15336.txt

(559 KB) Pobierz
H. OŻOGOWSKA
NA
KAROLEWSKIEJ
^Pisano do Won,--Jziaf                  Ж        '::,,!lo9aro
NASZA     KSIĘGARNI   -WARSZAWA
19 5 3
Ilustrował Stefan Styczyński
Okładkę projektowa! К- М. Sopoćko
Redaktor  Henryka  Broniatowska
Instytut Wydawniczy „Nasza Księgarnia" Warszawa   1953. Wydanie   II
Nakład 60 000  +500   egz.   Ark.  wyd.  8,4.   Ark.  druk   1S Papier  gazetowy  ki.  VII, 50 g,  rola  84 cm „.. „, rto składania 4.3.53.   Podp. do druku  18.6.53. Druk ukończono w lipcu 1953. ornk.  im   Rewolucji  Październikowej,  Warszawa,    Zam.  253a/53.  4-B-51169. Dru                                                    Cena   zł.  2,40.
1.   PO WAKACJACH
Podwórko przy ulicy Karolewskiej pod numerem ósmym nigdy nie było piękne. Dwie ślepe, odrapane ściany, płot, za którym bybogród sąsiedniej posesji, i dwupiętrowa kamieniczką od frontu.
W kącie podwórza stała oparta o ściany komórka z falistej blachy, a na środku — kasztan, który był ładny tylko na wiosnę. Potem stawał się szary od kurzu, a umieszczone pod nim kubły na śmieci szpeciły go zupełnie.
W lipcu cicho tu było, spokojnie. Dzieci, które na podwórku spędzały każdą wolną chwilę — napełniając je gwarem, a czasami nieopisanym hałasem — rozjechały się na wakacje... Ale przy końcu sierpnia podwórko znowu ożyło.
Dziś wrócił Wacek, który przeszedł do piątej klasy, i jego koledzy: Olek Piotrowski, ten z pierwszego piętra, i Julek, syn nauczycielki. „Duża Aniela", wracając z pracy na półkoloniach, weszła właśnie na podwórko z małym braciszkiem. Od razu zjawiły się nierozłączne przyjaciółki Hanka i Hela. Zapytaniom i opowiadaniom nie było końca.
5
—• Aniela, co tu się działo, jak nas nie było? — dopytywała się Hela, dziewczynka o jasnych oczach i zgrabnej główce ozdobionej dwoma długimi warkoczami.
—■ Tyś chyba znowu urosła! — wołała mała, czarna Hanka zadzierając głowę i zwracając się do wysokiej, dobrze rozwiniętej i zdrowo opalonej Anieli. .
Hanka po kryjomu zamartwiała się z powodu swojej drobnej postaci. Przecież nikt by nie pow^dział, że jest już uczennicą piątej klasy. Jej mizerna osoba była powodem wielu nieporozumień i złośliwych figlów kolegów. Ale dziewczynka nie dawała się zjeść w kaszy i braki wzrostu nadrabiała postępami w nauce. Była najlepszą uczennicą z matematyki, a to przecież nie byle co.
—  Ona jest teraz większa — tłumaczył pulchniutki sześcioletni Adaś wskazując palcem Anielę — bo ona jest teraz „nasza pani".
—  Ty głuptasku — śmiała się Aniela. — Nie jestem żadna pani! Pracuję na półkoloniach z takimi malcami, jak Adaś — tłumaczyła dziewczynkom — i dzieciaki tak mnie nazywają. Adaś jest z tego strasznie dumny. A co tu słychać? Niewiele wiem, bo mnie przecież prawie cały dzień nie ma. Aha! Szofer wyjechał do Poznania. W jego mieszkaniu mieszka teraz jakiś chłopiec z matką.
—  A jaki ten chłopiec? Z której klasy? — dopytywali się chłopcy.
•— W waszym wieku, wygląda na piątoklasistę. Wiem, że nazywa się Florek. Tak go wołała matka. ■O, stoi w bramie, widzicie?
б
—  Florek, chodź do nas, poznamy się! — zawołał Julek. Wyszedł naprzeciw Florka i wyciągnął do niego rękę,
—  Ja nazywam się Julek Kowalewski, mieszkam na pierwszym, o, te okna — pokazał.         '
—  A ja jestem Florek Kalina i mieszkam na drugim.
—  Już wiem, po szoferze — uzupełnił Julek. — Chodź, zapoznaj się ze wszystkimi.
Chłopcy zbliżyli się do gromadki przyglądającej się uważnie „nowemu".
Ubrany był w krótkie spodenki i niebieską koszulę niepierwszej świeżości. Nogi, obute w płócienne „pepegi", miał podrapane w wielu miejscach, a jego bujna, ciemna czupryna rzadko chyba spotykała się ze szczotką i grzebieniem. Widać było, że Florek nie przywiązuje wielkiej wagi do zewnętrznego wyglądu, a rzucało się to w oczy szczególnie w zestawieniu z Julkiem, który chociaż w skromnym, nawet łatanym ubraniu zawsze wyglądał schludnie.
Tymczasem Julek przedstawiał nowego, który również ciekawie przyglądał się wszystkim bystrymi, siwymi oczami.
—  Nowy kolega, nazywa się Florek Kalina, a to jest nasza „duża Aniela", uczy się na nauczycielkę.
—  A ja jestem jej brat — wystąpił rezolutnie Adaś. — Adam Pietrzak — dodał wskazując palcem na własną pierś i dostawiając zamaszyście nogę.
—  To są przyjaciółki: Hanka Leśniewska i Hela Wasiakówna.
—  Olek Piotrowski.
7
—  Wacek Szczerba.
Wszyscy zamienili z Florkiem uścisk ręki i na chwilę zapanowała kłopotliwa cisza. Skrępowane dzieci nie wiedziały, o czym mówić.
—  A dlaczego ty masz taką dziurę w brodzie? —
zapytał nagle Adaś.
—  Adaś! — zawołała Aniela, a wszystkie dzieci spojrzały   na   przekreśloną   szeroką   blizną   brodę
Florka.
—  A dlaczego ty jesteś taki piegowaty? — wesoło
odrzucił pytanie Florek.
—  Bo się opaliłem na półkoloniach.
—  Aha, pewnie przez sitko. A ja nie mam dziury, tylko bliznę. W ubiegłym roku przed Wielkanocą* strzelałem z „kaliklorku". Nabiłem taki wielki stary klucz. Kilka razy nic mi nie było. Aż tu raz -— jak huknęło! Jak mnie palnęło w brodę! Mówię wam, krew lała się strumieniem. Karetka pogotowia zabrała mnie do szpitala. A bolało!
—  Ojej! A jakby tak w oczy? — szepnęła przerażona Hela.
—  Byłoby po oczach — powiedział Florek. — Toteż obiecałem mamie, że już nigdy, nigdy nie będę tak strzelał.
—  Ale pewnie lanie od ojca dostałeś? — zapytał niezbyt taktownie Wacek.
—  Nie mam ojca. Zginął w Warszawie. A mama — uśmiechnął się — mama mówi, że już jej siły brak na moje sprawki. W szpitalu nie mogła się na mnie gniewać, a potem jakoś przeszło i upiekło się. Zresztą ja bym się nie dał — dorzucił z przechwałką.
s
—  A czy ty jesteś łobuz? — dowiadywał się Adaś.
—  Adasiu, siedź cicho — skarciła brata Aniela i wzięła go za rękę.
Florek nie obraził się.
—  Nie, ja nie jestem łobuz. Tylko czasami coś mi się nie uda. Nie tak wyjdzie, jak trzeba.
—  To tak, jak każdemu z nas — łagodził Julek-. — A do której szkoły będziesz chodził?
—  Do tej nowej. Już mnie mama zapisała. Będę w piątej klasie.
—  Pysznie. Będziemy się razem uczyć! — zawołał milczący do tej pory Olek, który w ogóle był małomówny i nie lubił hałasów. Zdobył nawet przezwisko „Ciszowaty", bo często mówił „Ci...sza!"
—  Ale tak ciągle uczyć się i uczyć — to nudne. Ja wolałbym co innego. Powiem wam od razu, że ja to z nauką — nie bardzo... Tyle jest ciekawszych rzeczy. W tamtej szkole miałem kolegę Waldka — mówię wam, ten to umiał opowiadać o różnych krajach, o ludziach sławnych — jak z książki. Do nauki zanadto się nie przykładał — został na drugi rok. Ale nie martwił się. Rodzice jego mieli restaurację i forsy jak lodu. Kiedy chodziliśmy na wagary...
—  Na wagary!... — szepnęły zgorszone dzieci.
—  A gdzie byłeś na wakacjach? — zapytała prędko Aniela.
—  Nigdzie nie byłem. Przeprowadzaliśmy się tutaj. Pomagałem mamie mieszkanie odnowić.
—  Jak to? — pytał zaciekawiony Wacek. — Twoja mama sama odnawiała mieszkanie?
—  I to jeszcze jak! Kuchnia jest niebieska w drbb-
9
ny rzucik, a pokój pomalowany na kremowo i mówię wam: pierwsza klasa! Przecież moja mama jest murarzem. Drabina i wapno to dla mojej mamy nie nowina.
Wackowi nie podobał się jakoś ten „nowy". Zanadto „ważny". I karetka brała go do szpitala, i lania nie dostaje, i na wagary chodził, i do tego jeszcze matka-murarz. Nie, tego już za wiele.
—-Au nas odnawiał mieszkanie ojciec — powiedział twardo — i na pewno lepiej, bo Co mężczyzna, to mężczyzna.
—  O, o, o! — oburzyły się dziewczynki. I znowu Aniela zażegnała burzę.
—  Wiecie już, co robił latem Florek, wiecie, co ja robiłam, ale opowiedzcie nareszcie, jak było na koloniach...
Posypały się opowiadania:
—  Rano na mycie biegliśmy wprost do rzeczki!
—  A w naszej sypialni to świerszcze tak grały, że aż budziłam się w nocy.
—  A las u was był? Bo u nas...
—  Był, był i to jaki las! Jak się weszło... — tu Julek chciał pokazać, jak to się pełną piersią czerpało leśne powietrze, i pociągnął nosem, ale zaraz obejrzał się na śmietnik i skrzywił się:
—  Jak my tu wytrzymamy do września? Po prostu oddychać trudno!
—  Dobrze jeszcze, że właściciel taksówki przeniósł się od Poznania — dodała Hela — bo doszłaby do tych zapachów' i benzyna.
—  A co w jego komórce?
10
—  Nic, stoi pusta.
—  Wiecie — zawołał Julek — mam myśl! Dzieci skupiły się wokół niego. Julek miewał dobre pomysły.
—  Wstawimy te kubły do korfiórki i będzie porządek!
—  A co powie dozorca?
—  Zaraz go zapytamy.
Wszyscy pobiegli do pana Partyki. Zgodę na zużytkowanie komórki uzyskali z łatwością. Komórka w tej chwili była niepotrzebna.
Dzieci otworzyły ją, przeciągnęły kubły, zamiotły podwórko. Pod kasztanem ustawiły dwie wyniesione' z garażu skrzynki. Usiadły na nich, zachwycone własnym dziełem: podwórko zmieniło wygląd.
—  U nas w piwnicy jest ławka — powiedział Florek. — Może mamusia ją da, to byłoby jeszcze ładniej. Poproszę mamusię o ławkę, dobrze?
—  Doskonale, bardzo dobrze! Poproś od nas wszystkich! — wołały dzieci, zupełnie już przychylnie usposobione do „nowego" chłopca.
Ale Florek o mało nie popsuł dobrego wrażenia.
Powiało wieczornym chłodem i właśnie mieli się wszyscy rozejść do domów, kiedy „nowy" zatrzymał ich ruchem ręki.
—  Zaraz, jeszcze chwilę, bo wam to łatwiej— Dzieci pytająco spojrzały na Florka.
—  Co „łatwiej"? — zapytał Wacek.
—  Łatwiej wam zapamiętać mnie jednego: Florek Kalina i już! A mnie się wszystko pomiesza. Mu-
11
szę sobie powtórzyć. — Tu Florek rozłożył palce jednej ręki i zabierał się do wyliczania.
—  No, więc ja jestem Wacek Szczerba — zrozumiał, o co chodzi, Wacek.
—  Dobra jest: Szczerba, ale nie szczerbaty, jeż na głowie i nos jak gasidło. Głowę do nauki musisz mieć pierwszorzędną — pochlebił Wackowi, który o to „gasidło" gotów już był się boczyć.
—  A jak ja się nazywam? Pamiętasz? — pytał Adaś.
—  Pamiętam- Mały Adaś i duża Aniela — to łatwo. Julek...
—  Kowalewski — dokończył Julek.
—  Aha, będę pamiętał! Julek: rozdziałek na sto dwa — motoryzacja bez drogowskazów wali wprost na czubek głowy.
—  Motoryzacja? Cóż to takiego? — zdziwiły się dzi...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin