10025.txt

(15 KB) Pobierz
       Andrzej Zimniak
       Najd�u�sza Podr� Po�lubna
        
        Weselisko mieli�my dos�ownie szampa�skie - pienisty p�yn la� si� strumieniami wprost do gardzieli pilot�w pierwszej klasy doborowej kompanii dalekiego zwiadu kosmicznego, a�ich panie te� nie �a�owa�y sobie i�nie zostawa�y daleko w�tyle. Gdzie� ko�o p�nocy, gdy gwar mieszanych g�os�w sta� si� ju� nieco, mniej artyku�owany, z�p�yty lotniska, na kt�rej wszyscy siedzieli po turecku, wyd�wign�� w�gwia�dziste nieba sw�j pot�ny tors kapitan Wielema, poci�gaj�c za sob� �on� Wieled�.
        Kapitan wzi�� zamach i�cisn�� pe�n� butelk� szampana o�b�yszcz�cy kad�ub rakiety, a�bia�e strumyki cieczy rozkraczy�y si� na nim niby nogi plechowatych paj�k�w z�Aldebarana. Gdy wreszcie zrobi�o si� cicho, Wielema zagrzmia�:
        - Pp... pan m�ody ma g�os!!
        - Tak, Fallucjusie, powiedz co� na po�egnanie! - zawt�rowa�a piskliwie Wieleda.
        - Moi mili - zacz��em i�odchrz�kn��em. - Jeste�cie wszyscy kochani, u�wietniaj�c swoj� obecno�ci� tak pi�kne dla nas wydarzenie - tu wyci�gn��em d�o� do mojej �ony Hymelicji, kt�ra ra�no powsta�a, �l�c wok� promienne u�miechy. Jej ocz�ta b�yszcza�y, jak dwie supernowe na chwil� przed wybuchem.
        - Opu�cimy was teraz - g�os �onki by� o�tej p�nej porze ju� lekko zachrypni�ty, cho� wci�� kokieteryjnie melodyjny. - Chcemy...
        - He, he, to wiemy - wtr�ci� si� rubasznie Wielema. - I�wcale was nie zatrzymujemy, dobrze znamy moc �askotliwie k��liwej chuci, he, he! Ale zanim ulecicie na skrzyd�ach mi�o�ci, macie tutaj, na naszych oczach, dope�ni� u�wi�conego prastarym zwyczajem obrz�du... Zrobi�o si� zupe�nie cicho, tylko nocne chrz�szcze kl�ska�y w�ciemno�ci, kopuluj�c na nagrzanym korpusie naszego statku. Mesmeryczny dreszcz przebieg� mi kr�gos�up i�l�d�wie, gdy poczu�em na swoim biodrze chwytliw� d�o� Hymelicji.
        - ...czyli wypi� z�nami strzemiennego, jak to si� kiedy� m�wi�o, he, he!- doko�czy� kapitan. W�wygwie�d�one niebo buchn�� ch�ralny �miech, za� Wielema wyczarowa� sk�d� dwa p�kate kielichy na wysmuk�ych n�kach. Po wychyleniu ich rubinowej zawarto�ci zagra�y, w�duecie marsza Mendelssohna. To by�o tak, jakby kto� dola� mi do krwi ukropu. Ca�e towarzystwo zrobi�o si� raptem czerwone, a�Hymelicja - nawet �ososiowa. Zwini�t� w�kosmicznym ge�cie po�egnania pi�ci� pozdrowi�em zebranych, porwa�em nowiute�k�, apetyczn� �onk� i�jednym susem dopad�em do luku. Z�grzmotem przebili�my atmosfer� i�p�dzili�my z�rosn�c� pr�dko�ci� mi�dzygwiezdnym szlakiem mi�o�ci.
        
        Z rozkoszliwego b�ogostanu wzajemnego ob�apiania ockn�li�my si� dopiero w�okolicach Kasjopei - ten dra� Wielema musia� nam doda� do wina niez�ego lubczyku! Hymelicja przeci�gn�a si� przymilnie, najwidoczniej nie my�l�c jeszcze o�przyrz�dzaniu �niadania. Wtem klasn�a w�d�onie i�wskaza�a na �lepia monitor�w.
        - Pra�o�ce na Chutniku! To b�dzie cudowne!
        - Naprawd� tak s�dzisz? - spyta�em niezdecydowany. Kusi�a mnie wizja przyzwoitego posi�ku; na przyk�ad j�derka dmuchawnika w�migdalikowym sosie stanowi�yby niez�e danie.
        - Ale� taki Zaczniemy od Pra�o�c�w i�to zaraz!
        Nie by�o rady. Nago wskoczyli�my do urz�dzenia transformuj�cego, kt�re w�ci�gu nanosekund optymalnie dostosowa�o nasze cia�a do warunk�w panuj�cych na Chutniku, oczywi�cie uwzgl�dniaj�c tak�e miejscow� faunoflorofolklorystyke. Nast�pnie kana�em zmodulowanej przestrzeni opu�cili�my si� wprost w�magmowe oceany ja�niej�cej pod nami planety. By�o nie�le, nawet zupe�nie dobrze, chocia� czerwone, ci�kie fale mia�y temperatur� sze�ciu tysi�cy stopni. Wok� baraszkowa�y wielkie jak g�ry Pra�o�ce, rycz�c weso�o i�zion�c niebieskim ogniem. Sam rykn��em i��wawo zanurkowa�em, szukaj�c swojej samicy, bo ju� przenika�y mnie dra�ni�ce uk�ucia koncentrycznych dreszcz�w przedzap�odnieniowych. By�em w�doskona�ej kondycji, lubi�em to dziwne uczucie, kiedy ludzka �wiadomo�� nak�ada si� na fizjologi� i�odruchy innej formy �ycia, udost�pniaj�c niezwyk�� gam� wra�e�.
        - Tutaj jestem, Fallucjusie! - Hymelicja dudni�a jak wulkan. Jej ogromne, baniaste cia�o unosi�o si� swobodnie, otoczone gromad� ob�ych cielsk przypadkowych wielbicieli.
        - Ju� p�yn�! - zahucza�em i�rzuci�em si� do niej wskro� morza ognia i�lawy. Igie�kowate dreszcze zogniskowa�y si� gdzie� w�g�rnej cz�ci worka cia�a, a�za chwil� wstrz�sn�� mn� istny spazm rozkoszy, gdy dojrza�em cztery niewielkie wg��bienia w�g�owie mojej wybranki. Zespolili�my si�, a� lawa zagotowa�a si� wok�; otaczaj�cy nas pier�cie� rodzimych mieszka�c�w przez ca�y czas wydawa� g�uche grzmoty na cze�� nowo�e�c�w. Nie zwlekaj�c opu�cili�my Chutnika, a�pok�adowe urz�dzenie bezb��dnie przetransformowa�o nas z�powrotem na ludzi.
        - To by�o pi�kne, m�j kochany Fallucjusku! - Hymelicja zarzuci�a mi r�ce na szyj�.
        - Owszem, Hymciu z�otousta. Ale teraz pora na �niadanie - to m�wi�c wsun��em do stosu tace j�derek dmuchawnika.
        - Niech b�dzie - przysta�a nie bez oci�gania i�w�o�y�a przejrzysty jak rozbryzg �r�dlanej wody peniuar, nie si�gaj�cy jej nawet do p�pka. Jedli�my z�apetytem, nabieraj�c si� do dalszych ociekaj�cych s�odkim miodem dni i�nocy po�lubnego miesi�ca. Nie mog�em przewidzie� dalszego jego ci�gu, a�szkoda. Gdybym posiada� nie wynaleziony jeszcze w�tych czasach turystyczny antycypator futurystyczny i�gdyby jeszcze wszyto mi go w�lew� �ciank� wewn�trznej cz�ci �o��dka, na pewno odczu�bym md�o�ci i�skr�ci� podr�. Wtedy wszystko potoczy�oby si� normalnie: osiedliby�my na jakiej� spokojnej planecie z�r�owym s�oneczkiem, sp�odziliby�my ze dwa albo trzy tuziny potomstwa, ja bym oddawa� jej,pensje, a�ona by mi gotowa�a gulasz z�cz�onk�w orankutana, kt�rych to zwierz�t mn�stwo by pl�sa�o po zielonych ska�ach naszego seledynowego globu. Ale nie uprzedzajmy wypadk�w. P�ki co Hymcia poprzez pe�ne j�derek usta nuci�a ulubion� melodie, wspinaj�c si� pod sto�em bosymi stopami po moich kolanach i�udach. Nagle wyda�a nieartyku�owany d�wi�k i�skoczy�a do monitor�w.
        - Patrz, Falucjusie! - wykrzykn�a wreszcie, prze�kn�wszy straw�.
        - Nic takiego. Gwiazda - �u�em nadal spokojnie, cho� kark musn�� mi szpilkowaty dreszcz.
        - Przecie� to Canopullus Wielki z�rojem swoich wspania�ych planet, a�w ich liczbie Flik-Fluk-Uchatek i�Bajecja, na kt�rej �yj� Rozkoszniaki Wielkouste! Czy�by� ju� zd��y� zapomnie� o�naszych przednarzecze�skich wypadach?
        - Nie zapomnia�em - powiedzia�em zduszonym g�osem, wstaj�c. Czu�em wzbieraj�ce ��dze. - Chod� ju�! - Zaraz, chwileczk� - Hymelicja mocowa�a si� przez moment z�peniuarem, wreszcie cisn�a go na pod�og� i�wskoczyli�my oboje do czelu�ci urz�dzenia transformuj�cego.
        Na Flik-Fluk-Uchatku wszystko falowa�o ruchem posuwisto-zwrotnym i�mia�o d�ugie, spiczaste uszy: nibytrawy, niby-grzyby, niby-drzewa, niby-chmury i�ju� nie niby, ale prawdziwe Wchl�drzaki. Fajne one by�y: takie niby-ludziki, k�ad�y si� na ziemi, ma�e i��liczne, w�azi�y na siebie i�biebrzy�y. I�ja te� biebrzy�em. Robi�em to tak: wskakiwa�em na niby-Hymcie nogami i�od razu stawa�em si� lekki, leciutki, bo ca�y si� nadmuchiwa�em. Pie�ci�em jej cia�o swoimi delikatnymi stopami, przy czym czu�em coraz wi�ksz� przyjemno��, a�uszy moje ros�y, pot�nia�y i�stawa�y sztorcem. Wreszcie z�tych wilko�aczych uszu zaczyna�a lecie� substancja zap�adniaj�ca w�granulkach. Przy ka�dym trafieniu tak� granulk� w�cia�o niby-Hymci d�ga�a mnie rozkosz, a�gdy troch� substancji rozp�odowej dostawa�o si� do samej chl�dry, nasza wsp�lna ekstaza osi�ga�a szczyty wszelkich mo�liwo�ci. Tak trwali�my bez �adnych przerw w�stanie si�dmoniebia�skiej przyjemno�ci wiele godzin, a�w tym czasie granule uzupe�niane by�y sukcesywnie od ty�u przez roz�wiergotane niby-ptaszki, podobne do amork�w. Przerywa� musieli�my tylko z�g�odu, bo spo�ywanie posi�ku w�stanie permanentnej rozkoszy albo umniejsza przyjemno��, albo te� utrudnia trawienie.
        Kolejn� planet�, kt�r� odwiedzili�my, by�a Bajecja. Tam wsp�yli�my jako dorodne egzemplarze Rozkoszniak�w Wielkoustych w�spos�b zgo�a dla nas nietypowy, chocia� obserwowany w�zbli�onych wariantach nawet w�r�d ziemskiej fauny. Przez miliony lat ewolucji samiczy narz�d rozrodczy wr�s� przedstawicielkom tego gatunku tak g��boko w�cia�o, chowaj�c si� zapewne przed niesprzyjaj�cymi warunkami zewn�trznymi, �e samiec musi dobiera� si� do niego od �rodka. W�tym celu ona po�yka jego, otwieraj�c rozkosznie swoje szerokie usteczka, a�on po omacku, po�r�d mi�kkiej �lisko�ci trzewi, wykonuje swoj� powinno��. Dalsze losy samca zale�� wy��cznie od samicy; je�li spisa� si� dobrze, mo�e wyj�� go przez gardziel, Biegaj�c w�g��b w�owatym odn�em lub te� strawi�, gdyby co� nie wysz�o lub gdy jest g�odna. Osobnik�w m�skich, gabarytowo oczywi�cie o�wiele mniejszych od �e�skich, jest w�tamtejszych stronach pod dostatkiem i�o nowego nietrudno.
        Jak mo�na si� domy�la�, nie bez opor�w odwiedzi�em rozkoszn� Bajecje, ale w�ko�cu zrobi�em to dla mojej pi�knej Hymci. Zapewne nikt nigdy nie wnikn�� w�subtelno�ci jej cia�a tak g��boko, jak ja wtedy! Z�ulg� opu�ci�em te planet� kra�cowego matriarchatu, a�szcz�liwa Hymelicja, chc�c wynagrodzi� mi wszelkie trudy, skierowa�a statek do siedziby Wspanielic. Sp�ywa�y one �agodnym lotem z�ciep�opomara�czowego nieba wprost do ustronnych buduar�w, kt�rymi zastawiona by�a ca�a planeta. Samo oczekiwanie w�takim buduarze by�o ju� rozkosz�, nie m�wi�c o�dalszym ci�gu.
        Odwiedzili�my jeszcze wiele planet i�wsp�yli�my ze sob� w�licznych postaciach ich mieszka�c�w. Na przyk�ad bluzgizdrzyli�my si� z�Pi�mowielkoko�czystymi Nag�o�ykochciejkami (a� wstyd pisa�, co one wyprawiaj�, a�potrzeba do tego a� pi�ciu sztuk, wi�c tr�jka musieli�my, chc�c nie chc�c, dokooptowa�), cz�owpchedgwigli�em w�postaci t�giego Glajshulusa z�Hymci�-Odwzbytnikiem, kochali�my si� obrotowo, wcieliwszy si� w��rubowce, a�tak�e ob�apwydup�ciskali�my si� jako ameboidalne Glutowce-Wjamowch�ony. Uff, to by� kawa� dobrej roboty!
        Kiedy� przelatywali...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin