Kobra 6 Tajemnica kobry.txt

(321 KB) Pobierz
Timothy Zahn

Kobra

tom 6 Tajemnica Kobry
Rozdzia� 1
Jin nigdy nie by�a sk�onna do pochopnego os�dzania ludzi, ale w przypadku Radiga 
Nardina mia�a ogromn� ch�� uczyni� wyj�tek.
- Arogancki typ, prawda? - mrukn�a do Daula, kiedy stali w niewielkiej 
odleg�o�ci od miejsca, z kt�rego zarz�dca nadzorowa� za�adunek metali, krzycz�c 
przy tym na pot�g�.
- Tak - powiedzia� sztywno m�ody Sammon. Ca�� uwag� skupia� na Nardinie, kt�ry 
sta� z opuszczonymi r�koma.
Jin obliza�a wargi. W powietrzu wyczuwa�o si� rosn�ce napi�cie. �o��dek Jin 
skurczy� si� nagle. Cokolwiek si� tu nie dzia�o, nie wr�y�o niczego dobrego. 
Odruchowo odsun�a si� od Daula na wypadek, gdyby potrzebowa� pola manewru. Dwaj 
kierowcy i pomocnicy Nardina stali z boku... Nigdzie �adnego schronienia, je�li 
Nardin zechce wszcz�� b�jk�...
- Przesta�! - warkn�� Daulo.
Jin przenios�a wzrok z powrotem na Nardina. Od niechcenia obr�ci� si� w ich 
stron�, z r�k� gotow� do ciosu, wzniesion� ponad jednym ze spoconych robotnik�w 
Sammon�w. Obrzuci� spojrzeniem str�j Daula, spojrza� mu w twarz.
- Tolerujesz postawy niesubordynacji w�r�d swoich pracownik�w, paniczu Sammon?! 
- zawo�a�.
- Je�li taka niesubordynacja zostanie zauwa�ona - powiedzia� spokojnie Daulo - 
b�dzie ukarana. Ale to ja osobi�cie b�d� t� kar� wymierza�.
Przez chwil� dwaj m�odzi m�czy�ni patrzyli sobie prosto w oczy. Potem, 
mrukn�wszy co� niezrozumiale pod nosem, Nardin opu�ci� r�k�. Odwr�ci� si� 
plecami do Daula i odszed� sztywnym krokiem na kilka metr�w od obszaru 
za�adunku.
- "Dyskusja" na temat kompetencji? - zastanawia�a si� Jin. 
Najwyra�niej, albo Nardin po prostu lubi irytowa� ludzi.
- Wszystko w porz�dku? - zapyta�a cicho Daula.
Daulo oddychaj�c g��boko powoli si� uspokaja�.
- Tak. Niekt�rzy ludzie w tak m�odym wieku po prostu nie wiedz�, co robi� z 
w�adz�.
Jin zerkn�a na niego, zastanawiaj�c si�, czy zauwa�y� ironi� w swoich s�owach, 
zwa�ywszy, �e zosta�y wypowiedziane przez dziewi�tnastoletniego dziedzica.
Czy Radig Nardin ma wysok� pozycj� w hierarchii Mangus? - zapyta�a.
- Jego ojciec, Obolo Nardin, zarz�dza tym o�rodkiem.
- Aha. A wi�c Mangus jest przedsi�wzi�ciem rodzinnym, tak jak wasza kopalnia?
- Oczywi�cie. - Daulo by� zaskoczony, �e w og�le musia�a zadawa� takie pytanie.
Po drugiej stronie drogi �adowano na ci�ar�wk� ostatnie skrzynie.
- Jak cz�sto Mangus potrzebuje tych dostaw? - docieka�a.
Daulo zastanowi� si� chwil�.
- Mniej wi�cej co trzy tygodnie. Dlaczego pytasz? Jin skin�a w kierunku 
ci�ar�wki.
- Pomy�la�am, �e najprostszym sposobem przedostania si� do Mangus by�aby 
przeja�d�ka w skrzyni.
Daulo sykn�� w zamy�leniu przez z�by.
- Pod warunkiem �e zd��y�aby� wydosta� si� ze skrzyni, zanim zamkn� j� razem z 
innymi w jakim� magazynie.
- A robi� tak?
- Nie wiem, nigdy tam nie by�em. Mangus zawsze przysy�a kogo� po odbi�r dostaw.
- Czy to normalne?
- Tak, dla Mangus. Chocia� je�li nie mylisz si� w kwestii tego, co oni tam 
robi�, to niewpuszczanie do �rodka osadnik�w jest uzasadnione.
- Tylko osadnik�w? A ludzie z miasta mog� tam wchodzi�?
- Regularnie - skin�� g�ow� Daulo. - Co dwa, trzy tygodnie mieszka�cy Mangus 
przywo�� z Azras grupy robotnik�w na okres jednego tygodnia. Do prostych prac 
przy monta�u, jak s�dz�.
- Nie rozumiem. - Jin zmarszczy�a brwi. - Chcesz powiedzie�, �e importuj� ca�� 
si�� robocz�?
- Nie, nie ca��. Maj� pewn� liczb� sta�ych pracownik�w, wi�kszo�� z nich to 
prawdopodobnie cz�onkowie rodziny Nardina. My�l�, �e praca przy monta�u 
konieczna jest tylko co jaki� czas, wol� wi�c nie trzyma� niepotrzebnie ludzi.
- To jest nieefektywne. A je�li cz�� z tych robotnik�w podejmie w mi�dzyczasie 
inn� prac�?
- Nie wiem. Ale tak jak m�wi�em, chodzi o prosty monta�. Szkolenie nowicjuszy 
nie jest trudne.
Jin skin�a g�ow�.
- Czy znasz osobi�cie kogo�, kto by� w takiej brygadzie roboczej?
Daulo potrz�sn�� g�ow�.
- To praca tylko dla ludzi z miasta, pami�taj. Wiemy o tym wy��cznie dzi�ki 
kontaktom mego ojca z burmistrzem Capparisem z Azras.
- Tak, wspomina�e� ju� o nim. Informuje was o tym, co dzieje si� w Azras i 
innych miastach?
- W pewnym stopniu. Nie za darmo, oczywi�cie. Cen� bez w�tpienia stanowi� 
uprzywilejowany dost�p do rodzinnej kopalni Sammon�w.
- Czy inni przyw�dcy polityczni Azras tak�e maj� udzia� w tym uk�adzie?
- Niekt�rzy. - Daulo wzruszy� ramionami, nieco zak�opotany. - Burmistrz Capparis 
ma wrog�w, jak wszyscy.
- Rozumiem.
Jin spojrza�a raz jeszcze na aroganck� twarz Nardina. Przed jej oczami pojawi� 
si� niepo��dany obraz. Zarz�dca przypomina� jej Petera Todora, kt�ry na pocz�tku 
szkolenia wyra�nie czeka� na moment, kiedy Jin podda si� i zrezygnuje. Na 
moment, w kt�rym b�dzie m�g� napawa� si� jej pora�k�.
- Czy istnieje jaki� pow�d - zapyta�a ostro�nie - dla kt�rego Mangus lub 
wrogowie burmistrza Capparisa mogliby nie lubi� Miliki bardziej ni� innych osad?
Daulo zmarszczy� brwi.
- Czemu mieliby nas nie lubi�? 
Jin zebra�a si� w sobie.
- Mo�e ��dacie za wasze towary wi�cej, ni� im si� to wydaje uczciwe?
- Nie zawy�amy cen - powiedzia� zimno. - Nasza kopalnia produkuje rzadkie i 
cenne metale. Starannie oczyszczamy rud�. By�yby tak samo kosztowne, niezale�nie 
od tego, kto by je sprzedawa�.
- A co w takim razie z rodzin� Yithtr�w?
- O co pytasz?
- Oni sprzedaj� produkty drzewne, prawda? Czy zawy�aj� ceny?
Daulo skrzywi� si�.
- Nie, w zasadzie nie - przyzna�. - W rzeczywisto�ci przemys� drzewny w og�le 
omija Milik�. Rzeka Somilarai, kt�ra przecina g��wny rejon wyr�bu na p�nocy, 
p�ynie bezpo�rednio przez Azras, tak wi�c wi�kszo�� drewna jest po prostu 
sp�awiana do dalszej obr�bki na miejscu. Yithtrowie wyspecjalizowali si� w 
egzotycznych produktach drzewnych, takich jak papier z rhelli. S� to rzeczy, 
kt�rych nie potrafi� zrobi� porz�dnie inne tartaki zajmuj�ce si� obr�bk� drewna 
na du�� skal�. W drodze ze statku widzia�a� prawdopodobnie drzewa rhella, 
niskie, o czarnych pniach i li�ciach w kszta�cie romb�w?
Jin potrz�sn�a g�ow�.
- Obawiam si�, �e patrzy�am raczej na to, co mog�o czyha� w ich g�stwinie, ni� 
na same drzewa. Czy to rzadki gatunek?
- Nie tak bardzo, ale papier sporz�dzany z ich miazgi jest preferowanym 
materia�em dla spisywania um�w prawnych, a to stwarza du�y popyt. Widzisz, 
podczas pisania lub drukowania na �wie�ym papierze z rhelli na jego powierzchni 
tworz� si� trwa�e wg��bienia, tak wi�c, je�li pismo zostanie w jakikolwiek 
spos�b zmienione, mo�na to natychmiast wykry�.
- Wygodne - zgodzi�a si� Jin. - A tak�e kosztowne, jak si� domy�lam.
- Warte swojej ceny. Dlaczego o to wszystko pytasz? 
Jin skin�a g�ow� w kierunku Nardina.
- Wygl�da na takiego, kt�ry tylko czeka na czyj�� kl�sk� - powiedzia�a. - 
Zastanawia�am si�, czy odnosi si� to do wszystkich osad, czy do Miliki w 
szczeg�lno�ci.
- C�... - zawaha� si� Daulo. - Musz� powiedzie�, �e nawet osady uwa�aj� nas 
za... mo�e nie tyle za renegat�w, ale te� nie za pe�noprawnych cz�onk�w 
spo�eczno�ci.
- Dlatego, �e nie jeste�cie pod��czeni do centralnego, podziemnego systemu 
komunikacyjnego?
Spojrza� na ni� zaskoczony.
- Sk�d...? A, tak, dowiedzieli�cie si� o tym, kiedy poprzednim razem 
opanowali�cie osad� we Wschodnim Ramieniu. Masz racj�, to jeden z g��wnych 
powod�w. I chocia� teraz, poza Wielkim �ukiem pojawiaj� si� inne osady, my 
byli�my jednymi z pierwszych. 
Zerkn�� na Jin. 
- To wszystko nale�y do twoich bada� na nasz temat?
Jin poczu�a gor�co na twarzy.
- Cz�ciowo - przyzna�a. - Ma to te� jednak zwi�zek z Mangus.
Milcza� przez d�u�sz� chwil�. Odwr�ciwszy wzrok od obszaru za�adunku, Jin 
rozejrza�a si�. Dzie� by� pi�kny, z po�udniowego zachodu dochodzi�y delikatne 
podmuchy wiatru, �agodz�c ciep�o s�onecznych promieni. Odg�osy aktywno�ci w 
osadzie zlewa�y si� w przyjemny szum, brz�k �a�cuch�w i lin docieraj�cy z 
pobliskiego wej�cia do kopalni miesza� si� z rozmowami robotnik�w.
Kiedy Jin spojrza�a w kierunku zachodnim, dozna�a niemal wstrz�su. Mur 
wzmacnia�a dodatkowa metalowa siatka, kt�r� osada musia�a zainstalowa� dla 
ochrony przed wysoko skacz�cymi kolczastymi lampartami... lampartami, kt�re 
wys�ali tu jej rodacy...
Id�c za rad� jej w�asnego dziadka.
Ogarn�o j� poczucie winy. Co by pomy�leli Daulo i Kruin - zastanawia�a si� 
ponuro - gdyby wiedzieli o udziale jej bliskich w sprowadzeniu na Qasaman tej 
plagi? Mo�e w�a�nie dlatego si� tu znalaz�am - u�wiadomi�a sobie. - Mo�e to 
cz�� kary Bo�ej, jaka spad�a na nasz� rodzin�.
- Wszystko w porz�dku? - zapyta� Daulo. Otrz�sn�a si� z tych my�li.
- Oczywi�cie. Tylko... przypomnia� mi si� dom. Skin�� g�ow�.
- M�j ojciec i ja zastanawiali�my si� wczoraj nad tym, co zrobi� twoi rodacy, 
�eby ci� odzyska�.
Po plecach przebieg� jej nieprzyjemny dreszcz.
- Nie b�d� raczej planowa� niczego poza symbolicznym pogrzebem. Przeka�niki 
wahad�owca zosta�y zniszczone w katastrofie, nie mog�am wys�a� wiadomo�ci do 
statku-matki, a na dodatek na podstawie tego, co mogli zobaczy� z orbity, na 
pewno uznali, �e wszyscy zgin�li. Tak wi�c wr�c�, b�d� nas przez jaki� czas 
op�akiwa�, potem zarz�d zacznie debatowa�, co dalej pocz��. Mo�e za kilka 
miesi�cy spr�buj� znowu. A mo�e dopiero za kilka lat.
- W tym, co m�wisz, mo�na wyczu� gorycz. 
Jin mrugn�a powiekami, �eby powstrzyma� �zy.
- Nie, to nie gorycz. Tylko... boj� si�, jak zniesie to m�j ojciec. Tak bardzo 
chcia�, �ebym by�a Kobr�...
- Czym?
- Kobr�. Tak naprawd� nazywaj� si� ci, o kt�rych m�wicie "diabelscy wojownicy". 
Tak bardzo chcia�, �ebym kontynuowa�a rodzinn� tradycj�... a teraz pewnie si� 
zastanawia, czy nie wys�a� mnie tam, dok�d nie chcia�am jecha�.
- A czy tak by�o? - zapyta� cicho Daulo. Dziwne, ale Jin nie poczu�a si� ura�ona 
tym pytaniem.
- Nie. Bardzo go kocham, Daulo, i mog�am chcie� zosta� Kobr� tylko w imi� tej 
mi�o�ci. Ale nie... pragn�am tego r�wnie mocno jak on.
Daulo �achn�� si�.
- Kobieta-wojownik. To prawie przeciwstawne poj�cia.
- Tylko w w...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin