9991.txt

(421 KB) Pobierz
SIDNEY SHELDON
OPOWIEDZ MI SWOJE SNY

Tytuł oryginału:
TELL ME YOUR DREAMS
Copyright © 1998 by The Sidney Sheldon Family Limited Partnership
Ilustracja na okładce: Jacek Kopalski
Projekt okładki:
Zombie Sputnik Corporation
Redakcja: Wiesława Karaczewska
Redakcja techniczna: Elżbieta Babińska
Łamanie komputerowe: Anna Pianka
Korekta: Bogusława Jędrasik
ISBN 83-7255-227-4
Skorpion
Wydawca:
Prószyński i S-ka SA	_T . . . T
02-651 Warszawa, ul. Garażowa 7
Druk i oprawa:
Łódzka Drukarnia Dziełowa S.A.
Łódź, ul. Rewolucji 1905 r. nr 45



Część pierwsza
Rozdział pierwszy
 Ktoś ją śledził. Czytała o stalkerach, ale te istoty należały przecież do innego, pełnego przemocy świata. Nie miała pojęcia, kto to może być, kto chciałby ją skrzywdzić. Usilnie starała się nie wpaść w panikę, ale ostatnio dręczyły ją po nocach przeraźliwe koszmary i co rano budziła się w poczuciu grożącego niebezpieczeństwa. Może to tylko moja wyobraźnia, pomyślała Ash-ley Patterson. Za dużo pracuję. Chyba przydałby mi się urlop.
 Przyjrzała się sobie w łazienkowym lustrze. Patrzyła na nią kobieta około trzydziestki, szczupła, gustownie ubrana, o klasycznych rysach i inteligentnych, niespokojnych piwnych oczach. Emanowała z niej dyskretna elegancja i subtelny wdzięk. Ciemne włosy spływały miękko na ramiona. Nienawidzę swojego wyglądu, pomyślała Ash-ley. Jestem za chuda. Muszę zacząć więcej jeść. Weszła do kuchni i zaczęła przygotowywać sobie śniadanie, starając się zapomnieć o tym, co ją niepokoi, i skupić się wyłącznie na ubijaniu jajek na puszysty omlet. Włączyła ekspres do kawy i włożyła grzankę do tostera. Po dziesięciu minutach wszystko było gotowe. Ashley postawiła talerze na stole i usiadła. Wzięła widelec do ręki, przez chwilę przyglądała się jedzeniu, a potem pokręciła z rozpaczą głową. Lęk odebrał jej cały apetyt.
 
 To nie może dłużej trwać, pomyślała rozdrażniona. Kimkolwiek on jest, nie pozwolę mu się skrzywdzić. Nie pozwolę.
 Spojrzała na zegarek. Była już najwyższa pora, aby wychodzić do pracy. Rozejrzała się po znajomym wnętrzu, jakby szukała w nim oparcia. Zajmowała elegancko urządzony apartament na Via Camino Court; składał się on z pokoju dziennego, sypialni, gabineciku, łazienki, kuchni i pokoju gościnnego. Mieszkała w Cupertino w Kalifornii już od trzech lat. Jeszcze dwa tygodnie temu myślała o swoim mieszkaniu jak o przytulnym gniazdku, prawdziwym raju. Teraz zamieniło się w twierdzę, miejsce, gdzie nie dostanie się nikt, kto chciałby ją skrzywdzić. Ash-ley podeszła do drzwi wejściowych i sprawdziła zamek. Muszę założyć jeszcze jedną zasuwkę, pomyślała. Zrobię to jutro. Zgasiła wszystkie światła, upewniła się, że dobrze zamknęła za sobą drzwi i zjechała windą na podziemny parking.
 Garaż był pusty. Jej samochód stał jakieś dwadzieścia stóp od windy. Rozejrzała się czujnie dookoła, a następnie biegiem dopadła auta, wślizgnęła się do środka i zamknęła drzwi. Serce waliło jej jak młotem. Ruszyła w stronę miasta. Niebo miało złowrogą, ciemną barwę, która nie wróżyła nic dobrego. W prognozie pogody zapowiadano deszcz. Nie może padać, pomyślała Ashley. Musi zaświecić słońce. Panie Boże, ubijmy interes. Jeśli nie spadnie deszcz, będzie to znak, że wszystko się dobrze skończy, że sobie to tylko wymyśliłam.
 Dziesięć minut później Ashley Patterson jechała przez centrum Cupertino. Wciąż była pod wrażeniem cudu, jaki zdarzył się w tym sennym niegdyś zakątku Santa Clara Valley. Położony pięćdziesiąt mil na południe od San Francisco, stał się miejscem, gdzie zaczęła się rewolucja komputerowa, i zyskał nazwę Krzemowej Doliny.
 Ashley pracowała w Global Computer Graphics Corporation, szybko i dynamicznie rozwijającej się młodej firmie, która zatrudniała dwieście osób.
 Gdy Ashley skręciła w Silverado Street, znowu ogarnęło ją niejasne uczucie, że on za nią jedzie, że ją śledzi. Ale kto? I dlaczego? Spojrzała w tylne lusterko. Nie zauważyła nic podejrzanego.
 Jednak instynkt mówił jej coś zupełnie innego.
 Zajechała przed rozłożysty, nowoczesny budynek, w którym mieściła się firma Global Computer Graphics. Skręciła na parking, pokazała strażnikowi identyfikator i zatrzymała wóz na zwykłym miejscu. Dopiero tu poczuła się bezpiecznie.
 Gdy wysiadała z samochodu, właśnie zaczynało padać.
 O dziewiątej rano w Global Computer Graphics już kipiało jak w ulu. W biurze znajdowało się osiem identycznych pomieszczeń, przedzielonych ściankami; tam pracowali komputerowi zapaleńcy, wszyscy młodzi, zajęci wykonywaniem stron w Internecie, znaków graficznych dla nowych firm, projektów artystycznych dla wydawnictw i wytwórni płytowych oraz ilustracji dla czasopism. Całą przestrzeń biurową podzielono na kilka sektorów: administracyjny, handlowy, do spraw marketingu i techniczny. Panowała luźna, nieskrępowana atmosfera. Pracownicy mieli na sobie przeważnie dżinsy, podkoszulki i pulowery.
 Ashley zmierzała do swojego biurka, gdy podszedł do niej jej szef, Shane Miller.
-	Dzień dobry, Ashley.
 Shane Miller miał niewiele ponad trzydzieści lat, był krzepkim, poważnie wyglądającym i miłym mężczyzną. Z początku usiłował namówić Ashley, żeby poszła z nim do łóżka, ale zrezygnował, napotykając jej sprzeciw, i w końcu zostali przyjaciółmi.
 Teraz wręczył Ashley egzemplarz ostatniego numeru „Time'a".
-	Widziałaś?

 Ashley spojrzała na okładkę. Była na niej fotografia przedstawiająca siwego mężczyznę około pięćdziesiątki o przystojnej, zwracającej uwagę twarzy. Podpis pod zdjęciem brzmiał: „Doktor Steven Patterson, ojciec mikrochirurgii serca".
- Widziałam.
- Jakie to uczucie mieć sławnego ojca?
Ashley uśmiechnęła się.
- Cudowne.
- To wspaniały człowiek.
 -	Powtórzę mu, co powiedziałeś. Jemy dziś
razem lunch.
 -Dzięki. A przy okazji... - Shane Miller pokazał Ashley zdjęcie gwiazdy filmowej, które mieli wykorzystać w reklamie dla klienta. - Mamy z tym mały problem. Desiree przybyło z dziesięć funtów i, niestety to widać. No i popatrz na te ciemne kręgi pod oczami. Nawet makijaż nie ukryje, że jej twarz jest pokryta plamami. Jak sądzisz, można coś z tym zrobić?
Ashley przyglądała się przez chwilę fotografii.
 -	Mogłabym poprawić jej oczy, zakładając niebieski filtr. Mogłabym także wyszczuplić twarz,
używając funkcji zniekształcającej, chociaż... nie.
Prawdopodobnie wyglądałaby nienaturalnie. -
Jeszcze raz spojrzała na zdjęcie. - Lepiej będzie,
jeśli skorzystam z aerografu, a gdzieniegdzie uży
ję narzędzia do kopiowania.
-Dzięki. Jesteśmy umówieni na niedzielę wieczór? -Tak. Shane Miller ruchem głowy wskazał zdjęcie.
 -	Nie ma z tym wielkiego pośpiechu. Chcą to
mieć dopiero pod koniec miesiąca.
Ashley uśmiechnęła się.
-	Jest jeszcze coś nowego?
 Ashley wzięła się do pracy. Była specjalistką w sprawach reklamy i projektowania graficznego, łączącego tekst z obrazem.
 Pół godziny później pracowała nad fotografią, gdy poczuła, że ktoś uporczywie się jej przygląda. Podniosła wzrok i zobaczyła, że to Dennis Tibble.
-	Cześć, kochanie.
 Jego głos działał Ashley na nerwy. Tibble był tutejszym geniuszem komputerowym. Nazywano go w firmie Monterem i posyłano po niego zawsze, gdy wysiadł jakiś komputer. Miał niewiele ponad trzydzieści lat, był chudy i już łysiał, odznaczał się też nieprzyjemnym, aroganckim obejściem, a w firmie mówiło się, że obsesyjnie szaleje za Ashley.
- Potrzebujesz pomocy?
- Nie, dziękuję.
 - Wiesz co, może zjedlibyśmy razem kolacyjkę w niedzielę?
- Dziękuję. Jestem zajęta.
- Znowu randka z szefem?
Ashley spojrzała na niego z wściekłością.
- Słuchaj no, to nie twoja...
 - Doprawdy, nie mam pojęcia, co ty w nim
widzisz. To dupek i tępol. Ze mną byłoby dużo
ciekawiej. - Puścił do niej oko. - Wiesz, co mam
na myśli?
Ashley z trudem panowała nad sobą.
-	Mam dużo pracy, Dennis.
Tibble przysunął się bliżej.
 -	Kochanie - wyszeptał - muszę ci coś wyznać. Nigdy nie rezygnuję. Nigdy.
 Patrzyła za nim, gdy się oddalał, i zastanawiała się w duchu: czy to on?
 O dwunastej trzydzieści Ashley wyłączyła komputer i pojechała do Margherita di Roma, gdzie była umówiona z ojcem na lunch.
 Siedziała przy stoliku pod ścianą w zatłoczonej restauracji i przyglądała się idącemu w jej stronę ojcu. Musiała przyznać, że jest przystojnym mężczyzną. Ludzie patrzyli na niego z ciekawością, gdy podchodził do jej stolika. Jakie to uczucie mieć sławnego ojca?
 Kilka lat temu doktor Steven Patterson wprowadził rewolucyjną, pionierską metodę wykonywania operacji serca, umożliwiającą minimalną interwencję chirurga. Od tamtej pory ciągle zapraszano go na wykłady, jeździł z nimi po całym świecie. Matka Ashley zmarła, gdy dziewczynka miała dwanaście lat, i odtąd ojciec był dla niej wszystkim.
- Przepraszam za spóźnienie, Ashley.
Nachylił się i pocałował ją w policzek.
- Nic nie szkodzi. Dopiero przyszłam.
- Widziałaś „Time"? - zapytał siadając.
- Tak. Shane mi pokazał.
Ojciec zmarszczył brwi.
- Shane? Twój szef?
 -On nie jest moim szefem. Jest... jest jednym z moich zwierzchników.
 -	Ashley, mieszanie pracy z przyjemnością nie
prowadzi do niczego dobrego. Widujesz się z nim
także towarzysko, prawda? Popełniasz błąd.
-Ależ tato, jesteśmy tylko dobrymi... Do stolika podszedł kelner.
-	Podać państwu menu?
 Doktor Patterson odwrócił się do niego i burknął:
 - Nie widzisz, że rozmawiamy? Odejdź i nie
pokazuj się, dopóki cię nie zawołam.
- Przepraszam.
Kelner odszedł w pośpiechu.
Ashley skuliła się, zmieszana. Zapomniała
o porywczym usposobieniu ojca. Kiedyś uderzył
studenta podczas operacji, ponieważ ten źle po
stawił diagnozę. Ashley pamiętała, jak burzliwie
przebiegały kłótnie między rodzicami. Przeraża
ło ją to, gdy była małą dziewczynką. Ojciec
i matka ciągle kłócili się o to samo, ale Ashley
nie mogła sobie przypomnieć, o co im chodziło.
Skutecznie wyrzuciła to z pamięci.
Ojciec jakby nigdy nic, kontynuował rozmowę:
 -	O czym to ja mów...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin