Brenden Laila - Hannah 07 - Odwaga.pdf

(756 KB) Pobierz
423228645 UNPDF
LAILA BRENDEN
ODWAGA
Rozdział 1
Wierzchołki masztów zaskrzypiały przyjaźnie, chłodny wiatr rozwiał rude włosy kobiety
stojącej na dziobie. Żaglowiec zbliżał się do portu, pasażerowie zaczęli się wysypywać na pokład.
Starzy i młodzi kierowali pełen oczekiwania wzrok w stronę gromady, która stała na przystani.
Wyglądali rodzin, przyjaciół, znajomych.
Åshild patrzyła szeroko otwartymi oczami na łodzie i okręty zacumowane przy brzegu.
Uwierzyć nie mogła, że ten wielki żaglowiec, na którego pokładzie płynęli, zmieści się pomiędzy
nimi, lecz sternik tak manewrował wprawną ręką, że po chwili cumy zostały rzucone na ląd. Åshild
znalazła się w Danii!
- No proszę, i jesteśmy na miejscu. - Ole stanął tuż obok żony, uśmiechając się na widok jej
rozpromienionej twarzy.
- Twoje pierwsze spotkane z Kopenhagą. Jakie wrażenia?
- Też pytanie! Na razie widziałam tylko okręty i morze.
- Åshild była tak zaabsorbowana, że nawet nie odwróciła się do męża. - Ależ tu życie wre,
ile powozów! - Wskazała sznur powozów zaprzężonych w konie, stojących przed jednym z
portowych budynków. Potem omiotła wzrokiem ludzi zgromadzonych na pomoście, dopiero teraz
bowiem widziała ich wyraźnie. Wiele kobiet miało na sobie kostiumy i kapelusze, wszystko
wydawało się znacznie bardziej kolorowe niż w Christianii. Choć może to jej spojrzenie było
zabarwione podnieceniem i radością.
Åshild wyprostowała się i nieco zafrasowana spojrzała na swój strój.
- To się nie bardzo nadaje do miasta... - Spojrzała na męża. Ole wcześniej jej zdaniem
wyglądał trochę dziwnie w swoim szarym, eleganckim ubraniu podróżnym, dopiero teraz się
zorientowała, że tutaj, w mieście, nie będzie się wyróżniał w tłumie.
- Zajrzymy po drodze do krawca, który weźmie miarę - zaproponował Ole. - Za parę dni
będziesz miała nowe ubrania.
Åshild z przerażeniem pokręciła głową.
- Mogę chodzić w tym, co mam.
- Z całą pewnością. Ale, miło by było założyć coś nowego, prawda?
- Owszem - przyznała z ociąganiem. - Ale mogłabym to nosić tylko tu, w Danii. Po
powrocie do Hemsedal nie będę się przecież tak stroić.
- Zobaczymy - odparł Ole pojednawczo, biorąc żonę pod ramię. - Czy moja ukochana
zejdzie ze mną na ląd?
Gdy zeszli z pokładu i stanęli na nadbrzeżu, Åshild czuła się tak, jakby znalazła się w innym
świecie. Ole wskazał bagaże jednemu z chłopców portowych i zaczął rozglądać się za końmi.
Gdzieś tu powinien stać powóz z Sørholm.
- Tam! - Ole wskazał głową jeden z powozów i poprowadził żonę ostrożnie w jego stronę. -
Na tym wozie jest właściwy herb. - Ole nie rozpoznał woźnicy, tamten jednak od razu się
zorientował, z kim ma do czynienia.
- Witamy w Danii. W majątku już wszyscy na państwa czekają.
Åshild zarumieniła się, pozdrawiając woźnicę. Czyżby mieli pojechać w dwa konie? Takim
powozem?! To było coś całkiem innego niż rozklekotane wozy, które znała z rodzinnych stron.
Zerknęła niepewnie na Olego, lecz on tylko z uśmiechem skinął głową. Dla niego wszystko było
takie oczywiste.
Nagle ktoś z tyłu pchnął ją gwałtownie. Gdyby woźnica nie zareagował, z pewnością by
upadła.
- Hej, ty! Chłystku jeden! Stój! - krzyknął Ole tak głośno, że przechodnie obrócili się w ich
stronę.
Åshild tylko w przelocie dojrzała chłopca, pędzącego w stronę portowych zabudowań, lecz
nim się obejrzała, Ole rzucił się w pogoń za nieszczęśnikiem.
- Niech sobie biegnie, to przecież jeszcze dzieciak! - zawołała, lecz jej głos zniknął pośród
gwaru. Nie pozostało jej nic innego, jak obserwować Olego. Biegnący zniknęli jej z oczu, po chwili
jednak usłyszała krzyk i protesty.
- Au, puść mnie! Wykręcisz mi ramię! Ja nie chcę... puszczaj!
Ole ciągnął już za sobą wierzgającego chłopaka o całkiem donośnym glosie. Sam, wysoki i
postawny, górował nad tłumem, nic więc dziwnego, że zwracał na siebie uwagę, wlokąc dzieciaka
niczym worek ziemniaków.
Åshild z przerażeniem spojrzała na woźnicę, na nim jednak ta scena nie zrobiła żadnego
wrażenia. Przyglądał się wszystkiemu z wielkim spokojem.
- Pan Ole na pewno wie, co robi - powiedział tylko, gdy poczuł na sobie niespokojne
spojrzenie Åshild.
Pan Ole? Gdyby nie ten chłopiec i całe zamieszanie, uśmiechnęłaby się, słysząc te słowa,
teraz jednak była zbyt przejęta. Chłopak mógł mieć jakieś dziesięć, jedenaście lat, jego strój
wskazywał na to, że w jego domu się nie przelewa. Spodnie miał stanowczo za duże. Marynarka,
którą narzucił na koszulę z karczkiem miała za krótkie rękawy, a jej postrzępione brzegi mówiły
same za siebie. Twarz miał ogorzałą lub brudną, tego Åshild nie była pewna, wszystko wskazywało
jednak na to, że spędza czas głównie na dworze.
- Puszczaj! - Chłopaczyna wił się w uścisku Olego. - Nic złego nie zrobiłem. Potknąłem się
tylko.
- Zaraz sobie porozmawiamy o tym twoim potknięciu - odparł Ole. W jego głosie nie było
gniewu, raczej zdecydowanie. Åshild ze zdumieniem stwierdziła, że jej mąż mówi całkiem płynnie
po duńsku.
- Co masz do powiedzenia damie? - Ole trzymał chłopaka mocno za kark, a ten łypał spod
oka na Åshild. Jego spojrzenie było bezczelne i zuchwałe. Åshild poznała od razu, że nie ma przed
sobą skruszonego grzesznika.
- Ja nie...
Ole chwycił go na tyle mocno, że chłopak skulił się i wykrztusił.
- Przepraszam.
Åshild chciała już poprosić Olego, żeby dał spokój, że takie trącenie nie jest warte całego
zamieszania, lecz mąż ją uprzedził.
- I chyba powinieneś coś oddać?
Chłopiec nie odpowiedział. Wcisnął tylko ręce do kieszeni i jeszcze bardziej przymrużył
oczy, gdy dłoń Olego zacisnęła się znów na jego karku.
- Pora już skończyć to przedstawienie. - Ole potrząsnął lekko mizernym ciałem dzieciaka. -
Oddawaj!
Z zaciśniętymi ustami, tocząc wokół rozwścieczonym spojrzeniem, chłopak sięgnął za
pazuchę. Bez słowa wydobył niewielką torebkę i podał ją Åshild.
- No, teraz lepiej. - Ole zwolnił uścisk. - Niezbyt pięknie witasz ludzi, którzy pierwszy raz
przyjeżdżają do Kopenhagi. A teraz stąd zmykaj!
Gdy Ole puścił chłopaka, mały roztarł sobie kark i nie oglądając się za siebie, pobiegł
między wozami w stronę portowych zabudowań. Åshild oniemiała ze zdumienia i z przerażenia.
Nie zauważyła nawet, że zniknęła jej torebka. Nie przywykła jeszcze do noszenia torebki na ra-
mieniu. To Ole stwierdził, że powinna mieć pod ręką grzebyk, chusteczkę, sole trzeźwiące i parę
szylingów. Hannah zawsze podróżowała z atłasowym mieszkiem. Åshild uznała zatem, że tak
właśnie wypada. Nigdy jednak nie przyszłoby jej do głowy, że ktoś może próbować ukraść jej
torebkę. I to w biały dzień!
- Mały spryciarz. - Ole uśmiechnął się, wskazując głową kierunek, w którym oddalił się
dzieciak. - Sporo takich tu krąży, trzeba bardzo uważać w takim tłumie.
Åshild bezradnie pokręciła głową.
- Nie mam pojęcia, jak się zorientowałeś, co się stało. Ja nie zauważyłam, że porwał moją
torebkę.
- Na tym polega jego złodziejski fach.
Ole zerknął ukradkiem w stronę najbardziej oddalonego budynku portowego i wtedy wydało
mu się, że pod ścianą widzi jakąś postać. O ile wzrok go nie mylił, był to właśnie chłopiec, którego
przed chwilą puścił, tyle że nie sam. Obok niego stała elegancka kobieta w niebieskim kostiumie. I
dawała dzieciakowi coś ze swojej torebki. Nagle spojrzała w stronę Olego. Ole nie mógł się oprzeć
wrażeniu, że wszystko zostało kartowane. Chłopiec nie wybrał Åshild i jej torebki całkiem
przypadkowo.
- No cóż, skoro sprawa się dobrze skończyła i odzyskaliśmy parę szylingów, to zajrzymy do
krawca - rzucił Ole.
Åshild roześmiała się, słysząc jego beztroski ton. Nic nie mogło odebrać mu radości z tego,
że wreszcie znaleźli się w Danii. Ole nakazał woźnicy, by przystanęli przed jednym z najlepszych
zakładów krawieckich w mieście i by pojechali tam okrężną drogą. Chciał bowiem pokazać żonie
Kopenhagę, nim ruszą w dalszą drogę.
Woźnica objechał Kodeks Nyt orv i Radhusplassen. Ole poprosił go także, by zrobił rundę
po ulicach, przy których mieszczą się domy handlowe, a potem skręcił do parku Amalienborg.
- Teraz jedziemy do krawcowej - stwierdził Ole, puszczając oko do żony. - Zobaczymy, co
nam wyczaruje.
- Ależ ja nie wiem nawet, co bym chciała zamówić! Czy nie możemy z tym poczekać?
- Dziś jesteśmy w Kopenhadze i mamy taką możliwość. Co byś powiedziała na kostium
podróżny i nową suknię?
Åshild zarumieniła się na myśl, że może Ole będzie się jej wstydził, jeśli nie zacznie się
ubierać bardziej elegancko. Zamierzają przecież zostać tu na całą zimę, więc coś z odzieży by się
jej przydało.
- Chyba masz rację - mruknęła. - Tylko że to dla mnie takie niezwykłe. Zazwyczaj sama
sobie szyję.
- I świetnie ci to wychodzi! - roześmiał się Ole, przytulając żonę. - Ale choć raz pozwól, by
ktoś inny to dla ciebie zrobił. Musisz tylko powiedzieć, jak twoje ubranie ma wyglądać.
Ole pomyślał, że byłoby lepiej, gdyby to jego matka wybrała się z Åshild do krawcowej. On
przecież nie zna się na damskich fatałaszkach. Miał jednak nadzieję, że panie z pracowni pomogą
Åshild w wyborze.
Ani Ole, ani Åshild nie zauważyli powozu, który ciągle za nimi jechał. Tylko woźnica
dziwił się, że ktoś tak długo za nimi podąża. Kiedy jednak zatrzymał się przed zakładem
krawieckim, nikogo nie było na ulicy. Tamten powóz pojechał widać inną drogą.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin