10394.txt

(51 KB) Pobierz
Ian Watson

Zimne wiatło

    Niewštpliwie jest to jedna z typowych ironii losu, żeby człowiek z wadš wzroku spędził wiele długich lat na 
studiowaniu sztucznego owietlenia. Jednak
mój przyjaciel John Ingolby był również wybitnym duchownym. Do czasu, kiedy ukazała się jego ksišżka, John 
zaszedł już wysoko w hierarchii Kocioła Anglikańskiego.
Został biskupem Porchester.

    Koci w tym czasie przeżywał doć trudny okres. Z jednej strony usychał na skutek apatii, z drugiej był 
osaczony przez fundamentalistyczny ewangelizm,
nieprzyjemnie goršczkowy i histeryczny. Miedzy tš Scyllš a Charybdš sterowała nowa liberalna teologia, która - 
jak się spodziewano - tchnie nowe życie
i nowoczesnš myl humanistycznš w zmurszałš instytucje.

    Jednak nie bez oporu!

    Już jeden z nowych biskupów - który publicznie odrzucił naukę o Niepokalanym Poczęciu - został 
intronizowany w atmosferze skandalu i protestów. Po dwóch
dniach w miejsce uroczystoci - starš katedrę, najpiękniejszy okaz architektury gotyckiej w kraju - trafił piorun i 
ogień strawił jej transept. Według
relacji grom spadł z jasnego nieba, a był tak potężny, że piorunochrony okazały się niewystarczajšce. Prasa 
popularna natychmiast dostrzegła w tym rękę
Boga, a czeć tradycyjnie nastawionego duchowieństwa poparła to wyjanienie meteorologicznego fenomenu. 
Katedra została zbezczeszczona takš intronizacjš
i Bóg zareagował. Ale Bóg jest, oczywicie, miłosierny, podpaliwszy wiec swój dom następnie pozwolił 
zmasowanym brygadom straży pożarnej ugasić ogień i
uratować większš czeć budowli.

    Przedstawiciele liberalnego duchowieństwa wydawali owiadczenia tłumaczšce, że pożar był dziełem 
przypadku i potępiajšce prymitywne przesšdy. Ta sama
katedra była przecież w swojej historii trzykrotnie poważnie uszkodzona przez ogień - w ostatnim przypadku, 
przed stu laty, podpalenie było, nawiasem mówišc,
skutkiem ówczesnej dysputy teologicznej.

    Najzawziętszy krytyk nowego biskupa w szeregach duchowieństwa stanowczo odrzucił takie wykrętne 
wyjanienia. Zdegustowany, publicznie wystšpił z Kocioła
Anglikańskiego i wstšpił do Greckiego Kocioła Prawosławnego, który, jak sama nazwa wskazuje, stoi twardo 
na straży nauki, rytu, i liturgii.

    W kilka miesięcy póniej wybuchł nowy skandal.

    Radykalnie nastawiony dziekan i wykładowca teologii został zatrudniony jako prezenter do wielkiego nowego 
serialu telewizyjnego "W poszukiwaniu Boga".
Kiedy zbliżała się data emisji pierwszego odcinka, dziekan wyjawił w wywiadzie, że nie wierzy wżycie 
pozagrobowe, ani w zmartwychwstanie Chrystusa, ani,
jeżeli o to chodzi, w "obiektywne" istnienie Boga. "Bóg" jest personifikacjš moralnej wiadomoci ludzkoci, 
owiadczył.

    Podniosła się fala protestów.

    I naturalnie pierwszy odcinek "W poszukiwaniu Boga" nie został wywietlony znów z powodu kataklizmu 
zwišzanego z elektrycznociš - tym razem natury
przemysłowej. Elektrycy telewizyjni skorzystali z okazji, żeby zaprotestować przeciwko jakim zmianom w 
godzinach pracy.

    Spór został wkrótce zażegnany i w dwa dni póniej sieć telewizyjna nadała ów wyłšczony odcinek zamiast 
meczu piłki nożne. Tymczasem jednak w gazetach
ukazały się już nagłówki: Grom z jasnego nieba odbiera mowę dziekanowi-ateicie. Chociaż dalej drobny druk 
wyjaniał, że chodzi o nie zapowiedziany strajk,
to jednak wielkie litery sugerowały, że niezbadane sš drogi boże w posługiwaniu się elektrycznociš.

    Taka reklama potężnie zwiększyła liczbę widzów programu, który w ornych okolicznociach wiele osób 
mogłoby zlekceważyć. Do tego stopnia, że "dziekan-ateista"
poczuł się zobowišzany do poprzedzenia drugiego odcinka krótkim osobistym wstępem, w którym kokieteryjnie 
stwierdził, że jeżeli Bóg nie istnieje, to nie
mógł wymylić lepszego sposobu na skłonienie ludzi do poszukiwania go.

    W takiej to włanie naładowanej elektrycznociš atmosferze ukazała się ksišżka Johna Ingolby'ego, 
zaskakujšc mnie najpierw swoim tytułem, a potem podejciem
do tematu.

    Tytuł brzmiał "Religia i historia owietlenia". Najbardziej szokujšcy jednak był sposób, w jaki ksišżka - 
niczym siedemnastowieczny wiersz metafizyczny
- łšczyła dwie pozornie odległe sprawy: historie owietlenia z historiš owiecenia religijnego.

    Mojš pierwszš mylš było, przyznaje, że jaki ekstrawagancki wydawca skłonił Johna do przerobienia całej 
ksišżki pod kštem modnej problematyki.

    Bšdmy szczerzy. Powiedzmy, że kto jest zbieraczem podstawek pod kufle. Wówczas ich historia Jest dla 
niego czym pasjonujšcym - dla niego i kilku
setek podobnych entuzjastów. Jeżeli jednak kto taki napisze "Historie podstawek pod kufle", to musi się liczyć 
z faktem, że ksišżka nie stanie się bestsellerem
i nie sprzeda się w milionowym nakładzie.

    Łuczywo w neolitycznych jaskiniach, tłuszcz i knot w niedwiedziej czaszce, fenickie wiece woskowe, 
rzymskie lampy oliwne, elżbietańskie latarnie,
wiece z wielorybiej ambry z zapachem wawrzynu, wiece z knotem z sitowia, Herr Wintzler owietlajšcy Pall 
Mall latarniami gazowymi, koszulka żarowa Welsbacha,
przyćmione lampy elektryczne De la Rue z roku 1820, włókno węglowe Josepha Swana, łuk węglowy Davy'ego, 
Edison, para rtęci, acetylen, neon... Fascynujšce!
A jednak ilu chatnych zechciałoby przebrnšć przez trzysta stron czego takiego?

    John ustalił ton od pierwszego zdania. "Pragnęlimy wiatła - napisał - żeby pokonać lęk". Dalej porównywał 
postępy wiadomoci religijnej z rozwojem
techniki sztucznego owietlenia: od wczesnego szamanizmu do pogaństwa; od "wiatła wiata" chrzecijaństwa 
do redniowiecznego mistycyzmu; od Ciemnych
Wieków do nowoczesnego owiecenia czyli radykalnej teologii. Sugerował bezporedni zwišzek między tymi 
dwiema dziedzinami - owietlenie miało wpływać na
wierzenia religijne, te za na technika owietleniowš.

    John znakomicie połšczył migotliwy blask wiec i niesamowite cienie jak duchy przebiegajšce po 
ówczesnych pokojach; kopcšce lampy i stosy Inkwizycji;
łagodne, stosunkowo jasne lampy ze szklanymi kloszami szwajcarskiego chemika Aime Arganda, które 
uwieńczyły Wiek Owiecenia, jasne, dajšce jednolite wiatło
lampy naftowe i pragmatyczne wiktoriańskie chrzecijaństwo.

    Na poparcie swojej tezy John zgromadził kolekcja rzadkich cytatów z takich autorytetów jak wity Augustyn i 
mistrz Eckhart, Jacob Btihme i Kierkegaard,
Tillich i Hans Kung. Rozdział o redniowiecznych witrażach i mistycznych kultach miłlenarystycznych był 
mistrzowski i poprzedzał go - anachronicznie, jak
poczštkowo sšdziłem - słynny fragment z Shelleya:

    Życie, niby kopuła szkła wielobarwnego

    Plami niezłomnie białš wietlistoć Wiecznoci...

    Ale póniej, na końcu rozdziału znajdował się dalszy cišg cytatu nie znany większoci ludzi i zrozumiałem:

    ...Aż mierć rozdepcze je w okruchy.

    A co z owietleniem z końca dwudziestego wieku - nie wspominajšc już o wiatłowodach, laserach, 
hologramach - i nowš, ateistycznš, radykalnš teologiš
bez życia pozagrobowego?

    I co z przyszłociš? Przyszłociš, którš John widział w ujarzmieniu "zimnego wiatła": bioluminescencji 
bakterii, fosforescencji robaczków więtojańskich
i ryb głębinowych, które wytwarzajš ogromne iloci chemicznego wiatła przy minimalnym zużyciu energii i 
bez wydzielania ciepła. Co z zimnym wiatłem następnego
stulecia, które musi nadejć po jasnym, ale goršcym i pożerajšcym kilowaty wietle naszej ery? Jaka będzie 
wtedy teologia?

    Moim pierwszym przypuszczeniem było, jak już wspomniałem, że wydawca wymógł na Johnie, żeby 
przerobił ksišżka w kierunku większej sensacyjnoci.

    Moim drugim przypuszczeniem, kiedy wniknšłem głębiej w religijne rozważania Johna było, że postanowił 
opowiedzieć się po stronie radykalnej teologii,
że zdecydował sio wystšpić w barwach kocielnej awangardy.

    Ale czy rzeczywicie? W jakich barwach on właciwie występował?

    Gazety przecigały się nawzajem. Biskup Ingolby jest bluniercš i powinien być natychmiast pozbawiony 
wieceń! Biskup Ingolby jest uczonym mistykiem,
dšżšcym do podporzšdkowania techniki teologii! Był i tym, i tym.

    Niewštpliwie stał się nagle sławny. "Religia i histeria owietlenia" rozchodziła się w wielkiej liczbie 
egzemplarzy i spora czeć z nich była zapewne
czytana. Pojawiły się podkoszulki z obrazkiem żarówki i tekstem WŁĽCZ I PRZEJRZYJ.

    Przejrzyj. Żeby zobaczyć co? Że ciemnoć wszechwiata jest pusta? Czy też, że jest tam wszystko? A może, 
że jest tam co nieprzewidzianego?

    Tyle w charakterze prologu do dziwnych i przerażajšcych wydarzeń, które nastšpiły póniej...

   "Pałacyk Biskupa" w Porchester był w istocie dużym gregoriańskim domem otoczonym trawnikiem i 
krzewami położonym w połowie drogi miedzy stacjš kolejowš
a ruinami zamku. Zachodnie skrzydło budynku powięcone było administracji diecezji. Wschodnie skrzydło 
było prywatnš domenš Johna, gdzie gospodarstwo domowe
dzierżyła w swoich rękach pani Mott, która przychodziła codziennie skoro wit i chodziła wieczorem po kolacji, 
bo John nie był żonaty.

    Większoć spraw domowych podlegała pani Mott - gotowanie, sprzštanie, dranie itd. Ale owietlenie 
poszczególnych pomieszczeń we wschodnim skrzydle było
wyłšcznym dziełem Johna i pod tym względem połowa jego "pałacu" przypominała żywe muzeum.

    Kuchnię owietlały żarówki elektryczne, małš prywatnš kaplica wielkie wiece, jadalnia lampy gazowe, 
biblioteka neonowe wietlówki. Prócz tego liczne
nieużywane urzšdzenia owietlajšce stały albo wisiały wszędzie wokół: rzymskie gliniane lampki oliwne, lampy 
górnicze, zachodnioindyjskie dziurkowane tykwy
na robaczki więtojańskie...

    Kiedy w kilka miesięcy po publikacji ksi...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin