.
Ogarnął ją dziwny niepokój. Wzięła gazetę do ręki i zaczęła odczytywać treść, wydrukowaną
pod fotografią.
W następnej chwili zachwiała się, jakby ugodzona ciosem. Zduszony okrzyk wydarł się z jej
piersi, jej ręce poczęły szukać oparcia, oczy jej przysłoniła nagle czerwona mgła.
- Litościwy Boże, co to znaczy? - wykrztusiła prawie na pół nieprzytomna. Cała krew
napłynęła jej do serca i okropny ból w skroniach omal nie przyprawił ją o szaleństwo.
Zerwała się nagle z krzesła i podniosła gazetę, która wypadła jej poprzednio z ręki.
Litery skakały jej przed oczyma, kiedy czytała następujące słowa:
Z miarodajnego źródła dowiadujemy się dopiero dzisiaj,
że księżniczka Lu-Tien jedna z najpiękniejszych kobiet
Chin wywodząca się z sześćset trzydziestego pokolenia
Zgłoś jeśli naruszono regulamin