W�adys�aw Stanis�aw Reymont Przed �witem - Kt�ra godzina? - Wybi�a ju� dziesi�ta. - W tej chwili bije... s�ysz� wyra�nie. - To tylko ostatnie echa d�wi�cz� w korytarzach. - ...Cztery, pi��! - I deszcz pluszcze w rynnach. - ...Siedem.. zaraz umrze godzina... osiem... powstrzyma�, siostro, powstrzyma�... dziewi��... boj� si�, przechodzi nieub�aganie... dziesi��. Ju� jej nie ma... ju� wpad�a w wieczno��... ju� jej nic nie powr�ci... nic... Jak mi jej �al! Czy siostrze nie �al tych godzin pomar�ych? - W Bogu jest wszystko. - Czy siostrze nie �al tych ludzi, tych drzew i zwierz�t pomar�ych? - "We mnie zmartwychwstaniesz wszystek" - rzek� Pan. - Rzek� Pan... - powt�rzy� jak echo. - Chrze�cijanin powinien w to wierzy�. - Wierz�... ale... ale mi �al... - szepn�� trwo�nie i oczy jego nas�czy�y si� powstrzymywanymi �zami. - Ale mi �al umar�ych lat... - powt�rzy� cicho i zatopi� oczy w mroku zalewaj�cym szpitaln� izb�. Bia�y kornet siostry chwia� si� w ciemno�ci niby skrzyd�a... a pod nim wyst�powa�y ostro z cieni�w jej r�ce, bia�e, d�ugie, rozmodlone r�ce... Ziarna r�a�ca spada�y monotonnie z dziwnym, przejmuj�cym szelestem. - ...I tych, kt�re umr� do ko�ca �wiata! Poruszy� si�, poczu� jej wzrok w sobie - ostry wzrok czuwania, kt�ry czarnym, l�ni�cym promieniem przenika� mroki i spada� mu na czo�o gor�cym poca�unkiem. Milczenie doko�a, cisza mr�cych godzin, cisza tych lepkich, przyczajonych do �cian cieni�w, w�r�d kt�rych �y�y jedynie i czyha�y jej spojrzenia mi�osierne, oczy lito�ci. Przez otwarte drzwi wida� by�o sal� szpitaln�, bia�y go�ciniec smutku, zatopiony w bolesnym �wietle oliwnych lampek, kt�re rozkr��a�y ropi�ce smugi na g�owy chorych. - Usn�� i nie zbudzi� si�, usn��... Ale sen nie przychodzi�, wi�c znowu otwiera� oczy i �lizga� si� nimi po �cianach, po komecie siostry, po jej r�kach zamodlonych i ton�� tam... w�r�d u�pionych b��dzi� Oddechy wszystkie s�ysza�... j�ki przez sen, bicia serc, dyszenia przyczajonej trwogi, nieme krzyki konaj�cych oczu, wo�ania przepadaj�cych. Bolesnym, okropnym rytmem brzmia�y te g�osy w jego sercu i rozpiera�y si� nieopowiedzianym b�lem. A potem zda�o mu si�, �e idzie wskro� tych �achman�w ludzkich, po tym �mietnisku dusz, wskro� p�acz�cych n�dz wszelkich... wskro� pustek nieobj�tych, w kt�rych �y�y tylko konaj�ce echa skarg. - I umar�e �ale... - I umar�e nadzieje... - I wszystek b�l cz�owieczy... - Ucieka�, ucieka�! - krzycza�o przera�enie i strach, i b�l go chwyci�, i wyrwa� z nico�ci, i trzyma� nad przepa�ciami, wczo�ga� si� w niego kolczastym, cielskiem, tarza� si� po jego wn�trzno�ciach i rozdziera� rozpalonymi pazurami. - Siostro! siostro! Nie, nie m�g� wo�a�, nie m�g� wyrwa� z siebie tego krzyku, nie m�g� si� poruszy�, tylko wo�a� ratunku oczyma przekrwionymi, krzycza� strachem i rozpacz�... umiera� w m�ce... a ona w g��bokiej kontemplacji przesuwa�a ziarna r�a�ca i ca�owa�a oczyma Chrystusow� twarz wisz�c� na �cianie. Czu�, �e umiera, �e chwila jeszcze... �e si� ju� ko�ysze nad kraw�dzi� nico�ci, �e si� stacza... zapada. Tak, to ona idzie przez izb� szpitaln�, ona... jakby ze zgaszonego �wiat�a ma utkan� szat�... umar�ych w�d ma oczy... bez dna przepa�cie, przera�aj�cy lej... otch�a�... idzie. Pochyla si� nad ��kami... idzie dalej... u�miechem promienieje... nie wida� ust ni twarzy, a ten okropny u�miech wyb�yskuje z niej, migoce nad g�owami konaj�cych, zape�nia szpital, wije si� w ciemno�ci jak b�yskawica zaguby... jak trupie �wiat�o... przenika mu serce, rozlewa si� po nim miliardami ostrych, zimnych, przera�aj�cych b�ysk�w... - �mier�! Nie! nie! - krzykn�� oszala�y i zerwa� si� z ��ka. Oprzytomnia�, bo znikn�o wszystko; zakonnica u�o�y�a go z powrotem i podawa�a lekarstwo. B�l przeszed�, a on le�a� w najwi�kszym bezw�adzie, jakby na dnie niepami�ci, i tylko przyczajonym wzrokiem b��dzi� po �cianach, czepia� si� rzeczywisto�ci, jak topielec wychyla� si� z g��bi i chwyta� �d�b�a nadziei z rozpacz�. Nie wierzy� jeszcze, �e �yje, nie wiedzia�, gdzie jest, a mo�e ju� tam... ob��kane groz� �mierci my�li k��bi�y si� w nim chaosem widm, k��bem postrz�pionych obraz�w, fal�, kt�ra z �oskotem zawala�a si� i powstawa�a na nowo, zalewa�a go i pogr��a�a w coraz bole�niejszy ��k. - Jestem? Jestem?... - powstawa�o w nim pytanie, a potem obraz szpitala i zakonnicy, i sprz�t�w utrwala� si� coraz silniej na fali powichrzonych my�li, pokrywa� rozpr�enie, t�umi� chaos i trwa�. - Siostro!... - rzuci� l�kliwie, jakby w pr�ni�, pewien, �e odpowie mu milczenie. Stan�a przy nim. Patrza� na ni� jak na majak w�asnej wyobra�ni, jak na cie� w�asnych pragnie� i my�li. - Ciemno, ciemno... - szepn�� rozgl�daj�c si� trwo�nie. - Roz�wietl� lamp�! Drgn�� ca�y; us�ysza� wyra�nie: to by� g�os z zewn�trz, z pewno�ci� to by� g�os �ywy; d�ugo milcza� i �u� rado�� stwierdzenia �ycia. - Czy ja spa�em?... - Bardzo mocno. Nie mia� ju� w�tpliwo�ci: to j� s�ysza�; ten g�os mi�kki, pieszczotliwy, d�wi�czny rozlewa� po nim radosne ciep�o istnienia. - Kt�ra godzina? - Jedenasta. - Spa�em ca�� godzin�. Tak, teraz wiem, �e jestem, wiem... Rozja�ni�a p�omie�, radosne �wiat�o zala�o pok�j, o�lizgiwa�o si� po �cianach, skrzy�o w mosi�nych ozdobach ��ka, uwypukla�o wszystkie kontury, wydobywa�o bar wy z bukietu stoj�cego przy ��ku, stwierdza�o jego podejrzliwie badaj�cym oczom - rzeczywisto��! Gdy mu podawa�a lekarstwo, pochwyci� jej r�ce i ca�owa� z najwy�szym uniesieniem szcz�cia. - Nie umar�em, siostro! �yj�! �yj�! Wyrwa�a mu r�ce i cofn�a si� w g��b pokoju, �eby ukry� dziwny, pomieszany ze �zami rado�ci rumieniec. On poczu� si� dobrze, b�l jakby si� w nim wyczerpa� i omdla� pod uderzeniem niezmiernego szcz�cia istnienia, tli� si� gdzie� w g��biach pami�ci, czyha�... Z lubo�ci� nieopowiedzian� poruszy� g�ow�, wyci�gn�� nogi, a nawet przegarn�� sobie w�osy; m�g� znowu porusza� sob� bez m�ki: to go wprawi�o w stan takiej b�ogiej, bezmy�lnej, dziecinnej rado�ci, �e zagwizda� walca, a potem chcia�o mu si� �piewa�, to m�wi�, sprzecza� si�, cho�by k��ci� nawet. - Czemu ona milczy? czemu si� nie odzywa do mnie?my�la� i patrza� na ni� tak d�ugo, przenikliwie, ostro, �e chocia� nie patrza�a, rumieniec znowu wype�z� spod kornetu i pokrywa� jej twarz. - Wie siostra, czuj� si� doskonale, tak dobrze, �e za par� dni si� wypisz� od was. Podnios�a g�ow� na mgnienie, �e tylko pochwyci�, wykrad� jej spojrzenie pe�ne �zawego l�ku i �a�o�ci ostrej. A jego przej�� gniew. Beczy, a nie m�wi. Czemu nie m�wi z nim? czemu nie patrzy? - Czemu siostra nie m�wi ze mn�? czemu siostra nie patrzy na mnie? - Modl� si�. - Mnie bardziej potrzebna jest siostra ni� Bogu. - Lepiej panu? - O, zupe�nie dobrze, zupe�nie, ale by�o strasznie, tak strasznie, �e ju� my�la�em... - Bez woli Boga nic si� nie stanie. B�g nie chcia� zabiera� jeszcze pana, to Jego �aska �wi�ta, �e pan nie umar� bez spowiedzi... Trzeba mu podzi�kowa� za to. - W jaki spos�b? - spyta� niepewnym szeptem. - Wyspowiada� si�. Zobaczy pan, �e choroba si� pr�dzej przesili, wzmocni pan �ask� dusz� i zwyci�y chorob�. - Nie, nie... po co?... Spowiada� si� i zdycha�! Nie, ja chc� �y�. Niech mi siostra nie wspomina o Bogu. Nie m�czcie mnie swoj� mityczn� kuk��... Nie trzeba mi przebaczenia ani lito�ci, mnie trzeba �ycia, a tego mi nie da ta wasza okrutna bajka, nie, bo wasz B�g jest bogiem z�a, ciemno�ci, choroby, nieszcz��... nie jest Bogiem �ywych! Gdzie m�ka, gdzie b�l, tam Go przyw��czycie, aby dobi� ofiar�. S�yszy siostra! Nienawidz� Go za wszystkie m�ki �wiata, za wszystkie �zy ludzkie przeklinam! Dusiciel dusz!... Tak! niechaj zdechn� na wieki, ale przeklinam! krzycza� tak rozdra�niony, �e ju� by� nieprzytomny, nie odrywa� oczu od �wiec�cych, mosi�nych ga�ek ��ka i kl��, krzycza� coraz g�o�niej, przeklina�. - Jezus! Cicho! Cicho! - i modlitewnymi, przera�onymi r�koma zakrywa�a mu usta, aby nie blu�ni�, ale chwyci� j� z�bami tak mocno, �e z krzykiem b�lu wyrwa�a r�ce i pad�a na kolana. - O Panie mi�osierdzia nieprzebranego! Zmi�uj si� nad nim! O Panie mi�o�ci, o Panie dobroci! Us�ysz wo�anie moje! Us�ysz �ebrz�cy g�os duszy mojej i przebacz mu! Przebacz mu, Panie, to m�ka ob��ka�a dusz� jego. O �wi�ty! o nie�miertelny, o Bo�e m�j, �zami serca, mi�o�ci�, b�lem, pokor� wo�am do Ciebie, przebacz! Zmi�uj si� nad nim! - wo�a�a dr��cym, g��bokim g�osem i sznury per�owych �ez p�yn�y z jej cudnych oczu, a twarz p�omieni�a si� najwy�sz� ekstaz� b�agania, mi�o�ci, rozpaczy i strachu. Trz�s�a si�, rozchwiana huraganem zgrozy i ca�� moc� uniesienia rzuca�a czyst� dusz� pod stopy Pana i krwi� serca �ebra�a zmi�owania dla niego. Oniemia�! Zwin�� si� w k��bek i wlepi� w jej twarz rozpalone oczy, prze�zawiony g�os przenika� go ogniem, rado�ci�, si��, a te �zy rozpaczy, jakie wylewa�a za niego, ten krzyk p�omienny duszy wierz�cej owiewa� go �arem dziwnym, lubie�nym ogniem chodzi� mu po ko�ciach, przy�piesza� bicie serca. Nie s�ysza� s��w, nie rozumia� ich, patrza� na ni�, na jej twarz cudn�, ca�owa� j� oczyma, obna�a� z twardego habitu, rozrywa� te szerokie pasy i r�a�ce, rozdziera� j� ca��, o�lizgiwa� si� po jej piersiach, obejmowa� biodra wydatne i rozszala�ym, nami�tnym czuciem wciska� si� w ni�, pogr��a�, topi� - by� w niej i mia� j� w sobie ca��... ca��... - Nie warto si� modli� za mnie! - wyszepta� z trudem, dysza� chwil� chrapliwym rz�eniem, bo ta o�lepiaj�ca, ohydna ��dza zapcha�a mu gard�o, st�umi�a g�os i tak roztrz�s�a go wewn�trznie, �e tchu z�apa� nie m�g�. Zakonnica usiad�a na dawnym miejscu i znowu monotonny, cichy szelest spadaj�cych z�am r�a�ca dr�a� w ciszy pokoju, a jej oczy, czuwaj�cej trwogi i smutku oczy, przeszklone nieobesch�ymi jeszcze �zami, pada�y na jego twarz poca�unkami... lub trwo�nie a g��boko spogl�da�y w okno ku stronie �wit�w, ale tam noc by�a jeszcze g�ucha i majaki dr��cych z zimna i potopionych w mrokach drzew, i z�owrogie, tajemnicze szepty ciemno�ci......
GAMER-X-2015