Angelsen Trine - Córka morza 24 - Obcy.doc

(800 KB) Pobierz
Angelsen Trine Córka Morza 24 Obcy

Angelsen Trine

OBCY

SAGA CÓRKA MORZA XXIV

Rozdział 1

Z sypialni dobiegały bolesne jęki Ane. Elizabeth zaciskała zęby z niepokoju i bezsilności. Wpatrywała się w leżący na podłodze list. Słowa wirowały jej przed oczami. Ból jest większy, gdy tracimy kogoś z naszych bliskich. Czytała to zdanie ciągle od nowa. Ciarki jej przeszły po plecach, gdy podniosła wzrok i spojrzała na Dorte i Marię. List był zapewne w pudełku czekoladek, które dostała Ane. A Maria sądziła, że to przesyłka od narzeczonego siostrzenicy...

Gdy lensman zabierał Pernille, dziewczyna zapowiedziała zemstę. Elizabeth nie potraktowała jednak jej słów poważnie, bo przecież opiekunka miała trafić do więzienia. Jak więc tego dokonała?

- Co tam jest napisane? - Maria chwyciła siostrę za ramię. W jej głosie słychać było przerażenie. Elizabeth zapanowała nad sobą.

- Ze... Zresztą sama przeczytaj - powiedziała i podała list Marii. Dopiero teraz zrozumiała: jej córka została otruta! Zerwała się i pobiegła do Ane. - Przynieś wiadro! - krzyknęła do siostry. Rzuciła się do łóżka i potrząsnęła córką. - Włóż palec do gardła, Ane. Szybko! Musisz zwymiotować! Ane zrobiła, co jej kazała matka. Wkładała palec do gardła kilka razy, ale choć łzy stawały jej w oczach, nie zdołała zwymiotować.

- Nie dam rady! - łkała. - Co się dzieje? To tak boli!

- Spróbuj jeszcze raz! Musisz wszystko zwrócić. Szybko!

Pomogła Ane wsunąć palec jeszcze głębiej. Dziewczyna miała purpurową twarz i zwijała się z bólu, ale tym razem się udało. Elizabeth kilkakrotnie zmusiła ją do wymiotów, aż do opróżnienia żołądka.

- Proszę! - Dorte wbiegła do pokoju z kubkiem mleka. - To powinno pomóc - dodała.

Elizabeth wlała córce mleko do gardła. Po chwili Ane znów wszystko zwymiotowała. Wtedy matka odgarnęła jej mokre włosy z czoła i pomogła ułożyć się na poduszkach. Nic więcej zrobić nie mogła. Ane powinna teraz odpocząć. Elizabeth spojrzała na bladą twarz córki, która leżała z zamkniętymi oczami i jęczała.

Zlana potem Elizabeth trzęsła się z gniewu i lęku. Zerknęła na siebie i spostrzegła na bluzce wilgotne od potu plamy. Ale to nie miało znaczenia. Ważna była tylko Ane.

- Posłałaś po Torsteina? - spytała Marię, która załamywała bezradnie dłonie. Obok niej stała zdenerwowana i blada Dorte.

- Tak. - Maria pokiwała głową. - Co znaczą te słowa Pernille?

Elizabeth nie miała siły na wyjaśnienia. Pochyliła się nad córką i pogłaskała ją czule po spoconym czole.

- Już, już. Wszystko będzie dobrze, kochana. Wszystko będzie dobrze, nie bój się, proszę. Ane ciągle szlochała.

- Dlaczego mnie tak boli?

Maria podniosła list i czytała go jeszcze raz ze zmarszczonym czołem. Nagle aż się zachłysnęła powietrzem.

- Co ta Pernille wymyśliła? Chyba nie próbowała otruć Ane? Elizabeth zauważyła strach w oczach córki, chciała więc zaprzeczyć. Wiedziała jednak, że na nic się to nie zda, bo wszyscy domyślili się już prawdy. Dorte wyrwała list z rąk Marii.

- Pokaż! - zażądała. Ane znów jęknęła i przycisnęła ręce do brzucha. Kiedy skurcz ustąpił, opadła bez sił na poduszkę.

- Wszystko będzie dobrze, obiecuję - szepnęła Elizabeth.

- Czekoladki - jęknęła Ane. - Pernille zatruła te czekoladki! Nie było nadawcy, więc pomyślałam, że to przesyłka od Bertine i Simona z Bergen. Listu nie zauważyłam.

Znów zwinęła się z bólu i jęcząc, poskarżyła się, że jest jej niedobrze. Maria pobiegła po wiadro. Ane jeszcze raz zwymiotowała mleko wymieszane z sokami żołądkowymi. Dorte przyniosła kolejny kubek mleka.

- Myślę, że to ci przeczyści żołądek. Ane pokręciła głową.

- Nie dam rady - szepnęła i otarła policzek rękawem.

- Spróbuj. - Matka podała jej kubek. - Jeśli jeszcze coś zostało w żołądku, zwymiotujesz to razem z mlekiem.

Jeśli trucizna nie rozeszła się już po organizmie, pomyślała Elizabeth z przerażeniem. Żałowała, że się na tym nie zna. Ile trucizny potrzeba, żeby zabić człowieka? I ile czasu?

- Kiedy wreszcie zjawi się ten doktor?

W jej głosie brzmiała pretensja, jakby to Dorte i Maria były winne temu, że lekarza jeszcze nie ma. Z trudem powstrzymując łzy, odwróciła się do córki. Musi być silna. Wielki Boże, czy chcesz, żeby moje własne dziecko umarło mi na rękach? - zapytała w duchu. Ale gdy wypowiedziała to, czego najbardziej się bała, poczuła się jeszcze gorzej. Czy naprawdę przyjdzie jej stracić córkę, która nie ma jeszcze osiemnastu lat? Nie, świat nie może być taki zły. A może jednak? Przypomniała sobie, jak jej ojciec skaleczył się starym haczykiem od wędki i dostał zakażenia. Jakob musiał go przytrzymywać, gdy Anders zwijał się z bólu. To była straszliwa agonia.

Dopiero śmierć skróciła jego męki.

Elizabeth czuła, że łzy płyną po jej policzkach. Próbowała je ocierać, ale nie nadążała. Wreszcie dała sobie z tym spokój. Człowiek nie jest przecież w stanie znieść wszystkiego.

Czy to właśnie miała na myśli wróżka z Kabelvaag? Po co w ogóle ona, Elizabeth, weszła do jej namiotu? Słowa kobiety przeraziły ją tak bardzo, że długo jeszcze nie mogła się uwolnić od nocnych koszmarów. W końcu udało jej się przekonać samą siebie, że to tylko wymysły i przesądy. Aż do dziś.

- Elizabeth, weź się w garść - szepnęła Maria. - Torstein zaraz tu będzie.

Elizabeth chciała powiedzieć, że to nie ma żadnego znaczenia, jeśli trucizna zdążyła dotrzeć do krwi. Ale nic nie odparła.

- Znowu - jęknęła Ane i pochyliła się nad wiadrem.

Tym razem zwymiotowała tylko mlekiem. To dobry znak, pomyślała Elizabeth i zamknęła oczy. Czepiała się każdej iskierki nadziei. Gdyby miała stracić córkę, i to w sposób tak straszny jak ojca, nie zniosłaby tego. Bóg nie chce chyba, żeby jeszcze raz przez to przechodziła. To byłoby nieludzkie. To nie może się zdarzyć!

Otworzyła oczy. Ane tymczasem trochę się uspokoiła. Leżała cicho, z półprzymkniętymi powiekami, na poły senna, na poły wycieńczona. Elizabeth zdrętwiała. Czy to koniec? Czy Ane umiera?

- Jest doktor - powiedziała Dorte tak nagle, że Elizabeth aż podskoczyła.

Torstein stanął w drzwiach. Przyniósł ze sobą powiew zimy. Śnieg wokół niego topniał, tworząc kałuże na podłodze. Elizabeth przełknęła ślinę. Nie mogła dobyć z siebie nawet słowa. Patrzyła tylko na niego z bezdenną rozpaczą w oczach. Lekarz skinął jej głową i od razu podszedł do Ane. Położył chorej dłoń na czole i spokojnie zapytał:

- Co cię boli, Ane?

- Połknęła trutkę na szczury - ubiegła ją Elizabeth, ocierając twarz dłonią.

- Trutkę na szczury? - Torstein spojrzał na nią ze zdumieniem.

- Tak. Pernille... Ane zjadła zatrute czekoladki.

- Jesteście tego pewne?

- Tak! Nie słyszysz, co do ciebie mówię? Napisała to w liście, który był w pudełku - tłumaczyła Elizabeth z rozpaczą i złością. Czy on n...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin