R. A. Lafferty Dziewi��set prababek Dobromir Ceran by� obiecuj�cym m�odym funkcjonariuszem S�u�by Szczeg�lnego Aspektu, ale jak wszyscy funkcjonariusze tej s�u�by mia� jedno denerwuj�ce przyzwyczajenie. Stale zadawa� pytanie: Co by�o na pocz�tku? Wszyscy poza nim mieli imiona zdradzaj�ce twardzieli: Crag Ludo�amacz, Huckle Wycisk, Berg Grzmot, George Krwiak, Manion Flisak (kiedy Flisak m�wi, �eby sp�ywa�, to cz�owiek sp�ywa), Trent Poruta. Oczekiwano od nich twardo�ci, tote� wst�puj�c do s�u�by przybrali sobie nowe, odpowiednie imiona. Tylko Dobromir zachowa� cywilne imi�, ku niezadowoleniu swojego dow�dcy, Ludo�amacza. - Jak mo�na zosta� bohaterem nazywaj�c si� Dobromir! - grzmia� Ludo�amacz. - Dlaczego nie Shannon Sztorm? To jest niez�e. Albo Grom Barrelhouse, albo Nevel Majcher? Nawet nie spojrza�e� na spis zalecanych imion. - Pozostan� przy swoim - odpowiada� zawsze Dobromir i tutaj pope�nia� b��d. Nowe imi� czasami ujawnia w cz�owieku now� osobowo��. Tak by�o z Georgem Krwiakiem. Wprawdzie jego ow�osiona pier� by�a rezultatem przeszczepu, ale w po��czeniu z nowym imieniem zrobi�o to z niego m�czyzn�. Gdyby Dobromir przybra� jakie� bohaterskie imi�, to mo�e sta�by si� zdolny do heroicznych czyn�w i m�skich wybuch�w gniewu zamiast �a�osnych waha� i przelotnych d�s�w. Siedzieli na du�ej asteroidzie o nazwie Proavitus. Niemal s�ysza�o si� brz�k potencjalnych zysk�w, jakie mo�na by�o z niej wycisn��. A twardzi m�czy�ni z Ekspedycji znali sw�j zaw�d. Podpisywali wielkie kontrakty na zwojach miejscowego, przypominaj�cego aksamit �yka i na swoich w�asnych wydrukach komputerowych. Czarowali, nabierali i nieco zastraszali drobnych mieszka�c�w Proavitusa. Znale�li tu powa�ny dwustronny rynek, na kt�rego widok ciek�a �linka, i ca�� mas� osobliwo�ci kwalifikuj�cych si� do handlu antykami i artyku�ami luksusowymi. - Ka�dy si� tu ob�owi� pr�cz ciebie - hucza� Ludo�amacz po trzech dniach od l�dowania. - Ale nawet faceci od Aspektu Szczeg�lnego musz� co� z siebie dawa�. Regulamin nakazuje nam bra� jednego z waszych, �eby doda� sprawie aspekt kulturalny, chocia� nie musisz si� do tego ogranicza�. Jeste�my tu po to, �eby wyci�� z wielkiej t�ustej �wini kawa� szynki, nie robimy z tego tajemnicy. Ale je�eli oka�e si�, �e �wi�ski ogon jest zakr�cony w spos�b wysoce artystyczny, to tym lepiej. A jak si� na dodatek oka�e, �e z tego zakr�tasa wpadnie nam par� groszy, to jeste�my cali szcz�liwi. Czy dowiedzia�e� si�, na przyk�ad, czego� o tych ich �ywych lalkach? Mog� mie� zar�wno aspekt kulturalny, jak warto�� rynkow�. - Te �ywe lalki s� chyba cz�ci� czego� znacznie g��bszego - powiedzia� Dobromir. - Trzeba rozwik�a� ca�y kompleks zagadnie�. Kluczem mo�e by� twierdzenie miejscowych, �e oni nie umieraj�. - A ja my�l�, �e oni umieraj� i to m�odo. Wszyscy, kt�rych spotykamy, s� m�odzi, a ci, kt�rzy nie opuszczaj� dom�w, s� zaledwie w wieku �rednim. - To gdzie s� ich cmentarze? - Pewnie pal� swoich zmar�ych. - To gdzie trzymaj� urny? - Mo�e rozrzucaj� popio�y albo spalaj� szcz�tki bez �ladu. Mo�e nie �ywi� �adnego szacunku dla swoich przodk�w. - Inne dane wskazuj�, �e ca�a ich kultura opiera si� na przesadnym szacunku dla przodk�w. - Ty to wyja�nij. To zadanie w sam raz dla kogo� od szczeg�lnych aspekt�w. Dobromir rozmawia� z Nokom�, swoj� miejscow� odpowiedniczk� i t�umaczk�. Oboje byli profesjonalistami i rozumieli si� w p� s�owa. Nokoma prawdopodobnie by�a p�ci �e�skiej. U mieszka�c�w Proavitusa obie p�cie odznacza�y si� pewn� nieokre�lono�ci�, ale cz�onkowie ekspedycji uwa�ali, �e ju� je potrafi� rozr�nia�. - Czy nie masz nic przeciw temu, �e zadam ci kilka bezpo�rednich pyta�? - spyta� tego dnia Dobromir na powitanie. - Jasne, �e nie. Jak mam si� nauczy� dobrze m�wi�, je�eli nie b�d� rozmawia�? - Niekt�rzy mieszka�cy Proavitusa twierdz�, �e wy nie umieracie. Czy to prawda, Nokoma? - Dlaczego nieprawda? Gdyby umierali, nie mogliby m�wi�, �e nie umieraj�. To �art, to �art. Nie, my nie umieramy. To g�upi cudzoziemski zwyczaj, kt�rego nie mamy zamiaru na�ladowa�. Na Proavitusie tylko zwierz�ta umieraj�. - A nikt z was nie umiera? - Nie, a kto chcia�by by� wyj�tkiem? - No to co robicie, kiedy si� starzejecie? - Robimy coraz mniej. Nast�puje utrata energii. Czy u was jest inaczej? - Tak samo. Ale dok�d w takim razie idziecie, kiedy jeste�cie ju� bardzo, bardzo starzy? - Nigdzie nie idziemy. Zostajemy w domu. Podr�e s� dla m�odych i tych w sile wieku. - Spr�bujmy z innego ko�ca - powiedzia� Dobromir. - Gdzie s� twoi ojciec i matka? - Wsz�dzie po trochu. Oni nie s� jeszcze starzy. - A twoi dziadkowie i babki? - Niekt�rzy z nich jeszcze wychodz�. Starsi siedz� w domu. - Spr�bujmy inaczej. Ile masz tych babek i prababek, Nokoma? - My�l�, �e mam w domu jakie� dziewi��set babek. Wiem, �e to nie jest wiele, ale jeste�my stosunkowo m�odym odga��zieniem rodziny. S� w naszym klanie rodziny maj�ce w domu bardzo licznych przodk�w. - I wszyscy ci przodkowie s� �ywi? - Oczywi�cie. Po co trzyma� nie�ywych? Co to byliby za przodkowie? Dobromir zacz�� podskakiwa� z podniecenia. - Czy m�g�bym ich zobaczy�? - zawo�a�. - Nie by�oby chyba dobrze, gdyby� zobaczy� starszych - ostrzeg�a Nokoma. - To mog�oby by� zbyt du�e prze�ycie dla kogo� obcego i dlatego wolimy tego unika�. Ale par� dziesi�tek z nich mo�esz, rzecz jasna, zobaczy�. Wtedy Dobromirowi przysz�o do g�owy, �e jest, by� mo�e, na tropie czego�, czego szuka� przez ca�e �ycie. Wpad� w eufori� oczekiwania. - Nokoma, to mo�e by� klucz do wszystkiego! - zapia�. - Je�eli nikt z was nigdy nie umar�, to znaczy, �e �yje ca�y wasz gatunek od samego pocz�tku! - Jasne. Tak jak przy liczeniu owoc�w. Jak si� �adnego nie odejmie, to si� ma wszystkie. - Ale je�eli pierwsi przodkowie wci�� �yj�, to powinni zna� swoje pochodzenie! Powinni wiedzie�, jak si� wszystko zacz�o! Czy oni wiedz�? Czy ty wiesz? - O, nie. Jestem za m�oda na Ceremoni�. - A czy kto� wie? - Jasne. Wszyscy starzy wiedz�, jak si� to zacz�o. - Jak starzy? Ile pokole� starsi od ciebie s� ci, kt�rzy wiedz�? - Dziesi��, nie wi�cej. Kiedy b�d� mia�a dziesi�� pokole� potomk�w, ja te� przejd� Ceremoni�. - Co to za Ceremonia? - Raz do roku starzy ludzie przychodz� do bardzo starych ludzi. Budz� ich i pytaj�, co by�o na pocz�tku. Bardzo starzy ludzie m�wi� im, co by�o na pocz�tku. To jest wspania�y moment. Wszyscy rycz� ze �miechu! Potem bardzo starzy ludzie zasypiaj� do nast�pnego roku i tak to przechodzi z pokolenia na pokolenie. Na tym polega Ceremonia. Mieszka�cy Proavitusa nie byli humanoidalni. Tym bardziej nie byli ma�pami, chocia� nazwa ta zd��y�a si� ju� przyj�� w �argonie ekspedycji. Chodzili w pozycji pionowej, odziani w d�ugie przepasane szaty. Zak�adano, �e pod tymi d�ugimi szatami s� istotami dwunogimi, chocia�, jak powiedzia� Ludo�amacz, "z tego, co wiem, r�wnie dobrze mog� porusza� si� na k�kach". Mieli niesamowicie ruchliwe d�onie, kt�re mo�na by nazwa� wsz�dziepalczastymi. Mogli pos�ugiwa� si� narz�dziami albo u�ywa� r�k niczym najbardziej skomplikowanych narz�dzi. George Krwiak wyra�a� pogl�d, �e mieszka�cy Proavitusa chodz� zawsze zamaskowani i �e cz�onkowie ekspedycji nigdy nie widzieli ich twarzy. M�wi�, �e te rzekome twarze s� w istocie rytualnymi maskami i �e nikt z ludzi nie ogl�da� nigdy �adnej cz�ci cia�a tubylca poza ich niezwyk�ymi d�o�mi, kt�re mo�e s� ich prawdziwymi twarzami. Cz�onkowie ekspedycji zareagowali okrutn� weso�o�ci�, kiedy Dobromir usi�owa� im wyt�umaczy�, �e stoi na progu wiekopomnego odkrycia. - Ma�y Dobromirek nie daje za wygran� ze swoim "Co by�o na pocz�tku" - szydzi� Ludo�amacz. - Czy nigdy nie przestaniesz si� zajmowa� tym, co by�o pierwsze, jajko czy kura? - Wkr�tce poznam odpowied� - upiera� si� Dobromir. - Mam jedyn� w swoim rodzaju szans�. Kiedy si� dowiem, sk�d si� wzi�li mieszka�cy Proavitusa, mog� doj�� do tego, sk�d si� wzi�o wszystko. Wszyscy mieszka�cy Proavitusa �yj�, od pierwszego pokolenia do ostatniego. - Nie mie�ci si� w g�owie, �e mo�na by� takim naiwniakiem - j�kn�� Ludo�amacz. - Podobno oznak� dojrza�o�ci jest to, �e cz�owiek znosi g�upot� z u�miechem. Mam nadziej�, �e nigdy tego nie do�yj�. Jednak w dwa dni p�niej to Ludo�amacz szuka� Dobromira, �eby porozmawia� z nim w�a�nie o tym samym. Ludo�amacz przemy�la� rzecz po swojemu. - Jeste� facetem od szczeg�lnych aspekt�w - powiedzia� - ale gonisz za niew�a�ciwym aspektem. - Jak to? - Nic mnie nie obchodzi, jak si� to zacz�o. Wa�ne, �e to mo�e nie mie� ko�ca. - A ja zamierzam odkry� pocz�tek - upiera� si� Dobromir. - Czy naprawd� nic nie rozumiesz, baranie? C� takiego posiadaj� ci tubylcy, o czym nie wiemy, czy to dzie�o nauki, przyrody, czy �lepego trafu? - My�l�, �e chodzi o ich chemi�. - Ot� to. Chemia organiczna osi�gn�a tutaj niebywa�y poziom. Mieszka�cy Proavitusa maj� wszelkiego rodzaju zwi�zki pobudzaj�ce i powstrzymuj�ce. Mog� wszystko do woli powi�ksza�, zmniejsza�, kurczy� i przed�u�a�. Te istoty wydaj� mi si� do�� g�upie, jakby robi�y te wszystkie rzeczy instynktownie. Ale robi� je i to jest wa�ne. Gdyby�my je od nich przej�li, zostaliby�my kr�lami panaceum w ca�ym wszech�wiecie, bo sami mieszka�cy Proavitusa nie podr�uj� i maj� niewiele zewn�trznych kontakt�w. Tymi ich �rodkami mo�na osi�gn�� wszystko. Podejrzewam, �e oni potrafi� zmniejsza� kom�rki i robi� jeszcze par� innych rzeczy. - Nie potrafi� zmniejsza� kom�rek. Opowiada pan nonsensy. - Niewa�ne. Przy tych ich sztuczkach to konwencjonalna chemia staje si� nonsensem. Maj�c ich farmakologi� cz�owiek m�g�by wyeliminowa� �mier�. Je�dzisz na tym swoim koniku g�ow� do ty�u. Tubylcy m�wi�, �e oni nie umieraj�. - S� co do tego przekonani. Gdyby umierali, to oni pierwsi by o tym wiedzieli, jak powiada Nokoma. - Czy�by te istoty...
GAMER-X-2015