Czagdud Tulku Rinpocze - Sztuka umierania [fragmenty].doc

(45 KB) Pobierz

 


http://www.mudra.pl/covers/okm_sztum.jpg
Czagdud Tulku

SZTUKA UMIERANIA


Wydawnictwo Damaru 2007
Tłumaczenie: Jarosław Należnik
Str. 94, format 115 x 185, oprawa miękka
Cena wraz z kosztami wysłania i pobrania: 24,00 zł



   W 1987 roku ukazało się pierwsze wydanie tej książki; odtąd - zgodnie z pragnieniem Jego Eminencji Czagduda Rinpocze - dostarcza ona zwięzłych, acz głębokich instrukcji przygotowań do śmierci. Niniejszy tekst cieszy się powodzeniem wśród szerokiego kręgu czytelników, bo jest konkretny i przystępny. Wielu z nich przyznało, że obdarowali nim rodziców albo zagrożonych śmiertelną chorobą przyjaciół.

 

***


   Można dziś znaleźć bogatą literaturę traktującą o przekraczaniu progu śmierci. Jej autorami są nauczyciele buddyzmu oraz innych duchowych tradycji, a także pracownicy hospicjów, prawnicy i biografowie - mimo to "Sztuka umierania" nadal ma mocną pozycję na rynku wydawniczym, a to dzięki bijącej z nauk Czagduda Rinpocze mocy czystych intencji oraz dzięki praktycznemu wymiarowi zawartych w tekście porad.

 

 

 

SPIS TREŚCI

 

Przedmowa do wydania pierwszego
Wprowadzenie
 

Dwie prawdy: względna i ostateczna
Karma i śmierć
Proces umierania
Codzienna medytacja śmierci
Przejście od śmierci do odrodzenia
Phoła: przeniesienie świadomości w chwili śmierci
 

Epilog
Posłowie do wydania drugiego
Dodatki
Nota o autorze
***

 

Czagdud Rinpocze urodził się w 1930 roku we wschodnim Tybecie, jako syn Delog Dała Drolmy, jednej z najbardziej znanych w Tybecie kobiet-lamów. Miał dwa lata, kiedy rozpoznano w nim opata Czagdud Gonpy, liczącego setki lat klasztoru, jednego z nielicznych, które przetrwały niszczycielską działalność chińskich komunistów. Otrzymał od wielu wysokich lamów rozległe wykształcenie i należy do ostatniego pokolenia mistrzów, którzy jeszcze w Tybecie odziedziczyli ogromne bogactwo nauk buddyzmu wadżrajany.

   W 1959 roku Rinpocze ruszył na wygnanie i przez kolejne dwie dekady służył osiadłej w Indiach i Nepalu społeczności Tybetańczyków jako lekarz i lama. Na prośbę J. Św. Dudzioma Rinpocze założył obóz dla uchodźców w Orissie w Indiach, który rząd indyjski uznał za wzorzec ekonomicznej samowystarczalności emigrantów. Rinpocze słynął ze zdolności uzdrawiających, wyszkolił też wiele osób w technice phoła - praktyce przenoszenia świadomości w chwili śmierci.

   W 1979 roku Czagdud Tulku wyjechał do Stanów Zjednoczonych na zaproszenie amerykańskich uczniów. Początkowo założył siedzibę w Cottage Grove w Oregonie, a potem przeniósł ją i stworzył ośrodek Rigdzin Ling w Junction City w Kalifornii. Założył on ośrodki buddyzmu wadżrajany w całych Stanach Zjednoczonych oraz w Kanadzie, Europie i Brazylii.

   Od 1996 roku lama przebywał w swoim ośrodku Khadro Ling w Ameryce Południowej. Znajduje się on w Trés Coroas na południu Brazylii. Jest autorem książek "Bramy buddyjskiej praktyki" oraz autobiografii "Mistrz tańca".
Sztuka umierania


(fragment książki)


   Uporządkowanie doczesnych spraw może być ważnym duchowym procesem. Na przykład spisanie testamentu pozwala ujrzeć własne przywiązania i przekształcić je w szczodrość. Przywiązanie stanowi wszak jedynie przeszkodę w przechodzeniu przez proces umierania, natomiast scedowanie majątku na krewnych, przyjaciół i organizacje dobroczynne stwarza zasługę, która przyniesie nam niezmierny pożytek zarówno w stanie pośrednim między śmiercią a odrodzeniem, jak i w przyszłych żywotach. Po spisaniu ostatniej woli powinniśmy modlić się, by nasze bogactwo, majątek, cnota i zasługa przyniosły pożytek nie tylko tym, którzy czerpią z nich bezpośrednio, ale też wszystkim istotom we wszystkich sferach egzystencji. Dzięki pozytywnej, bezinteresownej intencji takiej modlitwy niezmiernie zwiększymy zakres własnej szczodrości.


   Określenie warunków odłączenia urządzeń sztucznie podtrzymujących życie na wypadek, gdybyśmy znaleźli się w stanie krytycznym, to dobra okazja, żeby przećwiczyć w myślach różne scenariusze śmierci i wykorzystać je w ćwiczeniu mentalnej zgody na przemijanie. Kierujmy swoje współczucie ku tym, którzy umierają w śpiączce, nie mogąc wyrazić swoich życzeń, ku wszystkim, którzy są bezradni wobec naruszania ich woli. W przypadku spisania własnych postanowień o odłączeniu urządzeń sztucznie podtrzymujących życie (respirator), możemy śmielej stawić czoła konaniu. Wiemy bowiem, że zrobiliśmy wszystko, co się dało, i nawet jeśli nasze życzenia nie będą ściśle wypełnione, nie będzie to skutkiem naszej nieprzezorności. Możemy umierać świadomi, że pod tym względem nie mamy sobie nic do zarzucenia.


   Spisanie życzeń dotyczących ostatnich przygotowań pozwala uwolnić bliskich od wielu trudnych decyzji. Dzięki naszej przezorności i współczuciu zapobiegniemy ich smutkowi. Kiedy rozmyślamy nad tym, czego potrzebujemy lub życzylibyśmy sobie aby spokojnie umrzeć, kiedy kontemplujemy wizję własnego pogrzebu, znika uporczywa skłonność do ucieczki od śmierci, a zyskujemy wiele bezcennego spokoju.


   Często pytano Czagduda Rinpocze o przebieg ceremonii pogrzebowych w Tybecie. Poniższy opis jego autorstwa może posłużyć za punkt wyjścia dla rozważenia procedur własnych pośmiertnych obrządków:

   Poza stuknięciem w koronę głowy zmarłego, który właśnie wydał ostatnie tchnienie, służącym skierowaniu jego uwagi ku górze, nikt nie miał prawa dotykać ciała aż do czasu, gdy lama przeniósł jego świadomość, uzyskując przy tym jasne oznaki powodzenia praktyki. Następnie owijano ciało płótnem, lecz nie poddawano go kremacji ani też nie uszkadzano - pozostawiano zmarłego w spokoju trzy dni. Przez czterdzieści dziewięć dni od chwili śmierci odprawiano też specjalne ceremonie i modlitwy. Odprawiali je razem ze swoimi mnichami lamowie, co tydzień inny. Uczestniczyło w nich zazwyczaj dziesięciu lub piętnastu mnichów, choć moja rodzina zwykle finansowała pośmiertne obrządki z udziałem trzydziestu pięciu mnichów.


   Tego rodzaju ceremonie wiązały się z dużymi wydatkami, które obejmowały zarówno wyżywienie mnichów, datki dla lamów, jak i rytualne ofiary. Ofiary słano także do różnych klasztorów wraz z prośbą o modlitwę. Wreszcie czterdziestego dziewiątego dnia lama przeprowadzał rozbudowany uroczysty rytuał, podczas którego podpalał papier z wypisanym imieniem zmarłego. Następnie szukał znaków wskazujących miejsce kolejnego odrodzenia. Jeśli były one niepomyślne, przeprowadzano dalsze ceremonie i modlitwy. Często było to sto tysięcy powtórzeń mantry Buddy Akszobhi

.
   W przypadku zmarłych przedwcześnie, a za takich w Tybecie uważano odchodzących między osiemnastym a pięćdziesiątym rokiem życia, przeprowadzano specjalną ceremonię zwaną dur po to, aby zneutralizować wszelkie negatywne moce, które doprowadziły do zgonu. Nie tyczyło się to jednak zmarłych przed osiemnastym rokiem życia - chyba, że śmierć nastąpiła z powodu nagłego wypadku lub (co w Tybecie prawie się nie zdarzało) - samobójstwa. Śmierć przed osiągnięciem dorosłości była bowiem uważana za naturalną.


   Większość rodzin chętnie godziła się na wszystkie tego rodzaju rytuały oraz związane z nimi wydatki. Uznawano je za środki zapewniające zmarłemu wyzwolenie, a przynajmniej odrodzenie w kontakcie z duchową ścieżką. Pod koniec siódmego tygodnia ciągłych modlitw członkowie rodziny zmarłego zwykle zauważali, że ich żal przemienił się w pewność, iż zapewnili krewnemu jak najlepszą pomoc w pokonaniu burz stanu przejściowego. Nadal mogli jednak pomagać zmarłemu składając w jego imieniu ofiary w trakcie klasztornych ceremonii albo prosząc urzeczywistnionych mistrzów o modlitwę. Mogli także dedykować zmarłemu zasługę płynącą z własnych szlachetnych uczynków i duchowej praktyki.


   Wiem, że wielu wymienionych rytuałów nie można przeprowadzić na Zachodzie. Odnosi się to zwłaszcza do osób umierających w szpitalach.


   Inne tradycje religijne również mają swoje ceremonie, lecz jestem zdania, że uniwersalna mądrość niektórych wspomnianych buddyjskich rytuałów przekracza wszelkie ograniczenia. Ktoś, kto nie ma doświadczenia w praktyce phoła z pewnością odniesie korzyść wyobrażając sobie w chwili śmierci źródło schronienia ponad koroną własnej głowy - bez względu na to, czy będzie to Budda, Jezus czy też inne uosobienie oświeconej mądrości. Modlitwa z wiarą w wyzwolenie na pewno poskutkuje.


   Stuknięcie w koronę głowy zmarłego mające skierować świadomość w górę, ku źródłu schronienia, uważa się w buddyzmie i hinduizmie za niezwykle ważne - praktykujący w innych duchowych tradycjach także powinni rozważyć, czy tego nie zrobić, jeśli tylko intuicyjnie czują, że może to pomóc umierającemu. Silne przeświadczenie tybetańskich buddystów, że ciała nie powinno się niszczyć przed upływem trzech dni po śmierci może mieć związek z innymi duchowymi tradycjami. W świecie Zachodu przygotowujący ceremonie pogrzebowe również zaobserwowali, że przetrzymanie ciała kilka dni po śmierci często pomaga przyjaciołom i krewnym zmarłego pogodzić się z rzeczywistością i stratą.


   Najważniejszą ceremonią pogrzebową jest (wykonywana zgodnie z własną duchową tradycją) modlitwa za zmarłego przez pierwsze trzy dni po śmierci oraz co siódmy dzień przez czterdzieści dziewięć dni po zgonie. Czterdziestego dziewiątego dnia grupa żałobników powinna zebrać się na wspólnej ceremonii, podczas której ofiarują źródłu duchowego schronienia substancje takie jak jedzenie, napoje, kadzidła, kwiaty i świece. Ofiarowanie pożywienia po czyjejś śmierci oraz organizowanie nabożeństw żałobnych jest zachowaniem powszechnym - w buddyzmie tybetańskim wyjątkowe jest tu za to podkreślenie znaczenia wybranych dni.


   Ofiary, które składamy duchowej kongregacji wraz z prośbą o odprawienie grupowych rytuałów, mają wykorzystać siłę, która tkwi w intencjach ludzi o czystej duchowej motywacji. W wielu ośrodkach Czagdud Gonpy podczas porannej sesji medytacyjnej czyta się na głos listę zmarłych. Kilka razy w roku odprawia się też specjalne ceremonie poświęcone zmarłym. Wiem, że inne grupy religijne mają podobne listy modlitw, praktykuje się również składanie datków ku pamięci przyjaciół i krewnych.


   Powinniśmy pamiętać o zmarłych przy okazji wszelkich modlitw dedykacji zasługi, by bezustannie, bez względu na czas i miejsce pobytu, czerpali korzyści z naszych szlachetnych działań i duchowych aktywności. Tym, którzy przewinęli się przez nasze życie, przyniesie to znacznie więcej pożytku, niż potoki rzewnych łez czy wystawne pogrzeby.


   Łączę się z Rinpocze w pragnieniu, by książka "Życie w świetle śmierci" znalazła czytelników nie tylko w świecie anglojęzycznym, ale i pośród Portugalczyków, Hiszpanów i Niemców, dla których została już przetłumaczona. Mam także nadzieję, że załączone wzory dokumentów zainspirują wielu do spisania ostatniej woli, postanowień na wypadek stanu krytycznego oraz ostatnich przygotowań. Dzięki temu nasza śmierć - nagła czy spodziewana - stanie się nieco mniejszym problemem, nie będziemy dodatkowo obciążeni niedokończonymi doczesnymi sprawami. Dzięki temu zyskamy więcej swobody w odkrywaniu istoty umysłu.



Czagdud Khadro
Khadro Ling, Trés Coroas, Brazylia
Jesień 1999 roku

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin