Różewicz, 3 tom.docx

(52 KB) Pobierz

bez

 

   Wiersz z samym przyimkiem w tytule powstał – według dopisku autora – od marca 1988 do marca 1989 roku; został umieszczony w tomie Płaskorzeźba z 1991 roku. Podmiot stwierdza najpierw, że najbardziej doniosłe dla człowieka jest rozpoczęcie życia w wierze i moment utraty wiary (narodziny i śmierć / Boga). Zwraca się do Niego (ojcze Ojcze nasz) raz z małej, raz z wielkiej litery początkiem znanej modlitwy – by wyrazić swój żal, pretensję.

   Czuje się przez Stwórcę opuszczony, a może sam od Niego odszedł. Pyta (jak Jezus wobec zbliżającej się śmierci): czemuś mnie opuścił. Podmiot wiersza jest rozdarty pomiędzy wiarą, którą żył w dzieciństwie, a obecnym stanem niewiary i pustki bez Boga. Ten stan rzeczy jest źródłem metafizycznego bólu, którego nie można ukoić.

   Jeśli w Cierniu była niewiara z powodu cierpienia, to w bez jest cierpienie istnienia między wiarą a niewiarą:

 

życie bez boga jest możliwe życie

bez boga jest niemożliwe.

   Głos rozumu wypowiada martwe, sztywne formuły sądów wzajemnie sprzecznych. Ortografia w służbie rozumu każe pisać tu słowobógmałą literą, wszak o różnych bogów może jednocześnie chodzić. Różewicz wie, jak szybko w zdesakralizowanej rzeczywistości pojawiają się liczni i fałszywi bogowie.

   Ale między tymi formułami niemożliwymi do pogodzenia rozciąga się przestrzeń żywego, pulsującego istnienia, które nie daje się zawęzić ani do logiki, arii do rozumu.

   Znakiem dawnej wiary jest wspomnienie Sakramentu Eucharystii (jadłem ciało / piłem krew). To jest już tylko przeszłość, do której trudno powrócić. Podmiot zastanawia się nad chwilą „rozstania” z Bogiem, nie wie, kiedy to się stało, szuka uzasadnienia – być może odejście Boga to kara za grzechy uporu i pychy, za chęć zrównania się poety ze Stwórcą (próbowałem stworzyć / nowego człowieka / nowy język).

   Odejście Boga czy raczej człowieka od Boga odbyło się spokojnie bezszelestnie, bez jakichś szczególnych znaków na niebie i ziemi. Wśród natłoku codziennych spraw nie udało się nawet dostrzec owego momentu „odejścia”. Podmiot powtórnie, na koniec, wypowiada sprzeczne zdania: życie bez boga jest możliwe / życie bez boga jest niemożliwe. Chociaż są to spokojne i beznamiętnym tonem sformułowane myśli, ich zestawienie wprowadza niepokój. Co może wiedzieć człowiek zagubiony pomiędzy takimi myślami? Skąd powinien czerpać pewność, jak należy postępować? Czy można odzyskać utraconą wiarę? Wreszcie, czy jest ona konieczna?

   Paralelizm składniowy sprzecznych sądów prowokuje pytania, nasuwa wątpliwości, pobudza do zastanowienia się nad rolą religii, znaczeniem wiary w życiu człowieka, sensem egzystencji z Bogiem i bez Niego.

   Wiersz ma budowę nieregularnego liryku pozbawionego rymów i interpunkcji. Jego płynność i dramatyzm wzmacniają powtórzenia: kilkakrotnie po dwa wersy rozpoczyna ten sam wyraz, powtarza się doniosły dystych ze sprzecznymi stwierdzeniami (paralelizm składniowy i antyteza) oraz umieszczone jeden po drugim dwa wersy o konstrukcji porównania. Tekst reprezentuje rodzaj liryki zwrotu do adresata (do Boga, którego – paradoksalnie – nie ma w życiu podmiotu). Jest to utwór o ludzkiej tęsknocie do Absolutu, skłonności do racjonalnej interpretacji świata i życia, rozdarciu między dwiema skrajnie różnymi postawami wobec wiary, przynoszącym wątpliwości, niepokój i cierpienie.

 


 

*** Wygaśnięcie Absolutu niszczy sferę jego przejawiania się

 

   Wiersz został opublikowany w tomie Płaskorzeźba wydanym w 1991 r. Podmiot w sposób spokojny, opanowany, prosty, ale bez unikania drażniących uwag ukazuje stan współczesnej rzeczywistości poprzez pryzmat refleksji metafizycznej. Tytuł wiersza jest jak gdyby dodatkiem do tego, co nienazwane, ujęte w trzy gwiazdki. Stanowi pełne zdanie, informujące o tym, że poczucie braku Boga wpływa na rzeczywistość, prowadzi do jej rozpadu, zniszczenia. Uznanie istnienia Boga pociąga za sobą świadomość, że świat jest Jego dziełem, a więc został uporządkowany, stworzony dla dobra człowieka, naznaczony elementem boskości. Negacja Boga wiąże się z odrzuceniem takiej tezy.

   Podmiot autorytatywnie stwierdza: marnieje religia filozofia sztuka / maleją naturalne zasoby / języka. To, co było przez wieki uznawane za cenne, podstawowe, kulturotwórcze, kurczy się, marnieje jak materialny twór poddany wpływom czasu, warunków atmosferycznych, uszkodzeniom mechanicznym lub jak zasoby bogactw naturalnych, które przecież kiedyś muszą się znacznie zmniejszyć i ostatecznie wyczerpać.

   „Ubywanie” języka jest najbardziej znamiennym znakiem upadku kultury, wymieranie różnych gatunków motyli i ptaków świadczy o degradacji natury. W szeregu ginących owadów i ptaków podmiot umieszcza również poetów / o imionach dziwnych i pięknych – wymienia Miriama, Staffa, Leśmiana, Tuwima, Lechonia i Jastruna oraz – w wyodrębnionym wersie – Norwida. Z nimi, na zasadzie kontrastu, zestawia współczesnych twórców, umieszczając w tej grupie siebie (forma zaimka: nasze). „Rozsypywanie” się wierszy, ich kruchość, nietrwałość to zapewne wynik stanu języka. Nie mają one głębi, sensu – są puste jak sieci rybaków z jeziora Genezaret (aluzja biblijna) oraz ulotne i błahe jak kurz (rzadkie w poezji Różewicza porównanie). Dawni mistrzowie pióra odeszli, wraz z nimi piękna (pod względem estetycznym i moralnym) twórczość. Obecna sytuacja to puste sieci, milczące wiersze, puste wnętrze świątyni.

   Odrzucenie Boga nie pozostaje bez wpływu na kształt i odbiór świata. Ulega on degradacji, człowiek stale zbliża się do upadku, cywilizacja wbrew pozorom cofa się i podlega zniszczeniu. Jakie znaczenie może mieć język, skoro wystarcza go tylko dla rywalizujących z sobą dziennikarzy katolickiego „Tygodnika Powszechnego” i laickiej „Polityki”? Rzeczywistość, określona przez religię, sztukę, filozofię i język oraz naturę i – w sposób szczególny przez obecność poetów, ulega stałemu procesowi degradacji, zniszczenia, rozpadu. Podmiot nie stawia hipotez dotyczących przyszłości, jednak bez trudu można się domyślić, że jego wizja jest pesymistyczna. Wygaśnięcie Absolutu niszczy sferę jego przejawiania się – prowadzi do klęski człowieka i świata. Bez odwołania do Absolutu życie i wszelkie działanie nie ma głębszego sensu. Odrzucenie zasad dekalogu jest równoznaczne z pogrążaniem się w chaosie. Refleksja poetycka Różewicza-ateisty brzmi w tym wierszu nieco przewrotnie – podmiot jednak nie upomina się o odnowę wiary, stwierdza tylko skutki jej braku. Stale obniżająca się „jakość” świata nieuchronnie prowadzi do jego zagłady, do śmierci, poza którą człowiek bez Absolutu nie może spodziewać się niczego, nie może mieć nadziei na inne życie. Podsumowaniem tej interpretacji niech będzie cytat z artykułu Ryszarda Nycza: W miejsce spodziewanego odczucia substancjalności rzeczy oraz wrażenia emanacji, promieniowania znaczeń z głęboko ukrytego sensu, wiersze te [autotematyczne utwory powstałe przed wydaniem Płaskorzeźby] z niezwykłą sugestywnością rejestrują raz po raz to samo doznanie. Bez względu na kierunek przeistoczenia doświadczenie granicy jest doświadczeniem śmierci (śmierci boga i śmierci człowieka). Dokładniej; doświadczeniem rozpadu – rozkładu materii, unicestwienia „prawdziwej" realności, anihilacji czy rozpraszania sensu.

   Forma wiersza doskonale współgra z zawartą w nim myślą – brak regularności, wzmocnienia sensów przez wyodrębnienie pojedynczych wersów, dodany do trzech gwiazdek podtytuł, który jest pełnym zdaniem, zwykłym, stanowczym i przejmującym.

 

 

Cierń

 

„Cierń” pochodzi z tomiku zatytułowanego „Regio”, a później pojawił się jeszcze w książce „Matka odchodzi”. To kolejny wiersz Różewicza dotyczący wiary w Boga, który postanowiłem omówić w ramach tego projektu. Został opublikowany w roku 1969, więc wpływ doświadczenia poety z lat 1914-1945 jest tutaj bardzo wyraźny. Mając w pamięci dwie wojny, autor deklaruje swoją niewiarę i nie boi się wyznać, że ma trudności z odnalezieniem dobrego Boga, który przyzwolił temu, co działo się wtedy na ziemi, który bezczynnie obserwował jak człowiek zadaje człowiekowi ból i śmierć.

 

Wiersz zaczyna się od słów nie wierzę. Nawiązuje tutaj autor do symbolu nicejsko-konstantynopolitańskiego, który otwiera wyznanie: Wierzę. Jego wyznanie staję się tak jakby deklaracją niewiary, czymś na wzór antykredo. Dalej podmiot liryczny próbuje przybliżyć czytelnikowi głębię swojej niewiary. Posługuje się prostymi, obrazowymi przykładami (od przebudzenia do zaśnięcia), które świadczą o tym, że na Boga nie ma miejsca w życiu podmiotu. Nawiązanie do wiary matki świadczy o tym, że jego niewiara jest tak samo głęboka, jak głęboka jest wiara człowieka, który kocha Boga nad życie. W żadnej rutynowej czynności podmiot liryczny nie znajduje miejsca na wiarę. Jego codzienność pozbawiona jest jakichkolwiek oznak obecności Istoty Wszechmocnej. Nawet wtedy, gdy autor jest teoretycznie blisko Stwórcy – w kościele, podczas lektury Pisma Świętego, obcując z jego sługami – nie jest w stanie naprawdę zbliżyć się do Boga. Ma przed oczyma obraz starotestamentowego Jahwe, takiego, który zawsze był poważny, któremu śmiech był obcy, który mógł się tego śmiechu p r z e s t r a s z y ć. Przeciwstawia autor Boga ze Starego Testamentu, nieznoszącego sprzeciwu, okrutnego i wystawiającego ludzi na ciężkie próby z Bogiem nowotestamentowym, który przyszedł jako człowiek na świat, obcował z ludźmi, nauczył się ich języka i opowiadał o Królestwie za pomocą prostych zobrazowań. Żaden z tych obrazów jednak nie jest dla podmiotu wystarczający; nie pomaga mu w ogarnięciu umysłem zamierzeń Stwórcy, a co za tym idzie, nie daje mu powodu do wiary.

 

Bóg został przez człowieka zabity już dawno temu. Nie daje mu to spokoju. Sam fakt istnienia tego utworu w takiej właśnie formie świadczy o tym, że autorowi nie jest obojętna kwestia wiary. Pomimo tego, że tekst sprawia wrażenie stonowanego, monotonnego, można mieć wrażenie, że jest to wołanie o pomoc. Podmiot liryczny odczuwa brak jakiegoś elementu w swoim życiu, elementu, którego się pozbył i którego nie jest w stanie odzyskać; elementu dlań niezrozumiałego. Nazywa swoje wątpliwości cierniem, który nie daje mu spokojnie żyć, który boleśnie mu doskwiera. To rozdarcie pomiędzy wiarą w Absolut a myśleniem racjonalnym. Nie potrafi odnaleźć Boga w tej całej sytuacji.

 

Wiersz należy do liryki bezpośredniej, filozoficznej. Jest to utwór w moim przekonaniu bardzo ważny i mocny w odbiorze. Uderza czytelnika swoją otwartością, dosłownością i wartością, którą sobą reprezentuje.

 

 

Elegia na śmierć czternastoletniego chłopca

 

Zimą 1957 roku podmiot liryczny odebrał telefon. Rozmówca był załamany, smutny, zabronił podmiotowi przyjść. Potem dowiedział się od znajomej, że dzień wcześniej powiesił się 14 letni syn jego przyjaciela. Gdy rodzice wrócili do domu zobaczyli w łazience ciało swojego dziecka – wisielca. Plotki głosiły, że chłopiec był nieszczęśliwie zakochany w starszej kobiecie (dojrzała, piękna). Podmiot widzi, jak życie wynurzało się z chłopca, naznaczone czarnym widmem śmierci, porównanym do kanałów miasta.

 

 

 

Biała noc

 

Kilkakrotnie pojawia się wers:

biała noc

martwe ciało

 

Martwe ciało, w każdym wersie leży gdzieindziej. Raz znajduje się na pościeli, raz na stole. W końcówce dowiadujemy się, że martwe ciało należy do wykrwawiającego się zwierzęcia leżącego na ołtarzu. Kontrastowo do tej sytuacji – za ścianą mężczyzna z kobietą uprawiają seks, a wizerunkiem ich miłości jest zakrwawione prześcieradło. Pada tu słynny cytat: poeta otworzył żyły wierszom – powolne umieranie poezji? Wykrwawianie się? Zabójstwo poezji?

 

 

"***(Rzeczywistość)"

Podmiot liryczny przez brudną szybę poczekalni ujrzał rzeczywistość. Poczuł się słaby wobec powojennej rzeczywistości. Zrozumiał, że musi odwrócić się od złudzeń. Zacząć pojmować świat obiektywnie. Otworzyć oczy na to co jest. Na piaskach jego słów – słowa same w sobie są ulotne, piaski słów, coś kruchego, nietrwałego – ktoś narysował rybę – analogia do przypowieści, w której Jezus na piasku kijem rysuje rybę – symbol chrześcijaństwa, inicjały Jezus Chrystus Syn Zbawiciel po grecko ichtis – to znaczy ryba. Podświadomie próbuje szukać w religii siły na zmierzenie się z rzeczywistością?

 

*** oblicze ojczyzny

Podmiot mówi, że najpierw ojczyzna to dla nas to, co najbliższe - dom, podwórko - w sensie geograficznym, ale i to, co najbliższe emocjonalnie - pierwsza miłość, koledzy, rodzina. Są to rzeczy z którymi spotykamy się codziennie i co dzień stają się nam one bliskie. Wielu pisarzy i poetów na emigracji wspomina ojczyznę poprzez wspomnienia z dzieciństwa - poprzez smaki z dzieciństwa, dziecięce zabawy. Tak wspominał ojczyznę Mickiewicz i Miłosz. Dopiero dużo później, gdy dorastamy słowo "ojczyzna" nabiera szerszego znaczenia. Wtedy wiemy, ze chodzi o państwo, kraj, narodową tożsamość. W czasach pokoju nie mówimy o słowie "ojczyzna", pojawia się ono na ustach, gdy państwowość jest zagrożona, a więc w czasach wojen. Różewicz twierdzi,  iż myślimy o Ojczyźnie, gdy ją tracimy.

 

 

Rozmowa

Podmiot podkreśla, że pisanie poezji jest zajęciem niewdzięcznym, jest pułapką dla najbliższych. Wiersz pisze się, aż do milczenia, ale o tym przekonujemy się dopiero na samym końcu. Porównuje poezję do krzywych zwierciadeł, takich jakie są w lunaparkach. Mówi o dwuznaczności form, o wątpliwościach i o krytyce literackiej. Że słuchając komentarzy na temat wierszy poeta umiera wśród literackiej miernoty, z papierową czapką na głowie – jak błazen? (papierowa czapka kojarzy się z malarzem)

 

 

Moje ciało

Ciało podmiotu nie może zrozumieć czemu żyje w takim świecie, czemu ma umrzeć, zostać powieszone na haku. Ono chce oddychać, jeść, trawić, kochać, zasmakować miłości. Chce żyć bez duszy – bez troski, problemów. Ciało podmiotu chce go opuścić. Podchodzi do dziewczyny, dotyka jej. Podmiot stwierdza, że usta, ręce są mądrzejsze od jego umysłu. Porównuje kochających się ludzi di zwierząt, które bezmyślnie rozmnażają się w XX wieku, zwierzęta, które urodziły boga, a potem go zabiły (?).

 

 

Próbowałem sobie przypomnieć

Poeta próbował sobie przypomnieć piękny, ale nienapisany jeszcze wiersz, który widział we śnie. Wiersz był autotematyczny – był wierszem o samym sobie. Podmiot czuł go na języku, czekał na zamianę w słowa. Ale język tylko się zaślinił. Nie doczekał się tego wiersza. Podmiot stwierdza, że rzeczywistość nie jest gotowa na taki wiersz, jest zbyt płaska.

 

 

Poeta w czasie pisania

Podmiot liryczny twierdzi, że jest on wtedy człowiekiem, który odcina się od całego świata, gdyż ten jest dla niego chaotyczny i zwierzęcy, a tym samym niebezpieczny. W czasie procesu twórczego poeta jest zupełnie bezbronny i łatwo go spłoszyć. Dzieje się tak, ponieważ jest osobą bardzo delikatną, wrażliwą i nieprzystosowaną do otaczającej rzeczywistości. To ktoś wyobcowany i zamknięty w sobie. Podmiot ciągle podkreśla, że poeta to ktoś, kto nie pasuje do świata i nie potrafi sobie znaleźć w nim miejsca. Jest inny niż wszyscy, wyalienowany od społeczeństwa, a jednak w pewnym sensie lepszy od reszty, gdyż odcina się od złej i brutalnej rzeczywistości, co świadczy o jego wyższości. Zauważyć można też, że jest on również zdumiony napotkanym stanem rzeczy, zaskakuje go to co widzi. Jednak bohater utworu mimo wszelkich przeszkód nie poddaje się presji otoczenia i nadal tworzy. Walczy w ten sposób z narzuconymi ograniczeniami. Pomimo swojej słabości i kruchości, nie zaprzestaje prób uporządkowania świata swoją poezją. Przeczuwa, że jest kimś wielkim, ale jest realistą i nie wywyższa swojej osoby ponadprzeciętnie. Czuje, że może zostać kimś sławnym, nieśmiertelnym w pamięci ludzkiej, jednak nie jest tego pewien. Poeta pełni bardzo ważną rolę na świecie i jest potrzebny. Wprowadza on bowiem do brutalnej i prymitywnej rzeczywistości piękno, delikatność i patos. Swoją poezją porządkuje nasz chaotyczny i niezrozumiały świat, nadaje mu wyniosłość, udoskonala go swoją twórczością. Jego rolą jest poszukiwanie spójności i odpowiedzi na podstawowe pytanie.

 

Spóźniona odpowiedź

Ktoś zapytał podmiot liryczny czy pisać wiersze i nie rozumie, czemu nie otrzymał odpowiedz. Czemu podmiot milczy. Podmiot stwierdza, że poeta zostaje zawsze sam, nawet jeżeli obsypany laurami to z czapką błazeńską, bądź w więzieniu, w domu obłąkanych. Poeci myślą, że pisząc wiersze panują nad światem, tworzą go. Tymczasem są wyśmiewanie. I dopiero na końcu swojej drogi dowiadują się czym była poezja – pustką.

 

Przyszli, żeby zobaczyć poetę

Utwór jest jakby poetyckim reportażem ze spotkania autorskiego. Poeta okazał się jednak zwykłym człowiekiem zakrywającym dłońmi twarz, żałującym, że do spotkania z czytelnikami nie doszło przed dwudziestoma laty. Jego audytorium to ludzie młodzi, oczekujący drogowskazów, może zachęty do czynu, tyrtejskich nawoływań – jak w romantyzmie. Chcą poznać nowe teksty mistrza. Na standardowe pytania podmiot wiersza – poeta, odpowiada zaskakująco: nic nie robię i dodaje robię NIC. Zwierza się, że ten stan rzeczy wymagał czasu, długiego (pięćdziesięcioletniego) okresu dojrzewania. Mimo śmiechu audytorium, poeta stwierdza, że może – nic nie robiąc – z głębi swojej istoty przyglądać się i oceniać tych, co wybrali działanie. Na próżno jednak czytelnicy oczekują pochwały czy uznania dla „ludzi czynu”. Ich działanie jest byle ,jakie, wyprzedza również byle jakie myślenie – jest nierozważne, zbyt pospieszne, nieprzemyślane, ryzykowne i bezsensowne. Różewicz podejmuje polemikę z tradycją romantyczną. Krytykuje współczesnych bohaterów ukształtowanych na modłę wielkich postaci XIX wieku. Przemiana Gustawa w Konrada nie zapewni ojczyźnie szczęścia – obaj są byle jacy. Naród podlega wpływom byle jakich felietonistów o moralizatorskich zapędach. Ostatecznie źródła informacji i ona sama oraz adresat – wszystko podlega bylejakości (byle kto mówi byle co / do byle kogo). Wyodrębniony przedostatni wers brzmi prosto i jednoznacznie: bylejakość ogarnia masy i elity. Tak pojmowane działanie nie prowadzi do żadnych konstruktywnych efektów, nie przeciwstawia się złu, ani nie ocala wartości. Społeczeństwo zanurzone w bylejakość nie jest w stanie ocalić swojej tożsamości. Na koniec podmiot wypowiada groźnie brzmiące słowa: ale to dopiero początek. Zapowiedź dalszego „działania” i jego skutków jest w najwyższym stopniu pesymistyczna.

 

 

Żyjąc

Podmiot opowiada, że pisał opowiadania, sztuki teatralne. Że żył w drzwiach obrotowych. Ledwo zaczął coś, już musiał kończyć. Cień, który szedł za nim, wyprzedza go teraz (o całą długość języka)

 

Wiersz

Poeta chciał opisać spadające w parku liście, łabędzie. Myśli o poetach, którzy umarli, ale którzy ciągle żyją w pięknych wierszach. Jego ręka zaczęła pisać głuchoniemy wiersz, ale on nie chciał pisać – słyszał jak wiersz, który chce być ujrzany powoli przestaje oddychać.

 

 

Nagle

Poeta zobaczył w gazecie coś, co mu przypominało wiersz. Litery, słowa, metafory, obrazy pozbierane ze śmietników poezji. Było nazwisko autora. Ale on nie zrozumiał wiersza. Czytał ciągle od nowa, ale nie rozumiał nic.

 

poezja nie zawsze

Podmiot stwierdza, że poezja nie zawsze przyjmuje formę wiersza. Po 50 latach pisania poezja może objawiać się poecie w drzewach, ptakach. Może mieć kształt ust, ale też kształt milczenia. Albo po prostu żyć w poecie bez formy i treści.

 

Teraz

Podmiot stwierdza, że kiedyś poezja do wręcz napadała. Pisał do utraty tchu. Nachodziły go obrazy. Teraz wiersze uciekają od niego. Umierają. On już nie chce się realizować.

 

Czas na mnie

Wiersz dedykowany Konstantemu Puzynie. Poeta mówi, że czas na niego, czas umierać. Nie musi nic zabierać na drugą stronę, Jest zawiedzony, że to już wszystko, tak wygląda całe życie.

 

Der Tod ist ein Meister aus Deutschland

Dedykowany pamięci Paula Celana. Bogowie opuścili świat zostawiajac na nim poetów. Ale oni nie potrafią mówić. Podróżują, są ciągle w drodze. Nie mają swojego miejsca. Opis wędrówek, okolice Sekwany. Bogowie odeszli, a każdy kto dotkną poezji odszedł za nimi. Nie chciał zostawać w takim świecie. A po odejściu bogów poeci też odeszli.

 

Więc jednak żyje się pisząc wiersze za długo

W kącie leżą rozgotowane różne wiersze. Poeta znowu chce być poetą, jednak ta droga nie jest taka łatwa, porównuje ją z beznadziejną wędrówką. Stwierdza, że ludzie gadając stracili godność i powagę zwierząt. Wprowadzają tylko nieład. Obecnie nie ma kresu możliwości człowieka, bo nawet w grobach szukamy życia (aluzja do życia po śmierci, w które nie wierzy). Uważa, że niebo, do którego niby idą zmarli jest brudne, a słońce to wielka żółta wesz.

 

Świniobicie

W szwajcarskim dzienniku podmiot przeczytał artykuł o biednych świniach, które cierpią przeczuwając śmierć, ale przecież polskie świnie są tak samo wrażliwe i wiezione do rzeźni często umierają na zawał serca. W Polsce świniobicie wiąże się z narodzinami, ze śmiercią (impreza na chrzest, stypa, a nawet z 1 komunią). W Polityce był artykuł o tym, że młodemu człowiekowi przeszczepiono serce świni, bo ono miało najodpowiedniejsze rozmiary. Nich żyje świnia – przyjaciółka ludzi i wszystkie zjedzone świnie – podmiot zastanawia się ile w XIX wieku zostaniesz przeszczepionych serc nerek czy nóżek świń człowiekowi. A czy znajdzie się choć jeden człowiek, który chorej świni odda swoje serce bądź nerkę? Czy ludzkość dojrzeje kiedyś do tego i powie: siostro moja świnio. Podmiot ogłasza konkurs na pomnik świni.

 

 

W świetle lamp filujących

Podmiot stwierdza, że w świetle lamp świat wygląda zupełnie inaczej. I człowiek jest inny, bardziej zadomowiony, radosny, słowa były cieplejsze. Czas był uchwytny, nieskończoność skończona. Wtedy poeta wiedział prawie wszystko, oprócz narodzin i śmierci. Podmiot jednak myśląc o tym poecie z Drohobycza widzi jedynie rosnący cień na ścianie, który rzuca jego przestrzelona głowa.

 

Zwiastowanie

Zwiastowanie poezji budzi w ludziach popłoch. Młody człowiek nie rozumie poezji, Wzrusza ramionami, „odpycha skrzydlate słowo”, nie lubi poezji i nie wiem, co ma z nią zrobić. Jednak nagle staje się poetą (po opuszczeniu domu, zmęczony wędrówką). Sam się w sobie wtedy zakochuje, wypełnia pustkę słowami. Jednak gubi gdzieś po drodze słowa, nie potrafi wyrazić tego co czuje. Wie, ze gdzieś jest odpowiedź, ale ona jest gdzieś obok. Ze źródeł poezji pije nawet bezpański pies, źli ludzie myją w nim ręce. A poeta nie potrafi do tego źródła dotrzeć.

 

Pusty pokój

Podmiot zastanawia się dlaczego pokój jest pusty, skoro on w nim siedzi i pisze. Wsłuchuje się w ciszę. Widzi na poduszce wgłębienie po czyjejś głowie. To wgłębienie powoli wygładza czas.

 

 

Nie wypowiedziane

Rozpocznie się rozmowa. A słowa zasłonią to, co wcześniej się stało. Druga osoba jeszcze nie wie co się stało. Myśli, że wszystko jest tak jak dawniej. Jednak powoli prawda dociera do jej serce. Rozumie, że droga, którą idzie to ślepa uliczka. Dociera do niej, że słowa stają się bezdomne. Nie ma już odbiorcy.

 

 

*** (dlaczego poeci piją...)

Poeci piją, żeby się otworzyć. Nie mogą słuchać innych ludzi. Chcą zrobić świństwo drugiemu poecie, ale na trzeźwo udają szlachetnych. Piją, przez to co napisali i boją się tego co jeszcze napiszą....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin