Anne McCaffrey - Jeźdźcy smoków z Pern - 11. Wszystkie Weyry Pernu.pdf

(1701 KB) Pobierz
Microsoft Word - Anne McCaffrey - Jeźdźcy smoków z Pern - 11. Wszystkie Weyry Pernu.rtf
Anne McCaffrey
Wszystkie Weyry Pern
tom jedenasty
Jezdzcy Smokow
Przekład Zuzanna Galińska
Z całym szacunkiem dedykuję tę książkę doktorom Jackowi i Judy Cohenom, którzy tak
wzbogacili moje życie.
Prolog
Siwsp poczuł, że jego czujniki reagują na wznowienie dopływu energii z ogniw
słonecznych umieszczonych na dachu budynku, w którym znajdowało się jego
pomieszczenie. Widocznie silny wiatr zwiał zatykający je kurz i popiół wulkaniczny. Podczas
ubiegłych dwóch tysięcy pięciuset dwudziestu pięciu lat wydarzało się to na tyle często, że
mógł podtrzymać funkcjonowanie, przynajmniej na podstawowym poziomie.
Jak zwykle, sprawdził wszystkie główne obwody i nie znalazł żadnej usterki. Zewnętrzne
wizjery pozostały zatkane, ale zdołał stwierdzić, że w pobliżu panuje pewna aktywność.
Czyżby ludzie powrócili na Lądowisko?
Odchodząc stąd, ludzie rozkazali mu znaleźć sposób na zniszczenie organizmu,
określanego przez kapitanów mianem “Nici”. Jednak nie mógł tego dokonać, gdyż nie
otrzymał wystarczających informacji. Tym niemniej priorytet nie został skasowany.
Być może teraz, gdy ludzie wrócili, dostarczą mu nowych danych i będzie mógł wywiązać
się z zadania.
W miarę jak odkrywało się coraz więcej słonecznych ogniw, energia zaczęła wypełniać
jego obwody elektryczne. Odsłanianie nie było przypadkowe, tak jakby przyczyną był tylko
wiatr. Przypominało to raczej działalność człowieka. Energia słoneczna ładowała długo
nieużywane kolektory, a Siwsp rozprowadzał ją na wszystkie systemy i wykonywał szybkie
testy.
Został zaprojektowany tak, by przetrwać nawet najbardziej niesprzyjające warunki.
Energia płynęła w nim cały czas, więc był gotowy do pracy jeszcze zanim odsłonięte do
końca zewnętrzne czujniki.
Ludzie wrócili na Lądowisko! Jeszcze raz rodzaj ludzki zatriumfował nad ogromnymi
przeciwnościami.
Dzięki elementom optycznym Siwsp zauważył, że ludziom nadal towarzyszą stworzenia
nazwane ognistymi smokami. Przez jego kanały słuchowe przenikały także dźwięki. Były to
takie głosy, jakie wydawał człowiek, ale miały dziwne brzmienie. Widocznie w języku
nastąpiły zmiany. Tym niemniej Siwsp policzył, że od chwili lądowania minęło już dwa
tysiące pięćset dwadzieścia pięć lat, więc mogło się zdarzyć absolutnie wszystko. Siwsp
słuchał i tłumaczył, przymierzając zmienione samogłoski i zlane spółgłoski do wzorów
mowy, które zostały w nim zaprogramowane. Organizował nowe dźwięki w grupy i
sprawdzał je w programie semantycznym.
Nagle w zasięgu jego czujników pojawiło się ogromne białe stworzenie. Czyżby to był
potomek pierwszego wytworu bioinżynierów? Siwsp wykonał szybką ekstrapolację z plików
biolabu i doszedł do wniosku, że tak zwane smoki ewoluowały i miały się świetnie. Jednak
gdy przeszukał wszystkie dane na temat gatunku stworzonego przez ludzi, nie znalazł
informacji o białym zwierzęciu.
Zaczął powoli rozumieć, że ludzkość nie tylko przetrwała ponad dwadzieścia pięć wieków
Opadu Nici, lecz jeszcze bardziej rozkwitła. Siwsp wcale się temu nie dziwił. Wiedział, że
człowiek zawsze dąży do przeżycia nawet tam, gdzie inni ulegają.
Jeśli ludzie mogli wrócić na Południowy Kontynent, to może udało im się także zniszczyć
pasożytniczy organizm? Byłoby to nie lada osiągnięciem. Czym więc zajmie się teraz on,
Siwsp, jeżeli ten problem został już rozwiązany?
Jednak ludzkość, ze swoją nienasyconą ciekawością i niepokojem, niewątpliwie znajdzie
nowe zadania, których Sztuczna Inteligencja o Werbalnym Systemie Porozumiewania
mogłaby się podjąć. Siwsp wiedział ze swoich banków pamięci, że ludzie nie są gatunkiem
łatwo wpadającym w samozadowolenie. Wkrótce ci, którzy pracują nad oczyszczeniem
zalegającego od stuleci kurzu, odkryją cały budynek i dotrą do niego. Musi, oczywiście,
zareagować tak, jak polecał mu program.
Siwsp czekał.
Rozdział I
Obecne (dziewiąte) przejście, 17 obrót
Zanim Siwsp skończył opowiadać o pierwszych dziewięciu latach kolonizacji Pernu,
słońce, które osadnicy nazwali Rukbat, zaszło niezwykle pięknymi kolorami, chociaż chyba
żaden z pełnych szacunku słuchaczy historii przedstawionej przez Sztuczną Inteligencję o
Werbalnym Systemie Porozumiewania nie zwrócił na to uwagi.
W czasie, gdy melodyjny głos Siwspa wypełniał pomieszczenie i przenikał do holu, ludzie
napływali jak przyciągnięci magnesem. Rozpychali się i przeciskali, by słuchać opowieści i
choć rzucić okiem na niewiarygodne ruchome obrazy, którymi ten dziwny stwór ilustrował
swoje słowa. Lordowie Warowni i Mistrzowie Cechów, pospiesznie wezwani przez
posłańców - jaszczurki ogniste - bez skargi tłoczyli się w dusznym pomieszczeniu maszyny.
Lord Jaxom z Ruathy poprosił swojego białego smoka, Rutha, by powiadomił o odkryciu
Przywódców Weyru Benden, oni więc jako pierwsi dołączyli do Mistrza Harfiarza Robintona
i Mistrza Kowala Fandarela. Lessa i F’lar cichutko przysiedli na stołkach, które ustąpili im
Jaxom i Czeladnik Harfiarz Piemur. Piemur groźnie zamachał do swojej żony Jancis, gdy ta
również chciała ustąpić miejsca i gestem nakazał Breidemu, który stał z rozdziawionymi
ustami w drzwiach, by przyniósł dodatkowe stołki. F’nor, dowódca skrzydła w Benden,
znalazł już skrawek przestrzeni tylko na podłodze, skąd musiał wyciągać szyję, żeby
zobaczyć ekran. Jednak natychmiast historia pochłonęła go na tyle, że przestał zwracać uwagę
na niewygody. W małym, zatłoczonym pomieszczeniu zrobiono jeszcze miejsce dla Lordów
Groghe’a z Fortu, Asgenara z Lemos i Larada z Telgaru, ale w zamieszaniu odepchnięto
Jaxoma aż pod drzwi. Ustawił się więc na straży i grzecznie, lecz stanowczo odmawiał
następnym chętnym prawa do wejścia.
Siwsp zwiększył siłę głosu tak, by mogli go słyszeć wszyscy, którzy stali na korytarzu.
Wydawało się, że nikomu nie przeszkadza zaduch i ciasnota, zwłaszcza, że po jakimś czasie
ktoś pomyślał o podaniu wody, soku z czerwonych owoców i pasztecików z mięsem. Ktoś
inny otworzył okna w korytarzu, zapewniając przepływ powietrza, chociaż niewiele z niego
docierało do pomieszczenia Siwspa.
- Ostatnia wiadomość, którą otrzymałem od kapitana Keroona potwierdzała, że Warownia
Fort działa. Przyjąłem tę wiadomość o 17:00, czwartego dnia dziesiątego miesiąca, jedenaście
lat po Lądowaniu.
Kiedy Siwsp zamilkł, zapadła głęboka i pełna namaszczenia cisza. W końcu oszołomieni
ludzie zaczęli się poruszać. Mistrz Harfiarz Robinton też doszedł do siebie i, czując, że do
niego należy obowiązek zareagowania na te niespodziewane historyczne objawienia, zabrał
głos jako pierwszy.
- Jesteśmy ci niezwykle zobowiązani za przekazanie nam tej zdumiewającej opowieści. -
Robinton przemawiał z wielką pokorą i najgłębszym szacunkiem. Przez pokój i korytarz
przeszedł zgodny pomruk. - Straciliśmy tak dużo z naszej wczesnej historii. Została ona
właściwie zredukowana do mitów i legend. Wyjaśniłeś wiele z tego, co nas intrygowało. Ale
dlaczego twoja opowieść urywa się tak nagle?
- Autoryzowani operatorzy nie dostarczali dalszych informacji.
- Dlaczego?
- Nie udzielono mi wyjaśnień. Ponieważ nie otrzymałem kolejnych instrukcji,
kontynuowałem obserwacje do czasu, gdy ogniwa słoneczne zostały zasypane, a poziom
energii zredukowany do minimum niezbędnego dla działania części centralnej.
- Te ogniwa są źródłem twojej mocy? - spytał Fandarel, a jego basowy głos aż grzmiał z
entuzjazmu.
- Tak.
- A obrazy? Jak to zrobiłeś? - zazwyczaj powściągliwy Fandarel nie krył podniecenia.
- Nie znacie urządzeń nagrywających?
- Nie. - Fandarel potrząsnął z rozgoryczeniem głową. - Tak jak wielu innych cudów, o
których wspominałeś. Czy możesz nas nauczyć tego, co zapomnieliśmy? - Jego oczy
błyszczały wyczekująco.
- Banki pamięci zawierają informacje na temat Inżynierii Planetarnej i Kolonizacji oraz
wielokulturowe i historyczne katalogi, które Administratorzy Kolonii uważali za istotne.
Zanim Fandarel mógł sformułować kolejne pytanie, F’lar podniósł rękę.
- Z całym szacunkiem, Mistrzu Fandarelu, wszyscy mamy pytania do Siwspa. - Odwrócił
się i skinął na Mistrza Esselina i wszędobylskiego Breide’a. - Proszę opróżnić korytarz,
Mistrzu Esselinie. Nikt nie może wejść do tego pokoju bez wyraźnego pozwolenia jednej z
obecnych tu teraz osób. Czy to jasne? - spoglądał surowo na obu mężczyzn.
- Tak jest, Przywódco Weyru, zupełnie jasne - odpowiedział służalczo Breide.
- Oczywiście, Przywódco Weyru, z pewnością, Przywódco Weyru - potakiwał Mistrz
Esselin, kłaniając się za każdym razem, kiedy wymawiał tytuł F’lara.
- Breide, nie zapomnij przekazać raportu z dzisiejszego wydarzenia Lordowi Torikowi -
dodał F’lar, doskonale zdając sobie sprawę, że Breide zrobiłby to nawet bez jego pozwolenia.
- Esselinie, przynieś kosze żarów do oświetlenia sali i przyległych pokoi, kilka połówek lub
materacy, a także koce i jedzenie.
- I wino. Nie zapominaj o winie, F’larze - zawołał Robinton. - Bendeńskie wino, jeśli
można, Esselinie, dwa bukłaki. Praca, która tu czeka, z całą pewnością przyprawi nas o
pragnienie - dodał lekkim tonem i uśmiechnął się łobuzersko do Lessy.
- Och, Robintonie, nie wypijesz dwóch pełnych bukłaków - napomniała go surowo Lessa. -
Widzę, co ci chodzi po głowie. Oszczędzaj się, bo miałeś aż za dużo wrażeń jak na jeden
dzień. Ja też jestem oszołomiona.
- Pani Lesso - odezwał się Siwsp pojednawczo - zapewniam, że każde słowo, które
usłyszałaś, jest prawdziwe.
Lessa zwróciła się w stronę ekranu pokazującego te wszystkie cuda: wizerunki ludzi,
którzy przed wiekami obrócili się w proch, nieznane przedmioty...
- Siwspie, nie wątpię w to, co nam opowiedziałeś, ale wątpię w moje zdolności
zrozumienia chociaż połowy niezwykłości, które nam opisałeś i pokazałeś.
- Pani, wiedz, że to, co sami osiągnęliście, graniczy z cudem - odrzekł Siwsp. -
Poradziliście sobie z niebezpieczeństwem, które omal nie zabiło osadników. Czy te olbrzymie
i wspaniałe stworzenia spoczywające na zboczach wzgórz, to potomkowie smoków, które
stworzyła pani Kitti Ping Yung?
- Tak - odpowiedziała Lessa z dumą posiadaczki. - Złota królowa to Ramoth...
- Największy smok na całym Pernie - podpowiedział scenicznym szeptem Mistrz Harfiarz
Robinton i puścił oczko.
Lessa już zamierzała spiorunować go wzrokiem, ale zamiast tego roześmiała się.
- Tak, rzeczywiście ona jest największa.
- Spiżowy, który na pewno odpoczywa obok niej, to Mnementh, a ja jestem jego jeźdźcem
- dodał F’lar uśmiechając się szelmowsko na widok skrępowania swojej towarzyszki życia.
- Skąd wiesz, co znajduje się poza tym pokojem? - wypalił Fandarel.
- Moje zewnętrzne czujniki już działają.
- Zewnętrzne czujniki... - Fandarel umilkł zadziwiony.
- A to białe? - pytał dalej Siwsp. - To...
- On - sprostował Jaxom stanowczo, ale bez urazy - nazywa się Ruth, a ja jestem jego
jeźdźcem.
- Nadzwyczajne. Raport bioinżynieryjny wskazywał, że miało być pięć odmian,
bazujących na materiale genetycznym jaszczurek ognistych.
- Ruth jest w porządku - odparł Jaxom. Już dawno przestał odczuwać urazę, gdy ktoś
podawał w wątpliwość zalety jego smoka. Ruth miał specjalne zdolności.
- To część naszej historii - powiedział Robinton uspokajająco.
- Ale z jej opowiadaniem zaczekamy, aż niektórzy z nas odpoczną - twardo oznajmiła
Lessa, rzucając harfiarzowi jeszcze jedno surowe spojrzenie.
- Pani, powściągnę swoją ciekawość - odezwał się Siwsp. Lessa podejrzliwie popatrzyła na
pociemniałą powierzchnię ekranu.
- Odczuwasz ciekawość? A co masz na myśli mówiąc do mnie “pani”?
- Nie tylko ludzie zbierają informacje. “Pani” to tytuł wyrażający szacunek.
- Siwspie, szacunek wobec Lessy wyraża się nazywaniem jej Władczynią Weyru -
wyjaśnił uprzejmie F’lar. - Albo jeźdźczynią Ramoth.
- A jak mówić do ciebie, panie?
- Jestem Przywódcą Weyru lub jeźdźcem Mnementha. Poznałeś już Mistrza Harfiarza
Robintona, Czeladnika Harfiarza Piemura, Mistrza Kowala Jancis i Lorda Jaxoma z Warowni
Ruatha, ale pozwól, że teraz ci przedstawię Mistrza Kowala Fandarela, Lorda Groghe’a z
Warowni Fort, o której zawsze wiedzieliśmy, że została założona jako pierwsza... - F’lar
ukrył uśmiech na widok skromnej miny Groghe’a - chociaż, oczywiście, nie wiedzieliśmy
dlaczego. A to Larad, Lord Telgaru, i Lord Lemosu, Asgenar.
- Lemos? Coś podobnego! - Ale zanim słuchacze zdążyli zareagować na lekkie zdziwienie
w głosie Siwspa, ten mówił dalej. - Dobrze wiedzieć, że imię bohaterskiej Sallah Telgar
Andiyvar przetrwało.
- Straciliśmy wiedzę o znaczeniu imion - mruknął Larad. - Ale radujemy się, że
poświęcenie Sallah i jej męża, Tarviego nie odeszło w zapomnienie.
- Siwspie - odezwał się F’lar, stając na wprost ekranu - mówiłeś, że próbowałeś odkryć
skąd pochodzą Nici i jak je zniszczyć. Doszedłeś do jakichś wniosków?
- Tak. Przez ostatnie tysiąclecie dowiedziałem się kilku rzeczy. Organizm zwany Nicią jest
w jakiś sposób połączony z planetką, która, w afelium, przebiega przez obłok Oorta, a gdy
dociera do peryhelium, pociąga za sobą materię spoza orbity waszej ostatniej planety.
Wówczas ten ciągnący się obłok wydala część swego brzemienia w przestrzeń kosmiczną
wokół Pernu. Obliczenia przeprowadzone po lądowaniu wskazywały, że za każdym razem
będzie to trwało około pięćdziesięciu lat, po czym materiał ściągnięty przez planetkę
wyczerpie się. Osadnicy wyliczyli również, że to zjawisko będzie nawracać co mniej więcej
dwieście pięćdziesiąt lat, z dokładnością do dziesięciu.
F’lar rozejrzał się wokół siebie sprawdzając, czy ktokolwiek zrozumiał o czym mówi
Siwsp.
- Z całym szacunkiem, Siwspie, nie rozumiemy twoich wyjaśnień - powiedział z żalem
harfiarz. - Dużo czasu upłynęło odkąd admirał Benden i gubernator Boll poprowadzili
osadników na północ. Obecnie mamy siedemnasty Obrót... ty, jak mi się wydaje, nazywasz to
rokiem Dziewiątego Przejścia Czerwonej Gwiazdy.
- Zapisałem.
- Zawsze uważaliśmy - dodał F’lar - że Nici przychodzą z Czerwonej Gwiazdy.
- To nie jest gwiazda. Chodzi o zabłąkaną planetę, która prawdopodobnie z jakiegoś
powodu wyrwała się ze swojego rodzinnego systemu i podróżowała przez przestrzeń
Zgłoś jeśli naruszono regulamin