Angelsen Trine - Córka morza 23 - Przepowiednia.doc

(801 KB) Pobierz
Angelsen Trine

Angelsen Trine

PRZEPOWIEDNIA

SAGA CÓRKA MORZA XXIII

Rozdział 1

Elizabeth czuła, jak jej strach przeradza się w złość. Początkowo nie chciała wierzyć, że to Pernille przecięła rzemień u siodła Sary, ale przypomniała sobie, jak pewnego razu opiekunka groziła Sarze... A teraz miała czelność grozić jej! Podeszła do kobiety i chwyciła ją za rękę.

- Nie puszczę cię, dopóki mi wszystkiego nie wyjaśnisz! Co to znaczy, że możesz „stać się moim wrogiem”? Kobieta pociągnęła nosem.

- To zależy tylko od ciebie - powiedziała i odrzuciła hardo głowę. Elizabeth zmrużyła oczy.

- Nie zamierzam przejmować się twoimi groźbami. Chcę, żebyś była tego świadoma. Żadne groźby nie robią na mnie wrażenia. Pernille przestała się uśmiechać. Kąciki jej ust drgały.

- Groźby? Ja nikomu nie grożę. Tylko nie godzę się na niesprawiedliwość!

- Kiedyś odpowiesz za to, co zrobiłaś Sarze i innym. Coś mi się wydaje, że nie jesteś taka niewinna, za jaką chciałabyś uchodzić.

Pernille uśmiechnęła się swoim dziwnym uśmiechem. Elizabeth poczuła, że jeżą jej się włosy. Wzdrygnęła się. Nie bardzo wiedziała, co powiedzieć, więc pozwoliła kobiecie odejść. Słyszała, jak jej kroki milkną w oddali. Po chwili doszedł ją głos Pernille; najwyraźniej opowiadała coś Linie.

Elizabeth przeciągnęła ręką po twarzy i poczuła, że drży. Doskonale rozumiała, że nie wolno jej lekceważyć zachowań opiekunki. Przekonała się już, do czego ta kobieta jest zdolna. Może jednak żona lensmana miała rację? Może Pernille rzeczywiście otruła swojego ojca? Może już jako dziesięcioletnie dziecko nosiła w sobie zło? Wyszła powoli z salonu i ruszyła na górę, do pokoiku, w którym leżała Sara.

- Zastąpię cię - zwróciła się do Helenę. Przyjaciółka wstała.

- Nic się nie działo, kiedy cię tu nie było. Leży tak cicho i spokojnie, jakby już umarła.

- Nie mów tak, Helenę. Ona po prostu śpi. Helenę nie odpowiedziała, tylko patrzyła smutno na leżącą nieruchomo postać.

- Jak długo wytrzyma bez wody i jedzenia? - spytała.

- Nie wiem. Bez picia człowiek może żyć kilka dni - odparła Elizabeth. Czuła, jak ściska jej się serce. - Przynieś, proszę, trochę wody. Chcę ją umyć - dodała. Helenę wyszła bezszelestnie z izby, a Elizabeth zajęła jej miejsce na krześle.

- Proszę, obudź się - powiedziała cicho. Pogładziła Sarę po policzku.

- Nie rozumiesz, jak bardzo się o ciebie niepokoimy? Obudź się chociaż na chwilę, żebym mogła dać ci coś do picia. Musisz pić.

Westchnęła. Po co to wszystko mówi? Sara pewnie i tak jej nie słyszy.

Po chwili wróciła Helenę z wodą do mycia. Postawiła miskę na nocnym stoliku i spojrzała na Elizabeth.

- Jedyną osobą, której dopisuje humor, jest Pernille. Jest tak samo pogodna i radosna jak dawniej. Jakby nic się nie stało. Kiedy jej to powiedziałam, zaczęła mi tłumaczyć, że w ten sposób chce nam pomóc. Zadziwiająca osoba.

Elizabeth poczuła, że robi się czerwona na twarzy. Zacisnęła dłonie. Jakiś czas temu zwierzyła się Helenę, że być może postąpiła nierozsądnie, zatrudniając Pernille, ale przyjaciółka nie chciała jej słuchać. Teraz też chyba by jej nie uwierzyła. Kto by pomyślał, że ta miła, pogodna kobieta otruła kiedyś własnego ojca, a teraz próbowała zabić Sarę? Kto wie, kogo jeszcze usiłowała zgładzić?

- Dziękuję ci - powiedziała głośno i uśmiechnęła się do przyjaciółki.

- Zawołaj mnie, jeśli będziesz potrzebowała pomocy - rzuciła Helenę i wyszła.

Elizabeth wykręciła ściereczkę i zaczęła myć Sarę. Najpierw delikatnie obmyła jej twarz, a potem ręce.

- Teraz znów jesteś czysta. Pewnie od razu lepiej się poczułaś, prawda? - mówiła do chorej. - Gdyby to było możliwe, dałabym ci moją nocną koszulę, ale na razie nie chcę cię ruszać. Poza tym na pewno nie jest ci zimno pod tą grubą pierzyną.

Cały czas uważnie przyglądała się kobiecie. W pewnym momencie odniosła wrażenie, że Sarze drgnęła powieka, ale może to było tylko przywidzenie? Chora nie poruszyła się; nadal leżała, jakby uszło z niej życie. Elizabeth znów pogładziła ją po policzku.

- Saro! Saro, słyszysz mnie? Jeśli nie możesz mówić, to przynajmniej mrugnij.

Żadnej reakcji. A więc jednak to było złudzenie. Elizabeth myła ją i dalej do niej przemawiała. Mówiła o pogodzie, o domownikach, o wszystkim i o niczym. Jeśli jej słowa nie były w stanie pomóc Sarze, to przynajmniej uspokajały ją samą. W ten sposób odrywała myśli od Pernille.

- Na dworze jest zimno, ale przecież zbliża się Boże Narodzenie. Może obudzisz się na Wigilię? Wtedy przyjdziemy tu wszyscy do ciebie i razem otworzymy prezenty.

Na jej ustach pojawił się wymuszony uśmiech.

- Wyobrażasz sobie, jaka to będzie radość? To już za tydzień.

Zamilkła, bo poczuła, że głos jej się łamie. Wiedziała, że jeśli Sara się nie obudzi i nie zacznie przynajmniej pić, to za tydzień najprawdopodobniej nie będzie już żyła. Żaden człowiek nie wytrzyma tak długo bez wody. A jeżeli Sara umrze, Pernille nie poniesie żadnej kary. Zaprzeczy wszystkiemu. Powie, że Elizabeth jest zazdrosna, bo Sara flirtowała z Kristianem.

Odłożyła szmatkę i zaczęła myśleć o zbliżających się świętach. A jeśli Sara umrze, a ona rzeczywiście poczuje ulgę? Natychmiast dopadły ją wyrzuty sumienia. Jak może tak myśleć?! Złożyła dłonie i zaczęła się modlić:

- Boże Wszechmogący, wcale tego nie pragnę... Nie wiem, dlaczego w ogóle przyszło mi to do głowy. Dobry Boże, spraw, żeby Sara wyzdrowiała. Czy proszę Cię o zbyt wiele?

Nagle z korytarza dobiegło ją skrzypnięcie podłogi. Wzdrygnęła się.

- Amen - zakończyła szybko modlitwę i wstała. Podeszła do drzwi, otworzyła je i wyjrzała na korytarz. Nikogo nie było.

- Jest tam ktoś? - rzuciła w powietrze. - To ty, Helenę? Żadnej odpowiedzi. Już miała zamknąć drzwi, kiedy nagle usłyszała szelest spódnicy, dochodzący gdzieś z dołu schodów. To Pernille, pomyślała. Tylko ona nosi tyle halek, że zawsze słychać, kiedy się zbliża. Dlaczego teraz przemykała obok zamkniętych drzwi tak cicho, żeby nikt jej nie słyszał? A może po prostu opiekunka, przystanęła, zaintrygowana głosem gospodyni? Elizabeth wróciła na krzesło.

Pozostała przy łóżku Sary do końca dnia. Co jakiś czas zaglądała któraś ze służących i proponowała, że ją zmieni, ale za każdym razem Elizabeth odmawiała. W końcu jednak poczuła, że jest zmęczona.

- Możesz posiedzieć przy niej w nocy ze trzy-cztery godziny, Helenę? - spytała, prostując plecy. Przyjaciółka zgodziła się bez chwili wahania.

Lina przyszła na górę z Williamem, który stęsknił się za mamą. Elizabeth wzięła synka na kolana, a potem pozwoliła mu zajrzeć do przepastnych szuflad komody. Chłopiec zainteresował się też stojącą tu piękną porcelanową lalką. Wkrótce jednak zaczął się nudzić i zbiegł na dół do pozostałych dzieci. Wieczorem zajrzał też Kristian. Był wyraźnie zmartwiony.

- Wyglądasz na zmęczoną - stwierdził.

- Bzdura! - odparła natychmiast. - Jeśli dziewczęta radzą sobie na dole, ja mogę posiedzieć tutaj. Wyśpię się w nocy, kiedy zastąpi mnie Helenę.

- Słyszałem, ale podobno to tylko trzy - cztery godziny...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin