Rubikon.rtf

(1256 KB) Pobierz



Steven Saylor

Rubikon

Rubicon

Przekład: Janusz: Szczepański

Wydanie polskie: 2003


Mojemu bratu Ronny’emu


CZĘŚĆ 1

MINERWA


Rozdział 1

Pompejusz będzie nieźle wkurzonypowiedział Dawus.

Zięciu, masz wyraźną skłonność do wygłaszania oczywistych stwierdzeń.Westchnąłem.

Zacisnąłem zęby i uklęknąłem, aby przyjrzeć się z bliska. Martwe ciało leżało twarzą w dół na samym środku mojego ogrodu, u stóp brązowego posągu Minerwy, niczym pogrążony w modłach czciciel bogini. Dawus krążył wokół mnie i osłaniając oczy przed jaskrawym światłem słonecznym, podejrzliwie spoglądał ku czterem rogom otaczającego perystyl dachu.

Nie rozumiem, jak zabójca mógł tu wejść i wyjść nie zauważony przez nikogo z domownikówmruknął, marszcząc czoło, co nadało mu wygląd przerośniętego chłopca.

Zbudowany jak grecki posąg i równie inteligentny, mawiała o nim w żartach Bethesda. Mojej żonie nie podobało się małżeństwo naszej jedynej córki z niewolnikiem, zwłaszcza zaś z takim, który okazał się na tyle bezczelny (albo głupi), aby zafundować jej ciążę. Ale cóż... cokolwiek byśmy o nim myśleli, Diana była w nim zakochana. No i trudno zaprzeczyć, że owocem ich wzajemnej skłonności jest piękny syn, którego wrzask w tej chwili słyszałem; domagał się od mamy i babci, aby wypuściły go do ogrodu, i darł się tak, jak tylko dwulatek potrafi. Jednak w ten słoneczny styczniowy ranek nie można było pozwolić Aulusowi na zabawę na świeżym powietrzu, ponieważ w ogrodzie leżały zwłoki.

Chodziło przy tym o nie byle kogo: Numeriusz Pompejusz był krewnym Pompejusza Wielkiego, którymś z jego kuzynów, choć o dwa pokolenia młodszym. Przybył do mojego domu sam, przed niespełna półgodziną, a teraz leżał martwy u mych stóp.

Nie mogę tego pojąć.Dawus podrapał się w brodę.Zanim wpuściłem Numeriusza, dobrze się rozejrzałem po ulicy, jak to zawsze robię. Nie zauważyłem, aby ktokolwiek go śledził.

Kiedy Dawus był niewolnikiem, służył Pompejuszowi*[1] jako ochroniarz; przy jego masywnej budowie taka funkcja sama się narzucała. Został wyszkolony nie tylko do walki, ale i do wykrywania niebezpieczeństwa. Jako mój zięć przejął na siebie obowiązek strzeżenia domu i w tych niespokojnych czasach do niego należało otwieranie gościom drzwi. Kiedy niejako tuż pod jego nosem zdarzyło się morderstwo, przyjął to jak osobistą porażkę. W służbie u Pompejusza za taki błąd czekałoby go co najmniej ostre przesłuchanie. Ponieważ milczałem, Dawus zaczął przesłuchiwać sam siebie. Kroczył po ogrodzie tam i z powrotem, na palcach odliczając kolejne pytania.

Dlaczego go wpuściłem? No, znałem go z widzenia, nie był zupełnie obcy. Wiedziałem, że to Numeriusz, młodszy kuzyn i ulubieniec Pompejusza, a przy tym dobry i uprzejmy człowiek. Przyszedł sam, nie miał z sobą nawet niewolnika do ochrony, nie widziałem więc potrzeby, by kazać mu czekać na ulicy. Wpuściłem go do westybulu. Czy zapytałem go o posiadaną broń? Prawo oczywiście zabrania noszenia broni w obrębie murów miasta, ale nikt dzisiaj tego nie przestrzega, więc owszem, zapytałem. On zaś wcale nie protestował, tylko od razu oddał mi swój sztylet. Czy go dodatkowo zrewidowałem, zgodnie z twoim zaleceniem nawet wobec obywateli? Tak, a on mi na to bez szemrania pozwolił. Czy zostawiłem go choćby na chwilę samego? Nie. Zostałem z nim w westybulu, do ciebie zaś posłałem małego Mopsusa, by oznajmił przybycie gościa, i czekałem na twoje polecenie, aby go wprowadzić. Otrzymawszy je, przyprowadziłem go tutaj, do ogrodu. Bawiliście się w słońcu z Dianą i Aulusem, niemal dokładnie tam, gdzie teraz leży trup. Odesłałeś oboje do domu. Czy zostałem z tobą? Nie, bo mnie też kazałeś odejść. Ale ja coś przeczuwałem! Powinienem był tu zostać.

Numeriusz powiedział, że ma wiadomość przeznaczoną tylko dla mnieodparłem.Jeśli już nawet we własnym domu człowiek nie może spokojnie rozmawiać...Rozejrzałem się dookoła, patrząc na starannie przycięte krzewy i jaskrawo pomalowane kolumny otaczającego ogród portyku. Zerknąłem do góry, na posąg Minerwy; mimo upływu lat jej twarz pod wielkim hełmem wciąż była dla mnie nieprzenikniona. Ogród znajdował się w centralnej części, w sercu domu... w sercu mojego świata... i jeżeli tutaj nie jestem bezpieczny, to znaczy, że już nigdzie nie ma dla mnie spokojnej przystani.Nie dręcz się tak, Dawusie. Dobrze wykonałeś swoje zadanie. Wiedziałeś, że Numeriusz jest tym, za kogo się podaje, i wziąłeś jego broń na przechowanie.

Ale taki Pompejusz ani na chwilę nie pozostaje bez ochrony, a ja...

Czyżbyśmy dożyli takich czasów, że zwykły obywatel musi naśladować Pompejusza bądź Cezara i ochrona musi stać nad nim przez okrągłą dobę, nawet kiedy sobie wyciera tyłek?

Dawus zmarszczył czoło. Wiedziałem, co myśli: że takie wyrażenia do mnie nie pasują, że muszę być porządnie wstrząśnięty i usiłuję nie dać tego po sobie poznać, że jego teść jest już za stary, by poradzić sobie z szokiem w rodzaju odkrycia zwłok w ogrodzie jeszcze przed południowym posiłkiem. Spojrzał znów na dach i rzekł:

Ale przecież to nie Numeriusz stanowił zagrożenie. To ten człowiek, który tu za nim przyszedł. Facet musi być jak jaszczurka, żeby tak błyskawicznie i bezszelestnie wspinać się po murach. Nic nie słyszałeś, ojcze?

Mówiłem ci, że rozmawiałem przez chwilę z Numeriuszem, potem zostawiłem go samego i poszedłem do gabinetu.

Ale to tylko parę metrów stąd. Co prawda Minerwa mogła ci przesłonić widok, a twój słuch...

Mój słuch jest tak samo dobry jak u każdego innego sześćdziesięciolatka!przerwałem mu.

Dawus skinął głową z szacunkiem.

W każdym razie dobrze, że cię tu nie było, kiedy zjawił się zabójca, bo inaczej...

Bo inaczej i mnie mógłby udusić?

Dotknąłem sznura, który wciąż był okręcony wokół szyi Numeriusza tak mocno, że aż wrzynał się w skórę. Narzędziem zbrodni była prosta garota: krótka linka zamocowana do dwóch końców grubego kijka służącego do jej zaciskania. Dawus przyklęknął obok mnie i rzekł:

Morderca musiał zajść go od tyłu, zarzucił mu garotę na szyję i skręcił kijem. Paskudna śmierć.

Odwróciłem się, czując nagłą słabość, Dawus zaś ciągnął:

Ale za to cicha. Numeriusz nie mógł nawet krzyknąć. Może na początku wydał jakiś jęk czy charkot, ale potem sznur odciął mu dopływ powietrza. Widzisz, teściu, jak Numeriusz zarył tu piętami w żwir? No, w ten sposób hałasu by nie narobił. Gdyby choć mógł rąbnąć pięścią w Minerwę... Ale obie ręce miał zajęte: instynktownie próbował chwytać za sznur, by uwolnić gardło. Zastanawiam się...Dawus znów spojrzał na dach.Zabójca nie musiał być duży. Przy garocie nie trzeba wielkiej siły nawet wtedy, gdy ofiara jest dobrze zbudowana, pod warunkiem że zostanie zaskoczona.

Mówisz z własnego doświadczenia, mój zięciu?

Och, u Pompejusza nauczono mnie wielu podobnych rzeczy...Dawus rzucił mi zawadiacki uśmiech, który jednak szybko zniknął z jego twarzy, kiedy zobaczył moją minę.Nie sądzisz chyba, że ja...

Oczywiście, że niezapewniłem go.Ale kto wie, czy taka myśl nie zaświta Pompejuszowi? Powiedz mi, czy jest coś, za co mógłbyś chować do niego urazę? Coś, o czym nie wiem? Czy zdarzało się, że byłeś w jego służbie źle traktowany?

Nie. Czy kiedykolwiek na niego narzekałem? Pompejusz był dobrym panem.Dawus znów się uśmiechnął.Poza tym to właśnie on wypożyczył mnie tobie do strzeżenia domu podczas zamieszek po śmierci Klodiusza, dzięki czemu poznałem Dianę i...Zarumienił się.

I zostałeś jej potajemnym kochankiem, pomyślałem. Spłodziliście dziecko, po czym miałem dwa wyjścia: albo pozwać Pompejusza do sądu i przyglądać się, jak zostajesz zaćwiczony na śmierć, albo kupić cię od niego, wyzwolić i uczynić zięciem. Jeśli ktoś mógłby chować urazę do twego pana, to właśnie ja. Nie powiedziałem jednak tego głośno.

Chciałem...Dawus się zająknął.Chciałem tylko powiedzieć, że dobrze wspominam mego dawnego pana, a on musi o tym wiedzieć, jeśli w ogóle poświęciłby mi choć jedną myśl.

A Numeriusz? Mówisz, że był ulubieńcem Pompejusza. Czy nie pozwalał sobie na jakieś szykany wobec służby, kiedy przebywał w jego domu? Może wyrządził ci jakąś krzywdę, zakpił z ciebie albo w jakikolwiek sposób uraził?spytałem, dobrze wiedząc, że niektórzy z ochotą wykorzystaliby niewolnika o budowie i inteligencji greckiego posągu.

Nigdy! Powiedziałem już, że Numeriusz dla każdego umiał znaleźć dobre słowo. Lubiłem go.

A zatem nie ma najmniejszego powodu, aby Pompejusz mógł cię podejrzewać, kiedy się dowie o jego zamordowaniu?

Nie ma!

Pytam o to, mój zięciu, ponieważ gdyby było inaczej, mógłbym ulec pokusie wywleczenia trupa na ulicę i udawania, że nigdy nie dotarł do mego domu. W dzisiejszych czasach opłaca się uczynić wszystko, by uniknąć kłopotów, zwłaszcza ze strony Pompejusza Wielkiego.Obserwowałem przez chwilę twarz Dawusa i doszedłem do wniosku, że nie potrafiłby mnie oszukać.No, dobrze. Trzeba więc mu o wszystkim powiedzieć. Chyba muszę to zrobić osobiście, to znaczy wybrać się do jego willi za miastem, odczekać, aż mnie przyjmie, przekazać złe wieści i niech sobie z nimi radzi po swojemu. Pomóż mi odwrócić go na wznakpowiedziałem, wskazując na nieboszczyka.

Z głębi domu dobiegł mnie płacz wnuka, znów wojującego z matką i babcią o zabawę w ogrodzie. Obejrzałem się przez ramię. Bethesda i Diana z niepokojem wyglądały przez drzwi; mogłem uważać za cud to, że do tej pory słuchały mnie i nie wychyliły nosa z domu. Bethesda zaczęła coś mówić, ale powstrzymałem ją uniesieniem dłoni i przeczącym kręceniem głową. O dziwo, i tym razem bez słowa cofnęła się do wnętrza, pociągając za sobą Dianę.

Zmusiłem się, by spojrzeć na zsiniałe oblicze Numeriusza. Jego widok mógł przyprawić o nocne koszmary. Miał dwadzieścia kilka lat, pewnie był ciut starszy od Dawusa. Jego szeroka, urodziwa twarz wykrzywiona była w śmiertelnym skurczu nie do poznania. Przełknąłem ślinę i wyciągnąłem dłoń, by zamknąć mu powieki. Ujrzałem przy tym swoje odbicie w jego czarnych, martwych oczach. Nic dziwnego, że moja żona i córka posłuchały mnie bez szemrania; wyraz mej twarzy zaniepokoił mnie samego.

Wstałem powoli, a moje kolana skrzypnęły równie głośno jak żwir pod stopami. Dawus zerwał się błyskawicznie, pomimo swej masy zwinny jak kocur.

Pompejusz będzie porządnie wkurzonymruknąłem ponuro.

Już to mówiłem!

Ano, mówiłeś, Dawusie. Złe wieści jednak nie ulatują szybko, jak napisał poeta. Dzień jest młody, nie muszę więc natychmiast gnać z nimi przez pół miasta do Pompejusza. Najpierw lepiej się przyjrzyjmy Numeriuszowi, co? Warto wiedzieć, co miał przy sobie.

Przecież mówiłem już, że go zrewidowałem, odbierając od niego broń. Miał u pasa tylko małą sakiewkę i pochwę na sztylet, a poza tym nic.

Nie byłbym taki pewny. Pomóż mi go rozebrać. Ostrożnie! Musimy go ubrać dokładnie tak jak przedtem, zanim ludzie Pompejusza przyjdą po zwłoki.

Pod dobrego kroju tuniką Numeriusz nosił płócienną przepaskę biodrową. Teraz była mokra od moczu, ale nie zabrudzona. Poza pierścieniem, symbolem obywatela, nie miał żadnych ozdób. Zdjąłem mu pierścień z palca i obejrzałem; sprawiał wrażenie wykonanego z litego żelaza, bez ukrytych miniaturowych schowków czy mechanizmów. W sakiewce znalazłem zaledwie parę monet. Przy panującym w Rzymie chaosie człowiek bez ochrony byłby nierozsądny, nosząc przy sobie więcej pieniędzy. Wywróciłem ją na lewą stronę; sakiewka również nie miała żadnych dodatkowych kieszonek.

Może masz rację, Dawusiepowiedziałem.Możliwe, że nie miał przy sobie nic innego. Chyba że... Zdejmij mu buty, dobrze? Plecy mnie już bolą od tego schylania.

Buty Numeriusza uszyte były z dobrze wyprawionej czarnej skóry, ozdobionej misternie wytłoczonym deseniem w przeplatające się trójkąty, sznurowane długimi rzemieniami do owijania wokół kostki i łydki. Podeszwy były grube, wykonane z kilku warstw sztywnej skóry i połączone z cholewkami za pomocą ćwieków. Niczego w nich nie było. Wnętrze było jeszcze ciepłe i przesiąknięte zapachem stóp zmarłego. Naszła mnie myśl, że ich dotykanie jest czynnością bardziej intymną niż w wypadku ubrania i sygnetu. Już miałem oddać buty Dawusowi, kiedy zauważyłem na obu podeszwach coś nietypowego. W środkowej warstwie skóry znajdowały się dwie szczeliny odległe od siebie na szerokość kciuka, a przy jednej z nich mały otworek.

Masz przy sobie jego sztylet?spytałem.

Dawus zmarszczył czoło.

Sztylet? Ach, rozumiem! Ale jeśli chcesz rozcinać te buty, przyniosę z kuchni lepszy nóż.

Nie, daj mi ten Numeriusza.

Podałem mu buty, biorąc w zamian pochwę ze sztyletem, którą wyciągnął spod tuniki. Przyjrzałem się jej i kiwnąłem z satysfakcją głową.

Rzuciło ci się coś w oczy w tej pochwie?spytałem.

Znów się zmarszczył, wyczuwając, że poddaję go próbie.

No, zrobiona jest ze skóry...

Tak, ale jakiej?

Czarnej.Spostrzegł, że ta odpowiedź mnie nie zadowoliła, i spróbował znowu:I ozdobionej.

W jaki sposób?

Ma wytłoczenia... Taki sam wzór jest na rękojeści.

Właśnie. Przeplecione trójkąty.

Dawus zerknął na trzymane w ręku buty.

I taki sam jest na nich!zakrzyknął zdziwiony.

Właśnie. I co z tego wynika?

Nie wiedział.

To znaczy, że pochodzą z tego samego warsztatupodpowiedziałem.Stanowią komplet. To raczej niezwykłe, by jeden rzemieślnik wykonywał przedmioty o tak różnym przeznaczeniu, nie sądzisz?

Dawus kiwnął głową, udając, że nadąża za moimi myślami.

No to jak, teściu, rozcinasz te buty czy nie?

Nie, Dawusie, otwieram je.

Pozostawiłem sztylet w pochwie i dokładnie obejrzałem rękojeść wyrzeźbioną z syryjskiego terebintu*[2], zamocowaną do klingi guzami z kości słoniowej. Ozdobne trójkąty zmyślnie skrywały tajny schowek, ale kiedy odnalazłem właściwe miejsce do naciśnięcia, otworzył się bez trudu. Wewnątrz znajdował się maleńki kluczyk, zaledwie igiełka z brązu z haczykiem na końcu.

Potrzymaj je tak, żebym widział piętypoleciłem Dawusowi.

Oględziny zacząłem od lewego buta. Dziwne szczeliny w podeszwie były brzegami wąskich drzwiczek z zawiasami po jednej stronie i dziurką od klucza z drugiej. Włożyłem w nią ów delikatny kluczyk i przez chwilę manewrowałem nim ostrożnie, aż w końcu drzwiczki odskoczyły z cichym szczęknięciem sprężyny.

Nadzwyczajne!szepnąłem.Cóż za misterna robota! Taki delikatny mechanizm, a jednak dość mocny, by wytrzymać wstrząsy i ciężar ciała przy chodzeniu.

Wziąłem but z rąk Dawusa, odwróciłem tak, by słońce oświetliło podeszwę, i zajrzałem do schowka. Nic w nim nie było. Przekręciłem but i postukałem nim o otwartą dłoń. Nic.

Jest pusty.

Możemy go jeszcze rozciąćpodpowiedział Dawus.

Obrzuciłem go karcącym spojrzeniem.

Mój zięciu, czyż nie powiedziałem ci, że musimy pozostawić wszystkie rzeczy Numeriusza w takim samym stanie, w jakim je zastaliśmy, aby ludzie Pompejusza nie spostrzegli żadnych śladów naszych oględzin?

Dawus skinął głową.

Dotyczy to także jego butów! Daj mi teraz ten drugi.

I tym razem otwarcie drzwiczek schowka zajęło mi trochę czasu. Wewnątrz znalazłem kilka skrawków cienkiego pergaminu.


Rozdział 2

Co tam jest napisane?spytał Dawus.

Jeszcze nie wiem.

Czy to łacina?

I tego nie wiem.

Widzę tam wymieszane greckie i łacińskie litery.

Brawo, zięciu.

Dawus ostatnio brał lekcje u Diany, która z determinacją usiłowała nauczyć go czytać, ale postępy czynił mizerne.

Ale jak to możliwe?zdziwił się.Mieszać alfabety?

To jakiś szyfrwyjaśniłem.Dopóki go nie odgadnę, też nie będę mógł przeczytać treści tych zapisków.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin