Donaldson Stephen - Skoki 02 - Skok w wizje.rtf

(959 KB) Pobierz

SKOK W WIZJĘ

ZAKAZANA WIEDZA

 

fSTEPHEN R. DONALDSON

KOK W WIZJĘ

 

PRZEhOZYh PIOTR W. CHOLEWA

 

i

■&'

 

Colinowi Bakerowi:

któż wie, ile dobrego

dla mnie uczynił?

 

ANCUS

Milos Taverner westchnął i przejechał palcami po czaszce, jakby chciał się upewnić, że to, co zostało z jego włosów, wciąż jest na miejscu. Zapalił następnego nika. Potem spojrzał ponuro na wydruk i spróbował wymyślić jakąś metodę, która byłaby skuteczna, a przy tym nie wpakowała go w takie kłopoty, że ludzie, których miał zadowalać - i brał za to pieniądze - zwróciliby się przeciw niemu.

Był odpowiedzialny za trwające wciąż przesłuchanie Angusa Thermopyle.

Szło nie najlepiej.

Jednych to cieszyło, innych doprowadzało do wściekłości.

Proces Angusa okazał się dość prosty jak na takie przedsięwzięcie. Ochrona Gór-Komu odzyskała skradzione zapasy. Rewizja, dzięki której odnaleziono te zapasy na pokładzie Ślicznotki, statku Angusa, miała dostateczne podstawy prawne. Mimo pewnej liczby niejasnych i niepokojących wyjątków, dane z rdzenia statku wsparły oskarżenia, przynajmniej te lżejsze. Obwiniony nie próbował się bronić - pewnie zdawał sobie sprawę, że to daremny wysiłek.

 

Wszystko skończyło się jak należy: Angusa Thermopyle uznano za winnego zarzucanych mu czynów.

Z drugiej strony, mimo prowokacyjnych plotek o implantach strefowych, gwałtach, morderstwach i zniszczeniu Pogromcy gwiazd, okrętu PZKG, nie znaleziono dowodów, pozwalających oskarżyć go o cokolwiek poważniejszego niż kradzież zapasów Stacji. Angusa skazano na dożywocie w stacyjnym więzieniu, ale ochrona nie potrafiła tak nagiąć prawa, by uzyskać wyrok śmierci.

Sprawa została zamknięta.

Ochrona jednak nie zamierzała jej tak zostawić.

Milos Taverner miał w tej kwestii dość mieszane uczucia. Zbyt wiele było priorytetów, o których powinien pamiętać.

Jako zastępca szefa ochrony odpowiadał za przesłuchania. Owszem, zarzuty postawione Angusowi Thermopyle nie budziły żadnych wątpliwości, a posiadane dowody nie pozwalały oskarżyć go o cokolwiek innego. Ale ochrona znała Angusa od dawna. Jego piracka działalność była rzeczą pewną, choć trudną do wykazania. Interesy z przestępcami wszelkiego rodzaju, od handlarzy narkotyków i psy-chotyków po nielegalny handel rudą we wszystkich jego odmianach, były powszechnie znane, choć nie do udowodnienia. Załogi Angusa Thermopyle przejawiały niepokojącą skłonność do znikania bez śladu. W dodatku niezwykle intrygujący był nie wyjaśniony ciąg zdarzeń, jaki doprowadził go z powrotem do Gór-Komu w towarzystwie policjantki ZKG, która powinna zginąć na pokładzie Pogromcy gwiazd.

Biorąc to wszystko pod uwagę, Tavemer nie mógł kwestionować decyzji, by przesłuchiwać Angusa Thermopyle, dopóki się nie złamie - albo nie umrze.

Mimo to zastępca szefa nie miał ochoty na tę pracę. Z wielu powodów.

Jako człowiekowi drobiazgowemu Angus wydawał mu się odrażający. Wszyscy wiedzieli, że jedyną wadą Milosa jest nałóg palenia ników. Nawet ci, którym nie starał się nadskakiwać, przyznawali, że jest schludny, ostrożny, nienagannie poprawny we wszystkim. A nikt zdrowy na umyśle nie próbowałby przypisać tych zalet Angusowi.

Więzień najbardziej przypominał wzdętą złośliwą ropuchę. Higienę uważał za słowo obce: brał prysznic tylko wtedy, gdy strażnicy siłą wlekli go do kabiny sanitarnej; czysty kombinezon

 

 

 

6

 

7

 

wkładał pod groźbą głuszaka. Pocił się obficie i cuchnął jak świnia. Brud wżarł mu się w skórę. Na samą myśl o Angusie czuł si słaby; jego obecność przyprawiała o mdłości.

W dodatku w żółtych oczach Angusa płonęła złośliwa inteligen-' cja, a pod ich spojrzeniem Milos czuł się odsłonięty, niebezpiecznie obnażony.

Angus był chytry, sprytny, zdradliwy jak sam chaos. Praca z ta kimi ludźmi niosła ryzyko. Kłamali tak, by podtrzymać złudzenia przesłuchującego. Wyciągali wnioski z zadawanych pytań, zyskiwali wiedzę nie mniejszą od tej, jaką się dzielili - w przypadku Angusa pewnie nawet większą - i wykorzystywali ją, by doskonalić swe kłamstwa, by sprowadzić zgubę na rozmówcę, nawet gdy nie mieli do tego żadnych podstaw i kiedy nad nimi samymi regularnie pracowali eksperci, zachęcający do współpracy. Tacy ludzie, gdy powinni być najsłabsi, stawali się najgroźniejsi.

Angus budził w zastępcy szefa uczucie, że to on, Milos, jest sprawdzany, to jego, Milosa, sekrety mogą wyjść na jaw, to jego przesłuchują.

Jakby tego nie było dosyć, codziennie stawał twarzą w twarz ze świadomością, że przesłuchanie może doprowadzić do eksplozji. Angus Thermopyle był piratem rudy; miał więc nabywców. Ślicznotkę zdobył w nielegalny - choć nie udowodniony - sposób. Wyposażył ją nielegalnie. Korzystał zatem z nielegalnych stoczni. Część jego sprzętu cuchnęła obcą techniką, a zapisy były zbyt czyste, choć nienaruszalnie zarejestrowane w rdzeniu danych statku.

Wszystkie te wnioski i wszystkie łańcuchy hipotez prowadziły w jednym kierunku: do zakazanej przestrzeni.

Angus Thermopyle miał zatem dostęp - bezpośredni lub pośredni - do tajemnic tak niszczycielskich, że mogły zachwiać równowagą sił w całym potężnym imperium handlowym Zjednoczonych Kompanii Górniczych. Te tajemnice mogły zagrozić bezpieczeństwu każdej stacji. Niewykluczone, że mogły zagrozić bezpieczeństwu samej Ziemi.

Milos Taverner nie był pewien, czy chce, by te tajemnice wyszły na jaw. W miarę upływu czasu zyskiwał coraz większą pewność, że wolałby zachować je w ukryciu. Milczenie Angusa do furii doprowadzało ludzi wydających rozkazy, za wykonywanie których Milos brał pieniądze. Tajemnice Angusa, jeśli zostaną odkryte, doprowadzą do

8

 

furii innych. Ale ci, którzy nienawidzili milczenia więźnia, nie stanowili tak wielkiego bezpośredniego zagrożenia jak ci drudzy.

Jednak każda chwila spędzona z Angusem Thermopyle była rejestrowana. Na Stacji regularnie analizowano transkrypcje. Kopie rutynowo trafiały do PZKG. Zastępcy szefa ochrony Gór-Komu nie pozostawało nic innego niż całkowite poświęcenie tej sprawie.

Nic dziwnego, że nie mógł rzucić palenia. Zauważył, że nałóg budzi niesmak u innych, ale nie umiał z nim zerwać. Czasami wydawało mu się, że tylko palenie pozwala mu znieść napięcie nerwowe.

Na szczęście Angus Thermopyle nie przejawiał chęci współpraca

Wysłuchiwał pytań z niezmienną wrogością. Milczał. Od uderzeń głuszaków aż rzygał własnymi flakami, a cela śmierdziała wymiocinami, ale nie mówił ani słowa. Spokojnie znosił głód, pragnienie, deprywację sensoryczną. Tylko raz się załamał: kiedy Milos go poinformował, że Ślicznotkę właśnie demontują na części i złom. Ale wtedy Angus wył tylko jak zwierzę i próbował zdemolować pokój przesłuchań. I nadal nic nie mówił.

Zdaniem Milosa przekazanie wiadomości o Ślicznotce było błędem. Otwarcie powiedział to przełożonym - choć wcześniej zadał sobie wiele trudu, by zaszczepić im ten pomysł. Był przekonany, że coś takiego wzmocni tylko nieustępliwość więźnia. Oni jednak się upierali - w końcu żaden inny sposób nie dał rezultatów.

Sprawa skończyła się mniej więcej tak, jak Milos oczekiwał. Odniósł przynajmniej to jedno niewielkie zwycięstwo.

Poza tym kolejne przesłuchania nic nie dawały.

-              W jaki sposób spotkałeś Mornę Hyland? Brak odpowiedzi.

-              Co robiliście razem? Brak odpowiedzi.

-              Dlaczego glina z PZKG zgodziła się lecieć z takim mordercą jak ty? Brak odpowiedzi.

-              Co jej zrobiłeś?

Oczy Angusa pozostały nieruchome.

-              Jak zdobyłeś te zapasy? Jak dostałeś się do magazynów? Nie

było włamania do komputera. Strażnikom nic się nie stało. Nie ma

śladu, że wciąłeś się z zewnątrz. Przewody wentylacyjne są za wą

skie dla tych skrzyń. Jak to zrobiłeś?

 

Brak odpowiedzi.

-              Jak zginął Pogromca gwiazd! Brak odpowiedzi.

-              Jak przeżyła Morna Hyland? Brak odpowiedzi.

-              Powiedziała, że nie ufa ochronie Stacji. Powiedziała, że na Po

gromcy gwiazd dokonano sabotażu. I że to musiało się stać tutaj.

Dlaczego zaufała tobie, a nie nam?

Brak odpowiedzi.

-              Skąd się tam wziąłeś? Jakim cudem znalazłeś się tam, gdy wy

buchły silniki Pogromcy gwiazd!

Brak odpowiedzi.

-              Mówiłeś - Milos zajrzał do wydruku - że byłeś w pobliżu,

i twój skan złapał eksplozję. Sugerowałeś, że wiedziałeś o katastro

fie i chciałeś udzielić pomocy. Czy to prawda?

Brak odpowiedzi.

-              Czy jest prawdą, że Pogromca gwiazd cię ścigał? Czy jest

prawdą, że przyłapali cię na przestępstwie? Czy jest prawdą, że

podczas pościgu miałeś awarię? Czy to w ten sposób Ślicznotka zo

stała uszkodzona?

Brak odpowiedzi.

Ssąc nika, żeby nie trząść się ze złości, Milos Taverner studiował sufit, stosy wydruków na blacie, twarz Angusa. Kiedyś policzki więźnia były tłuste, wzdęte jak jego brzuch; teraz już nie. Teraz skóra zwisała mu ze szczęki, a więzienny kombinezon z ramion. Stracił na wadze, lecz fizyczne osłabienie nie zmieniło groźnego, nieruchomego spojrzenia żółtych oczu.

-              Wyprowadźcie go - rzucił Milos strażnikom. - Spróbujcie go

zmiękczyć. Jeszcze raz.

Szlag, pomyślał, kiedy został sam. Nie używał wulgarnych słów; „szlag" było najmocniejszym przekleństwem w jego słowniku.

Niech cię szlag trafi! Niech mnie szlag! Niech go szlag! Niech szlag trafi nas wszystkich.

Wobec kogo powinienem być teraz lojalny?              ~"~~A

Wrócił do gabinetu i przygotował zwykłe raporty dotyczące zwykłych spraw. Potem przejechał windą do Komunikacji i wykorzystał wydzielone kanały ochrony, by na wąskim paśmie przesłać

 

kilka transmisji w osobistym kodzie; żadna z nich nie została zarejestrowana. Dla pewności nadał jeszcze żądanie przesłania danych, z których - kiedy nadejdzie odpowiedź - dowie się o stanie rachunku bankowego, jaki pod fałszywym nazwiskiem założył w Sagitta-rius Unlimited.

Następnie powrócił do przesłuchania Angusa Thermopyle. Co innego mógł zrobić?

Jedyna, jak dotąd, okazja złamania więźnia pojawiła się, gdy An-gus spróbował ucieczki.

Mimo uporu i wyraźnej socjopatii, wiadomość o Ślicznotce okazała się ciężkim ciosem. Kiedy minął wybuch rozpaczy czy wściekłości, Angus nie załamał się. Słabł, oczywiście, wyczerpany fizycznym napięciem przesłuchania i głuszakami, ale przynajmniej wobec Milosa Tavernera stale zachowywał wrogą postawę. Za to, kiedy zostawał sam w celi, zachowywał się inaczej. Mniej jadł; całymi godzinami siedział nieruchomo na pryczy i wpatrywał się w ścianę. Dozorcy meldowali, że jest apatyczny, że prawie na nic nie reaguje; kiedy patrzy na ścianę, nie porusza oczami, jakby na niczym nie ogniskował wzroku. Milos rutynowo przepuścił te informacje przez komputer psy-profilujący. Schematy programu sugerowały, że Angus Thermopyle traci - a może już utracił - wolę życia. Wobec braku tej woli, użycie głuszaka jako instrumentu nacisku było niewskazane. Angus mógłby umrzeć.

Milos sądził, że Angus tylko udaje brak woli życia, by złagodzić wymiar kary. Postanowił zignorować wskazówki komputera.

Było to kolejne drobne zwycięstwo. Wydarzenia potwierdziły jego ocenę sytuacji, gdy Angus pobił strażnika i wyrwał się z celi. Zanim go schwytano, dotarł aż do kanału serwisowego, prowadzącego w labirynt systemów utylizacji odpadków.

Niech to szlag! powtarzał Milos. Zbyt często używał tego słowa, ale nie potrafił inaczej wyrazić swojego głębokiego niesmaku. Nie chciał, żeby przesłuchanie odniosło sukces - ale teraz uzyskał punkt zaczepienia i jeśli go nie wykorzysta, na pewno nie ujdzie mu to na sucho.

Wydał bardzo wyraźne instrukcje i na pewien czas oddał Angusa strażnikom, by mogli rozładować frustrację. Potem znowu kazał go przyprowadzić.

 

 

 

10

 

11

 

W pewnym sensie głuszak nie był satysfakcjonującą metodą rozładowywania frustracji. Działanie miał silne, ale jakby bezosobowe; konwulsje wywoływała zwykła neuromięśniowa reakcja na ładunek elektryczny. Dlatego tym razem strażnicy nie korzystali z głuszaków; użyli pięści, butów, może pałek. W rezultacie, kiedy Angus dotarł do pokoju przesłuchań, ledwie mógł chodzić. Usiadł jak człowiek z połamanymi żebrami; krew płynęła mu z ran na twarzy i z uszu; stracił kilka zębów, a lewe oko napuchło tak, że miał je zamknięte, jakby groteskowo parodiował Wardena Diosa.

Stan więźnia wzbudził u Milosa obrzydzenie. A także go przeraził, ponieważ zwiększał szanse sukcesu. Mimo to z aprobatą skinął głową i zwolnił strażników.

Zostali tylko we dwóch.

Dymiąc tak intensywnie, że system klimatyzacji nie nadążał z oczyszczaniem powietrza, Milos wprowadził do komputera kilka rozkazów. Przez dobrą chwilę pozwolił Angusowi siedzieć i się pocić. Niech upór więźnia rozkruszy się pod naporem milczenia. Albo - to bez różnicy - niech wykorzysta chwilę odpoczynku, by zebrać siły. Milos nie dbał o to. Potrzebował czasu, by zrobić krok, od którego miało zależeć jego bezpieczeństwo. Na myśl o podejmowanym ryzyku drżały mu palce i coś ściskało żołądek.

Przygotowywał komputer do przedstawienia dwóch zapisów tej sesji. Jeden będzie rzeczywistą rejestracją, drugi fałszywką, mającą chronić go w razie zagrożenia.

Kiedy zakończy przesłuchanie, wykorzysta ten zapis, który uzna za stosowny. Był zastępcą szefa ochrony; wiedział, jak usunąć z komputera wszelkie ślady.

Ale jeśli ktoś przyłapie go wcześniej...

Wtedy wyjdzie na jaw jego niezbyt precyzyjnie określona lojalność. Będzie skończony.

W głębi duszy nienawidził Angusa za to, że postawił go w takiej sytuacji.

Ale nie mógł sobie pozwolić na wahanie. Zakończył przygotowania, ukrył dłonie za konsolą i spojrzał Angttsowi w twarz. Maskując lęk stanowczością, nie tracąc czasu, przeszedł do sedna.

- Strażnik umarł. - To było kłamstwo, ale Milos dopilnował, żeby nikt nie zdradził więźniowi prawdy. - Możemy cię oskarżyć

12

 

o zabójstwo. Będziesz gadał. Nawet nie mam zamiaru się z tobą targować. Zaczniesz gadać i powiesz mi wszystko, co chcę wiedzieć, wszystko, co pamiętasz... I będziesz się modlił, żebyśmy twoje zeznania uznali za dostatecznie cenne i nie wykonali na tobie egzekucji.

Angus nie odpowiedział. Przynajmniej raz nie patrzył na przesłuchującego. Spuścił głowę; zdawało się, że zwisa mu z szyi, jakby miał złamany kręgosłup.

-              Rozumiesz? - zapytał Milos. - Zostało ci jeszcze dość rozumu,

żeby wiedzieć, co mówię? Zginiesz, jeśli nie powiesz mi tego, co

chcę usłyszeć. Przywiążemy cię do łóżka i wbijemy igłę w żyłę. Po

tem będziesz trupem; nawet nie poczujesz, kiedy to się stanie; wte

dy już nikogo nie będzie obchodziło, co się z tobą dzieje.

Ostatnie zdanie było błędem; Milos zrozumiał to, gdy tylko je wypowiedział. Ramiona Angusa drgnęły. Powinien płakać - każdy inny więzień z odrobiną ludzkiej słabości w takiej chwili by płakał. Ale nie Angus. Kiedy uniósł głowę, Milos zobaczył, że więzień usiłuje się roześmiać.

-              A kogo obchodzi, co się ze mną dzieje? - głos brzmieniem pa

sował do wyglądu twarzy, zbitej i pokrwawionej. - Ty matkojebie.

Na nieszczęście Milos wyjątkowo nie lubił słowa „matkojeb". Nie zdołał opanować wypływających na policzki rumieńców. Starał się zamaskować tę reakcję, zapalając kolejnego nika, ale wiedział, że Angus to zauważył. Nie umiał powstrzymać drżenia rąk.

Z porozbijaną twarzą Angus wyglądał jak szaleniec.

-              Pewnie, będę mówił - oświadczył, patrząc na Milosa. - Zacznę

gadać, jak tylko wniesiesz oskarżenie o morderstwo. Będę gadał do

wszystkich.

Milos wpatrywał się w więźnia. Angus się pocił, ale Milos czuł, że z nich dwóch tylko on się boi.

-              Powiem im - ciągnął Angus - że w ochronie jest zdrajca. - Mówił

takim tonem, jakby w każdej chwili mógł to udowodnić. - Powiem

nawet, kto nim jest. I skąd o tym wiem. I jak sprawdzić, że mówię

prawdę. Kiedy tylko wniesiesz oskarżenie. Przehandluję jego na

zwisko za immunitet. Albo... - prychnął pogardliwie - za ułaska

wienie.

-              Kto to jest? - spytał Milos, walcząc z własnym żołądkiem.

Oczy Angusa były nieruchome.

13

 

-              Kiedy wniesiesz oskarżenie.

Milos spróbował spojrzeć niebezpieczeństwu prosto w oczy.

-              Blefujesz - stwierdził.

-              To ty blefujesz - odparł Angus. - Nie oskarżysz mnie. Nie chcesz się przekonać, co wiem. Nigdy nie chciałeś. - I z satysfakcją dodał: - Matkojebie.

Milos przygryzł nika. Ponieważ był człowiekiem wyrafinowanym, nie myślał nawet o fizycznej agresji. Nie chciał czuć potu i bólu Angusa na dłoniach. Zamiast tego nadał sygnał wzywający strażników i polecił, by odprowadzili więźnia do celi. Potem nagle się uspokoił.

Palce przestały drżeć; wykasował z komputera rzeczywisty zapis i wprowadził fałszywy. Potem zgasił nika; odrażający nałóg, pomyślał, trzeba będzie rzucić. Przypomniał sobie, że w przeszłości podejmował już takie postanowienia, więc dodał: tym razem poważnie. Naprawdę.

A równocześnie w zakątku umysłu, który stał się nagle osobnym przedziałem, jak plik komputerowy zabezpieczony tajnym hasłem, coś krzyczało w myślach: Szlag! Szlag, szlag! Szlag, szlag, szlag!

Wydawał się całkiem opanowany i absolutnie spokojny, kiedy zszedł do Komunikacji i wysłał dwie, może trzy wąskopasmowe transmisje, które nie zostały zarejestrowane, nie można było ich wyśledzić i prawdopodobnie nie dałoby się rozszyfrować, gdyby ktoś je przechwycił. Potem wrócił do gabinetu i zajął się pracą.

Zapis przesłuchania Angusa nie zwrócił niczyjej uwagi i na niczyją nie zasługiwał.

Angus zaś trwał przy swych ponurych spojrzeniach i niezłomnym milczeniu.

Na Stacji Gór-Komu nic się nie zmieniło.

Milos Taverner był właściwie bezpieczny.

A jednak, kiedy przyszedł rozkaz zamrożenia Angusa Thermo-pyle, Milos odetchnął głęboko z prywatną, złośliwą ulgą.

 

4

Morna Hyland nie otworzyła ust od chwili, gdy Nick Succorso chwycił ją za rękę i pociągnął przez chaos u Mallory'ego, do czasu, gdy on i jego ludzie wprowadzili ją do doku, gdzie czekała fregata Kapitański kaprys. Nick ściskał ją tak mocno, że zdrętwiała jej ręka, a palce mrowiły; droga przypominała ucieczkę: przerażoną, niemal rozpaczliwą. Uciekała od Angusa, uciekała, choć ani razu nie ruszyła biegiem. Obie ręce trzymała w kieszeniach, by nikt nie zauważył, że coś ukrywa, że ściska sterownik implantu strefowego. Pozwalała, by Nick nią kierował.

Przejścia i korytarze były dziwnie puste.' Ochrona opróżniła je na wypadek, gdyby aresztowanie Angusa skończyło się bitwą. Buty załogi Nicka wybijały echa na pokładach: grupka mężczyzn i kobiet chroniąca Mornę przed interwencją Stacji. Poruszali się, jak ścigani przez zwiastun metalicznego gromu, jakby pędził za nimi Angus i klienci Mallory'ego. Serce biło jej mocno, wzmagając napięcie. Gdyby ktoś ich teraz zatrzymał, nie obroniłaby się przed oskarżeniem grożącym karą śmierci. Ale wpatrywała się tylko przed siebie, przygryzała wargi, zaciskała pięści w kieszeniach. Niech ludzie Nicka ją prowadzą.

 

15

 

W końcu znaleźli się w doku. Za plątaniną szyn i kabli, miedz wysięgnikami leżał statek Nicka. Potknęła się o przewód i nie mog ła użyć rąk, by się czegoś przytrzymać; Nick szarpnął ją mocn i odzyskała równowagę. Tutaj ryzyko zatrzymania było najwięks~ Ochrona Stacji krążyła wszędzie, pilnując doków, poza nią byli te inspektorzy celni, kierowcy wózków transportowych, dokerzy i ope ratorzy dźwigów. Gdyby chcieli teraz zerwać umowę z Nickiem...

Ale nikt nie próbował zatrzymać ani jej, ani ludzi z nią idących Blokada Stacji była zniesiona; Kapitański kaprys czekał zamknięty póki ktoś z ludzi Nicka nie podał kodu. Nick wprowadził Mornę d środka i, nie zwalniając uścisku, niemal wepchnął ją przez śluzę.

Po rozległym doku miała wrażenie, że wchodzi do zamkniętej niewielkiej przestrzeni-jak do klatki. Oświetlenie fregaty wydawa ło się przyćmione i mętne w porównaniu z lampami łukowymi rr zewnątrz. Zrobiła wszystko, co mogła, by uciec Angusowi: o chwili, gdy przyjęła od niego sterownik, nie miała już odwrotu. Te raz jednak po raz pierwszy zobaczyła, dokąd uciekła: w wąskie ko rytarze obcego statku. Niewiele brakowało, by zawróciła.

Kapitański kaprys był pułapką; poznała to od razu. Przez jedn-chwilę świadomość, że wchodzi na pokład innego statku, gdzi znajdzie niewiele nadziei i żadnej pomocy, niemal unieruchomili jej mięśnie. Niemal ją sparaliżowała.

Wtedy jednak wszyscy ludzie Nicka znaleźli się wewnątrz i nie był to czas na paraliż. Zatrzasnęły się wrota śluzy. Nick Succorso chwycił ją za ramiona - zaraz ją obejmie. Po to przecież ją uratował: żeby ją posiąść. Nadszedł pierwszy kryzys jej nowego życia; była tak spięta, że miała ochotę uderzyć Nicka, odepchnąć jego ręce.

Wystarczyło jej jednak przytomności umysłu, by go powstrz\ -mać, mówiąc:

- Żadnych dużych przeciążeń.                            ^

Choć raczej psychicznie niż fizycznie, jednak Morna Hyland była wyczerpana aż do szpiku kości. W obecnych okolicznościach najłagodniej można by ją określić jako na wpół oszalałą od gwałtów, choroby skokowej, grozy i manipulacji implantem strefowym. W ciągu spędzonych z Angusem tygodni przeżyła rzeczy, które nawiedzałyby ją w koszmarnych snach, gdyby miała dość sił, żeby śnić. A potem, mimo to, uratowała mu życie. Wszystko

 

wskazywało, że opanowała ją rozpaczliwa słabość, która u ofiar terrorystów wzbudza miłość do porywaczy.

Ale pozory były mylące. Nie zakochała się; dobiła targu. Ceną było jej przybycie tutaj, na ten statek, gdzie znalazła się na łasce Nicka. Rekompensatą stał się sterownik implantu strefowego w kieszeni.

Ocalenie Angusa było jedynym przeprowadzonym z zimną krwią szaleńczym czynem w jej stosunkowo krótkim życiu.

Jeśli jednak straciła rozum, wciąż była tylko połowicznie obłą-kana. Nikt całkowicie szalony nie przetrwałby tej męki, zachowując dość przytomności umysłu, by zwrócić się do Nicka Succorso:

-              Proszę. Bez dużych przyspieszeń. W każdym razie najpierw

mnie uprzedźcie.

Może i wpadła w pułapkę, ale nie została pokonana.

Zagranie udało się. Nick znieruchomiał i spojrzał na nią ze zdziwieniem. Widziała, że coś podejrzewa. Pragnął jej. Chciał też wiedzieć, co się dzieje. I musiał jak najszybciej wynieść się ze Stacji.

-              O co chodzi? - zapytał. - Chora jesteś czy co?

-              Jestem zbyt osłabiona. On... - Wzruszyła ramionami dostatecznie wymownie, by nie wypowiadać imienia Angusa. - Muszę odpocząć.

Po czym stłumiła wszelkie myśli, jak to często robiła przy Angu-sie; dzięki temu - choć pełna głębokiego wewnętrznego obrzydzenia dla jakiegokolwiek kontaktu z dowolnym mężczyzną - nie zrobi niczego głupiego. Na przykład nie wbije Nickowi kolana w jądra, kiedy ten spróbuje ją objąć.

Nick był przyzwyczajony do kobiet, które mdlały z rozkoszy, gdy je obejmował. Nie byłby zadowolony, gdyby wiedział, co Morna naprawdę do niego czuje.

Nie byłby też zadowolony, gdyby poznał prawdziwy powód jej lęku przed przeciążeniem.

Było kluczem do choroby skokowej, przełącznikiem budzącym w niej prawdziwy obłęd. To przeciążenie sprawiło, że zniszczyła Pogromcę gwiazd, próbując zapoczątkować autodestrukcję, mimo że Pogromca był niszczycielem PZKG, mimo że kapitanem był jej ojciec, mimo że niedawno zaobserwowali, jak Angus Thermopyle wymordował cały obóz górniczy.

Choroba skokowa to jedyne usprawiedliwienie dla implantu strefowego, jaki Angus umieścił jej w mózgu. I dla sterownika implantu,

 

 

 

16

 

17

 

jaki teraz ściskała w dłoni. Ten sterownik był jej jedyną tajemnicą, j dyną obroną na pokładzie Kapitańskiego kaprysu. Próbowałaby z bić każdego, kto by chciał go jej zabrać.

Aby rozwiać podejrzenia Nicka, Morna była skłonna odpowi dzieć mu na wszystkie pytania dotyczące Pogromcy gwiazd, choci cały statek był utajniony, a ona sama należała do policji. W ostatec ności powie mu nawet, jak zginął niszczyciel. Ale nigdy nie zdrad że Angus wszczepił jej implant strefowy... a potem oddał sterownik

Nigdy.

Była gliną - w tym cały problem. Była gliną, a „nieuprawnion użycie" implantu strefowego to najgorsza zbrodnia, jaką mogła po pełnić, nie licząc zdrady. Fakt, że pomogła Angusowi Thermopyl ukrywając sterownik do własnego implantu, tylko pogarszał spra wę. Swoje życie chciała poświęcić walce z ludźmi takimi jak o i Nick Succorso, walce z demonami piractwa i nieuzasadnioneg użycia implantów strefowych.

Wiedziała jednak, co może zrobić dzięki sterownikowi. Angus j tego nauczył-mimowolnie, ale skutecznie. Urządzenie stało się dl niej ważniejsze niż przysięga policyjna, cenniejsze niż honor. Nig dy z niego nie zrezygnuje.

By nie zdradzić prawdy o sobie, zapadła w otępienie; gdyb Nick ją pocałował, nie chciała zareagować, jakby był Angusem.

Na szczęście jej plan się powiódł. Nick miał teraz ważniejsz sprawy. Poza tym uznał pewnie, że wyrwała się od Angusa chor i wycieńczona. Dlatego puścił ją i odwrócił się.

-              Wyznacz jej kabinę - rzucił przez ramię swojej zastępczyni. -

Daj coś do jedzenia. Kataleptyk, jeśli zechce. Bóg wie, co ten sukin

syn jej zrobił.

Odchodził już, kiedy Morna usłyszała:              -^/

-              Odlatujemy. Natychmiast. - W jego głosie dźwięczała żądza,

a blizny pod oczami zapłonęły czerwienią. - Ochrona nie chce, że

byśmy tkwili w pobliżu. To część umowy.

Morna wiedziała, czego dotyczy ta żądza. Ale teraz miała trochę czasu, żeby się przygotować.

W kombinezonie pociła się tak obficie, że zaczynała cuchnąć.

Pierwszy oficer Nicka, kobieta imieniem Mikka Vasaczk, także się spieszyła. Może chciała sama stanąć na mostku, a może wiedziała, że

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin