WIKTOR KO�UPAJEW PRAWO DO POWROTU Po�rodku okr�g�ej jasno o�wietlonej sali w mi�kkich, wygodnych fotelach siedzia�o czterech m�czyzn. - Oszale� mo�na od tej ciszy - powiedzia� Ego, najm�odszy cz�onek za�ogi "Kleopatry". Chudy, wysoki, z czarn� czapk� g�stych wij�cych si� w�os�w. Wczepiony palcami w oparcie siedzia� z tak� min�, jakby w nast�pnej chwili co� mog�o go wyrwa� z fotela i rzuci� w pustk�, z dala od budz�cych zaufanie �cian statku. - Oszale� mo�na... - powt�rzy� cicho. Stis pochyli� si� nad pulpitem chc�c w��czy� jak�� muzyk�, ale Royd powstrzyma� go kr�tkim ruchem r�ki. - Nie trzeba. Jemu potrzebna jest teraz muzyka ludzkich s��w, muzyka ludzkich my�li. Royd by� staruszkiem i wszyscy uznali w nim dow�dc�, cho� na statku nie powinno by�o by� dow�dcy. Stis bez s�owa skin�� g�ow� i zn�w odchyli� si� w krze�le. - Chodzi mi po g�owie tylko jedna my�l - powiedzia� Bimon, czwarty cz�onek za�ogi. - �e Oni ju� tu dotarli. Pierwsz� cz�� programu chyba wykonali�my? - Popatrzy� pytaj�co na Royda. - Zapytaj Ega... - Ja To czuj� - powiedzia� Ego otrz�sn�wszy si� z odr�twienia. - Przez ca�y czas wyczuwam obecno�� czego� lepkiego, obrzydliwego, wrogiego. Zobaczy�, by To, us�ysze�, dotkn��... �eby mo�na by�o strzela� z blastera, my�le�, szuka� wyj�cia ze �lepej uliczki. Ale to nie wiadomo co. Jak mo�na walczy� z nie wiadomo czym? - A wi�c wed�ug ciebie Oni ju�. tu s�? - zapyta� Royd i wzdrygn�� si� napotkawszy wzrok Ega. Oczy Ega m�wi�y, �e gdyby by� sam, wiedzia�by, co ma zrobi�. Nieraz w ci�gu swego d�ugiego �ycia Royd styka� si� z takim spojrzeniem i nagle jego tak�e ogarn�� strach. Ale Royd umia� panowa� nad sob�. Ego odwr�ci� si�. - A co ty o tym my�lisz, Stis?... Stis za�mia� si� nerwowo: - Cha-cha-cha! Przecie� Oni s� ju� nie tylko tu. Oni s� wsz�dzie. Mo�e nawet dotarli ju� na ziemi�. Odnale�li j� i teraz wszyscy po�piesznie ucz� si� robi� harakiri. Cha-cha-cha! - Dzieci te�? - cicho zapyta� Royd. - N-nie, n-nie - Stis przy�o�y� r�ce do ust. - Wybaczcie. Dzieci nie powinny si� z tym zetkn��. Wybaczcie mi. Zamilk� na chwil�; potem powiedzia� spokojniej: - Ale oni ju� tu s�. Naprawd� tego nie czujecie? Naprawd� tylko ja sam?... - Oni ju� tu s�. Nie ma w�tpliwo�ci - powiedzia� Bimon: - Kiedy wylecieli�my z Ziemi, ju� by�o wiadomo, �e tu b�d�. Przypuszczenie potwierdzi�o si�, i tyle. - Po co pytasz o to, Royd? - zapalczywie wykrzykn�� Ego. - Przecie� wszyscy o tym wiedz�. Czy�by� nie czu�?... - Chcia�em wiedzie�, jak to odczuwa ka�dy z nas. Przecie� �adne przyrz�dy nie rejestruj� Ich obecno�ci, a koniecznie trzeba si� dowiedzie�, co to takiego. Kwadrans temu posadzili "Kleopatr�" na planecie o um�wionej nazwie "Agrikola-4". W�a�ciwie Agrikola by�a to nazwa gwiazdy, dooko�a kt�rej obraca�o si� siedem planet. Na czwartej mie�ci�a si� nie sterowana baza Ziemian - to znaczy baza z zapasami �ywno�ci, wody, energii, aparatur� - s�owem, z tym wszystkim, czego potrzeba cz�owiekowi do �ycia. Automaty monotonnie bada�y planet�: rejestrowa�y temperatur�, ci�nienie, poziom promieniowania. Agrikola-4 nadawa�a si� do skolonizowania. Nie by�a zamieszkana tylko dlatego, �e odkryto j� zaledwie przed dwudziestu laty. Pi�� lat temu powinna by�a wyl�dowa� na niej pierwsza specjalna ekspedycja, kt�ra da�aby jednocze�nie pocz�tek planowanemu badaniu i zasiedlaniu planety. Ale mniej wi�cej w tym czasie w kontrolowanym przez Ziemi� kosmosie pojawi�o si� To. Pocz�tkowo w odleg�o�ci stu osiemdziesi�ciu parsek�w, w jednym - jedynym miejscu, a potem od razu w kilku. Ziemia znalaz�a si� w centrum umownej sfery, poza kt�rej granicami panowa�o co� wrogiego dla cz�owieka, co� niezrozumiaiego, nieuchwytnego, a przez to jeszcze straszniejszego. Sfera nieub�aganie kurczy�a si�. Na razie obejmowa�a jeszcze kosmos opanowany przez cz�owieka. Liczne dalsze ekspedycje nie wytrzymawszy walki z nieznanym katapultowa�y si� na Ziemi�. Inne milcza�y. Rada Ziemi podnios�a alarm. Teraz na ekspedycje wyruszyli starannie sprawdzeni ludzie, zr�wnowa�eni psychicznie, gotowi walczy� do ko�ca i katapultowa� si� na Ziemi� tylko wtedy, gdy dalsza walka z nieznanym nie b�dzie mie� sensu. Ludzie mogliby si� obroni�, ale To by�o nieuchwytne, a pojawia�o si� ju� w odleg�o�ci stu parsek�w od Ziemi. "Kleopatra" by�a jednym z wielu statk�w, kt�re Ziemia rzuci�a na spotkanie niebezpiecze�stwu. Za�oga mia�a dwa zadania: dowiedzie� si�, czy To pojawi�o si� w rejonie gwiazdy Agrikola, co stanowi�oby niezbity dow�d, �e co� wrogiego kontynuuje w�dr�wk� w kierunku Ziemi, i spr�bowa� ustali�, co to jest. Dop�ki Ziemia tego nie zna�a, nie umia�a si� broni�. Trzy miesi�ce temu "Kleopatra" startowa�a na Agrikol�. Jeszcze nie wychodzili ze statku. - Mo�emy natychmiast katapultowa� si� na Ziemi� powiedzia� Royd. - Nikt nie nazwie nas za to tch�rzami, bo do tej pory nikt nie umia� sobie z Nimi poradzi�. Po prostu powi�kszymy liczb� ludzi, kt�rzy nie dali sobie rady. Uradowany Stis przechyli� si� do przodu, potem przygryz� warg� i odchyli� si� w krze�le z oboj�tn� min�. Bimon pokr�ci� g�ow�. Ego g��biej wcisn�� si� w krzes�o, tak �e wida� by�o tylko jego poblad�� twarz. - Wszystko jedno, czy b�dziemy tu siedzie�, czy te� wyjdziemy ze statku. Oni przenikaj� wsz�dzie. Wol� wyj��. Kto ze mn�? - zapyta� Bimon. Nikt si� nie poruszy�. Niech idzie Royd. On widzia� tyle rzeczy... - P�jdzie Ego - powiedzia� Royd. - Nikt go nie mo�e zmusi�! - krzykn�� Stis. - Sam si� musi zmusi�. Id�, Ego. Royd w��czy� ekrany okr�nej obserwacji. "Kleopatra" sta�a w samym �rodku ogromnej polany pokrytej brunatn� w czarne plamy - traw�. W odleg�o�ci pi�ciuset metr�w zaczyna� si� ko�lawy las. - Dojd�cie do skraju lasu i zawracajcie. - W glajderach? - z trudem wymawiaj�c s�owa zapyta� Ego. - Nawet ekran si�owy nie chroni przed Nimi - powiedzia� Royd. - Po co wi�c glajdery. - Jeste�my tu jak muchy na czystym stole, mucha, nad kt�r� zawis�a gotowa do uderzenia r�ka - mrukn�� Stis. -Gdzie si� nie ruszysz, i tak przytrza�nie: - Wypadk�w pe�nego zniszczenia baz nie by�o. Jeste�my po prostu wypierani. Chod�my, Ego, weso�ku. Jeszcze za�piewamy twoj� piosenk� - Bimon wyprostowa� si�. U�miecha� si� pokazuj�c nieskazitelnie bia�e z�by. - We�miemy blastery? - zapyta� Ego. - Jako� pewniej z nimi. - We�miemy... cho� jak mi si� zdaje, nie b�dziemy mieli z nich �adnego po�ytku. Ale skoro b�dziesz si� czu� z nimi pewniej, we�miemy. Ja zawsze nosz� ze sob� to - rozpi�� ko�nierzyk koszulki. Na jego piersiach, na cieniutkim �a�cuszku, wisia�o co� w rodzaju medalu. - Amulet? - u�miechn�wszy si� krzywo zapyta� Stis. - Sybilla... Mog�a to by� �ona, narzeczona, przypadkowa znajoma, a nawet c�rka. Royd nic nie powiedzia�, pomy�la� tylko. �e on nigdy nie mia� czego� takiego. A szkoda. Stis usiad� przy pulpicie steruj�cym si�owymi polami ekranizuj�cymi. Dziesi�ciometrowy klosz z takiego pola przykrywa� Ega i Bimom. Ani jedno �ywe stworzenie nie mog�o przeze� przenikn��, ani jeden przedmiot. Kiedy Bimon u�miechn�� si�, Stisowi zrobi�o si� l�ej na duszy. Trzeba trzyma� si� w gar�ci, nie rozkleja�. Dop�ki m�czy�ni szli po trawie, sterowanie si�owym kloszem nie stanowi�o �adnego problemu. Ale je�li wejd� w las... Zreszt� nie wejd�. Powinni doj�� jedynie do jego skraju. Royd manipulowa� d�wigienkami steruj�cymi aparatur� analizuj�c�. Je�li to co� obcego, wrogiego pojawi si� obok Ega i Bimona, powinien zmieni� si� obraz p�l fizycznych. Je�li to my�l�ca materia, powinny wyst�pi� anomalie w polu �wiadomo�ci. Obraz p�l fizycznych nie zmienia� si�, je�li za� chodzi o pole �wiadomo�ci, to sprawa by�a bardziej skomplikowana. My�li zdenerwowanych ludzi deformowa�y pole. Bimon szed� nieco w przedzie. Ego ledwie nad��a� za nim. W r�kach ka�dego z nich znajdowa� si� blaster. Dwie wysokie figury na tle szkaradnego lasu. Bimon jest szerszy w ramionach. Jego krok jest d�u�szy i pewny. Ego z przyjemno�ci� idzie za nim, dobrze jednak by�oby wysun�� si� do przodu, gdy� za plecami obrzydliwy ch�odek. Zreszt� wszystko jedno - i tak zaraz co� si� stanie. Zdradziecka cisza. Bimon op�dza si� od jakich� skacz�cych na wysoko��, cz�owieka owad�w. Ego pozosta� o dziesi�� krok�w w tyle za Bimonem i zn�w, jak na statku, poczu�, jak osacza go co� lepkiego, nieprzyjemnego. Zn�w zaczyna si� tortura strachu. To co� zn�ca si� nad nim, bawi si� nim jak kot mysz�. Oto Bimon zwolni� kroku. - Bimom poczekaj... Id�cy w przedzie m�czyzna zatrzyma� si�, obejrza�. Twarz Ega pokrywa�a blado��. Tam na statku Stis wyszepta�: - Znikn�� by... - Ty si� �miejesz, Stis - z trudem wymawiaj�c s�owa powiedzia� Royd. Ego podni�s� r�ce, jakby przys�ania� g�ow�. Bimon ruszy� w jego stron� ogl�daj�c si� na las. W tej samej chwili rozleg�o si� g�o�ne: - Cha-cha-cha I tak kilka razy. Znik�d i od razu zewsz�d. Ego nie wytrzyma� i nacisn�� spust blastera. W zenit polecia�a kr�tka b�yskawica. Ego jakby straci� g�ow�, kr�c�c si� w miejscu ci�� powietrze b�yskawicami. Chichot usta�. - Co to mog�o by�? - wci�� jeszcze trz�s�c si� ze zdenerwowania zapyta� Ego. Lew� r�k� ociera� pot z czo�a. - Rozumiesz, znikn�o! Zabi�em To! Zabi�em To! Prawda, Bimon? - Nie wiem - odpowiedzia� Bimon. Napi�cie min�o. Analizatory p�l fizycznych obs�ugiwane przez Royda nie zareagowa�y. Nie by�o to wi�c nic materialnego, mo�e jakie� nie znane ludziom fale, gdy� pole �wiadomo�ci zdeformowa�o si�. Ale deformacj� t� m�g� wywo�a� strach ludzi, gdy us�yszeli chichot. Bimon splun��, pokr�ci� si� w miejscu i powiedzia�: - Strach ma wielkie oczy. To po prostu mog�o by� jakie� zwierz�. Przecie� tu musz� by� jakie� zwierz�ta. Co o tym my�lisz, Royd? - Du�e zwierz�ta to tu s�, ale czy potrafi� one chichota�, czy te� nie, tego nie wiemy - odpowiedzia� Royd. - Chcia�bym, �eby to by�o To - powiedzia� Ego. Niechby to by�o To. Wied...
GAMER-X-2015