Mahmoody Betty - Z miłości do dziecka.rtf

(2295 KB) Pobierz

Betty Mahmoody

 

Z miłci do dziecka

(For the love of a child)

 

Przełyli:

Bożena Kucharuk

Maciej Hen

 


Jest to historia prawdziwa.

Postacie są autentyczne, a opisane wydarzenia naprawdę miały miejsce. Jednakże nazwiska i charakterystyczne szczegóły zostały zmienione, aby uchronić niektóre osoby i ich rodziny przed represjami. Dotyczy to: Dona i Miriam, Sary, Nelsona Batesa, Beverly i Sabriny, Meg, Fereszte i Kajwana, oraz Marilyn i Feriduna.

 

 

 

 

Dedykuję książ wszystkim dzieciom,

które zostały uprowadzone i wywiezione na obczyznę

oraz tym, które żyją w strachu.

 


PODZIĘKOWANIA

 

Miałam to szczęście, że w 1986 roku umożliwiono mi nawiązanie kontaktów z agencją Williama Morrisa. Ludzie, z którymi podjęłam współpracę dowiedli, że była ona dla nich czymś wcej niż tylko obowiązkiem. Wywarli ogromny wpływ na moje życie, a dzięki zaufaniu, którym mnie darzyli, pomogli mi uwierzyć w siebie i zostali mymi bliskimi przyjaciółmi.

Michael Carlisle jest dla mnie nie tylko agentem literackim. Jako prawdziwy przyjaciel, trwa przy mnie w doli i niedoli. Kiedykolwiek zachodzi obawa o moje czy Mahtab bezpieczeństwo, mogę zawsze liczyć na Michaela, jego wsparcie i poradę. Nie raz i nie dwa uspokajał nas i pomagał stawić czoło problemom. Jest mi obroń, doradcą w interesach i menażerem w jednej osobie.

Marcy Posner okazała się nieoceniona w zorganizowaniu kontaktów z rynkiem światowym. Ma córkę w wieku Mahtab, co ogromnie ułatwiło nam wzajemne porozumienie.

Randy Chaplin wprowadził mnie w dziedzinę publicznych prelekcji. Wierzył w moje zdolności i dzięki przyjaciołom zorganizował całą serię spotkań, które dały mi wiele satysfakcji i były okazją do poznania nowych, ciekawych ludzi.

Antoine Adouard z Wydawnictwa Fixot Publishing jest włciwie ojcem duchowym tej książki. Szybko pojął wagę problemu rodzicielskich uprowadzeń za granicę i wsparł inicjatywę sugestią, abym przybyła pracować nad książ do Francji, gdzie nic mnie nie będzie rozpraszało. Włnie przez Antoinea poznałam Matki Algieru, które stały się prawdziwym natchnieniem mego życia. Antoine wnió nioceniony wkład w opracowanie redakcyjne niniejszej książki.

Anja Kleinlein z Wydawnictwa Gustaw Liibbe Verlag w Niemczech jest dla nas kimś więcej niż tylko redaktorką moich niemieckich przekładów. Tak bardzo przypaa nam z Mahtab do serca, że zaliczyłmy ją w poczet naszej rodziny. Kiedy zewsząd atakowano mnie wrzaskliwie po ukazaniu się wywiadu Mudiego w niemieckiej telewizji, Anja stanęła u mego boku broniąc mnie z całym oddaniem.

Ogromnie pomó mi w wydaniu tej książki Tom Dunne z St. Martins Press. Spędził niesłychanie wiele czasu na pracy redakcyjnej. Jego zainteresowanie dla idei wyrosłych z „Tylko razem z córką” jest dla mnie szczególnie inspirujące.

Talenty, które objawił przy współpracy nad książ Jeff Coplon uczyniły z niej to, na co liczyłam. Pracując ze mną przy spisywaniu poszczególnych opowieści, wprowadził do nich swą dziennikarską dociekliwość i osobistądrość.

Miałmy z Mahtab to szczęście, że przeżywszy koszmar opisany w „Tylko razem z córką” spotkałmy następnie ludzi, którzy przyjęli nas z otwartymi ramionami, dzięki czemu dane nam było obrócić to straszliwe doświadczenie w coś, co miało pozytywny wpływ na życie innych.


CZĘŚĆ PIERWSZA

 


ROZDZIAŁ 1

NOWE ŻYCIE

 

Środa, 5 lutego 1986 roku.

Mamusiu, patrz, amerykańska flaga wykrzyknęła Mahtab, gdy zbliżmy się do ambasady amerykańskiej w Ankarze, w Turcji. Jej oddech zamieniał się w obłoczki pary w mroźnym powietrzu; nie czułam nóg. Z każdym krokiem obolałe mięśnie przypominały nam o naszej pięciodniowej, częściowo pieszej, częściowo konnej przeprawie przez góry dzielące Iran i Turcję, przeprawie trasą wybraną przez przemytników, którzy pomagali nam w ucieczce.

Byłam czterdziestoletnią kobietą z sześcioletniąrką. Obie nie miałmy innego wyjścia. Uwięzione podstępnie w Iranie, od osiemnastu miesięcy mogłmy jedynie widywać flagę na zdjęciach, gdzie nieodmiennie pożerały jąomienie albo też niechlujnie wymalowaną na betonowych posadzkach szkolnych, by dzieci mogły po niej deptać i pluć na nią przed wejściem na lekcje. Tego dnia widok flagi powiewającej swobodnie nad naszymi głowami oznaczał dla mnie coś szczególnego. Flaga była symbolem naszego uwolnienia.

Podczas minionych osiemnastu miesięcy wiele było dni, kiedy bałam się, że nigdy już nie ujrzę takiego widoku. W lipcu 1984 towarzyszyłmy z Mahtab mojemu mężowi, Sajjidowi Bozorgowi Mahmudiemu, Irańczykowi z pochodzenia, w podróży, która, jak obiecywał, miała być dwutygodniową wizytą w jego kraju ojczystym. Dopiero gdy przybyliśmy na miejsce, Mudi, jak go wszyscy nazywali, oświadczył, że żadna z nas nie wyjedzie że zostajemy na stałe w Iranie. Zostałmy oderwane rka i ja od mych dwóch kilkunastoletnich synów z poprzedniego małżstwa. Znalazłmy się o pół świata od moich rodziców, od przyjaciół, od wszystkiego, co było nam drogie i bliskie. Co gorsza, odkryłam, że straciłam kontrolę nad swym własnym losem. Zgodnie z fundamentalistycznym prawem islamskim obie z Mahtab uważane byłmy za obywatelki irańskie, a Mudi był naszym absolutnym panem. Nie mogłmy opuścić kraju bez jego pisemnego zezwolenia. Nie mając go, byłmy tam uwięzione do końca życia bez względu na to, że zachowanie Mudiego stawało się coraz bardziej niepoczytalne, i że coraz częściej i coraz dotkliwiej bił Mahtab i mnie.

Nie planowałam opuszczać Iranu w ten sposób, ale wszelkie próby dogadania się z Mudim speły na niczym. Trzy tygodnie wcześniej zaklinałam go, by rozważ jeszcze raz, czy rzeczywiście chce nas trzymać przemocą w Iranie.

Proszę cię, Mudi, powiedz: pięć lat, albo dziesięć, ale nie mów: nigdy; nie pozostawiasz mi niczego, dla czego mogłabym ż!

Moja odpowiedź brzmi: nigdy! odparł. Nie chcę więcej nic słyszeć o Ameryce.

Wiedziałam, że nie żartuje.

W ciągu następnych kilku dni podjęłam najbardziej brzemienną w skutkach decyzję w mym życiu: musimy uciec od Mudiego za wszelką cenę. Zdawałam sobie sprawę, że ani Mahtab ani ja nie miałmy wielkich szans przetrwania przeprawy przez góry w lutym, w okresie gdy przemytnicy zwykle uważają je za nie do przebycia. Zagroż było wiele. Mogłmy zamarznąć na śmierć lub spaść w przepaść. Przewodnicy mogli nas ograbić lub porzucić, albo oddać w ręce władz irańskich co było perspektywą najbardziej przerażają, jako że mogłabym wówczas zostać stracona za uprowadzenie dziecka ojcu.

A jednak byłam niesamowicie, absolutnie spokojna o to, co miałmy zamiar zrobić. Przekonałam się, że bywają w życiu rzeczy gorsze niż śmierć. W dniu ucieczki Mudi z całym okrucieństwem powiedział Mahtab, że więcej mnie już nie zobaczy. Zarezerwował już lot do Stanów Zjednoczonych dla mnie samej ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin