Robert L. Stevenson PAWILON W�R�D WYDM I JAK ZATRZYMA�EM SI� W LESIE GRADEN I UJRZA�EM �WIAT�O W PAWILONIE W m�odo�ci �y�em zupe�nie samotnie. Widzia�em w tym chlub�, by moralnie i materialnie wystarczy� samemu sobie, i mog� powiedzie�, �e nie mia�em przyjaciela, a� do dnia spotkania tej, kt�ra sta�a si� moj� �on� i matk� mych dzieci. Bli�szy stosunek ��czy� mnie tylko z jednym cz�owiekiem: by� nim R. Northmour, ziemianin z Graden Eastern, w Szkocji. Spotkali�my si� na uniwersytecie i chocia� nie bardzo lubili�my si� i nie zwierzali sobie wzajemnie, jednak usposobienia nasze harmonizowa�y si� w zupe�no�ci i razem czuli�my si� dobrze. Uwa�ali�my si� za mizantrop�w, ale w�a�ciwie byli�my wtedy tylko par� tetryk�w. Nasze obcowanie nie by�a to towarzysko��, lecz wsp�lnictwo w nietowarzysko�ci. Northmour by� wyj�tkowo gwa�towny i nie m�g� wytrzyma� z nikim, pr�cz mnie; a poniewa� on mnie nie kr�powa�, tolerowa�em jego obecno��. Zdaje si�, �e nazywali�my si� przyjaci�mi. Kiedy Northmour doktoryzowa� si�, a ja postanowi�em opu�ci� uniwersytet bez doktoratu, zaprosi� mnie na d�u�szy pobyt do Graden Eastern i wtedy po raz pierwszy pozna�em sceneri� mych przyg�d. Dw�r w Graden wznosi� si� w smutnej okolicy o jakie trzy mile od wybrze�a Morza Niemieckiego. By� du�y jak koszary. Zbudowano go z mi�kkiego kamienia ulegaj�cego wp�ywom atmosferycznym i dlatego by� na p� zrujnowany, wilgotny i pe�en przeci�g�w. W budynku takim nie podobna by�o mieszka� z komfortem. Ale w p�nocnej cz�ci dominium, mi�dzy polami uprawnymi a morzem, w�r�d dzikich wydm piaszczystych poros�ych darni�, wznosi� si� pawilon w nowoczesnym stylu. Tam mogli�my mieszka� wygodnie i tam sp�dzili�my cztery miesi�ce zimowe, ma�o m�wi�c, spotykaj�c si� tylko przy stole, za to czytaj�c bardzo du�o. Pozosta�bym d�u�ej, ale pewnego wieczoru, w marcu, wybuch�a mi�dzy nami sprzeczka i wyjazd m�j sta� si� konieczno�ci�. Northmour uni�s� si�, ja odpowiada�em niemniej porywczo; wtedy przyjaciel m�j zerwa� si� z krzes�a i rzuci� si� na mnie. Bez przesady, musia�em walczy� o �ycie i z trudno�ci� pokona�em Northmoura. By� prawie tak samo silny jak ja i zdawa�o si�, �e diabe� go op�ta�. Nazajutrz rano spotkali�my si�, jakby nic mi�dzy nami nie zasz�o, ale uwa�a�em za w�a�ciwe wyjecha�, on za� nie zatrzymywa� mnie. Po dziewi�ciu latach trafi�em zn�w do tej samej okolicy. Podr�owa�em wtedy krytym wozem, z namiotem i piecykiem. Przez ca�y dzie� maszerowa�em obok wozu, na noc za� rozk�ada�em si� po cyga�sku, obozem, w�r�d pag�rk�w lub na skraju lasu. W ten spos�b zwiedzi�em wiele dzikich zak�tk�w Anglii i Szkocji. Nie �cigali mnie krewni ani przyjaciele, gdy� ich nie mia�em, nie goni�a mnie korespondencja. Wi�za� mnie jedynie stosunek z mymi plenipotentami, od kt�rych dwa razy do roku odbiera�em pieni�dze. To �ycie w�drowne zachwyca�o mnie; by�em pewny, �e zestarzej� si� na w��cz�dze i umr� gdzie� w rowie. Usi�owa�em wynajdywa� najodludniejsze pustkowia, gdzie nie przeszkadza�aby mi niczyja obecno��. I oto, b�d�c w innej cz�ci tego samego hrabstwa, przypomnia�em sobie nagle pawilon na wydmach. W promieniu trzech mil nie by�o tam �adnej bitej drogi. Najbli�sze miasto znajdowa�o si� w odleg�o�ci sze�ciu czy siedmiu kilometr�w. Na przestrzeni dziesi�ciu kilometr�w wzd�u� ten pas nieurodzajnej ziemi sty- ka� si� z morzem. Wybrze�e zalega�y ruchome piaski. Zaiste, trudno by�o w obojgu kr�lestwach wymarzy� lepsz� skrytk�. Postanowi�em sp�dzi� tydzie� w lesie Graden Eastern i, przebywszy jednym zamachem spory kawa� drogi, zatrzyma�em si� tam na odwieczerz w ponury dzie� wrze�niowy. Jak ju� m�wi�em, okolic� wype�nia�y piaski ruchome i linki; nazw� t� nadaje si� w Szkocji wzg�rzom piaszczystym, skonsolidowanym ju� i obro�ni�tym muraw�. Pawilon sta� na r�wninie. Poza nim rozpoczyna� si� las i rozrasta� si� szereg zaro�li dzikiego bzu smaganego wiatrem. Przed nim kilka pag�rk�w piaszczystych, po�o�onych coraz to ni�ej, tworzy�o jakby stopnie schodz�ce ku morzu. Od�amek ska�y jak bastion zatrzyma� piaski i utworzy� przyl�dek na brzegu mi�dzy dwiema p�ytkimi zatokami. Poza lini� przyp�yw�w inna ska�a tworzy�a jakby wysp� s�abo zarysowan�. Przy odp�ywach piaski ruchome zajmowa�y ogromn� przestrze� i cieszy�y si� w okolicy z�� s�aw�. M�wiono, �e w miejscu mi�dzy przyl�dkiem a wysepk� mog� one po�kn�� cz�owieka w mgnieniu oka. Doko�a pawilonu pe�no by�o kr�lik�w i ci�gle rozlega� si� tu okrzyk mew. Krajobraz by� jasny i weso�y w dzie� letni; ale o zachodzie s�o�ca, w dzie� wrze�niowy, kiedy silny wiatr przesypywa� piaski ruchome, a burzliwe fale zalewa�y brzeg, nasuwa�y si� my�li o rozbitych okr�tach i marynarzach � topielcach. Okr�t na widnokr�gu miotany przez fale, szcz�tki statku zagrzebane w�r�d piask�w u mych n�g � pog��bia�y ten smutny nastr�j. Pawilon zbudowany przez ostatniego dziedzica, wuja Northmoura, rozrzutnego dziwaka, by� ca�kiem nowy. Ten dwupi�trowy budynek we w�oskim stylu, otoczony ogrodem, gdzie ros�y tylko najprostsze kwiaty, wygl�da� ze swymi zamkni�tymi oknami nie jak dom opuszczony, lecz jak dom, kt�ry nigdy me mia� mieszka�c�w. Northmoura wcale nie by�a zapewne w domu; albo kis� w kajucie swego jachtu, albo, nerwowy i ekstrawagancki, ukazywa� si� gdzie� w towarzystwie. Dom zia� tak� pustk�, �e sprawia�o to przykre wra�enie nawet na takim samotniku jak ja. Wiatr wy� i j�cza� w kominach... Tote� z prawdziwym uczuciem ulgi, p�dz�c m�j w�zek przed sob�, wszed�em do lasu. Las Graden Eastern by� zasadzony, aby powstrzyma� lotne piaski i ochroni� pola uprawne. Ale id�c w g��b l�du w�r�d zaro�li bz�w spotyka�o si� drzewka silniejsze, chocia� kar�owate i zbite w g�szcz. Ros�y one w�r�d ci�g�ej walki, zmagaj�c si� z wichrami i dlatego nawet na wiosn� opada�y z nich li�cie, i jesie� panowa�a na tej zagro�onej plantacji. Pod lasem sta�o kilka rozrzuconych dwork�w. Northmour m�wi�, �e by�y to dobra duchowne i �e dawniej mieszkali tu pustelnicy. Znalaz�em kotlink� ze �r�d�em czystej wody, zatrzyma�em si� tam, oczy�ci�em grunt z cierni, roz�o�y�em namiot i rozpali�em ogie�, by ugotowa� kolacj�. Konia umie�ci�em w lesie, na ma�ej ��czce. Kraw�dzie kotlinki zas�ania�y ogie� i chroni�y mnie przed silnym, zimnym wiatrem. Tryb �ycia, jaki p�dzi�em, zahartowa� mnie i uczyni� niewybrednym. Pi�em tylko czyst� wod�, a cz�stokro� poprzestawa�em na kaszy owsianej. I chocia� wstawa�em o �wicie, potrzebowa�em tak ma�o snu, �e nieraz czuwa�em w nocy, wpatruj�c si� w mrok lub w gwia�dziste niebo. Tak te� by�o i w lesie Graden. Pomimo �e �atwo zasn��em o �smej wiecz�r, obudzi�em si� ju� o jedenastej w pe�ni si�, nie czuj�c najmniejszego zm�czenia. Wsta�em i usiad�em przy ogniu, patrz�c na drzewa i chmury przesuwaj�ce si� nad m� g�ow� i ws�uchuj�c si� w szum wichru i morskiej fali. Znudzi�a mnie w ko�cu bezczynno��, opu�ci�em kotlin� i poszed�em na skraj lasu. P�ksi�yc przes�oni�ty mg�ami s�abo przy�wieca� mym krokom. Kiedy wszed�em mi�dzy wydmy, za�wieci� nieco silniej. Wiatr rzuci� mi w twarz s�ony oddech morza i piasek. Schyli�em g�ow�. Gdy podnios�em j� i obejrza�em si�, spostrzeg�em �wiat�o w pawilonie. �wiat�o to przechodzi�o od okna do okna, jakby kto� z lamp� lub ze �wiec� ogl�da� pokoje. Patrzy�em na to ze zdumieniem. Kiedy przyby�em tu po po�udniu, dom by� prawdopodobnie pusty; obecnie by� tam kto� najwidoczniej. Pomy�la�em najpierw, �e to z�odzieje pl�druj� szafy Northmoura, kt�re by�y nie�le zaopatrzone. Ale co mog�o ich sprowadzi� do Graden Eastern? Pr�cz tego, wszystkie okiennice by�y otwarte, a z�odzieje raczej byliby je pozamykali. Zacz��em wi�c przypuszcza�, �e to wr�ci� sam Northmour i teraz wietrzy i ogl�da pokoje. M�wi�em ju�, �e mi�dzy nami nie by�o prawdziwego przywi�zania. Gdybym go nawet kocha� jak brata, to kochaj�c jeszcze wi�cej samotno��, by�bym stara� si� go unika�. Ale poniewa� mi�o�� ta nie istnia�a, uciek�em wi�c stamt�d natychmiast i z uczuciem wielkiego zadowolenia usiad�em zn�w bezpiecznie przy ognisku. Unikn��em znajomego, mia�em jeszcze jedn� noc spokojn�. Rano mog�em si� st�d wymkn�� albo odwiedzi� Northmoura na tak kr�tko, jak mi si� spodoba. Ale rano sytuacja wyda�a mi si� tak zajmuj�ca, �e pokona�a nawet moj� p�ochliwo��. Postanowi�em sp�ata� figla Northmourowi, chocia� wiedzia�em, �e s�siad m�j nie jest cz�owiekiem, kt�ry pozwala z siebie �artowa�. I �miej�c si�, usiad�em w�r�d bz�w na skraju lasu, sk�d widzia�em drzwi frontowe pawilonu. Okiennice zn�w by�y zamkni�te. Wyda�o mi si� to dziwne. Ale w �wietle dziennym dom o bia�ych �cianach i zielonych �aluzjach wygl�da� �adnie i przytulnie. Mija�a godzina za godzin�, a Northmour nie dawa� znaku �ycia. Wiedzia�em, �e jest �piochem, ale gdy by�a ju� dwunasta, straci�em cierpliwo��. Prawd� m�wi�c, postanowi�em sobie zje�� �niadanie w pawilonie, a teraz zaczyna� mi dokucza� g��d. �al mi by�o straci� sposobno�� do �miechu: ale apetyt zwyci�y�, da�em wi�c pok�j �artom i wyszed�em z zaro�li. Kiedy si� zbli�y�em, poczu�em niepok�j. Nic si� nie zmieni�o w wygl�dzie domu od wczoraj, a ja spodziewa�em si�, �e ujrz� jaki� �lad dowodz�cy, �e w domu s� mieszka�cy. Okiennice by�y zamkni�te, kominy nie dymi�y, a drzwi frontowe by�y zaryglowane z zewn�trz. Northmour musia� wej�� do domu od podw�rza. Ale i tylne wej�cie by�o r�wnie� zamkni�te. Wtedy zacz��em na nowo przypuszcza�, �e w nocy kr�cili si� tu z�odzieje, i robi�em sobie wyrzuty, �e pozosta�em wtedy bezczynny. Obejrza�em wszystkie okna na dolnym pi�trze: �adne nie by�o uszkodzone. Poruszy�em zamki, ale by�y nienaruszone. Zagadk� wi�c by�o, jak mogli si� dosta� z�odzieje do wewn�trz? Mo�e z dachu szopy, gdzie Northmour trzyma� sw�j aparat fotograficzny? Mo�e w�amali si� przez okno pracowni albo te� przez okno mojej by�ej sypialni? Poszed�em za ich r...
GAMER-X-2015