DEAN KOONTZ Drzwi do grudnia CZʌ� PIERWSZA SZARY POK�J �RODA 2.50 - 8.00 1 Laura sko�czy�a si� ubiera�, podesz�a do drzwi frontowych i zobaczy�a, �e samoch�d patrolowy Departamentu Policji Los Angeles w�a�nie hamuje przy kraw�niku. Wysz�a z domu, zatrzasn�a drzwi i pospiesznie ruszy�a chodnikiem. Ostre kolce zimnego deszczu przybija�y noc do miasta. Nie zabra�a parasola. Nie pami�ta�a, do kt�rej szafy go wetkn�a, i nie chcia�a traci� czasu na szukanie. Grzmot przetoczy� si� po ciemnym niebie, ale Laura ledwie zauwa�y�a ten z�owieszczy odg�os. Jej serce wali�o tak mocno, �e zag�usza�o wszelkie nocne ha�asy. Czarno-bia�e drzwi po stronie kierowcy otwar�y si� i wysiad� umundurowany policjant. Zobaczy� j�, wsiad� z powrotem, si�gn�� ponad fotelem i otworzy� przednie drzwi po stronie pasa�era. Zaj�a miejsce obok niego i zatrzasn�a drzwi. Zimn�, dr��c� d�oni� odgarn�a wilgotny kosmyk w�os�w z twarzy i wsun�a za ucho. W�z patrolowy pachnia� silnie sosnowym �rodkiem dezynfekuj�cym i s�abo wymiocinami. - Pani McCaffrey? - zapyta� m�ody policjant. - Tak. - Nazywani si� Carl Quade. Zawioz� pani� do porucznika Haldane'a. - I do mojego m�a - przypomnia�a zaniepokojona. - Nic o tym nie wiem. - Powiedziano mi, �e znale�li Dylana, mojego m�a. - Na pewno porucznik Haldane wszystko pani wyja�ni. Zakrztusi�a si�, zakaszla�a, potrz�sn�a g�ow� z obrzydzeniem. - Przepraszam za ten smr�d - powiedzia� Quade. - Dzisiaj wieczorem zatrzyma�em faceta za jazd� po pijanemu i zachowywa� si� jak �winia. To nie od fetoru jej �o��dek kurczy� si� i skr�ca�. Mdli�o j�, poniewa� kilka minut temu otrzyma�a wiadomo�� przez telefon, �e znale�li jej m�a, ale nie wspomnieli o Melanie. A je�li Melanie nie by�o z Dylanem, to gdzie by�a? Zagin�a? Nie �yje? Nie. Nie do pomy�lenia. Laura zakry�a usta d�oni�, zacisn�a z�by, wstrzyma�a oddech i czeka�a, a� md�o�ci ust�pi�. - Dok�d... dok�d jedziemy? - zapyta�a. - Do domu w Studio City. Niedaleko. - Czy tam znale�li Dylana? - Je�li pani powiedzieli, �e go znale�li, to pewnie tam. - Jak na niego trafili? Nawet nie wiedzia�am, �e go szukacie. Na policji powiedzieli mi, �e nie zajmuj� si� takimi sprawami... to nie nale�y do ich jurysdykcji. My�la�am, �e ju� nigdy wi�cej go nie zobacz�... ani Melanie. - Musi pani porozmawia� z porucznikiem Haldane'em. - Widocznie Dylan obrabowa� bank czy co� w tym rodzaju. - Nie potrafi�a ukry� rozgoryczenia. - Kradzie� dziecka matce nie wystarczy, �eby zainteresowa� policj�. - Prosz� zapi�� pas. Nerwowo gmera�a przy pasie, kiedy odje�d�ali od kraw�nika. Quade zawr�ci� na �rodku opustosza�ej, smaganej deszczem jezdni. - Co z Melanie? - zapyta�a Laura. - Jak to? - Z moj� c�rk�. Nic jej nie jest? - Przepraszam. O tym te� nic nie wiem. - Czy by�a z moim m�em? - W�tpi�. - Nie widzia�am jej od... prawie od sze�ciu lat. - Sp�r o opiek�? - Nie. On j� porwa�. - Naprawd�? - No, prawnicy nazwali to odebraniem opieki, ale dla mnie to by�o po prostu porwanie. Gniew i �al znowu ni� zaw�adn�y, kiedy pomy�la�a o Dylanie. Pr�bowa�a pokona� te emocje, st�umi� w sobie nienawi��, poniewa� nagle dozna�a niezwyk�ego wra�enia, �e B�g na ni� patrzy, �e j� os�dza i je�li dostrze�e w niej nienawi�� lub negatywne my�li, w�wczas postanowi, �e nie zas�uguje na odzyskanie c�reczki. Szale�stwo. Nic nie mog�a poradzi�. Strach doprowadza� j� do szale�stwa. I tak os�ab�a ze strachu, �e przez chwil� nawet nie mia�a si�y oddycha�. Dylan. Laura zastanawia�a si�, jak to b�dzie znowu stan�� z nim twarz� w twarz. Co m�g�by jej powiedzie�, �eby wyt�umaczy� swoj� zdrad� - i co ona mog�aby mu powiedzie�, �eby nale�ycie wyrazi� w�ciek�o�� i b�l? Dr�a�a przez ca�y czas, ale teraz zacz�a gwa�townie dygota�. - Dobrze si� pani czuje? - zapyta� Quade. - Tak - sk�ama�a. Quade nie odezwa� si�. Z w��czonym kogutem na dachu, ale bez syreny p�dzili przez sieczon� deszczem wschodni� cz�� miasta. Kiedy przeje�d�ali przez g��bokie ka�u�e, woda pryska�a na obie strony, upiornie fosforyzuj�ca, niczym spienione bia�e kurtyny rozst�puj�ce si� przed nimi. - Ona ma teraz dziewi�� lat - powiedzia�a Laura. - To znaczy moja c�rka. Nie mog� panu poda� dok�adnego rysopisu. Bo kiedy j� ostatnio widzia�am, mia�a tylko trzy latka. - Niestety nie widzia�em �adnej dziewczynki. - Jasne w�osy. Zielone oczy. Gliniarz nie odpowiedzia�. - Melanie musia�a by� z Dylanem - rzuci�a desperacko Laura, rozdarta pomi�dzy rado�ci� a przera�eniem. Tak bardzo si� cieszy�a, �e znowu zobaczy Melanie, i tak bardzo si� ba�a, �e dziewczynka nie �yje. Laura cz�sto �ni�a, �e znajduje okropnie zmasakrowane zw�oki c�rki. Teraz podejrzewa�a, �e powracaj�cy koszmar oka�e si� proroczy. - Ona musia�a by� z Dylanem. Przecie� by�a z nim przez te wszystkie lata, sze�� d�ugich lat, wi�c dlaczego nie teraz? - Dojedziemy za kilka minut - poinformowa� j� Quade. - Porucznik Haldane odpowie pani na wszystkie pytania. - Nie budziliby mnie o wp� do trzeciej nad ranem, nie wyci�galiby z domu w �rodku burzy, gdyby nie znale�li te� Melanie. Na pewno j� znale�li. Quade skupi� si� na prowadzeniu samochodu, a jego milczenie by�o gorsze od wszelkich s��w. Wycieraczki szoruj�ce po przedniej szybie nie mog�y ca�kowicie oczy�ci� szk�a. Lepka warstewka wilgoci zniekszta�ca�a �wiat za oknem, wi�c Laura mia�a uczucie, jakby jecha�a przez sen. D�onie jej si� poci�y. Wytar�a je o d�insy. Czu�a krople potu �ciekaj�ce spod pach, sp�ywaj�ce po bokach. Mdl�cy supe� w �o��dku zacisn�� si� mocniej. - Czy ona jest ranna? - zapyta�a. - O to chodzi? Dlatego nie chce pan nic o niej powiedzie�? Quade zerkn�� na ni�. - Naprawd�, pani McCaffrey, nie widzia�em w tamtym domu �adnej dziewczynki. Niczego przed pani� nie ukrywam. Laura osun�a si� w fotelu. Zbiera�o jej si� na p�acz, ale powstrzymywa�a si� z ca�ej si�y. �zy to przyznanie, �e straci�a wszelk� nadziej� na odnalezienie �ywej Melanie, a gdyby straci�a nadziej� (kolejna szale�cza my�l), dos�ownie by�aby odpowiedzialna za �mier� dziecka, poniewa� (jeszcze wi�kszy ob��d) mo�e dalsz� egzystencj� Melanie, podobnie jak Blaszanego Dzwoneczka z "Piotrusia Pana", podtrzymywa�a jedynie sta�a i �arliwa wiara. Laura zdawa�a sobie spraw�, �e tkwi w szponach cichej histerii. Sam pomys�, �e dalsze istnienie Melanie zale�y od wiary i opanowania jej matki, by� solipsystyczny i irracjonalny. Niemniej uchwyci�a si� tej my�li, prze�kn�a �zy, zmobilizowa�a ca�� wiar�, jak� zdo�a�a z siebie wykrzesa�. Wycieraczki stuka�y monotonnie, deszcz b�bni� g�ucho po dachu, opony sycza�y na mokrym asfalcie, a Studio City wydawa�o si� r�wnie odleg�e jak Hongkong. Zjechali z Bulwaru Ventura w Studio City, osiedlu o chaotycznej architekturze: domy w stylu hiszpa�skim, tudorowskim, kolonialnym, Cape Cod i postmodernistycznym sta�y st�oczone jeden przy drugim. Osiedle nazwano po starym studiu filmowym Republic, gdzie przed nastaniem telewizji nakr�cono wiele niskobud�etowych western�w. Wi�kszo�� nowych mieszka�c�w Studio City stanowili scenarzy�ci, malarze, arty�ci, rzemie�lnicy, muzycy i fachowcy wszelkich rodzaj�w, uchod�cy z wolno, lecz nieub�aganie podupadaj�cych dzielnic takich jak Hollywood, kt�rzy obecnie toczyli walk� o styl �ycia z dawnymi w�a�cicielami dom�w. Oficer Quade zatrzyma� si� przed skromnym wiejskim domem w spokojnym zau�ku, obsadzonym nagimi w zimie drzewami oraz india�skim laurem o bujnym listowiu. Kilka pojazd�w parkowa�o na ulicy, mi�dzy innymi dwa musztardowo-zielone fordy sedany, dwa inne czarno-bia�e i szara furgonetka z god�em miasta na drzwiach. Lecz inna furgonetka przyci�gn�a uwag� Laury, poniewa� na podw�jnych tylnych drzwiach mia�a wypisane s�owo KORONEK. O Bo�e, nie. Prosz�, nie. Laura zamkn�a oczy i pr�bowa�a sobie wm�wi�, �e to jest tylko sen, z kt�rego telefon wyrwa� j� tak bezwzgl�dnie. Przecie� wezwanie na policj� mog�o stanowi� cz�� koszmaru. W takim razie Quade r�wnie� nale�a� do koszmaru. I ten dom. Laura obudzi si� i wszystko zniknie. Ale kiedy otworzy�a oczy, furgonetka koronera ci�gle tam sta�a. Okna domu przes�ania�y ci�kie kotary, lecz ca�y front sk�pany by� w ostrym �wietle przeno�nych lamp �ukowych. Srebrzysty deszcz siek� uko�nie przez jasny blask, dr��ce cienie targanych wiatrem zaro�li pe�za�y po �cianach. Umundurowany policjant w pelerynie pe�ni� wart� przy kraw�niku. Drugi policjant sta� pod daszkiem os�aniaj�cym drzwi frontowe. Mieli za zadanie odstrasza� ciekawskich s�siad�w i innych gapi�w, chocia� p�na pora i fatalna pogoda wykona�y za nich ca�� robot�. Quade wysiad� z samochodu, ale Laura nie mog�a si� ruszy�. Kierowca nachyli� si� do niej i powiedzia�: - To tutaj. Laura kiwn�a g�ow�, ale wci�� siedzia�a bez ruchu. Nie chcia�a wej�� do domu. Wiedzia�a, co tam znajdzie. Melanie. Martw�. Quade odczeka� chwil�, potem obszed� samoch�d i otworzy� drzwi. Wyci�gn�� do niej r�k�. Wiatr nap�dza� grube krople zimnego deszczu do wn�trza samochodu. Quade zmarszczy� brwi. - Pani McCaffrey? Pani p�acze? Nie mog�a oderwa� wzroku od furgonetki koronera. Kiedy samoch�d odjedzie z ma�ym cia�em Melanie, zabierze ze sob� tak�e nadziej� Laury i pozostawi jej przysz�o�� r�wnie martw� jak c�rka. G�osem dr��cym tak silnie, jak targane wiatrem listki na krzewach laurowych, powiedzia�a: - Pan mnie ok�ama�. - H�? Hej, wcale nie, naprawd�. Nie chcia�a na niego patrze�. Wci�gn�� powietrze przez z�by z dziwacznym ko�skim prychni�ciem, niezbyt stosownym w danych okoliczno�ciach, i powiedzia�: - No tak, mamy tutaj spraw� zab�jstwa. Znale�li�my kilka cia�. Wezbra� w niej krzyk i chocia� go powstrzyma�a, st�umione napi�cie bole�nie pali�o j� w piersi. Quade szybko ci�gn��: - Ale pani c�reczki tam nie ma. Nie znale�li�my jej zw�ok. Przysi�gam, �e nie by�o cia�a. Laura wreszcie odwzajemni�a jego spojrzenie. Wydawa� si� szczery. Nie mia�o sensu ok�amywanie jej teraz, skoro za chwil� i tak pozna prawd�. Wysiad�a z samochodu. Quade wzi�� j� za rami� i poprowadzi� po chodniku do drzwi frontowych. Deszcz b�bni� ponuro niczym werble w procesji pogrzebowej. ...
GAMER-X-2015