Kane Stacia - Megan Chase 01 - Osobiste demony - Całość.pdf

(1131 KB) Pobierz
933316527.001.png
Rozdział 1
- Witamy ponownie w programie „Osobiste Demony” - powiedziała
Megan do mikrofonu - Nasz kolejny gość ma na imię Regina. Cześć, Regino,
jak mogę zabić twoje demony?
Słowa smakowały wstydem. Kłócili się z Richardem o to zdanie, tak samo
jak kłócili się o intensywną kampanię reklamową, którą stacja zorganizowała
dla programu.
Richard podpisywał czeki, więc to on wygrał. Nie dajcie się nabrać. W
świecie mediów dobry smak i chęć pomocy innym są mniej ważne niż głupawe
zagrywki.
- Regino? Halo? Jesteś tam?
- Boję się - Strumień obrazów, który towarzyszył cichemu niemal
dziecinnemu głosikowi, sprawił że Megan dostała gęsiej skórki i zapomniała o
Richardzie i głupich tekstach. Blada wąska kobieca twarz, jasne włosy, kosmyk
założony za ucho. Obraz spłynął krwią, czerwoną, lepką. Powykręcane stopy,
każda z sześcioma palcami, przeszły przez kałużę krwi, zostawiając dziwne,
zniekształcone ślady, które sprawiły, że wizja rozprysła się jak pękające lustro.
Megan sapnęła i odchyliła się w tył na krześle. Co to było, do diabła?
Instynktownie wzniosła paranormalne bariery ochronne tylko po to, żeby jej
natychmiast opuścić.
Regina jest teraz jej pacjentką jak wszyscy inni. I dlatego Megan powinna
dołożyć wszelkich starań, żeby jej pomóc.
Bill i Richard, obaj czerwoni na twarzach, gorączkowo machali do niej z
kabiny. Cisza w eterze to grzech śmiertelny w radiu i zarówno jej dźwiękowiec,
jak i szef wyglądali, jakby mieli ochotę ją zamordować.
- Bardzo przepraszam, mieliśmy drobne problemy techniczne. Mówisz że
się boisz?
- Tak - Regina pociągnęła nosem - Już dłużej nie wytrzymam. Już nie
mogę.
Teraz, po początkowym przerażającym błysku, Megan odbierała bardziej
przyziemne obrazy. Samochód, mdłe bladozielone biurko wyglądające jak co
drugie mdłe wyglądające biurko. Przystojny mężczyzna z uśmiechem na twarzy.
Chłopak Reginy?
Próbowała się odprężyć.
- Powiedz co się dzieje?
- Chodzi o głosy. Cały czas do mnie mówią. W dzień i w nocy. Słyszę je.
- Głosy?
- Złe głosy. Każą mi się krzywdzić... i innych też. Nie robię tego, ale
myślę że byłabym do tego zdolna. Muszę je powstrzymać.
- Z nikim o nich nie rozmawiałaś?
Szloch Reginy zadrżał w słuchawce, zagłuszył pytanie.
- Nie chcą odejść, nie dają mi spokoju, mówią okropne rzeczy i chcą,
żebym to wszystko robiła. I tak sobie myślę, że gdybym umarła, nie
słyszałabym ich więcej. Nie chcę umierać, ale nie mogę ich już dłużej słuchać.
Megan nie wydawało się, żeby Regina była niezrównoważona, ale ludzie
zdrowi psychicznie nie słyszą głosów. I nic nie tłumaczy dziwacznej, pokrytej
łuskami stopy, którą zobaczyła, ani paniki, jaką ją wtedy ogarnęła.
- Regino, samobójstwo nigdy nie jest rozwiązaniem. Posłuchaj mnie.
Możemy ci pomóc. Dowiemy się, dlaczego cię to spotyka i zastanowimy się, jak
sprawić, by głosy ucichły. Dobrze?
Znowu będziesz szczęśliwa. Jesteś dobrym człowiekiem i zasługujesz na
szczęście.
- Nie wiem czy zasługuję. Nie uważam tak. Głosy powiedziały, że nie...
że są ze mną, bo jestem zła.
- Nieprawda - Megan wyprostowała się w fotelu i pochyliła nad
mikrofonem, jakby Regina jakimś cudem mogła ją zobaczyć.
- Wcale nie. Twoi przyjaciele, rodzina, ludzie, z którymi pracujesz, tak
nie myślą, prawda? - przed oczami znowu stanęła jej twarz mężczyzny w biurze
- Czy masz kogoś komu ufasz?
Regian pociągnęła nosem, zdecydowanie nie był to radiowy dźwięk.
- Może.
- Więc posłuchaj. Musisz myśleć o tych, którym ufasz, dobrze? Myśl o
nich, o rodzicach, o wszystkich, którym na tobie zależy. Ilekroć głosy każą ci się
skrzywdzić, myśl o ludziach, którzy mogą cię wesprzeć. Mój dźwiękowiec Bill,
poda ci inny numer telefonu. Zadzwoń, oni też ci pomogą. Już nie musisz się
bać.
- Dziękuję.
- Dobrze - kamień spadł Megan z serca - Nasza audycja dobiega końca,
ale chciałabym, żebyś zadzwoniła, jak sobie radzisz. Zrobisz to?
- Tak. Dziękuję. Dziękuję bardzo...
- Nie ma za co. I koniecznie odezwij się w przyszłym tygodniu.
Megan skinęła na Billa, żeby przełączył Reginę. Miał już pod ręką numer
pogotowia dla samobójców. Ta dziewczyna przynajmniej naprawdę chciała
pomocy, w przeciwieństwie do innych dzwoniących do Megan podczas tej
pierwszej audycji.
Trzy samotne serca, jeden zbuntowany nastolatek, facet, który myślał, że
Elvis mieszka w sąsiedztwie, i jeden dewiant nie wróżyli dobrze.
Jeszcze tylko trzydzieści sekund do błogosławionej chwili, gdy będzie
mogła iść do domu. I nie wracać tu przez kolejny tydzień.
- Zawsze mamy powód, żeby żyć, bez względu na to, jak się czujemy.
Zawsze znajdą się ludzie, którym na nas zależy, ludzi skłonnych nas wysłuchać i
pomóc. Jeśli myślisz, że nie masz nikogo, jesteś w błędzie, ponieważ możesz
zadzwonić do mnie, do tego programu. Mnie zależy. Wysłucham cię. Wrócę w
przyszłym tygodniu.
Studio znów wypełniła muzyka, Bill podniósł kciuk, a Richard wychylił
się zza jego pleców i nacisnął przycisk.
- Było świetnie. - Megan uśmiechnęła się, ale Richard ciągnął:
- Ale nie użyłaś ustalonego zwrotu. Pamiętaj, zawsze na zakończenie
programu albo przed przerwą na reklamy masz to powiedzieć. To najważniejsze,
co robisz na antenie.
Narzekał na to jeszcze wtedy, gdy wyszli niemal z pustego budynku i
znaleźli się w piętrowym parkingu.
- Megan, twój program ma przyciągać reklamodawców, rozumiesz to,
prawda? - nawet na nią nie patrzył, co nie było akurat takie złe, bo trudno jej
było panować nad emocjami, które malowały się na jej twarzy. - Musisz się
identyfikować z programem i stacją. Musisz posługiwać się naszym hasłem.
Długo pracowaliśmy nad...
- Rozumiem. - Przez dwie godziny otwierała się na ludzi i ich problemy i
wyczerpało ją to bardziej, niż się spodziewała.
Marzyła o jednym: żeby wrócić do domu. Wypić kieliszek wina, zjeść coś
lekkiego i wziąć długą gorącą kąpiel. Ale nie zrobi żadnej z tych rzeczy, dopóki
nie ucieknie Richardowi i jego najwyraźniej niekończącemu się wykładowi. -
Richardzie, jestem w tym nowa, ale zdaję sobie sprawę, że publiczności trzeba
przypominać, czego słuchają. Zwłaszcza że ich uwagę przykuje coś równie
nieistotnego, jak samobójstwo. To się nie powtórzy.
- Mam nadzieję - odparł. Jej sarkazm kompletnie umknął uwagi szefa. W
świecie Richarda każdy był konsumentem, któremu trzeba pomóc tylko w
jednym, w wyborze odpowiedniego produktu.
Przeszli przez piętrowy parking, ich kroki niosły się echem po betonie.
Megan zadrżała. Nienawidziła takich miejsc z ich gęstym powietrzem
przesiąkniętym zapachem benzyny. Niezbyt ważna fobia, jednak wciąż jej
przeszkadzała. Nawet monotonny monolog Richarda był lepszy niż cisza w tym
miejscu.
- Zorganizowałem ci wywiad - stwierdził. Myliła się, chyba było lepiej,
gdy się nie odzywał. - Jutro wieczorem, kolacja o siódmej w Cafe Neus. Z
dziennikarzem z „Hot Spot”.
Po raz, jak jej się wydawało, co najmniej tysięczny w ciągu ostatnich
tygodni pożałowała decyzji o prowadzeniu audycji.
Jedynym powodem, dla którego to zrobiła, było to, że Richard wziąłby
Dona Tremblaya, gdyby odmówiła - siostrę Ratched wśród miejscowych
terapeutów. Teraz zastanawiała się, czy to w ogóle miało znaczenie. Czy
dzwoniący mieliby coś przeciwko temu? Pewnie zboczeniec miałby z tym
problem, rozmowa z facetem mogłaby nie zaspokoić jego szczególnych potrzeb.
I jeszcze... Regina.
- Richardzie, nie chce być w tym brukowcu.
- Mówisz „Brukowiec” a my, w radiu, wolimy określenie „bezcenne
źródło”. Masz pojęcie, ilu oni mają czytelników?
Doszli do samochodu Megan. Stał samotnie spowity bladym światłem
świetlówki.
- Nie, ale na pewno mi powiesz.
- Przeszło pięćdziesiąt tysięcy. Pięćdziesiąt tysięcy prenumeratorów, nie
licząc tych, którzy kupują prasę pod wpływem impulsu, ani ludzi, którzy sięgają
po gazetę w poczekalni u lekarza. To poważny partner i chcą dużego artykułu.
- Jeden wywiad nie oznacza dużego artykułu. Nie wierzę że „GQ” albo
„Vogue” robią jeden krótki wywiad i na jego podstawie piszą... O, nie! !! -
zasłoniła się torebką jak tarczą - Chyba nie zgodziłeś się na artykuł z cyklu
„Tydzień w życiu...”?
- To dobra reklama. Do tego wspomną w artykule fundacji Femmel,
napiszą o balu dobroczynnym. Chyba chcesz się przysłużyć fundacji?
- To wymuszenie.
- To twoja praca.
Megan spiorunowała go wzrokiem.
- Świetnie.
Richard poczekał aż wsiadła do samochodu i usadowiła się w fotelu
kierowcy. Miała już zatrzasnąć drzwi, gdy powiedział:
- Włóż coś seksownego. Mogą robić zdjęcia.
Zanim wymyśliła wystarczająco złośliwą ripostę, odszedł zbyt daleko,
żeby ja usłyszeć.
Ktoś czekał na ganku.
Megan znieruchomiała w połowie ścieżki. Zacisnęła kurczowo dłonie na
torebce z fast foodem i opuściła bariery ochronne. Lepiej wiedzieć z czym
przyjdzie jej się zmierzyć. Wolną ręką przekręciła gałkę na pojemniku z gazem
pieprzowym przy breloczku. Jeśli chciał poderżnąć jej gardło, miała
przynajmniej cień szansy.
Nic.
Jeszcze bardziej opuściła barierę. Powinna już coś wyczuć.
Prawie zawsze udawało jej się dowiedzieć czegoś o charakterze albo
motywach drugiego człowieka.
Nadal nic. Może była bardziej zmęczona, niż myślała.
Postać w cieniu się poruszyła.
- Dobry wieczór doktor Chase. - męski głos, gładki jak szkło i jedwab. -
Bardzo mi się podobał pani program.
Megan zrobiła ostrożny krok do przodu. To jej dom.
Jest dopiero wpół do dziesiątej w pogodną wrześniową noc.
Stawi temu czoła.
- Dziękuję. - odpowiedziała - Kim pan jest?
Mężczyzna zszedł z ganku. Światło księżyca sprawiło, że ostre,
arystokratyczne rysy jego twarzy wydawały się nieruchome jak płaskorzeźba.
Włosy miał ciemne. Wydawał się wysoki; oczywiście, przy kimś taki niskim jak
Megan większość ludzi była wysoka, ale nieznajomy miał pewnie ze dwa metry
Zgłoś jeśli naruszono regulamin