Koło Czasu t 3.2 - Kamień łzy.txt

(777 KB) Pobierz
Robert Jordan

KAMIE� �ZY

ROZDZIA� 1
KOBIETA Z TANCHICO
W o�wietlonej rz�si�cie wsp�lnej sali gospody z powodu p�nej pory zaj�ta by�a 
najwy�ej jedna czwarta sto��w. Kilka s�u��cych w bia�ych fartuchach uwija�o si� pomi�dzy 
m�czyznami, roznosz�c kufle z piwem i winem. Na tle o�ywionych rozm�w rozbrzmiewa�y 
d�wi�ki tr�canych strun harfy. Go�cie siedzieli przy sto�ach, niekt�rzy z fajkami w z�bach, 
dw�ch pochyla�o si� nad plansz� do gry w kamienie. W dobrze skrojonych p�aszczach ze zna-
komitej we�ny, pozbawionych jednak z�ota, srebra lub innych zdobie�, charakterystycznych 
dla stroj�w prawdziwych bogaczy, wygl�dali jak oficerowie ze statk�w albo pomniejsi kupcy 
z mniej znacznych dom�w. Po raz pierwszy tego wieczoru Mat nie us�ysza� znajomego 
stukotu i grzechotania ko�ci. Ogie� p�on�� na d�ugich rusztach w przeciwleg�ym ko�cu sali, 
jednak�e nawet bez ogrzewania wn�trze zapewne tchn�oby przytulno�ci�.
Harfiarz sta� na blacie sto�u i akompaniuj�c sobie, recytowa� Mar� i trzech g�upich 
kr�l�w. Jego instrument, ca�y wykonany ze z�ota i srebra, stosowny by� raczej do pa�acowych 
komnat. Mat zna� tego barda. Kiedy� uratowa� mu �ycie.
Harfiarz by� szczup�ym m�czyzn�, mo�na by go nawet nazwa� wysokim, gdyby si� 
nie garbi�, nadto lekko pow��czy� nog�, co od razu zwraca�o uwag�, kiedy przesuwa� stopy po 
blacie sto�u. Mimo i� znajdowa� si� pod dachem, mia� na sobie p�aszcz, ca�y naszywany 
furkocz�cymi �atami, kt�re mieni�y si� setk� kolor�w. Zawsze chcia�, aby od razu 
rozpoznawano w nim barda. D�ugie w�sy i krzaczaste brwi by�y bia�e, podobnie jak g�ste 
w�osy na g�owie. W jego niebieskich oczach b�yszcza� smutek, nawet wtedy gdy recytowa�. 
To spojrzenie by�o r�wnie zaskakuj�ce jak widok samej postaci. Mat nigdy nie podejrzewa� 
Thoma Merrilina o to, �e jest cz�owiekiem przepe�nionym smutkiem.
Zaj�� miejsce przy stole, u�o�y� swe rzeczy na pod�odze za sto�kiem i zam�wi� dwa 
kufle wina. �adna m�oda s�u��ca a� zamruga�a wielkimi br�zowymi oczyma.
- Dwa, m�ody panie? Doprawdy nie wygl�dasz na tak t�giego pijaka. - W jej g�osie 
lekko dr�a�y psotne tony �miechu.
Poszpera� chwil� po kieszeniach i wyci�gn�� dwa srebrne grosze. Wino kosztowa�o o 
po�ow� mniej, druga moneta mia�a by� wyrazem uznania dla urody jej oczu.
- M�j przyjaciel wkr�tce do��czy do mnie.
Wiedzia�, �e Thom go dostrzeg�. Staremu bardowi g�os niemal�e zamar� na ustach, 
kiedy Mat wszed� do �rodka. To r�wnie� stanowi�o swego rodzaju nowo��. Niewiele rzeczy 
potrafi�o Thoma zaskoczy� do tego stopnia, by cokolwiek po sobie pokaza�. Mat zna� 
pie�niarza na tyle dobrze, by wiedzie�, �e jedynie co� tak gro�nego jak trolloki mo�e przerwa� 
w po�owie jego opowie�ci. Kiedy dziewczyna przynios�a wino i reszt� w miedziakach, 
postawi� przed sob� cynowe kufle i ws�ucha� si� w zako�czenie historii.
- "I by�o tak, jak powiedzieli�my, �e by� powinno", rzek� kr�l Madel, staraj�c si� 
wypl�ta� ryb� ze swej d�ugiej brody - g�os Thoma zdawa� si� rozbrzmiewa� echem, jakby 
ni�s� si� po wielkiej sali, nie za� zwyczajnej izbie w gospodzie. Szarpni�ciami strun 
podkre�la� ostateczn� g�upot� trzech kr�l�w. - "I by�o tak, jak powiedzieli�my, �e b�dzie", 
powiedzia� Orander, i po�lizgn�wszy si� w glinie, usiad� z g�o�nym pla�ni�ciem. "I by�o tak, 
jak powiedzieli�my, �e musi by�", oznajmi� Kadar, po pas zanurzony w rzece, szukaj�c swej 
korony. "Ta kobieta nie ma poj�cia, o czym m�wi. Jest g�upia!" Madel i Orander g�o�no 
wyrazili sw�j aplauz. A tego by�o ju� Marze za wiele. "Da�am im tyle szans, na ile zas�u�yli, a 
nawet wi�cej", wyszepta�a do siebie. Wsun�a koron� Kadara do torby, gdzie ju� znajdowa�y 
si� pozosta�e dwie, wsiad�a na powr�t do swego powozu, cmokn�a na klacz i pojecha�a 
prosto do rodzinnej wioski. A kiedy przyby�a, opowiedzia�a jej mieszka�com o wszystkim, co 
si� zdarzy�o. Odt�d ludzie z Heape nie mieli ju� �adnego kr�la. - D�wi�kami instrumentu bard 
podkre�li� raz jeszcze temat g�upoty kr�l�w, tym razem wznosz�c si� a� do crescendo, kt�re 
zabrzmia�o zupe�nie jak �miech, po czym uk�oni� si� zamaszy�cie, prawie spadaj�c przy tym 
ze sto�u.
M�czy�ni �miali si� i tupali nogami, cho� zapewne ka�dy z nich wielokrotnie ju� 
s�ysza� wcze�niej t� pie��, i domagali si� kolejnych historii. Opowie�� o Marze mia�a zawsze 
dobr� publiczno��, z wyj�tkiem, by� mo�e, samych kr�l�w.
Schodz�c ze sto�u, Thom zn�w niemal�e upad�; szed� w stron� sto�u Mata, krokiem 
nazbyt niepewnym, aby dawa� si� wyt�umaczy� tylko zesztywnieniem nogi. Ostro�nie po�o�y� 
harf� na stole, opad� na sto�ek przy drugim kuflu i wpatrzy� si� w Mata spojrzeniem bez 
wyrazu. Jego wzrok, zwykle ostry i �widruj�cy, obecnie by� rozbiegany.
- Potoczny - wymrucza�. G�os Thona, chocia� wci�� g��boki, ju� nie ni�s� si� echem 
jak dawniej. - Ta opowie�� jest sto razy lepsza, gdy wyg�asza si� j� prostym stylem, a tysi�c 
razy lepsza w stylu wznios�ym, ale oni chcieli potocznego.
Bez dalszych s��w zaj�� si� swoim winem.
Mat nie m�g� przypomnie� sobie, by kiedykolwiek widzia�, �eby Thom, sko�czywszy 
gra� na harfie, nie w�o�y� jej natychmiast do sk�rzanego futera�u. Nigdy te� nie spotka� go tak 
podchmielonego. Dlatego z ulg� przyj�� skargi barda na s�uchaczy - Thom zawsze uwa�a� ich 
gusta za znacznie bardziej pospolite od swoich. Przynajmniej to jedno nie uleg�o zmianie.
Dziewczyna s�u�ebna pojawi�a si� znowu, tym razem ju� nie mruga�a oczami.
- Och, Thom - powiedzia�a mi�kko, potem zwr�ci�a si� do Mata. - Gdybym wiedzia�a, 
�e to jest przyjaciel, na kt�rego czekasz, nigdy nie przynios�abym dla niego wina. Nawet 
gdyby� mi dawa� sto srebrnych groszy.
- Nie wiedzia�em, �e jest pijany - zaprotestowa� Mat. 
Ale ona zn�w patrzy�a na Thoma, jej g�os by� znowu delikatny.
- Thom, potrzebujesz odpoczynku. Je�li im pozwolisz, zmusz� ci�, by� opowiada� swe 
historie przez ca�� noc i ca�y dzie�.
Z drugiej strony obok Thoma stan�a nast�pna kobieta. �ci�gn�a fartuch przez g�ow�. 
Starsza od pierwszej, lecz r�wnie pi�kna. Mog�yby by� siostrami.
- Pi�kna pie��, zawsze uwa�a�am, Thom, �e wykonujesz j� cudownie. Chod�, 
ogrza�am ci ju� ��ko, b�dziesz m�g� opowiedzie� mi o dworze w Caemlyn.
Tom wpatrywa� si� w kufel, jakby zaskoczony, �e znajduje w nim tylko pustk�, potem, 
szarpi�c w�sa, przenosi� swe spojrzenie od jednej kobiety do drugiej.
- Pi�kna Mada. Pi�kna Saal. Czy kiedykolwiek m�wi�em wam, �e kocha�y mnie w 
�yciu dwie pi�kne kobiety? To wi�cej ni� niejeden m�czyzna mo�e o sobie powiedzie�.
- Wszystko to wiemy, wspomina�e� nam o tym, Thom - ze smutkiem powiedzia�a 
starsza. M�odsza patrzy�a na Mata, jakby on wszystkiemu zawini�.
- Dwie - wymamrota� Thom. - Morgase by�a pop�dliwa, ale wydawa�o mi si�, �e nie 
musz� zwraca� na to uwagi, dop�ki na koniec nie zapragn�a mnie zabi�. Den� sam zabi�em. 
To bez znaczenia. �adnej r�nicy. Mia�em dwie szanse, to wi�cej ni� pozostali, i obydwie 
zaprzepa�ci�em.
- Zaopiekuj� si� nim - odezwa� si� Mat. Mada i Saal r�wnocze�nie spojrza�y na niego. 
U�miechn�� si� do nich swym najbardziej sympatycznym u�miechem, ale to nie wywar�o na 
nich �adnego wra�enia. W �o��dku zaburcza�o mu g�o�no. - Czy to co czuj�, to nie 
przypadkiem zapach pieczonego kurcz�cia? Przynie�cie mi trzy lub cztery.
Dwie kobiety zamruga�y oczami i wymieni�y zaskoczone spojrzenia, kiedy doda�:
- Chcesz co� zje��, Thom?
- Mia�bym ochot� jeszcze na odrobin� tego znakomitego andora�skiego wina. - Bard z 
nadziej� uni�s� sw�j kufel.
- Nie dostaniesz dzi� ju� ani odrobiny wina, Thom. Starsza kobieta pr�bowa�a odebra� 
mu kufel.
M�odsza, przerywaj�c prawie w p� s�owa starszej, doda�a tonem stanowczym i 
b�agalnym zarazem:
- Dostaniesz kurczaka, Thom. Jest znakomity.
�adna nie odesz�a od sto�u, dop�ki bard nie zgodzi� si� wreszcie zje�� czego�, a kiedy 
posz�y po zam�wiony posi�ek, obdarzy�y Mata tak� kombinacj� spojrze� i westchnie�, �e 
m�g� jedynie potrz�sn�� g�ow�.
"Niech sczezn�, je�li zach�ca�em go do picia! Kobiety! Ale obie maj� tak �liczne 
oczy..."
- Rand powiedzia� mi, �e �yjesz - zwr�ci� si� do Thoma, gdy obie s�u��ce oddali�y si� 
dostatecznie, by go nie s�ysze�. - Moiraine zawsze uwa�a�a, �e tak jest. Ale s�ysza�em, i� 
by�e� w Cairhien, a teraz masz zamiar uda� si� do �zy.
- Rand wci�� ma si� dobrze, wi�c? - Spojrzenie Thoma nabra�o ostro�ci, staj�c si� 
niemal tak przenikliwe jak dawniej. - Tego si� raczej nie spodziewa�em. Moiraine wci�� jest z 
nim, nieprawda�? Pi�kna kobieta. W og�le porz�dna, gdyby nie to, �e Aes Sedai. Kiedy 
zadajesz si� z kim� takim, to mo�e si� to sko�czy� czym� o wiele gorszym ni� zwyk�e 
poparzenie palc�w.
- Dlaczego s�dzi�e�, �e Rand mo�e by� w niebezpiecze�stwie? - zapyta� ostro�nie Mat. 
- Czy wiesz o czym�, co mog�oby mu grozi�?
- Czy wiem? Ja niczego nie wiem, ch�opcze. Podejrzewam wi�cej, ni� jest to dla mnie 
bezpieczne, ale nie wiem nic.
Mat postanowi� porzuci� ten temat.
"�adnego po�ytku z utwierdzania go w tych podejrzeniach. Upewnianie go, �e wiem 
wi�cej, ni� powinienem, nie przyniesie mi nic dobrego."
Starsza kobieta - Thom m�wi� do niej: Mada - wr�ci�a, nios�c trzy kurczaki ze 
spieczon�, br�zow� sk�rk�. Obdarzy�a siwow�osego m�czyzn� spojrzeniem pe�nym zatro-
skania, Mata za� wzrokiem, w kt�rym zamigota�o ostrze�enie, po czym ponownie oddali�a 
si�. Mat oderwa� udko i nie przerywaj�c rozmowy, zacz�� je obgryza�. Thom spod zmar-
szczonych brwi wpatrywa� si� w sw�j kufel, nie po�wi�caj�c pieczonym ptakom ani odrobiny 
uwagi.
- Dlaczego przyjecha�e� tutaj, do Tar Valon, Thom? To jest ostatnie miejsce, w kt�rym 
spodziewa�bym si� ciebie spotka�, bior�c pod uwag� uczucia, jakie �ywisz do Aes Sedai. 
S�ysza�em, �e zarabia�e� grube pieni�dze w Cairhien.
- Cairhien - wymrucza� stary bard, jego oczy na powr�t straci�y ostry wyraz. - Zabicie 
cz�owieka przysparza wiele k�opot�w, nawet je�li tamten sobie na to zas�u�y�.
Szybki ruch r�k� i w d�oni b�ysn�� n�. Thom zawsze nosi� no�e poukrywane w 
zakamarkach odzie�y. Mimo �e by� ju� bardzo pijany, ostrze trzyma� pewnie.
- Zabij cz�owieka, kt�ry sobie na to zas�u�y�, a mo�e si� zdarzy�, �e zap�ac� za to inni...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin