16780.txt

(466 KB) Pobierz
Sabinę Kuegler
Dziecko dżungli
Z języka niemieckiego przełożył Mieczysław Dutkiewicz
KK
KLUB DIA CIEBIE
Tytuł oryginału: DSCHUNGELKIND

Redaktor prowadzšcy: Renata Duczyńska-Surmacz
Projekt okładki:
Zero Werbeagentur, Monachium
Redakcja:
Natalia Winiewska
Korekta: Agnieszka Żak
Copyright Š 2005 by Droemer Verlag
Copyright Š for the Polish translation by Bauer-Weltbild Media Sp. z o.o., Sp. 
K.,
Warszawa 2005
Bauer-Weltbild Media Sp Klub dla Ciebie Warszawa 2005
www.kdc.pl
Czterysta osiemdziesišta szósta publikacja Klubu dla Ciebie
ISBN 83-7404-263-?
Skład i łamanie: Laguna
Druk i oprawa:
Drukarnia Naukowo-Techniczna
03-828 Warszawa
Ul. Mińska 65

?
U
fn
Drogiej pamięci mojego brata Ohri z plemienia Fayu
Ksišżkę tę pragnę też powięcić mym dzieciom,
będšcym mojš chlubš i radociš.
Sš to: Sophia, Lawrence, Julian i Yanessa
Spis treci
częć i
Moja historia............................    13
Zagubiona Dolina.........................    19
Pierwsze spotkanie.........................    27
Plemię Fayu............................    35
Inne  życie.............................    42
Gdzie wszystko się zaczęło....................    48
Zachodnia częć Nowej Gwinei (Irian Jaya), Indonezja.....    52
Odkrycie Fayu...........................    57
Zaproszenie w czasy epoki kamiennej..............    71
CZĘĆ 2
Dzień w dżungli..........................    79
Nocni gocie............................    84
Pierwsza wojna...........................    89
Kolekcja zwierzšt, częć I.....................    94
Strzała i łuk............................  103
Pory roku w dżungli........................  107
Spirala zabijania..........................  115
Wieci z zewnštrz.........................  120
Niebezpieczeństwa  dżungli....................  123
Doris i Doriso Bosa........................  133
Nakire, kobiety i miłoć......................  135
Podróże łodziš...........................  142
Mój brat Ohri...........................  152
Skrzydła nietoperza i robaki z grilla...............  156
Język Fayu.............................  165
? ? ? "?
?" 5" ?' ??
??
?
?
?   ? ?  ?
?    ??
S. ?.
03
??
? ?
. 3
?)     Ť
I -?
? ? 3 ?? 3. ? ?- ?  ?.
n z ? ? ? ? S' 3
N     ?- <Ť
N
?
?
N    ??    ?   ? J
?
?
5?
?
?
3   ???    N
?. ?

?
?*
?
N     <
g  S
%. ** ?*(
?    ?"
?   ?
? o'
??
?" * ?
?        ??
?     N.    ?
5? ? * ? ??.,?
?
?-
N   43.
I
to ?
voooo\Osuiui*ł.*wijJK)tj
? ? S
tOtOtOtOh    ?-?-?-?-?^
0\^00W00W!^40^O
?
N
lka lat temu pewna znajoma zapytała mnie, czy nie odczuwam chęci wydania ksišżki, 
która opisywałaby moje własne dzieje. Wtedy jeszcze nie rozumiałam tak naprawdę, 
co w moim życiu może zainteresować kogokolwiek na tyle, aby zechciał o tym 
czytać.
Rzadko rozmawiałam o swoim dzieciństwie lub miejscu, skšd właciwie pochodzę. 
Zamiast tego, próbowałam latami dostosować się do innych, stać się taka, jak 
każdy zwyczajny człowiek w moim otoczeniu. Starałam się zaakceptować kulturę i 
styl życia, które w zasadzie sš mi obce. I chociaż mogłoby się wydawać, że 
osišgnęłam swój cel, rzeczywistoć wyglšda inaczej: nie potrafię odnaleć 
spokoju wewnętrznego ani poczucia przynależnoci, choć tak bardzo ich potrzebuję.
Nie jestem szczęliwa, czuję się często bardzo zagubiona, niczym niespokojna 
dusza. Wiodę życie wiecznego tułacza, przenoszę się to tu, to tam, łudzšc się 
stale nadziejš, że wreszcie odnajdę jakże goršco upragnione szczęcie i spokój. 
Niestety, zamiast tego każdorazowo spotyka mnie rozczarowanie.
Moje życie przemija, przybywa mi lat i zaczynam się zastanawiać, gdzie właciwie 
jest moje miejsce. Coraz częciej powracam mylami do okresu dzieciństwa. Ale 
skšd ta rozterka? Przecież po piętnastu latach spędzonych w nowoczesnym wiecie 
powinnam się czuć w pełni do niego przystosowana. A jeli tak nie jest? Czy 
dzieciństwo może do tego stopnia ukształtować człowieka? Potem znowu wyobrażam 
sobie, co by się stało, gdyby w wiat, w którym ja dorastałam, przeniesiono 
jakš 17-letniš dziewczynę wychowanš w Niemczech. Czy ona przeżywałaby takš 
sytuację inaczej niż ja?
??
11
Wszystkie te pytania kłębiš mi się w głowie. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że 
tak naprawdę nie żyję jak należy, lecz tylko egzystuję. Trawi mnie tęsknota, 
której nie potrafię dokładnie okrelić, nostalgia za czym, co wydaje się już 
utracone na zawsze. Czuję się tak, jakbym się kiedy lub gdzie zatrzymała i 
czego me dokończyła.
Tak więc zdecydowałam się w końcu spisać mojš historię  w nadziei, że odnajdę 
samš siebie i pogodzę się z faktem, iż jestem inna. Zawsze będę inna. I może też 
zrozumiem wreszcie,
gdzie
naprawdę jest moje miejsce.
Moja historia
V^hciałabym opowiedzieć pewnš historię, historię dziewczyny, która wychowała się 
w innej epoce... Historię o miłoci, nienawici, przebaczeniu, brutalnoci  i o 
pięknie życia. To prawdziwa historia... Moja historia.
Jeli dobrze pamiętam, jest poczštek padziernika. Mam siedemnacie lat, noszę 
ciemne, zbyt obszerne spodnie, pasiasty pulower i półbuty, które uwierajš ze 
wszystkich stron i sprawiajš wrażenie, jakby lada moment miały mi zmiażdżyć 
stopy. Co za ból! Do tej pory bardzo rzadko nosiłam buty. Moja kurtka wyglšda 
jak z ubiegłego wieku (i chyba tak włanie jest). Granatowa, z kapturem, który  
gdy zakładam go na głowę  opada mi na oczy. Wszystkie te rzeczy dostałam w 
prezencie.
Zišb przeszywa mnie na wskro, cała drżę z zimna, nie czuję już ršk ani uszu. 
Nie mam na sobie koszuli ani rękawiczek, szala ani czapki. Zdšżyłam już 
zapomnieć, jak należy się ubierać zimš. Właciwie trudno powiedzieć, czy w ogóle 
znam zimę.
Stoję na peronie dworca głównego w Hamburgu. Lodowate porywy wiatru smagajš 
niemiłosiernie. Jest tuż po dziewištej albo może dziesištej, nie pamiętam 
dokładnie. Wysadzono mnie tu i wytłumaczono, jak mam ić, aby trafić do 
właciwego pocišgu... Musiałam przy tym zapamiętać mnóstwo liczb. Po jakim 
czasie rzeczywicie znalazłam się na właciwym peronie; jest oznaczony numerem 
14.
Mam ze sobš torbę, którš kurczowo ciskam ze wszystkich sił oraz walizkę z moim 
skromnym dobytkiem; tylko tyle mogłam zabrać. W ręku trzymam bilet i bez przerwy, 
chyba już ze sto razy, zerkam na niego, aby jeszcze raz wbić sobie do głowy 
numer mojego wagonu.
13
Sabinę Kuegler  2004
Nerwy nie pozwalajš mi myleć racjonalnie, mam duszę na ramieniu. Nieufnie, 
podejrzliwie obserwuję ludzi, którzy kręcš się w pobliżu: niech tylko kto 
spróbuje mnie zaczepić, natychmiast dam mu nauczkę! Wyglšda jednak na to, że 
nikt nie zwraca na mnie uwagi.
Wszystko jest dla mnie tak nowe, tak obce, mroczne i złowieszcze. Kiedy z 
głoników rozlega się zapowied, przenoszę wzrok na tory. Na peronie panuje tak 
duży zgiełk, że udaje mi się zrozumieć tylko częć słów. Patrzę, jak zbliża się 
pojazd, który ma odmienić moje życie. Oczy robiš mi się coraz większe, bo oto 
dzi, w wieku 17 lat, po raz pierwszy w życiu widzę prawdziwy pocišg.
Zbliża się do mnie z tak zawrotnš prędkociš, że przerażona cofam się czym 
prędzej o kilka kroków. Ten pocišg wyglšda
14
inaczej niż pocišgi, które widywałam w ksišżkach na obrazkach. Nie jest umajony 
kwiatami, nie ma komina, z którego buchałby dym, i jego kolor również jest inny. 
Ten pocišg wydaje się olbrzymi i niesamowity, niczym długi biały robak, który 
wypełza z jakiej czarnej nory.
Wreszcie nieruchomieje, a ludzie jak szaleni zaczynajš się tłoczyć do wejcia. 
Przez kilka chwil stoję w miejscu jak wryta, zapominam nawet o zimnie i tylko 
spoglšdam na ten olbrzymi pojazd przede mnš. Ogarniajš mnie jednoczenie 
ciekawoć i lęk. Na boku najbliższego wagonu dostrzegam wypisany numer. 
Porównuję go z numerem na moim bilecie; nie, to nie ten! Patrzę to w lewo, to w 
prawo, pocišg zdaje się nie mieć końca. Odruchowo zaczynam biec wzdłuż peronu, 
dalej i dalej, ale numery mijanych wagonów nadal nie majš nic wspólnego z moim 
biletem. Nagle rozlega się przeraliwy gwizd. Przerażona spoglšdam za siebie. 
Jaki człowiek w mundurze unosi rękę z dziwnš pałeczkš. Wpadam w panikę, bo 
domylam się, że ma to co wspólnego z odjazdem pocišgu. Bez namysłu wskakuję 
czym prędzej do rodka przez drzwi, które widzę akurat naprzeciw siebie. W samš 
porę, gdyż pocišg włanie rusza.
Przez moment stoję w bezruchu, nie wiedzšc, co teraz robić. Serce wali mi w 
piersi, jakby chciało mi jš rozsadzić. Zauważam teraz, że jest tu przejcie, 
łšcznik do następnych wagonów. Ruszam przed siebie. Z przerażenia oblewa mnie 
pot. Muszę uważać, aby unikać wzroku ludzi, których będę mijała. Czy te wagony 
nie majš końca?! Idę, idę i nic! Nagle widzę przed sobš przedział  ładniejszy 
od tych, które zostawiłam za sobš. To pierwsza klasa. Dalej nie ma już przejcia. 
Bezradna zatrzymuję się, czuję, jak do oczu napływajš mi łzy.
W tym momencie z przedziału wychodzi jaki mężczyzna, obrzuca mnie wzrokiem. 
Szybko odwracam się w drugš stronę, ale on podchodzi bliżej i pyta, czy mógłby w 
czym pomóc. Spoglšdam na niego. Brunet, jasnoniebieskie oczy, ciemny garnitur. 
Wyglšda na trzydzieci kilka lat. Pokazuję mu swój bilet i pytam o wagon z takim 
numerem. Na korytarzu pojawia się włanie człowiek w mundurze. Zerka na mój 
bilet, a potem spokojnie, jakby nigdy nic, informuje mnie, że wsiadłam do 
niewłaciwego pocišgu. Serce zamiera mi na moment, krew odpływa z twarzy.
15
Konduktor widocznie dostrzega, jak bardzo jestem przerażona, bo natychmiast 
zaczyna mnie uspokajać i tłumaczy, że jadę dodatkowym pocišgiem; obydwa kursujš 
tš samš trasš.
Starajšc się zapanować nad ogarniajšcš mnie panikš, pytam go, co mam robić. 
Okazuje się, że niebawem dojedziemy do stacji, na której bez koniecznoci 
przechodzenia na inny p...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin