Magdalena Kowalczyk Kwestia czasu Urodzi�am si� w ma�ej wiosce u podn�a g�r. Nie wiem, kim by�a moja matka. Odebrano mnie jej par� dni po urodzeniu. W czasie porodu nikt nic nie zauwa�y�. Wszyscy byli za bardzo zaj�ci matk�. Kiedy wydobrza�a i chcia�a mnie nakarmi� piersi�... - zacz�o si�. - Ona krwawi! Wynie�cie dziecko - krzyk piastunki rozdar� cisz� ma�ej izby. Natychmiast zabrano mnie matce, kt�ra ze zdumieniem i odraz� patrzy�a na ugryzion� pier�. Po chwili i ona zacz�a krzycze�. Nast�pnego dnia wezwano wszystkowiedz�c�. - Kobieto, kto jest ojcem tego dziecka? - zapyta�a na pocz�tku. Matka spu�ci�a oczy. Kiedy ponownie spojrza�a na wszystkowiedz�c�, wybuchn�a p�aczem. - Nie p�acz. P�acz nic tu nie pomo�e - to nie by�o pocieszenie, tylko rozkaz. �zy natychmiast znik�y. - Sta�o si�. Nast�pnym razem uwa�aj, gdzie chodzisz na grzyby. Dziecko trzeba zabra�. - Odda� ojcu? - zapyta�a matka z niepokojem. - W �adnym wypadku! Ale tu, w�r�d ludzi, te� zosta� nie mo�e. Jeszcze tego samego dnia czarownica zabra�a mnie do siebie, m�wi�c, �e lepiej by by�o, �eby matka nie zna�a miejsca mojego pobytu. W ten spos�b uratowa�a �ycie nie tylko mnie, ale ca�ej wiosce. Sama nie mia�a szcz�cia. Kiedy dwa dni p�niej przytuli�a mnie, ma�ymi, ale ostrymi pazurkami przeci�am jej t�tnic� szyjn�. By�a moj� jedyn� ofiar�, kt�rej �a�owa�am. Kobieta ta rozumia�a jedno - oddanie mnie ojcu oznacza�oby, �e stan� si� taka jak on. Zwierz�ciem z odrobin� ludzkich uczu� skazanym na rych�� �mier� z jego r�ki. Zamiast tego znalaz�am si� w �e�skim zakonie zapomnianej bogini. Niewielka cz�� wychowanek stawa�a si� kap�ankami, wi�kszo�� wyrusza�a w �wiat. Wszystkie by�y w zakonie od urodzenia i �adna nie wiedzia�a, sk�d pochodzi. Z wyj�tkiem mnie. Niemal od urodzenia rozumia�am ludzk� mow� i wi�kszo�� tych rzeczy, kt�rych dziecko uczy si� dopiero po roku �ycia. Mia�am dobr� pami��. Niestety, wi�za�y mnie te� ograniczenia ka�dego ludzkiego dziecka. Nie umia�am chodzi� ani m�wi�. Uczy�am si� jednak szybciej od r�wie�niczek. Po pi�ciu latach mog�am uchodzi� ju� za dobrze rozwini�t� siedmioletni� dziewczyn�. Wtedy dowiedzia�am si�, czego naprawd� uczy si� w zakonie. By�y�my �wiczone do walki. Ka�dego rodzaju. Oczekiwano od nas du�ej sprawno�ci fizycznej i koncentracji si�y �yciowej. Wi�za�o si� to z wieloma godzinami �wicze� i medytacji. Wa�ne by�y te� umiej�tno�ci umys�u. Wszystkie uczy�y�my si� ze starych ksi�g w r�nych staro�ytnych j�zykach. Poznawa�y�my zio�a i wiedz� medyczn�. Siostry obdarzone zdolno�ciami do u�ywania Mocy bra�y dodatkowo lekcje u starej czarownicy. Musia�y�my si� nauczy� kontrolowa� nasze reakcje i kierunkowa� zdolno�ci. Pami�tam, �e czarownica by�a zdziwiona rodzajem drzemi�cej we mnie si�y. Nie da�o si� jej umiejscowi� ani w g�owie, ani w d�oniach. Zdawa�a si� wyp�ywa� z ca�ego cia�a. Nauczycielka dobrze wiedzia�, czyj� c�rk� jestem, ale mog�am te� by� kompletnym beztalenciem po matce. O moich zdolno�ciach dowiedzia�a si� przypadkiem, kiedy chc�c si� wymkn�� nad jezioro rankiem, podnios�am z ziemi k��by mg�y, przez kt�r� nie by�o wida� dalej ni� na metr. Kiedy mia�am szesna�cie lat, uzna�am, �e umiem ju� dosy� i poprosi�am o pozwolenie opuszczenia klasztoru. Udzielono mi go w pewnym sensie. - Jeste� wyj�tkowo krn�brna, moje dziecko - powiedzia�a matka prze�o�ona. - Utemperujemy ci� troch�. P�jdziesz na nauk� do Tragharta. - Kto to taki? - zapyta�am, chocia� dobrze wiedzia�am. - To czarownik, pustelnik mieszkaj�cy na skraju �wiata. Od dawna prosi� o kogo� do sprz�tania i pomocy w eksperymentach. Jest ju�, niestety, niem�ody. Tam szybko dowiesz si�, jak ma�o naprawd� umiesz - to m�wi�c wywo�a�a tunel przestrzenny i podaj�c mi ma�e zawini�tko i pergamin wepchn�a mnie do� bez po�egnania. W istocie Traghart by� stary, ale na m�j widok odm�odnia� o dwie�cie lat. Oczywi�cie, nie mia� zamiaru niczego mnie uczy�. Chcia� kuchty, ale nic z tego nie wysz�o, bo nie znosz� tej roboty. Mia�am zupe�nie inne plany. Wiedzia�am, �e jako "dziewicza istota" nie znajd� dost�pu do pe�ni swojej mocy. To by� pierwszy problem, kt�ry wsp�praca z Traghartem mia�a rozwi�za�. Aby nie nadwer�a� swoich oczu hipnoz�, par� razy przesz�am si� pod jego oknem w czasie, gdy moje jedyne odzienie suszy�o si� na sznurku. �adny mi pustelnik. Zachowywa� si� jakby nie widzia� kobiety od kilkuset lat. Z biegiem dni m�odnia� te�, ale i chud�. No c�, m�j organizm domaga� si� po�ywienia po diecie w klasztorze. Teraz kwit�am, a on, cho� coraz m�odszy i, musz� przyzna�, przystojniejszy, traci� si�y. Do ko�ca nie wiedzia�, co si� dzieje. Kt�rego� dnia okaza�o si�, �e s�o�ce bardzo go razi i zosta� w ��ku. Wieczorem by� zdr�w jak ryba. Przez rok uczy� mnie wszystkiego, co umia�, cho� ju� nie z w�asnej woli. Kiedy uzna�am, �e wystarczy, o �wicie zakopa�am go pod krzewem ja�owca. To go skutecznie zatrzyma�o w miejscu spoczynku. Na zako�czenie edukacji teoretycznej przes�a�am pozdrowienia matce prze�o�onej. Podobno na widok mego podarku straci�a rozum. By� to wyj�tkowo pi�kny okaz "rzekomej tarantuli", to znaczy czarnego w�ochatego paj�czka z ludzk� g�ow�. Chyba oczywiste, �e mia� on jej w�asne oblicze. Tak wi�c maj�c lat siedemna�cie wyruszy�am w �wiat. By� to �wiat w sam raz dla mnie. Tak si� bowiem z�o�y�o, �e kr�lowa Amathe po odrzuceniu propozycji ma��e�stwa z ksi�ciem Berem, oburzona jego zachowaniem, rozes�a�a obwieszczenia o zaci�gu do wojska za godziw� zap�at�. Nie mia�am poj�cia, co to jest ta godziwa zap�ata. W og�le nie orientowa�am si� w sprawach pieni�dzy, bo nigdy ich nie u�ywa�am. Nie wiedzia�am te�, jak wygl�da zwyk�y cz�owiek. Kiedy takiego zobaczy�am, przekona�am si�, jak bardzo jestem inna. Sz�am na wsch�d os�oni�ta przed s�o�cem peleryn� z wielkim kapturem. Pod spodem kry�am z pozoru delikatn�, ale naprawd� solidn� zbroj� ze smoczej sk�ry. Wygl�da�am jak ka�da adeptka mojej szko�y. Po przej�ciu kilku wiosek dotar�am do miasta, kt�re wydawa�o mi si� du�e. W istocie by�o to najwi�ksze miasto na zach�d od granic kr�lestwa. Teoretycznie ziemia niczyja, lecz praktycznie kr�lowa mia�a tu wiele do powiedzenia. Podoba�o mi si�, �e ludzie mijaj�cy mnie patrz� na mnie z szacunkiem i boja�ni�. Wesz�am do niewielkiej tawerny, oczy wszystkich zwr�ci�y si� na mnie. - Czym mog� s�u�y�, szlachetna pani? - zapyta� t�usty karczmarz k�aniaj�c si� nisko. - Zechciej, pani, usi���. Zaraz podam wino i czego zapragniesz. - Szukam noclegu. Znajdzie si� co�? - stara�am si� m�wi� cicho, ale i tak s�yszano mnie na ca�ej ulicy. - Zanim odpowiesz, przynie� wino i chleb - tym razem stara�am si� m�wi� jeszcze ciszej. - Oczywi�cie, wielmo�na. Miejsce si� znajdzie. Zawsze trzymamy pok�j dla specjalnych go�ci. Czy d�ugo raczysz, pani, zaszczyca� nas swoj� obecno�ci�? - Wystarczaj�co d�ugo, �eby znudzi�o ci si� m�wienie do mnie "wielmo�na pani", cz�owieku - w tym momencie oczy jego rozb�ys�y. Rzuci�am na st� niewielki agat, jeden z wielu w mojej sakiewce. - To na pocz�tek. - Pani, nie mog� wzi�� od ciebie... - nie doko�czy�. W drzwiach z du�ym hukiem stan�o trzech uzbrojonych m�czyzn. Nie przestraszy�am si�. Pomy�la�am tylko, �e kto� musia� widzie� mnie wcze�niej i donie�� o niecz�owieku w mie�cie. Myli�am si�. - Pani, pozwolisz z nami? Kasztelan chcia�by ci� go�ci�. Ta n�dzna dziura nie jest ciebie godna - powiedzia� najwi�kszy i wygl�daj�cy na najg�upszego. - Nie p�a�, czcigodna, temu zb�jowi. W jego napojach wi�cej wody ni� wina, a chleb podaje ten sam od tygodnia. Poza tym z rozkazu kr�lowej cz�onkinie zakonu s� naszymi go��mi. - Skoro tak m�wisz, cz�owieku. Ruszy�am za nimi w kierunku zamku, kt�ry widzia�am ju� wchodz�c do miasta. Dow�dca ma�ego oddzia�u trzyma� si� ode mnie z daleka. nawet gdybym chcia�a, nie si�gn�abym go r�k�. Wi�c nie by� g�upi. Wiedzia�, �e mo�emy pozna� wszystkie my�li cz�owieka przez dotyk. Ale nie ja. Ludzki umys� by� mi obcy. W�wczas. - Witaj, pani. Wybacz �mia�o��, ale jak ci� zwa�? - zapyta� na wst�pie kasztelan. A sk�d�e mia�am wiedzie�? - Tak, jak to w�a�nie czynisz, kasztelanie. Wybacz, lecz wola�abym nie wyjawia� ci imienia - zdziwiony, po chwili rozci�gn�� usta w u�miechu. Lepiej, �eby tego nie robi�. - C� to za zarz�dzenie kr�lowej, o kt�rym s�ysza�am? Obawiam si�, �e moja ignorancja w sprawach �wiata jest ca�kowita. Wr�ci�am w�a�nie z zachodnich rubie�y. Niewielu tam ludzi. - Tak, z pewno�ci�. Mia�a� tam pewnie, pani, powa�niejsze sprawy ni� nasze niewielkie nieporozumienia - powiedzia� z ironi�. Zmiesza� si� zaraz. Spu�ci� oczy. - Dziwnie jest rozmawia� z osob�, kt�rej twarzy si� nie widzi. - Na pewno, niestety tak musi zosta�. Nie przysz�am tu na pogaduszki. Co to za zarz�dzenie? - Kr�lowa szuka pomocy przeciw p�nocnemu ksi�stwu. B�dzie wojna. I to nied�ugo. Rzadko si� spotyka czarownice na zachodzie. Dlatego zostaniesz z pewno�ci� dobrze przyj�ta. - Co s�dzisz o szansach na zwyci�stwo? - Czy od tego uzale�niasz decyzj�? A mo�e chcesz wi�cej zarobi�? - Po co ten popis inteligencji? Ani jedno, ani drugie. Po prostu jestem ciekawa. - C�, trudno powiedzie�. Ksi��� ma podobno w dow�dztwie wielkiego wojownika - wspania�ego stratega, a do tego krwio�ercz� besti�. Kr�lowa ma tylko wojsko, ale za to najlepsze. To na pewno b�dzie interesuj�ca walka. Mo�liwe, �e twoja obecno�� przechyli szal� na nasz� stron�. - Nasz�? - Kr�lowej. Mnie jest wszystko jedno, kto b�dzie mn� rz�dzi�, tylko �e nast�pny w�adca mo�e ��da� wi�kszych podatk�w, a te, kt�re s�, ju� wystarczaj�co mnie obci��aj� - przyzna� szczerze kasztelan. - W ka�dym razie by�bym wdzi�czny, gdyby� szybko opu�ci�a m�j gr�d i uda�a si� do stolicy. Je�eli nie dzisiaj, to jutro o �wicie. - Czy�by twoja go�cinno�� mia�a granice? Dobrze wi�c. Podaj mi kierunek i ...
GAMER-X-2015