KRZYSZTOF KOCHA�SKI D. L. Net WIECZ�R. Ognisko przygas�o, lecz nie dorzucali chrustu. Czekali, a� zasypane w popiele ziemniaczane bulwy dojrzej� od �aru, kt�rego poblask rozja�nia� ciemno�� czerwon� mgie�k�. Od jeziora wia� lekki wiatr, nios�c zapach tataraku, wyj�tkowo g�sto porastaj�cego brzegi. Norton wsta�. Jego wysoka, wysportowana sylwetka odcina�a si� cieniem na tle lasu. - Trzeba wygrzeba� ziemniaki - powiedzia� do kobiety. - Skocz� po s�l. - My�la�am, �e wzi��e� - odpar�a, zadzieraj�c do g�ry g�ow�. Siedzia�a na trawie. Obejmowa�a ramionami zgrabne nogi, podkulone pod brod�. - A ja my�la�em, �e ty wzi�a�. - Cz�owiek jest istot� my�l�c� - skomentowa�a z u�miechem. M�wi�a powoli, leniwie. Mia�a du�o czasu. Oboje mieli. - Id� - rzek� Norton i odwr�ci� si�. Domek letniskowy znajdowa� si� nad jeziorem, tak blisko wody, �e wygl�da� jak wielka ��d�, wyrzucona przez fale na brzeg. Drewniany a� po dach, niski, w istocie tak� ��d� przypomina�. Norton wszed� do �rodka, nie zapalaj�c �wiat�a. Wynajmowa� ten domek od lat, wi�c doskonale zna� po�o�enie ka�dej szafki. Przekroczy� pr�g kuchni. - S�l, s�l... - wymamrota� i nagle zamilk�. Zastyg� wp� kroku, gdy� wyda�o mu si�, �e przed nim poruszy� si� jaki� cie�. Nim zd��y� cokolwiek uczyni�, co� uderzy�o go bole�nie w twarz, a� zach�ysn�� si� w�asnym oddechem. Przy nast�pnym uderzeniu upad� na wznak, machaj�c bezradnie r�kami i nogami. Gdy wreszcie zdo�a� si� odwr�ci� i spr�bowa� czo�ga� w kierunku wyj�cia - to co� z ciemno�ci pochwyci�o go za nog�. Na pr�no pr�bowa� si� uwolni�, chwyta� rozpaczliwie mebli. To by�o silniejsze, ci�gn�o go ku sobie, jak drapie�ne zwierz� przyci�ga zdobycz. Norton wszed� do �rodka, nie zapalaj�c �wiat�a. Wynajmowa� ten domek od lat, wi�c doskonale zna� po�o�enie ka�dej szafki. Przekroczy� pr�g kuchni. - S�l, s�l... - wymamrota� i nagle zamilk�. Zastyg� wp� kroku, gdy� wyda�o mu si�, �e tu� przed nim poruszy� si� jaki� cie�. Cisza. Post�pi� o krok i nagle zahaczy� o co� ramieniem. By�o to tak niespodziewane, �e omal nie upad�, chocia� uderzenie nie by�o silne. Zakl�� i nagle zda� sobie spraw�, �e to co�, w co uderzy�, znajdowa�o si� na samym �rodku kuchni, w miejscu, gdzie niczego by� nie powinno. Gdzie na pewno niczego nie by�o, gdy wychodzili z Carolyn piec ziemniaki. Sam bra� te ziemniaki, by� wi�c pewien, �e dziewczyna nie przestawi�a �adnego mebla. Wyci�gn�� ostro�nie r�k�, trafiaj�c na tward�, g�adk� powierzchni�. Co� trzasn�o - jakby p�kaj�ce drewno - i Norton poczu� pod d�oni� ruch. Odskoczy� instynktownie, przez moment wpatrywa� si� w mrok, wreszcie si�gn�� do kontaktu. Zab�ys�o �wiat�o. To by� chrz�szcz biegacz. Je�li mo�na to oceni� po wystaj�cej z pod�ogi po�owie cia�a. Tyle �e zamiast swoich zwyczajnych trzydziestu milimetr�w d�ugo�cci mierzy� ze dwa metry. Jego ciemnofioletowe ubarwienie l�ni�o metalicznie w �wietle lampy, a czu�ki porusza�y si� nerwowo. Ciemne, wy�upiaste oczy na g�owie owada wygl�da�y jak galaretowate naro�la. Z wy�amanej w pod�odze dziury wystawa�y tylko cztery odn�a, reszta, ca�y tylny segment, najszerszy i najwi�kszy, tkwi� pod deskami. Chrz�szcz poruszy� si�, a� zatrzeszcza�o, pr�buj�c wydoby� si� z wy�omu. Ostre szcz�koszczypce, s�u��ce do szatkowania po�ywienia, zastuka�y przy tym, jakby pr�bowa�y pochwyci� zdobycz. Norton sta� jak zahipnotyzowany, wpatruj�c si� w monstrum. Wreszcie powolnymi krokami wycofa� si� z kuchni. Zamkn�� dok�adnie drzwi, nie zdaj�c sobie sprawy z leniwej staranno�ci swoich ruch�w. Wszed� do �rodka nie zapalaj�c �wiat�a. Wynajmowa� ten domek od lat, wi�c doskonale zna� po�o�enie ka�dej szafki. Przekroczy� pr�g kuchni. - S�l, s�l... - wymamrota� i po omacku si�gn�� na p�k�. Natrafi� d�oni� na solniczk�. - Mam ci� - szepn��, �ciskaj�c pojemnik jak cenn� zdobycz. Wychodz�c, dok�adnie zamkn�� za sob� drzwi, nie zdaj�c sobie sprawy z leniwej staranno�ci swoich ruch�w. - D�ugo ci� nie by�o - powiedzia�a Carolyn. Patykiem rozgarnia�a popi� i wybiera�a ziemniaki z �aru. Norton oboj�tnie wzruszy� ramionami. Nieoczekiwanie Carolyn wyprostowa�a si�, zagl�daj�c mu z niepokojem w oczy. - Widzia�am, jak trzykrotnie wchodzi�e� do domku - oznajmi�a. Patrzyli na siebie w milczeniu tak d�ugo, jakby zapomnieli, o czym m�wili. Jaki� wypalony patyk strzeli� w ognisku i nagle �wierszcze, jak na sygna�, ponownie podj�y prac� stroicieli. - Nic o tym nie wiem - rzek� Norton. - Jeste� pewna? - Nie m�wi�abym, gdyby by�o inaczej. Obj�� Carolyn ramionami, by�a ni�sza od niego o g�ow� i czu� pod brod� �askotanie jej w�os�w. Wtuli�a twarz we flanelow� koszul�, ciep��, mi�kk� w dotyku, a potem, gdy podnios�a g�ow�, zapragn�a, by j� poca�owa�. Nie zrobi� tego. - My�lisz, �e to anomalia? - zapyta�. - Chyba �e po co� wraca�e�... - Nie wraca�em. Wzi��em s�l i to wszystko. - Wchodzi�e� trzy razy - powt�rzy�a Carolyn. U�miechn�a si� niepewnie, dostrzegaj�c zmarszczone brwi Nortona. - Nie przejmuj si� tak! Przecie� to tylko anomalia, jedna z wielu. - Denerwuje mnie, �e nie wiem, co si� tam wtedy dzieje! Ostatnio zbyt cz�sto zdarzaj� si� anomalie. Odsun�a si�, robi�c min�, kt�ra mia�a go rozbawi�. - Dawaj t� s�l - powiedzia�a. - Bierzmy si� za ziemniaki, zanim wystygn�. - Pyta�em, czy zauwa�y�a�, jak cz�sto... - Ka�dy to zauwa�a i co z tego? Czy mo�esz co� na to poradzi�? - Nie mog�. I to te� mnie denerwuje. - A mnie nie. �wiat jest, jaki jest. - Kiedy� by� inny. - Och, przesta� ju�! To mia� by� przyjemny wiecz�r przy ognisku. Norton przykucn�� i rozpostar� r�ce tu� nad gor�cym popio�em. Trzyma� je tak d�ugo, jak d�ugo m�g� wytrzyma�, dop�ki nie zacz�a piec sk�ra na d�oniach. - Wiecz�r b�dzie przyjemny - rzek�. - B�dzie jeszcze wiele r�nych przyjemnych chwil. Przynajmniej dop�ki Sie� jako� sobie radzi. OBUDZI� J� prawie o �wicie, ledwie wzesz�o s�o�ce. - Chod� do kuchni - powiedzia�. - Oszala�e�! Sam sobie zr�b �niadanie - odpar�a, przewracaj�c si� na drugi bok. Si�� �ci�gn�� j� z ��ka. Narzuci�a na siebie szlafrok, ju� rozbudzona, zaciekawiona. Norton mia� r�ne dziwactwa, jak ka�dy m�czyzna, kt�ry jest co� wart, ale nigdy zachowywa� si� w ten spos�b bez powodu. - Czujesz co�? - zapyta�. Rozejrza�a si� po kuchni. - Co? - Nic nie czujesz? - Co� jakby �mierdzi. - �mierdzi! - �achn�� si�. - Cuchnie jak w zarzyganym pokoju twojego wujka. - Ale� jeste� mi�y - obruszy�a si�. - Bo nie da si� tu wytrzyma�! - Rzeczywi�cie - skrzywi�a si� z niesmakiem. - Trzeba otworzy� okna. Zr�b przeci�g. Id� si� ubra�. Wr�ci�a do pokoju, zamykaj�c za sob� drzwi. Mia�a wra�enie, �e zapach dociera z kuchni, wi�c otworzy�a okno, a gdy to nie pomog�o, wysz�a przez nie na werand�. Cz�sto tak robi�a. Wci�� pami�ta�a jak niegdy�, ca�� wieczno�� temu, by�a star� kobiet�, kt�rej cia�o nie s�ucha�o ju� polece� neuron�w i mo�e dlatego teraz zwyk�e pokonywanie przeszk�d sprawia�o jej wielk� przyjemno��. Pami�� i poczucie pewno�ci, �e tamto nigdy nie powr�ci. Niekt�rzy zdawali si� nie pami�ta�, �yli dniem dzisiejszym. Ona nie zapomnia�a. Podobnie jak Norton - co zreszt� bardzo ich zbli�y�o, jak tylko si� poznali. Byli pi�kni, m�odzi i bogaci, lecz okaza�o si�, �e tutaj - gdzie wszyscy s� tacy - to naprawd� niewiele. Dop�ki nie trafili na siebie. A i teraz czasami zastanawiali si�, sk�d to poczucie niedosytu, przeci�gaj�ce si� chwile znudzenia. Szczeg�lnie Norton lubi� takie rozwa�ania. By� bardziej ostro�ny w s�dach ni� ona. Jej wystarcza�o pi�kno �wiata, w kt�rym �y�a, ale odnosi�a wra�enie, �e jemu nie. Mo�e dlatego, �e umar� m�odo, nagle i bez b�lu. Nie by� stary. Chory. Nigdy nie czu� tej rozpaczliwej pustki na widok m�odych roze�mianych twarzy wok� siebie. W kieszeni szlafroka znalaz�a grzebie�. Wyj�a go i rozczesywa�a w�osy, podziwiaj�c krajobraz. Nad wod� jeziora zalega�a mg�a, czyni�c niewidocznym przeciwleg�y brzeg. Gdyby nie czubki drzew wystaj�cych ponad mgielny ca�un, mog�aby odnie�� wra�enie, �e stoi si� na granicy �wiata, poza kt�r� nie ma nic. Ka�dy �wiat ma swoje granice, powiedzia� kiedy� Norton. Mia� na my�li sw�j �wiat. Ale powiedzia�: ka�dy. Ko�czy�a czesa� w�osy, gdy z kuchni dobieg� ha�as. Stuk by� tak nag�y i g�o�ny, �e drgn�a nerwowo. R�bie drewno do kominka - pomy�la�a, nim zda�a sobie spraw�, �e nie czas na to. Wskoczy�a do pokoju, zgrabnie jak sportsmenka, opieraj�c si� d�oni� o framug�. Norton sta� na �rodku kuchni z siekier� w r�kach i r�ba� pod�og�. Obok le�a� szpadel. Wci�� �mierdzia�o, cho� okno otwarte by�o na o�cie�. - Oszala�e�! - To st�d, spod pod�ogi - nie zwr�ci� uwagi na jej ton. St�kn�� z wysi�ku i wymierzy� deskom kolejny cios. - Przesta�! - zdenerwowa�a si�. - Peter, o co chodzi? Wyprostowa� si� i opu�ci� siekier�. Na jego czole l�ni�y kropelki potu. - St�d dochodzi ten fetor - powiedzia�. - Mam wra�enie... Nie! Wiem, �e to ma zwi�zek z wczorajsz� anomali�, musz� si� dowiedzie� jaki. Carolyn zbli�y�a si� do okna, gdzie odpychaj�ca wo� nie by�a tak intensywna. - Po co? - spyta�a po prostu. Spokojnie, bez z�o�ci. Spojrza� na ni� ze zniecierpliwieniem. - Jak mo�esz tego nie rozumie�? Obok nas dziej� si� r�ne dziwaczne rzeczy. Nie chcesz wiedzie�, o co chodzi? - Mo�e i chc�, ale to tylko ciekawo��, Peter, zwyk�a ludzka ciekawo��. Czy nie potrafisz jej okie�zna�? - Nie widz� sensu. - A ja nie widz� sensu w roztrz�saniu tego, co nieuniknione. - Bo si� boisz. Obawiasz si�, �e wtedy, gdy b�dziesz wiedzia�a, nie b�dzie ci ju� tak dobrze w naszym raju. - A ty si� tego nie obawiasz? - Mnie jest �le, gdy nie mog� pami�ta� swojego �ycia. - Norton odrzuci� siekier�, przykl�kn�� i r�kami powyrywa� resztki desek. W pod�odze zia�a metrowej �rednicy dziura. Dom nie by� podpiwniczony, mia� lekk� konstrukcj� i sta� na niskim fundamencie z przerw� dylatacyjn� bezpo�rednio nad pia...
GAMER-X-2015