Rzut Wenus.rtf

(1607 KB) Pobierz

 

STEVEN SAYLOR

RZUT WENUS

Przełożył: Janusz Szczepański

Wydanie oryginalne: 1995



Wydanie polskie: 2002


Rickowi


Chronologia

czyli garść informacji o pewnych istotnych wydarzeniach poprzedzających akcję powieści, która rozpoczyna się w połowie stycznia 56 r. p.n.e.

 

90 r. p.n.e.Gordianus w Aleksandrii.

80 r. p.n.e.Umiera król Egiptu, Soter. Jego następcą zostaje (na krótko) Aleksander II, a po nim Ptolemeusz Auletes. W Rzymie trwa dyktatura Sulli; Cycero wygłasza pierwszą ważną mowę na Forum Romanum, obronę Sekstusa Roscjusza (wydarzenia opisane w Rzymskiej krwi).

76 r. p.n.e.Umiera Appiusz Klaudiusz, ojciec Klaudii i Klaudiusza.

75 r. p.n.e.Senat po raz pierwszy podejmuje próbę egzekucji domniemanego testamentu Aleksandra II, przekazującego Egipt Rzymowi.

72 r. p.n.e.Drugi rok powstania Spartakusa (wydarzenia te są kanwą Ramion Nemezis).

68 r. p.n.e.Klaudiusz wznieca bunt w armii Lukullusa.

65 r. p.n.e.Krassus zgłasza projekt ustawy o uznaniu Egiptu za prowincję Rzymu, co jednak nie zostaje przyjęte.

63 r. p.n.e.Cycero zostaje konsulem. Czas akcji powieści Zagadka Katyliny[1]. Cezar i Pompejusz w myśl ustawy Rullusa usiłują wymusić hołd Egiptu, do czego jednak nie dopuszcza Cycero.

62 r. p.n.e.Mąż Klaudii, Kwintus Metellus Celer, zostaje namiestnikiem w Galii Przedalpejskiej. Klaudiusz wywołuje skandal podczas święta Dobrej Bogini.

61 r. p.n.e.Klaudiusz oskarżony o bezbożność staje przed sądem, ale zostaje uniewinniony.

59 r. p.n.e.Celiusz oskarża Antoniusza, którego broni Cycero. Cezar zostaje konsulem; za trzydzieści pięć milionów denarów „załatwia” Ptolemeuszowi tytuł „przyjaciela i sprzymierzeńca ludu rzymskiego”. Ptolemeusz podnosi podatki w Egipcie, wzbudzając gniew poddanych. Klaudiusz przechodzi do plebejuszów, zmieniając nazwisko na Klodiusz (jego siostra zaś odtąd nazywa się Klodia), aby móc starać się o stanowisko trybuna ludu. Umiera mąż Klodii.

58 r. p.n.e.Klodiusz zostaje trybunem, Cycero skazany na wygnanie (marzec). Rzymianie zajmują należący do Egiptu Cypr. Król Ptolemeusz uchodzi z Egiptu do Rzymu.

57 r. p.n.e.Cycero powraca z wygnania (wrzesień). Celiusz wspiera kandydaturę Bestii na pretora. Do Italii przybywa stuosobowa delegacja Aleksandryjczyków pod przewodnictwem Diona.


Przegrałem wszystko w kości, zły:

Miast „rzutu Wenus” wyszły „psy”...

 

Propercjusz, Elegie (IV, 45-46)

 

Wszyscy słyszeliśmy o Aleksandrii,

a teraz ją poznaliśmy: źródło wszelkiej przebiegłości

i oszustwa, z którego biorą się

najgorsze intrygi i knowania.

 

Cycero, Pro C. Rabirio Postumo, 35

 

Demokryt nie pochwalał stosunku płciowego,

uważając go co najwyżej za akt, w wyniku którego

z jednej istoty ludzkiej bierze się druga...

a na Herkulesa, im tego mniej, tym lepiej!

Z drugiej strony, seks przywraca energię

opieszałym atletom; pomaga na chrypkę,

uwalnia od bólu w lędźwiach, wyostrza wzrok;

seks pozwala odzyskać równowagę umysłu

i odpędza melancholię.

 

Pliniusz, Historia naturalna, XXVIII, 58


CZĘŚĆ I

NEX


Rozdział I

Dwaj goście, panie. Czekają u drzwi.Belbo patrzył na mnie spod oka, przestępując niepewnie z nogi na nogę.

Jak się zwą?

Nie chcieli powiedzieć.

Jakieś znajome twarze?

Nigdy ich dotąd nie widziałem, panie.

Powiedzieli chociaż, czego chcą?

Nie, panie.

Zastanowiłem się przez chwilę, zapatrzywszy się w buzujące w żelaznym koszu płomienie.

A więc przyszli dwaj mężczyźni...powtórzyłem, ale Belbo przerwał mi w pół słowa:

Niezupełnie, panie.

Mówiłeś o dwóch gościach. Czyż nie są obaj płci męskiej?

Noo...Belbo zmarszczył czoło.Jestem pewien, że jeden z nich jest mężczyzną... w każdym razie tak mi się wydaje...

A druga osoba?

Chyba kobieta. A może nie...Mój domowy osiłek patrzył przed siebie z namysłem, choć bez większego zainteresowania tematem, jak gdyby usiłował sobie przypomnieć, co jadł na śniadanie.

Uniosłem brew i spojrzałem ponad rozpalonym koszem przez wąskie okno na ogród, gdzie posąg Minerwy trzymał wartę nad niewielką sadzawką. Słońce zaczynało się chylić ku horyzontowi. Styczniowe dni są stanowczo za krótkie, zwłaszcza dla kogoś, kto ma pięćdziesiąt cztery lata; wiek na tyle podeszły, by czuć w kościach chłód. Dzień jednak był jeszcze wystarczająco jasny, by móc odróżnić płeć stojącego u drzwi przybysza. Czyżby Belbonowi zaczynał się psuć wzrok?

Belbo, mój niewolnik i były gladiator, nie należał do najmądrzejszych. Braki w inteligencji nadrabiał nadmiarem tężyzny fizycznej. Przez długi czas ta zwieńczona wiechciem blond włosów góra mięśni służyła w moim domu jako przyboczna straż, ale w ostatnich latach refleks mu się znacznie pogorszył. Myślałem, że będę mógł uczynić go odźwiernym, sądząc, że dzięki długoletniej służbie potrafi rozpoznać większość odwiedzających, jego masywna sylwetka zaś wystarczy, by nastraszyć niepożądanych gości. Ale skoro nie umie nawet powiedzieć, czy gość jest kobietą, czy mężczyzną, nie będę miał z niego żadnego pożytku w tej roli.

Belbo w końcu oderwał wzrok od nieokreślonego punktu w przestrzeni i odchrząknął.

Czy mam ich wpuścić, panie?

Pozwól, że się upewnię, czy cię dobrze zrozumiałem. W najniebezpieczniejszym mieście na świecie dwóch nieznajomych płci niepewnej, którzy nie chcą się przedstawić, przybywa z wizytą do kogoś, komu od dawna regularnie przybywa wrogów. Wpuścić ich, pytasz? Czemu nie?

Mój sarkazm okazał się chyba zbyt subtelny. Belbo skinął głową i odszedł, zanim zdołałem go powstrzymać. W chwilę później wrócił z gośćmi. Wstałem, by ich powitać, i w tej samej chwili przekonałem się, że ze wzrokiem Belbona nic się nie dzieje; ba, widzi pewnie lepiej ode mnie. Gdybym ujrzał tę parę gdzieś na ulicy albo na Forum, pomyślałbym, że mam przed sobą niewysokiego młodego mężczyznę o delikatnych rysach (odziany był w niedopasowaną togę i miał na głowie kapelusz z szerokim rondem, choć pogoda bynajmniej nie była słoneczna) i znacznie odeń starszą i większą kobietę, od stóp do głowy owiniętą skromnie w stolę. Lecz po bliższym przyjrzeniu się przybyszom stwierdziłem, że coś tu nie gra.

Luźne fałdy zbyt dużej togi skrywały sylwetkę młodzieńca, ale w jego twarzy było coś dziwnego. Na policzkach nie widziałem ani śladu zarostu, a jego miękkie, wypielęgnowane dłonie poruszały się z gracją bynajmniej nie męską. Włosy, zamiast spływać mu na kark, były podwinięte i schowane pod kapeluszem, którego nie chciał zdjąć; musiały być nadzwyczaj długie. Ich kolor też był dziwny: ciemne przy korzonkach, przechodziły w blond.

Większą część twarzy kobiety zasłaniał zarzucony na głowę wełniany kaptur, ale spostrzegłem, że policzki ma uróżowane, choć raczej nieudolnie. Na szyi widać było fałdy luźniejsze chyba od stoli, która z trudem mieściła jej obfite kształty. Była ciut za szeroka w ramionach i za wąska w biodrach, z rękami też coś było nie tak. Dumą rzymskich matron jest jak najbledsze ciało, a te ciemne i ogorzałe ręce wyglądały, jakby przez wiele lat wystawione były na działanie słońca. Co więcej, każda kobieta dość próżna, by różować sobie twarz, zadbałaby też o paznokcie, u tej obgryzione i nierówne.

Dwójka przybyszów stanęła w milczeniu przy rozpalonym koszu.

Zdaje się, że przybyliście złożyć mi wizytęzagadnąłem w końcu.

W odpowiedzi skinęli tylko głowami. Młodszy zacisnął usta i wpatrywał się we mnie z kamienną twarzą. Stara kobieta pochyliła czoło i płomienie rozświetliły jej oczy. Pod uczernionymi antymonem rzęsami ujrzałem błysk strachu. Kiwnąłem na Belbona, który na ten sygnał wniósł dwa składane krzesła i postawił je przy moim.

Siadajciezaprosiłem ich.

Sposób, w jaki to zrobili, jeszcze bardziej utwierdził mnie w przekonaniu, że nie są tymi, za kogo chcą uchodzić. Noszenie togi to sztuka, podobnie zresztą jak i stoli. Było oczywiste, że żadne z nich wcześniej nie miało na sobie takiego stroju. Ich niezdarność była wręcz komiczna.

Może wina?zaproponowałem.

Tak!odpowiedział młody człowiek, pochylając się do przodu z nagłym ożywieniem na twarzy. Głos miał wysoki i odrobinę zbyt delikatny, jak jego ręce.

Kobieta zesztywniała i ochrypłym szeptem zaprotestowała, nerwowo bawiąc się palcami, a po chwili zaczęła gryźć paznokieć kciuka.

Jeśli o mnie chodzi, przyda mi się coś dla obrony przed chłodem wieczoru.Wzruszyłem ramionami.Belbonie, każ jednej z dziewcząt przynieść trochę wina i wodę. I może coś na przekąskę?spytałem, patrząc pytająco na gości.

Młodzieniec znów wyraźnie się rozjaśnił na wzmiankę o jedzeniu i ochoczo pokiwał głową. Kobieta zgromiła go wzrokiem i trzepnęła go w ramię, aż się skrzywił boleśnie.

Oszalałeś?spytała szorstko.

Zdawało mi się, że słyszę ślad znajomego akcentu, lecz kiedy starałem się go sobie przypomnieć, rozproszyło mnie głośne burczenie w jej brzuchu.

No tak, oczywiście...mruknął tamten.

I on mówił z jakimś wschodnim akcentem; dziwiło mnie to, bo przecież tylko rzymscy obywatele mieli prawo nosić togę.

Dziękujemy za jedzeniewycofał się.

Jaka szkodawestchnąłem.Akurat zostało nam od śniadania trochę wyśmienitych ciastek, pieczonych z miodem i pieprzem na sposób egipski. Trzeba wam wiedzieć, że moja żona pochodzi z Aleksandrii. Ja sam spędziłem tam za młodu sporo czasu... och, chyba ze trzydzieści lat temu. Egipcjanie słyną ze swego miękkiego chleba, jak z pewnością sami wiecie. Żona twierdzi, że to jakiś piekarz żyjący nad ujściem Nilu odkrył sekret przygotowywania zakwasu i pierwszy upieczony bochenek ofiarował Aleksandrowi Wielkiemu, kiedy ów zakładał nazwane od jego imienia miasto.

Kobiecie zaczęły drgać kąciki ust. Naciągnęła kaptur, by ukryć oczy w cieniu, ale i tak czułem na sobie jej spojrzenie, równie gorące jak węgle w koszu. Twarz młodzieńca znów straciła wyraz i siedział sztywno jak przedtem.

Belbo wrócił z małym stolikiem, który ustawił między nami. Służąca nadeszła z trzema kubkami i dzbankami z wodą i winem. Nalała wina i odeszła, pozostawiając mi decyzję co do stopnia rozcieńczenia go wodą.

Zimową porą pijam prawie czyste winorzekłem, wlewając do najbliższego kubka odrobinę wody.A dla was?

Młody człowiek uniósł palec wskazujący, przyciskając kciuk do ostatniego stawu.

Wody na palecpotwierdziłem, nalewając i jemu, po czym spojrzałem na jego towarzyszkę.Czy i ty się do nas przyłączysz, pani?

Zawahała się, ale powtórzyła gest młodzieńca. Znów rzuciły mi się w oczy jej obgryzione paznokcie i spalona słońcem skóra dłoni.

Nie będziecie żałowaćzapewniłem.To jest wino z mojego prywatnego zapasu. Zostało mi jeszcze kilka amfor z czasów, gdy kilka lat temu w Etrurii na krótko przedzierzgnąłem się w rolnika. To był bardzo dobry rok... w każdym razie dla wina.

Podałem im kubki. Zanim jednak zdążyłem podnieść własny, kobieta szybko odstawiła swój na stolik i sięgnęła po mój.

Rozmyśliłam sięszepnęła chrapliwie.Wolę mniej wody... jeśli nie masz nic przeciwko temu.

Oczywiście.

Podniosłem kubek do ust i zatrzymałem się, udając, że delektuję się bukietem wina. Obserwowała mnie w napięciu, po czym ostrożnie, bez udawania, powąchała zawartość naczynia, czekając, bym pierwszy upił łyk. Scena była groteskowa, niczym z podłej komedii, choć gdybyśmy byli w teatrze, widownia wygwizdałaby nas za pretensjonalną grę. Przytknąłem w końcu kubek do ust i przez chwilę trzymałem wino w ustach, zanim oblizałem wargi, pokazując jej w ten sposób, że przełknąłem. Dopiero wtedy zdecydowała się posmakować zachwalanego przeze mnie trunku. Mężczyzna, który obserwował naszą grę, jak gdyby czekając na przyzwolenie, podniósł swój kubek i wychylił go jednym haustem.

Doskonałe!zakrzyknął jeszcze wyższym tonem i odchrząknął głośno.Doskonałepowtórzył ciszej głosem niższym, ale wciąż o kobiecym tembrze.

Przez chwilę popijaliśmy w milczeniu, słuchając trzasku płonących bierwion. W końcu znów pierwszy się odezwałem.

Wygląda na to, że wzdragacie się wyjawić mi cel swej wizyty. Może zaczniemy od tego, że zdradzicie mi swe imiona?

Mężczyzna popatrzył na swą towarzyszkę, która odwróciła się, kryjąc twarz w cieniu. Upłynęła chwila, zanim znów spojrzał na mnie.

Bez imionpowiedział.Na razie.

Skinąłem głową.

Jak sobie życzycie. Cóż w końcu znaczą imiona? Są tylko jak odzienie, które ludzie wkładają i zdejmują według potrzeb... jak przebranie, jeśli wolicie. Prawda?

Młodzieniec patrzył na mnie błyszczącymi oczyma. Był zaintrygowany, czy tylko za szybko wypił swoje wino? Kobieta wciąż chowała twarz, ale znów poczułem na sobie jej spojrzenie.

Imię to nie to samo co rzeczwyszeptała w końcu.

Znów skinąłem głową.

Tego się dowiedziałem dawno temuprzytaknąłem.Trzeba trafu, że właśnie w Aleksandrii. A jednak nie nazywając ich, nie moglibyśmy dyskutować o rzeczach, które się kryją pod swymi nazwami... imionami.

Wełniany kaptur pochylił się w poważnym skinieniu.

Rzecz ma jedno imię w mowie Greków, inne w łacinieciągnąłem.A to, co dotyczy rzeczy, musi też dotyczyć i osób. Król egipski Ptolemeusz na przykład jest królem Ptolemeuszem, czy będziemy go tytułować z grecka basileus, czy po łacinie rex.

Okryta stolą postać wciągnęła głośno powietrze i zdawało mi się, że chce coś powiedzieć, ale się powstrzymała.

Tak jest i z bogamikontynuowałem.Rzymianie zwą ojca bogów Jowiszem. To onomatopeiczne słowo wyraża odgłos uderzającej w ziemię błyskawicy, a greckie określenie „Zeus” przypomina grzmot rozlegający się w powietrzu. Tak oto imiona przekazują uszom to, co postrzegają oczy i dusza człowieka, choć może nieudolnie.

Właśnie!szepnęła.

Znów pochyliła głowę i odsłoniła utkwione we mnie oczy nauczyciela, radującego się wypowiadaną przez ucznia dawno wyuczoną, ale nigdy nie zapomnianą lekcją.

A mimo to imiona nie są rzeczamimówiłem dalej.I podczas gdy studia nad imionami mogą nas fascynować, to jednak ci, którzy pragną odkrywać filozofię, powinni studiować rzeczy, a ściślej mówiąc to, jak je postrzegamy. Na przykład, widzę płomień w tym koszu, ale skąd mam mieć pewność, że on naprawdę istnieje?

Młodzieniec, który podczas mej przemowy uraczył się kolejnym kubkiem wina, roześmiał się w głos.

To proste! Włóż w płomień rękę!

Cmoknąłem z dezaprobatą i powiedziałem:

Musisz reprezentować szkołę epikurejską, skoro wierzysz, że przez samą percepcję zmysłową możemy określić fakt istnienia. Epikur nauczał, że wszelkie doznania są prawdziwe; ale to, że ja się oparzę, nie będzie dowodem istnienia ognia dla ciebie, skoro to nie ty poczujesz ból.

Ach, ale usłyszę, jak krzyczysz.

Być może. Są jednak tacy, którzy wytrzymaliby to bez krzyku. Gdybym nie krzyknął, czy płomień straciłby coś ze swej realności? A gdybym krzyknął, ale ty byłbyś głuchy i nie patrzyłbyś w moim kierunku? Czy mimo to byłbym dla ciebie poparzony? Z kolei nawet słysząc mój krzyk, nie miałbyś pewności, czy naprawdę czuję ból, czy tylko cię nabieram.

Zdaje się, że sporo wiesz o takich sprawachskomentował mój gość, z uśmiechem podnosząc kubek do ust.

Zauważyłem, że poplamił sobie winem togę.

Co nieco wiemprzytaknąłem.Filozofię stworzyli Grecy, oczywiście, ale i Rzymianin może starać się ją pojąć. Mój dawny protektor Cycero stał się czymś w rodzaju eksperta od filozofii, aby wspomóc swą retorykę. Od sceptyków nauczył się, że każdemu twierdzeniu łatwiej zaprzeczyć, niż je udowodnić. To przydatne dla prawnika, zwłaszcza takiego, który nie ma skrupułów, by bronić przed sądem winnych zbrodni.Pociągnąłem długi łyk wina. Nastrój w pokoju zupełnie się zmienił. Chłodna podejrzliwość przybyszów uleciała, ustępując zaufaniu. Uspokajający tok filozoficznego wywodu sprawił, że poczuli się jak na znanym gruncie... tak, jak przewidywałem. Ciągnąłem więc dalej:Ale podobnie jak imię nie jest rzeczą, wygląd nie jest istnieniem. Rozważmy tę sytuację... dwie osoby odwiedzają mnie w moim domu. Na pierwszy rzut oka wyglądają na mężczyznę i kobietę; najwyraźniej takie chcą sprawić wrażenie. Po bliższym przyjrzeniu się stwierdzam, że to tylko wrażenie, a nie prawda. Tak mówią mi zmysły i umiejętność logicznej dedukcji. Powstaje zatem pytanie: skoro mężczyzna nie jest mężczyzną, a kobieta kobietą, to czym są? Kim są? Dlaczego chcą być uważani za kogoś, kim nie są? Kogo usiłują oszukać i dlaczego? No i czemu zjawili się w domu Gordianusa Poszukiwacza?

A ty znasz odpowiedzi na te wszystkie pytania?burknęła postać w stoli.

Chyba tak, w każdym razie na większość z nich. Chociaż parę rzeczy u twojego towarzysza nadal mnie intryguje...Spojrzałem na młodzieńca. Uśmiechał się w sposób, którego nie mogłem pojąć, dopóki nie zdałem sobie sprawy, że uśmiech skierowany jest nie do mnie, lecz do kogoś poza mną.

Odwróciłem się i zobaczyłem swą córkę Dianę stojącą w drzwiach. Wyglądała, jakby tylko na ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin