Słonimski Antoni - Gwałt na Melpomenie.pdf

(2062 KB) Pobierz
QPrint
Antoni Sþonimski
Gwaþt na Melpomenie
Wydanie polskie: 1982
286905997.001.png
Wstħp
PrzygotowujĢc do druku felietony teatralne, pomieszczane w áWiadomoĻciach
LiterackichÑ w latach 1924-1939, musiaþem oczywiĻcie dokonaę wyboru i licznych skrtw.
PominĢþem wiħc recenzje zbyt bþahe, notatki ze wznowieı, zdawkowe oceny wykonania oraz
niektre recenzje z niektrych innych powodw. Kierowaþy mnĢ wzglħdy nieczytelnoĻci
wielu aluzji, nieaktualnoĻę zagadnieı, a nawet ograniczenia geograficzne. W niektrych
felietonach dokonaþem drobnych zmian stylistycznych, nie zmieniajĢc jednak w niczym
sĢdw i opinii tam wyraŇonych.
Jest to obraz doĻę jednostronny, gdyŇ autor nie pretendowaþ nigdy do obiektywizmu, a
zbytniĢ ostroĻę niektrych krytyk oraz emfazħ pochwaþ, zwþaszcza w poczĢtkowym okresie,
tþumaczy mþodoĻę autora i pasja bronienia praw poezji i literatury w teatrze. StĢd walka z
merkantylizmem dyrektorw i dostawcw repertuaru, ostre ataki na subwencjonowane teatry
oraz obrona Schillera i Teatru Jaracza jako pozycji ambitnych i sþuŇĢcych literaturze. Niektre
Ňarty, aluzje i kalambufy trudne sĢ dziĻ do odcyfrowania. Kiedy piszĢc o Dantonie
wymieniam nazwiska: Korfanton i Robespieracki, þatwo domyĻlię siħ, Ňe miaþem na myĻli
Korfantego i ministra Pierackiego, choę i to niewiele mwi czytelnikowi dzisiejszemu.
Felietony te nie wyszþy spod pira zawodowego krytyka, autor nie byþ nigdy koncepcjonistĢ,
ale empirykiem. Pamiħtam, jak czyniþ mi z tego zarzuty Witkacy. Napisaþ kiedyĻ o mnie i o
Lechoniu: áPanowie ci, jako dobrzy poeci, czujĢ dobrze, czym jest sztuka, ale tego nie
wiedzĢÑ. Od krytyka, powiada Witkacy: ámoŇna wymagaę, aby artystyczne (nie Ňyciowe)
wraŇenia formuþowaþ wedþug jakiegoĻ jednoznacznego systemu pojħęÑ (str. 206,
). Na str. 333 wrħcz stwierdza: áSþonimski... bezwzglħdnie nie powinien, nie
ma prawa (nie majĢc swego systemu) byę teatralnym krytykiem, nawet pomimo tego, Ňe w
walce z lichotĢ, z miernotĢ ma czasem sþusznoĻęÑ. W ksiĢŇce W. Tatarkiewlcza
w rozdziale áRezygnacja z definicjiÑ znajdujemy nieco odmiennĢ opiniħ
Wittgensteina popartĢ wypowiedziĢ M. Weitza ( 1957)
ápodstawowe twierdzenie, Ňe sztuka moŇe byę ujħta w realnĢ czy jakĢkolwiek prawdziwĢ
definicjħ, jest twierdzeniem faþszywymÑ. Przytaczam te uczone cytaty, bo nie straciþy na
aktualnoĻci nie tylko w dyskusji z Witkiewiczem, ale z caþĢ pseudonaukowĢ pretensjonalnĢ
krytykĢ wspþczesnĢ.
PolecajĢc czytelnikowi dzisiejszemu fragmenty bezprawnie pisanych recenzji nie tracħ
nadziei, Ňe potrafiĢ go zabawię, a moŇe i zajĢę problematykĢ obyczajowĢ czasw
niedawnych, a jednak bardzo odlegþych.
A.S.
1924
Teatr RozmaitoĻci: áPTAKÑ, komedia w 3 aktach Jerzego Szaniawskiego; reŇyseria
Juliusza Osterwy; dekoracje Wincentego Drabika; muzyka Lucjana Marczewskiego.
P. Szaniawski nie jest orþem. Ptaszek jego natchnienia krĢŇy doĻę nisko nad ziemiĢ, nie
muĻnie nigdy nieostroŇnym skrzydþem czoþa ĻpiĢcej muzy, a Ļpiew jego moŇna nazwaę
zwyczajnym Ļwiergotem.
Nie jestem, jak wiadomo, ornitologiem i nie znam siħ na gatunkach ptactwa, mam jednak
wraŇenie, Ňe jest to po prostu kura, i do tego Ļlepa, ktrej trafia siħ od czasu do czasu ziarno
dobrego dowcipu. Autor sztuki jest pisarzem scenicznym, posiada poczucie humoru i zmysþ
obserwacji, gubi go jednak brak poezji przy upartym stwarzaniu okolicznoĻci towarzyszĢcych
temu zjawisku.
Gdy towarzystwo ludzi, nawet bardzo wesoþych, postanawia programowo szaleę, nuda
panuje niepodzielnie. Szaniawski zwykle dþugo przygotowuje nas i obiecuje solennie, Ňe za
chwilħ bħdzie na scenie poezja, po czym wprowadza wyszarzaþe liczmany, þachy poetyckie w
rodzaju modnych przed laty pierrotw lub áptakw zþocistychÑ, ktre wywoþujĢ għsiĢ skrħ
na ciele widza.
JeŇeli juŇ mamy mwię dalej o ptakach, wspomnijmy powiedzenie GideÓa, Ňe kaŇdy z nas
ma orþa, ktry mu gryzie wĢtrobħ. OtŇ Szaniawskiego nie nħka Ňaden groŅny i drapieŇny
ptak, chce on tylko, Ňeby byþo áwesoþo i þadnieÑ, i czym silniej tego pragnie, tym smutniej i
brzydziej robi siħ na scenie.
Tam gdzie autor zapomina o swojej poezji i rysuje dobrze podpatrzone realistyczne figury
komediowe, zbliŇa siħ nieĻwiadomie do tajemniczego Ņrdþa sztuki i puka nieĻmiaþĢ rħkĢ
pisarza magistrackiego do drzwi literatury. Z przewaŇnĢ czħĻciĢ repertuaru dzieje siħ
podobnie jak z marchewkĢ, o ktrej wspomina Kamil Witkowski. Marchew, wedþug jego
zdania, sieje siħ, piele, kopie, wywozi do miasta, gdzie restauratorzy targujĢ siħ, nabywajĢ,
oddajĢ kucharzom, ktrzy z kolei skrobiĢ, krajĢ, smaŇĢ marchew i podajĢ wreszcie goĻciom.
GoĻę chwilkħ popatrzy na marchewkħ, odstawi i marchew wyrzuca siħ do zlewu. Tak samo
dzieje siħ ze sztukami, ktre nic nie majĢ wsplnego z literaturĢ. Kopie siħ te sztuki, targuje
siħ o nie, oddaje reŇyserom, ktrzy krajĢ i smaŇĢ, wreszcie pokazujĢ na chwilħ publicznoĻci i
wyrzucajĢ na Ļmietnik. Olbrzymi procent sztuk, grywanych na caþym Ļwiecie, nie wzbogaca
w niczym dorobku ludzkoĻci, nie przenika nigdy do Ňycia ani nie wchodzi do historii
literatury. Sztuka Szaniawskiego nie zasþuguje pomimo wszystko na smutny los marchwi.
Pisarz ten, aczkolwiek jest to wĢtpliwym komplementem, stoi bez porwnania wyŇej od
Krzywoszewskiego, Grzymaþy lab Hertza, a wyrzeczenie siħ ckliwej ápoetycznoĻciÑ mogþoby
go wrħcz ocalię.
Wykonanie byþo na ogþ bardzo dobre i daþo nawet dwie zupeþnie nieprzeciħtne
kreacje aktorskie. Jaracz w roli marzyciela z prowincji stworzyþ postaę ŇywĢ, ĻmiesznĢ i
wzruszajĢcĢ. NieĻmiaþoĻę i wdziħk tej postaci emanowaþy poezjĢ Ļwietniej niŇ zþote pira
Zgłoś jeśli naruszono regulamin