Courths Mahler Jadwiga - Pierścionek dla Rosemarie.pdf

(444 KB) Pobierz
JADWIGA COURTHS-MAHLER
JADWIGA COURTHS-MAHLER
Pierścionek dla Rosemarie
Tłumaczył Paweł Łatko
Tytuł oryginału: Was ist mit Rosemarie? © Translation by Paweł Łatko
Znak firmowy Oficyny Wydawniczej „Akapit",
znaki firmowe serii wydawniczych „Akapitu" — zastrzeżone
MKJSKA BI5ŁI0TSSA PUBLICZNA ...
ZN. KLAS. 83 C-3
j
tafta *»^**mm NR i.MW \n<bi\
ISBN 83-85715-39-8
Projekt okładki i strony tytułowej Marek Mosiński
Redakcja^ L Jerzy Cieślak
Redakcja techniczni Lech Dobrzańsk'i
Korekta Elżbieta Ciągwa
Wydanie pierwsze. Wydawca: „Akapit" Oficyna Wydawnicza sp. z o.o. Katowice 1993. Ark.
druk. 8,5 Ark. wyd. 9,0 Druk i oprawa: Rzeszowskie Zakłady Graficzne Rzeszów, ul. płk. L.
Lisa-Kuli 19. Zam. 497/93
Luksusowy parowiec „Roland" opuścił cztery dni temu port w Jokohamie. Od razu trafił na
wietrzną pogodę i prawdziwą burzę na morzu. W końcu niebo się przejaśniło, a huraganowy
wiatr ucichł zupełnie. „Roland" płynął więc po gładkim oceanie, zmierzając do Honolulu,
gdzie powinien dopłynąć w dwunastym dniu po opuszczeniu Japonii.
Pasażerowie parowca zaczęli jeden po drugim wychodzić z kabin i spacerować po
pokładzie, na którym nie pokazywali się podczas burzy, cierpiąc na chorobę morską.
Wymęczeni, z pobladłymi jeszcze twarzami, próbowali uśmiechać się do siebie, gdy
zasiadali do pierwszego po burzy śniadania. Pogoda od rana ustabilizowała się i wszystko
wskazywało na to, że utrzyma się do końca podróży. Kapitan i oficerowie żartowali z
przestraszonymi jeszcze pasażerami, którzy odzyskiwali pomału humor. Życie na pokładzie
wracało do normy.
Na pokładzie pojawiły się leżaki i spragnieni słońca podróżni wylegli tłumnie, by odpocząć i
trochę się opalić.
Na uboczu-, z dala od rozbawionych pasażerów siedział starszy, liczący ponad pięćdziesiąt
lat mężczyzna. Towarzyszyła mu młoda dziewczyna. Oboje mieli zasępione miny. Byli to
inżynier Klaus Buchwald i jego córka, Rosemarie. Wracali z. Japonii, gdzie inżynier
nadzorował budowę kolei prowadzoną przez niemiecką firmę, w której zatrudniony był w
kraju.
Trasa ich podróży na drugi koniec globu wiodła tym razem przez Hawaje do San Francisco,
później koleją do Nowego Jorku i dalej
1
statkiem do Hamburga. Po zakończeniu budowy inżynier Buchwald i jego córka postanowili
czym prędzej wracać do Niemiec, tym bardziej, że ojciec ostatnio nie czuł się najlepiej.
Podejrzewano, że nie był to wynik przemęczenia zbyt intensywną pracą, ale zapowiedź
poważniejszej choroby. W czasie pierwszych burzliwych dni na morzu stan zdrowia
inżyniera znacznie się pogorszył; lekarz okrętowy stwierdził, że pomóc może tylko operacja.
Klaus Buchwald liczył się z jej koniecznością, ale wolałby się jej poddać dopiero w
Niemczech. Tymczasem wszystko wskazywało na to, że będzie musiał wysiąść już w
Honolułu. Poradzono mu klinikę doktora Laane, chirurga słynnego w całych Stanach
Zjednoczonych, niezwykle zdolnego i skutecznego. Decyzja właściwie została już podjęta:
wysiądą w Honolułu, a do Niemiec wrócą dopiero po operacji i rehabilitacji.
Ojciec zwlekał z przekazaniem tej informacji córce, ale dziś musiał już to zrobić. Rosemarie
przestraszyła się, mimo że próbował pomniejszyć powagę swojej choroby i przekonać ją do
umiejętności doktora Laane.
— Nie zamartwiaj się tym, Rosemarie! Wprawdzie to nieprzewidziany kłopot, ale przecież
nie aż tak groźny. Zatrzymamy się na kilka tygodni w sanatorium doktora Laane, położonym
na pięknej plaży, i odpoczniemy trochę przed dalszą podróżą. Operacja nie będzie aż tak
ciężka i z pewnością doktor przeprowadzi ją już w pierwszych dniach. Później nabiorę sił i
zanim wrócimy do Niemiec, będę już zupełnie zdrów. Przypuszczam, że w tej sytuacji lepiej
nie czekać. Zobaczysz, drogie dziecko, że wszystko będzie dobrze — pocieszał córkę jak
mógł.
Czekająca go operacja nie była wprawdzie najtrudniejsza, ale nie była znów tak łatwa, jak
próbował ją przedstawić córce. Zawsze należało się liczyć z komplikacjami, ale istniała też
szansa na pełne wyleczenie.
Rosemarie była dzielną dziewczyną, o czym ojciec przekonał się w czasie ich pobytu w
Japonii. Teraz też szybko się otrząsnęła i zaczęła się zastanawiać, jak pomóc ojcu w tych
ciężkich chwilach.
Uśmiechnęła się i głaszcząc go po ręce rzekła najspokojniej, jak mogła:
— Jeżeli tej operacji nie można uniknąć, to oboje musimy zrobić wszystko, by się udała. W
Berlinie i tak byś nie odpoczął jak należy, bo ciągle zlecano by ci jakieś prace.
Westchnął z ulgą i przytaknął skinieniem głowy: — Pomogłaś zdjąć mi kamień z serca,
Rosemarie. Bałem się powiedzieć ci o tym, ale ty jesteś tak dzielna, że nie powinienem był
mieć
żadnych obaw.
Popatrzyli sobie w oczy i uśmiechnęli się. Dalsza rozmowa potoczyła
się już na inne tematy.
Rosemarie miała jeszcze jeden powód, by smucić się koniecznością przerwania podróży na
Hawajach. Otóż tym samym statkiem wracał do Niemiec inżynier Henryk Dewall, którego
firma przysłała do pomocy ojcu, gdy prace przy budowie kolei nabrały rozmachu. W obcym
kraju Rosemarie i Henryk bardzo się zaprzyjaźnili, a może było to nawet coś więcej. Nie
2
rozmawiali o tym otwarcie. Oboje czuli, że los zetknął ich wprawdzie przypadkowo, ale już
na całe życie.
Na pokładzie parowca starali się oboje zachowywać normalnie, ale i tak ich czułe spojrzenia
nie umknęły uwagi dwojga pasażerów, wzbudzając ich zazdrość.
Henryk Dewall spodobał się młodej Amerykance, miss Grace Vautham, która przebywała w
Japonii przez pewien czas, by —jak sama mówiła — poznać u źródeł cywilizację tego kraju.
W istocie nie chodziło o żadne „studia", ale o jeszcze jeden kaprys tej bogatej,
ekscentrycznej dziewczyny, która z nudów wymyślała sobie coraz to dziwniejsze zajęcia.
Zawsze rzucała się na coś z wielkim zapałem, ale wkrótce zaczynało ją to nudzić i w
pośpiechu szukała innego obiektu zainteresowań. Wynajęła sobie damę do towarzystwa i
nie krępując się wcale jej obecnością, rzucała się w coraz to nowe przygody miłosne, a
missis Flint służyła jej jako zasłona w wypadku, gdy musiała się z jakiejś sytuacji wycofać.
W Jokohamie spotkała przypadkiem inżyniera Dewalla i dowiedziała się, że pokazuje się on
najczęściej z inżynierem Buch-waldem i jego córką. Za wszelką cenę postanowiła odnaleźć
tych
dwoje.
Nie było to trudne, bo pana Buchwalda, głównego budowniczego kolei niedaleko Jokohamy,
znali prawie wszyscy. Wiedziano też, że Henryk Dewall był jego najbliższym
współpracownikiem.
Niemiecki młody inżynier zainteresował Amerykankę o wiele bardziej niż japońska kultura, a
gdy dowiedziała się, że budowa zbliża się do końca i on wkrótce wyjedzie, nie zastanawiając
się długo, postanowiła
wyruszyć tym samym statkiem. Biedna missis Flint o mało nie dostała zawału serca. Miała
już dość Japonii i najchętniej wróciłaby do Nowego Jorku. Dlatego wyjazd do Niemiec wcale
jej nie ucieszył.
Szukając kontaktów z inżynierem Dewallem, miss Grace dotarła wreszcie do pana
Buchwalda i jego córki.
Od razu zauważyła, że Henryka i Rosemarie łączy coś więcej niż zwykła znajomość między
rodakami, co jednak w niczym nie wpłynęło na jej plany. Rosemarie nie należała do
biednych dziewcząt — ojciec nieźle zarabiał, ale w porównaniu z milionami Amerykanki jej
majątek był kroplą w morzu. Grace nie znała mężczyzny, który nie próbowałby jej poderwać
dowiedziawszy się, że jest taka bogata. Ten „piekielnie przystojny" młody inżynier na pewno
postąpi tak samo i bez wahania porzuci Rosemarie Buchwald. Chociaż, kto wie? W każdym
razie nawet jeżeli Henryk i Rosemarie już się zaręczyli, ona, Grace Vautham, zrobi
wszystko, by doprowadzić do rozdzielenia tych dwojga. Inżynier Dewall musi być jej.
W ciągu pierwszych burzliwych dni na statku Grace nie miała okazji spotkać Henryka, gdyż
zmożona chorobą morską niemal nie opuszczała swojej kabiny. Zdążyła jednak poznać
czwartego pasażera, niejakiego Kurta Wendlera, z zawodu jubilera, który wracał z Japonii,
3
dokąd przybył w poszukiwaniu kamieni szlachetnych. Od chwili wejścia na pokład nie
spuszczał on rozmarzonych oczu z Rosemarie Buchwald.
Poznał ją w Jokohamie na przyjęciu dla Niemców. Dotychczas Kurt interesował się
wyłącznie pracą i zdobywaniem pieniędzy. Choć przekroczył już czterdziesty rok życia, ani
razu nie pomyślał o ożenku, ba, nawet nie próbował poznać żadnej dziewczyny. Nagle
jasnowłosa Rosemarie tak go oczarowała, że omal nie postradał zmysłów. Ona jednakże
najwyraźniej interesowała się inżynierem Dewallem, a na niego nie zwracała wcale uwagi.
Pozbyć się Henryka wcale nie będzie łatwo, ale przecież — podobnie jak Grace Vautham —
Kurt był świadom potęgi swoich pieniędzy. Sądził, że wystarczy pokazać Rosemarie, jak
wielkie szczęście czeka ją u jego boku, a rywal zostanie odprawiony z kwitkiem.
Morską burzę Kurt przeleżał w swojej kabinie, a kiepskie samopoczucie pogorszyło się
jeszcze, gdy zobaczył Henryka Dewalla w pełni sił,
odpornego na kołysanie statku i usługującego Rosemarie, również dzielnie opierającej się
chorobie morskiej. Grace też była wściekła.
Na szczęście burza ucichła. Wszyscy chorzy odzyskali na tyle siły, by opuścić kabiny i
zaczerpnąć świeżego powietrza na pokładzie, ponarzekać na swoje dolegliwości przed
znajomymi.
Ojciec z córką omawiali jeszcze szczegóły ich postoju w Honolulu, gdy inżynier Dewall
przyszedł z wiadomością, że do końca podróży pogoda zapowiada się równie piękna jak
dziś. Rosemarie spojrzała na niego ze smutkiem i westchnęła.
— Oby miał pan rację, panie Dewall. Nie chciałabym przeżyć podobnej burzy jeszcze raz.
Patrzyła na niego stalowoniebieskimi oczyma, w których pokazały
się łzy.
— Dlaczego tak bardzo się pani boi, panno Rosemarie? Przecież zniosła pani burzę tak
dzielnie. Czyżby strach przychodził po fakcie?
— Nie o mnie chodzi, panie Henryku, ale o ojca. Czuł się bardzo źle, a przed chwilą
powiedział mi, że musimy wysiąść w Honolulu, bo z operacją nie może czekać aż do
przyjazdu do Berlina.
— Jakże mi przykro! — wyszeptał Henryk. Usiadł między Rosemarie a jej ojcem i spytał: —
Sądzi pan, że ta operacja jest nieunikniona?
Inżynier Buchwald skinął głową:
— Niestety, mój drogi. Dalsze zwlekanie wydaje mi się nierozsądne. Wyłożył mu swoje
racje, a Henryk ze smutkiem spoglądał raz po raz
w zatroskaną twarz Rosemarie. Westchnął ciężko i rzekł:
— Cóż, nie śmiałbym panu sugerować czegokolwiek, ale będzie mi żal rozstać się z wami
w Honolulu. Gdybym nie musiał wracać do fabryki w wyznaczonym terminie, chętnie
zostałbym tutaj i pomagał pannie Rosemarie w czasie pańskiej choroby.
— Nie ma takiej potrzeby, panie inżynierze. Wie pan, że w kraju oczekują nas obu, a skoro
ja muszę zostać, roboty będzie miał pan za dwóch. W moim przypadku jest to konieczność,
ale wypocznę trochę i — choć z opóźnieniem — wrócę do pana w pełni sił. Pan zaś
4
powinien czym prędzej przekazać zarządowi informacje z Japonii i przeprosić w moim
imieniu, że nie mogę zrobić tego osobiście.
— O to niech się pan nic martwi. Przecież pańskie zdrowie jest najważniejsze i panowie z
zarządu chyba to rozumieją.
— Tak też myślę. Mam nadzieję, że moja bezczynność nie potrwa długo. Jest tyle
ciekawych projektów do zrealizowania i chciałbym zabrać się za nie, będąc już w pełni sił.
Tych kilka tygodni zwłoki da się szybko odrobić. Tym bardziej, że budowę w Japonii
poprowadził pan znakomicie i zakończył przed czasem. A jak pan się dziś czuje?
— Gdy się nie ruszam, prawie nie czuję bólu, ale przy najmniejszym wysiłku staje się on nie
do zniesienia. Na szczęście skończyła się ta burza. Może zechciałby pan pospacerować
trochę z moją córką po pokładzie? Byłbym bardzo zobowiązany, bo biedaczka cały czas
tylko siedzi przy mnie, a młoda krew potrzebuje trochę ruchu.
Henryk Dowell zerwał się na równe nogi:
— Oczywiście, jeżeli tylko panna Rosemarie nie pogardzi moim towarzystwem.
Rosemarie popatrzyła z troską na ojca.
— Nie chciałabym zostawiać cię samego, tato.
— Idź, idź. Ja spróbuję uciąć sobie drzemkę.
Rosemarie wstała, położyła ojcu pod głowę poduszkę i okryła go szczelnie wełnianym
kocem.
— Przespaceruję się trochę. Ruch z pewnością Robrze mi zrobi. Uśmiechnął się i zamknął
oczy, udając, że już zasnął. Rosemarie i Henryk spacerowali obok siebie, przemierzając
pokład
bez słowa. Oboje nie mogli pogodzić się z myślą o rychłym rozstaniu. Henryk odezwał się
pierwszy.
— To bardzo smutna wiadomość, panno Rosemarie.
— Tak cieszyłam się, że będziemy we troje wracać do Niemiec, w pewnym stopniu
łagodziło to mój niepokój o stan zdrowia ojca. Poza tym w Japonii obaj byliście tak zajęci i
nie mieliście dla mnie zbyt wiele czasu, że miałam nadzieję na trochę rozrywki przynajmniej
podczas podróży. Niestety, ojciec trafi do sanatorium, a pan pojedzie dalej sam.
— Nie mogę się z tym pogodzić. Tak bardzo cieszyłem się na wyjazd z panią i ojcem.
Jestem pełen podziwu dla niego. Tak wiele mu zawdzięczam, jest on dla mnie wzorem do
naśladowania. To dzięki niemu wyjechałem przecież do Japonii, gdzie lepiej poznałem
samego siebie, gdzie byłem tak szczęśliwy, gdzie w końcu spotkałem panią. Nie mogę
uwierzyć, że za kilka dni będziemy musieli się rozstać, a pani
8 i
zostanie w Honolulu sama, bez opieki. Ojciec przykuty do łóżka nie
będzie mógł się panią opiekować.
Spojrzała na niego zasmuconymi oczyma. Serce biło jej mocno, a na
twarzy pojawił się rumieniec. Rzekła jednak całkiem spokojnie:
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin