H.Piecuch W kręgu superagentów.pdf

(85 KB) Pobierz
1613-magazyn-6-8.qxd
30
KURIER
6 - 8 czerwca 2003 r.
KURIER CODZIENNY
W krÅgu superagentów
zwyczajnie, urywaû mi siÅ film w jakiejÀ
knajpie. A chciaûem mieå wierny zapis.
Dzwoniûem, a oni uprzejmie wyjaÀniali
com robiû, z kim piûem, ile, przeciwko
czemu lub komu spiskowaûem, czym
obraziûem Boga, Honor, OjczyznÅ. No
wiÅc powiedz sam, jak tu nie kochaå
peerelowskich sûuÒb specjalnych?
- Powiedz teraz coÀ o gûównym
bohaterze ksiâÒki.
- Józef podpuûkownik Ãwiatûo na po-
czâtku 1945 r. mieszkaû w Aninie. W tej
samej willi, w której w nocy z 31 sierpnia
na 1 wrzeÀnia 1992 r. zamordowano ge-
neraûa Jaroszewicza i jego ÒonÅ AlicjÅ.
Nie powinno to nikogo zdumiewaå, albo-
wiem w tej rezydencji piÅkne mieliÀmy
mordy. Pod koniec wojny willa byûa krót-
ko tajnâ rezydenturâ sowieckich sûuÒb
specjalnych. Ãwiatûo peûniû funkcjÅ ûâ-
cznika enkawudystów, którzy z róÒny-
chwzglÅdów nie chcieli siÅ spotykaå ofi-
cjalnie ze specjalistami peerowskimi. Jest
pewne, Òe zaûatwiano wówczas sprawy
zwiâzane z gûoÀnym porwaniem szesna-
stu przywódców Polskiego Paºstwa Pod-
ziemnego. TÅ akcjÅ organizowaûa sfora
generaûa Sierowa, wystÅpujâcego pod
pseudonimem “generaû Iwanow”.
- ProszÅ o kilka sûów na temat tej
akcji.
- Akcja skoºczyûa siÅ sukcesem so-
wieckich sûuÒb specjalnych i jak zwykle
przy styku z Sowietami, klÅskâ Pola-
ków. 27 i 28 marca 1945 r. z podwar-
szawskiego Pruszkowa czarnymi limu-
zynami wywoÒono “szesnastkÅ”. Po-
tem kilkugodzinny lot i 28 oraz 30 mar-
ca za przywódcami Polskiego Paºstwa
Podziemnego zamknÅûy siÅ bramy wiÅ-
zienia NKWD na òubiance przy Placu
DzierÒyºskiego w Moskwie. 18 czer-
wca 1945 r. w stolicy sowieckiej rozpo-
czÅto proces, a 21 czerwca 1945 r. o
godz. 4 minut 30 nad ranem wydano
wyrok na obywateli Rzeczypospolitej,
porwanych przez ludzi Sierowa. Mate-
riaûy do odbytego w Moskwie procesu
szesnastu przywódców, oprócz Ãwiatûy,
przygotowali takÒe inni bezpieczniacy,
m.in. Romkowski, RóÒaºski i Humer.
Nieznany jest udziaû w tej operacji Bie-
ruta, Gomuûki, Bermana i innych dziaûa-
czy pepeerowskich.
- Ãwiatûo pracowaû w Aninie?
- Oficjalnie ubek urzÅdowaû w sâ-
siedztwie Parku Ujazdowskiego, w
gmachu Ministerstwa Bezpieczeºstwa
Publicznego przy ul. Koszykowej w
Warszawie (dzisiejsze ministerstwo
sprawiedliwoÀci). Po zmianie nazwy
(dekretem z dnia 7 grudnia 1954 r. w
miejsce MBP utworzono Komitet do
Spraw Bezpieczeºstwa Publicznego o-
raz Ministerstwo Spraw WewnÅtrznych,
zaÀ 13 listopada 1956 r. ustawâ rozwiâ-
zano K ds. BP, którego kompetencje
przejÅûo MSW) ministerstwo przepro-
wadziûo siÅ do nowo zbudowanego ze-
spoûu budynków przy ulicy Rakowiec-
kiej (budowÅ zakoºczono w 1962 r.).
Od tego czasu resort miaû bardzo dobre
warunki - dwieÀcie tysiÅcy metrów sze-
Àciennych kubatury do dyspozycji i je-
szcze lepsze sâsiedztwo - wiÅzienie oraz
Sztab Generalny WP. Józef podpuûko-
wnik Ãwiatûo z tych luksusów juÒ nie
zdâÒyû skorzystaå. WiÅzienie byûo czte-
rokrotnie wiÅksze od siedziby resortu i
aby go zapeûniå, ubecy musieli praco-
waå na dwie, a niekiedy nawet na trzy
zmiany. Gmach Sztabu Generalnego
WP byû kubaturowo, jak i powie-
rzchniowo znacznie mniejszy niÒ sie-
dziba MSW. Biû natomiast resort bez-
pieczeºstwa na gûowÅ jeÒeli chodzi o li-
czbÅ generaûów przypadajâcych na metr
kwadratowy powierzchni uÒytkowej.
- Gmachy resortu i Sztabu Gene-
ralnego znajdowaûy siÅ po jednej stro-
nie ulicy Rakowieckiej. Naprzeciwko
byûo inne waÒne dla historii miejsce.
- Tak. WiÅzienie, zwane takÒe
“Mokotowem”. Siedzieli w nim klien-
ci bezpieki. W Sztabie Generalnym WP,
na waÒnych i bardzo waÒnych stanowis-
kach siedzieli generaûowie i oficerowie
sowieccy. Byûo ich sporo jak na tak nie-
wielki kraj. W LWP Sowieci uplasowa-
li ponad dwadzieÀcia jeden tysiÅcy
swoich oficerów i generaûów. A 6 listo-
pada 1950 r., gdy Józef Stalin doszedû
do wniosku, Òe NadwiÀlania zasûuguje
na kolejnego ksiÅcia Konstantego, o-
trzymaliÀmy w podarunku marszaûka
Konstantego Rokossowskiego. Trzeba
jednak pamiÅtaå, Òe rola generaûów i in-
nych oficerów sowieckich byûa diame-
tralnie róÒna od roli w MBP. W bezpie-
ce przedstawicieli Sowietów byûo dzie-
siÅciokrotnie mniej niÒ w wojsku. Nie
Àwiadczy to bynajmniej, Òe Stalin lekce-
waÒyû Ministerstwo Bezpieczeºstwa
Publicznego. Przeciwnie, doceniajâc
wagÅ tego resortu, zadbaû odpowiednio
wczeÀniej o przygotowanie kadr, na któ-
rych bÅdzie mógû w peûni polegaå.
- Jaka byûa prawda o dominujâ-
cej roli Sowietów w tzw. resortach si-
ûowych - MON i MBP?
- Sztab Generalny WP, siedziba Mi-
nisterstwa Obrony Narodowej przy uli-
cy Klonowej, oraz lokale Gûównego Za-
rzâdu Informacji WP przy ulicy Chaûu-
biºskiego róg Oczki byûy miejscami, w
których liczba oficerów sowieckich
przypadajâcych na jeden metr kwadra-
towy przynajmniej piÅciokrotnie prze-
wyÒszaûa liczbÅ Polaków. Sowieci oku-
powali w obu resortach siûowych Peere-
lu wszystko to, co okupowaå byûo trze-
ba, aby lokatorzy Kremla mogli spokoj-
nie spaå.
- Sowieci jedynie nadzorowali?
- Niestety, nie. Przedstawiciele
Wielkiego Brata, oprócz funkcji typo-
wych dla okupacji, zajmowali siÅ takÒe
szkoleniem kadr tubylców, mordowa-
niem, molestowaniem dziewic i rabun-
kami. Skala tych zjawisk byûa tak duÒa,
Òe 11 wrzeÀnia 1945 r. sekretarz general-
ny Komitetu Centralnego PPR Wûady-
sûaw Gomuûka nie wytrzymaû i wysûaû
list do Stalina z protestem przeciwko
gwaûtom, morderstwom i rabunkom.
“Superagenci” sâ dowodem, Òe peda-
gogiczny trud towarzyszy radzieckich
nie poszedû na marne. Z niezbyt lotnych
“koûków” - jak mawiaû Fejgin - so-
wieccy nauczyciele wyciosali pierszo-
rzÅdnych fachowców dziaûajâcych na
zasadzie odruchu Pawûowa.
- Pûk Fejgin byû szefem Ãwiatûy?
- Tak. Majâc dobry rodowód przed-
wojennego komunisty, szkoûÅ w Pol-
skich Siûach Zbrojnych w ZSRR, prze-
tarcie w GZi WP, zaufanie Bieruta i Ber-
mana, otrzymywaû do wykonania waÒ-
ne zadania. CzÅÀå z nich zlecaû Ãwiatle.
Fejgin wiedziaû, co mówi i robi. Caûe
Òycie mundurowe zajmowaû stanowiska
dajâce duÒâ wiedzÅ o ludziach. Zaczy-
naû od Zarzâdu Polityczno-Wychowaw-
czego I Armii WP. Potem byû szefem
kadr w Gûównym Zarzâdzie Polity-
cznym WP. NastÅpnie zaûatwiû sobie
przeniesienie na zastÅpcÅ szefa Gûówne-
go Zarzâdu Informacji WP. Byû w GZI
WP pierwszym polskim oficerem w so-
wieckim Òywiole i miaû wpûyw juÒ nie
tylko na decyzje kadrowe, ale takÒe na
sprawy Òycia i Àmierci tych osób, który-
mi, z róÒnych przyczyn, interesowali siÅ
podwûadni Fejgina. Potem, chyba nie
bez pomocy Jakuba Bermana, zostaû dy-
rektorem Biura Specjalnego MBP, któ-
re, na mocy uprawnieº danych mu
przez Bieruta rozwinâû w Departament
X MBP.
- Fejgin przyjaÎniû siÅ ze Ãwiatûâ?
- Podobno nie przepadaû za swoim
pierwszym zastÅpcâ, mówiû, Òe Ãwiatûo,
aczkolwiek byû jedynie prostym szew-
cem, nigdy nie naleÒaû do “koûków”.
Z puûkownikiem Henrykiem Piecuchem,
autorem serii ksiâÒek zat. “Superagenci XX wieku” - rozmawia Andrzej Frukacz
- Po liczâcej 15 tomów “Tajnej hi-
storii Polski” zaczynasz “Superagen-
tów XX wieku”, kolejnâ seriÅ poÀwiÅ-
conâ wybitnym agentom minionego
stulecia. Pierwsza ksiâÒka tego cyklu,
zat. “Józef podpuûkownik Ãwiatûo in
flagranti i...” wûaÀnie zeszûa z maszyn
drukarskich. Dlaczego to robisz?
- Nie mam pojÅcia, dlaczego klepiÅ
zdania, majâce przybliÒyå Czytelnikom
postaci facetów, których podstawowym
zajÅciem byûo szpiegowanie, polityko-
wanie, wojowanie i tym podobne niecne
rzeczy. Wolaûbym pisaå o miûoÀci, ale
nie potrafiÅ. Nie wiem dlaczego w ogó-
le piszÅ ksiâÒki. Wiem przecieÒ, Òe
ksiâÒka jest takim samym towarem jak
mydûo lub papier toaletowy. Wiem tak-
Òe, Òe wiÅkszoÀå moich rodaków dosko-
nale siÅ obywa bez takich produktów.
Dlatego nie mam zûudzeº. JeÒeli nawet
znajdÅ szaleºca, który ksiâÒkÅ wyda,
ksiÅgarza, który niâ pohandluje i klien-
ta, który jâ kupi, to bardzo wâtpiÅ, abym
znalazû kogoÀ, kto pokocha bohatera
“Superagentów”, kto pokocha Józefa
podpuûkownika ÃwiatûÅ. ZachÅcajâc
Czytelników do siÅgniÅcia po ksiâÒkÅ
jestem gotów bezczeÀciå strofy wie-
szcza: WiÅc woûam: CzyÒ nikt nie pa-
miÅta/ Òe Ãwiatûo jest druh Wasz szcze-
ry/ Kochajcie ÃwiatûÅ dziewczÅta/ ko-
chajcie, to jasnej cholery!
- Dlaczego Àciâgasz sprawÅ wywia-
dów w stronÅ stosunków damsko-mÅs-
kich, wspominajâc o dziewczÅtach?
- Bo bez udziaûu kobiet nie byûoby
procederu szpiegostwa. Nadzwyczaj
rzadko moÒna spotkaå interesujâce hi-
storyjki wywiadowcze, w których za-
brakûoby dam. MyÀlÅ, Òe prawie kaÒdy
wybitny agent mógûby wystÅpowaå w
charakterze eksperta w sprawach obojga
pûci. GdybyÀmy poÀwiÅcili seksowi pro-
porcjonalnie tyle uwagi, ile te sprawy
zajmowaûy w rzeczywistoÀci wywia-
dowczej, zamiast opowieÀci szpiegow-
skich mielibyÀmy podrÅczniki seksuolo-
gii autorstwa agentów. Pod tym wzglÅ-
dem Józef podpuûkownik Ãwiatûo nie
byû wyjâtkiem. Byû klasycznym wspóû-
czesnym “zaliczaczem”. Miaû pieniâ-
dze, stanowisko, mieszkanie i samo-
chód sûuÒbowy do dyspozycji. Byû mo-
delowym misiem z górnej póûki, ûako-
mym kâskiem dla wielu dam. Kobiety
na niego leciaûy. On nie miaû nic prze-
ciwko temu. Przeciwnie, wykorzysty-
waû okazje operacyjnie i erotycznie.
- Zawsze piszesz prawdÅ, caûâ
prawdÅ i tylko prawdÅ?
- W tym miejscu przyznam siÅ Wam
do pewnego szalbierstwa. “Superagen-
tów” nie ja napisaûem. Chciaûem, ale
nie potrafiûem. Mozoliûem siÅ, biedzi-
ûem, gûowiûem, kombinowaûem, kolaÒo-
waûem, sklejaûem, szarpaûem, rozdrapy-
waûem. I .. nic, by nie rzec gorzej. Z Jó-
zefem podpuûkownikiem Ãwiatûâ mia-
ûem powaÒny kûopot. Nie wiedziaûem,
w jaki sposób Wam go przedstawiå. I
wówczas wpadû mi w rÅce pewien ma-
szynopis.
- Tak po prostu?
- Nie, manuskryptu nie znalazûem
ani w wannie, ani w Saragossie. Znalaz-
ûem dwa tysiâce gÅsto zapisanych kar-
tek w szufladzie biurka. Nie mam pojÅ-
cia, kto je podrzuciû. Byå moÒe uczyniû
to któryÀ z moich przyjacióû z NKWD,
KGB, GRU, CIA, BND, IS albo Mosa-
du, albo innej konfraterni. Byå moÒe
ktoÀ z nich, nie mogâc znieÀå widoku
mojej mÅki, zlitowaû siÅ. I jakiÀ tajny o-
sobnik, w tajny sposób wpakowaû do
mojej szuflady mojego jawnego biurka
tajny tekst.
- To jakieÀ superbiurko?
- Nic podobnego. Nie byûo to nawet
biurko marszaûka Piûsudskiego, które po
1945 r. zawûaszczyû przyjaciel Ãwiatûy,
puûkownik Józef RóÒaºski. Puûkownik
siadywaû na marszaûkowskim biurku,
aby ûatwiej mu byûo kopaå lustrowane
ofiary. Takie postÅpowanie zniesmaczy-
ûo pûk. Fejgina - innâ waÒnâ personÅ
peerelowskich sûuÒb specjalnych, od-
wiedzajâcego niekiedy RóÒaºskiego.
Moje biurko nie byûo Òadnym waÒnym
biurkiem. Byûo to zwykûe, toporne biur-
ko. Do tak tandetnego mebla nie pod-
rzuca siÅ tekstu zawierajâcego ÀciÀle
skrywane tajemnice. Nie zrobiûa tego
zapewne bezpieka. Bezpieka, ale takÒe
inne tajne sûuÒby, do takich kombinacji
operacyjnych zawsze wybieraûa biurka
majestatyczne, biurka - giganty, biurka -
poematy. Los sprawiû, Òe niegdyÀ takim
biurkiem, w dodatku zaopatrzonym w
specjalne skrytki, dysponowaû Zdzisûaw
Najder.
- Co ûâczy Najdera ze Ãwiatûâ, o
którym opowiadasz w ksiâÒce?
- Niewiele. Obaj panowie siÅ prze-
cieÒ nie znali. Jedynym ûâcznikiem jest
fakt, Òe profesor Najder byû w latach o-
siemdziesiâtych dyrektorem RozgûoÀni
Polskiej RWE, którâ w 1954 r. bardzo
rozsûawiû Ãwiatûo. Najder za przyjÅcie
dyrektorstwa zostaû skazany w Peerelu
na karÅ Àmierci. Ãwiatûo za dezercjÅ i
zdradÅ najwiÅkszych tajemnic Stalin-
stewka nie dostaû ani tygodnia aresztu.
- To jedyne biurka, o których wspo-
minasz przy okazji relacji o Ãwiatle?
- Innym majestatycznym biurkiem
dysponowaû dyrektor RozgûoÀni Pol-
skiej RWE Jan Nowak-Jezioraºski. I
proszÅ. Dyrektor nie czekaû dûugo. CIA,
podobno przez pomyûkÅ, zrobiûa dyrek-
torowi niespodziankÅ. 17 wrzeÀnia 1954
r. w piÅtnastâ rocznicÅ pchniÅcia “no-
Òem w plecy”, na blacie Nowakowego
gigant -mebla pojawiûa siÅ niespodzie-
wanie taÀma dÎwiÅkowa. Sûodki gûos u-
beka przywitaû legendarnego Kuriera z
Warszawy: Mówi wysoki urzÅdnik pol-
skiego Ministerstwa Bezpieczeºstwa
Publicznego. Kurier oniemiaû z wraÒe-
nia. Szybko ochûonâû. Wykorzystujâc
niesamowity fart zabraû siÅ do roboty.
Ãwiat dowiedziaû siÅ czÅÀciowej prawdy
o Imperium i stalinstewkach. Trudno
przeceniå perfekcyjnâ robotÅ Jana Nowa-
ka. Ale trudno takÒe uwierzyå w przypad-
kowe “zabûâkanie” taÀmy z nagraniem
Ãwiatûy na biurku dyrektora Nowaka.
- Co byûo dalej.
- W tak banalnie prosty sposób roz-
poczÅûa siÅ gigantyczna gra operacyjna
dwóch najpotÅÒniejszych wywiadów
ówczesnego Àwiata. GrÅ wymyÀlono od-
dzielnie. Cel byû wspóûny, acz nie toÒsa-
my. NKWD chciaûa za wszelkâ cenÅ ra-
towaå Imperium i stalinstewka czyli
paºstwa wasalne, a CIA wbijaûa pier-
wszy powaÒny gwoÎdÎ do trumny ko-
munizmu. Jest w tym wszystkim je-
szcze jedna radosna informacyjka. Oto
mûotkiem, którym CIA obtûukiwaûa Im-
perium, od poczâtku byûa Polska. Za-
czÅûo siÅ od Ãwiatûy i Nowaka-Jezioraº-
skiego, a skoºczyûo na SolidarnoÀci i
WaûÅsie.
- A co z Najderem?
- Co do biurka Najdera, to profesor
miaû znacznie mniej szczÅÀcia. Specjali-
Àci z Rakowieckiej w 1981 r. nafaszero-
wali najderowy mebel przeróÒnymi taj-
noÀciami. Inni specjaliÀci tajnoÀci od-
szukali. A kolejni zmajstrowali na tej
podstawie akt oskarÒenia. Majstrzy z in-
nej Firmy, kierujâcy siÅ wyûâcznie tzw.
sprawiedliwoÀciâ spoûecznâ, wymierzy-
li Najderowi karÅ Àmierci. Uff! Wielkie
to szczÅÀcie, Òe sprawiedliwoÀå spoûe-
czna w III RP opiera siÅ na starych zasa-
dach. A mogûaby siÅ unowoczeÀniå.
Mogûaby np. funkcjonowaå w oparciu o
elektronikÅ. Wymiar sprawiedliwoÀci
mógûby ferowaå wyroki na zasadzie
gûosowania w systemie audiotele.
- PowiedziaûeÀ, Òe maszynopis
ktoÀ ci podrzuciû. Co byûo dalej?
- Nie pamiÅtajâc, co zawieraû pod-
rzucony manuskrypt, zaczâûem czytaå...
Czytaûem i wÀciekaûem siÅ. Czytaûem i
krew mnie zalewaûa. WyobraÎ sobie, Òe
ten Àwir, który napisaû “Superagen-
tów”, sprytnie powplataû w tekst ksiâÒ-
ki wâtki wybrane z mojej biografii.
Skâd je wziâû? Kto mu je daû? Po co?
Nie mam wâtpliwoÀci, Àwir musiaû mieå
dostÅp do teczek Wojskowej SûuÒby
WewnÅtrznej. Teczek, w których przez
maûa czerdzieÀci lat gromadzono mate-
riaûy z rozpracowywania mojej nik-
czemnie maûej osoby.
- Kto ciÅ rozpracowywaû?
- Dziarscy chûopcy generaûów Kuf-
la, Kiszczaka, Poradki i Buûy wiedzieli
na mój temat znacznie wiÅcej, niÒ ja
sam wiedziaûem. Jestem im ogromnie
wdziÅczny. Znakomitymi opowiastkami
ubogacili moje Òycie. DowartoÀciowali
dobrym sûowem. Dzwoniûem niekiedy
do nich z proÀbâ o pomoc.
- Odmawiali?
- Nigdy nie odmawiali. Zawsze po-
mogli. Wzbogacili moje drzewo genea-
logiczne o Tatarów, Niemców, Sûowa-
ków, Czechów, Ïydów, Cyganów i je-
dnego Murzyna. Podpowiedzieli do ja-
kiej loÒy wolnomularskiej naleÒÅ i spre-
cyzowali datÅ mojego przystâpienia do
stowarzyszenia cyklistów. O kaÒdej po-
rze byli w stanie podaå daty, a nawet
bliÒsze szczegóûy moich kontaktów z
UFO i zielonymi ludzikami. Od póû
wieku pisaûem dziennik. Miaûem z tym
niejakie kûopoty. Oto niekiedy, zupeûnie
642708551.001.png
6 - 8 czerwca 2003 r.
KURIER 31
KURIER CODZIENNY
NaleÒaû do elity Koszykowej. ÃwiatûÅ
obciosano znacznie wczeÀniej. I na pe-
wno cieÀlami nie byli NadwiÀlaºczycy.
- Co na temat twojego bohatera
mówiâ Sowieci?
- Byli nauczyciele i mocodawcy
Ãwiatûy nic interesujâcego na jego temat
nie mówiâ. Przez pierwszâ dekadÅ Pee-
relu na temat podpuûkownika milczaûy
takÒe urzÅdowe gadaczki krajowe. Do-
piero od mniej wiÅcej paÎdziernika
1956 r. ochoczo na temat Ãwiatûy zaczÅ-
ûa paplaå, i paple nadal, Rakowiecka.
Tyle, Òe akurat z tej paplaniny, jak
zwykle, nic konkretnego nie wynika.
Prawdy w tym nie ma wcale, a sensu
jest jeszcze mniej.
- Krajowa dziaûalnoÀå Ãwiatûy ja-
ko funkcjonariusza bezpieki jest naj-
waÒniejsza?
- MyÀlÅ, Òe nie. Ãwiatûo wykonywaû
to, co mu nakazali przeûoÒeni. Robiû to
wystarczajâco brutalnie, by zasûuÒyå na
uznanie szefów. Razem ze swoim przy-
jacielem, Józefem RóÒaºskim, czÅsto
postÅpowaû niezgodnie z zasadami dzia-
ûaº operacyjnych. Byûo to szczególnie
widoczne w czasie, gdy spóûka RóÒaº-
ski i Ãwiatûo, w ramach stworzonej w
tym celu (ale nie ujmowanej w oficjal-
nych wykazach jednostek MBP) Grupy
Specjalnej (operacynej, którâ 2 marca
1950 r. rozwiniÅto w Biuro Specjalne
MBP, i które 30 listopada 1951 r. prze-
ksztaûcono w Departament X MBP)
przystâpiûa do dziaûaº operacyjnych,
zmierzajâcyc do osaczenia Gomuûki ps.
“ Wiesûaw”, któremu ubek nadaû kryp-
tonim “òysy”. Józef podpuûkownik
Ãwiatûo - póÎniejszy “Król Miedzeszy-
na”, otrzymywaû coraz czÅÀciej zlecenia
od samego Bieruta, nierzadko od Ber-
mana. Od 1948 r. poczuû siÅ widaå bar-
dzo waÒny, chodziû po gmachu MBP i
podÀpiewywaû: Muszê Gomuûce urwaå
ûeb/ Niech go nie nosi zbyt wysoko...
- RozmawiaûeÀ ze znajomymi
szpiega?
- OczywiÀcie. Dûugoletni znajomy
superagenta, puûkownik Stanisûaw Kraw-
czyk opowiadaû, Òe z chwilâ otrzymania
do rozpracowania sprawy Gomuûki i to-
warzyszy, na twarzy Ãwiatûy pojawiûo siÅ
coÀ, co trudno nazwaå smutkiem. Na pe-
wno nie byûa to ubecka wesoûoÀå w ro-
dzaju radoÀci z pogruchotania komuÀ ko-
Àci. Byû to jakiÀ nieuchwytny uÀmieszek
w kâcikach ust. Tajemniczy, jak u Mony
Lisy.
- WspomniaûeÀ o niedopracowa-
niach spóûki RóÒaºski i Ãwiatûo.
- Niedopracowania operacyjne za-
pewne nie wynikaûy z niewiedzy Józefa
podpuûkownika Ãwiatûy. Potrzebne na
jego szczeblu rzemiosûo bezpieczniac-
kie opanowaû on w sposób prawie bez-
bûÅdny. Aczkolwiek moÒna siÅ spotkaå
takÒe z opiniami odmiennymi. Na przy-
kûad generaû Szlachcic, wskazujâc na
niektóre dziaûania podpuûkownika, jak
choåby niefortunne próby rozpracowa-
nia Józefa Mutzenmachera twierdziû, Òe
Ãwiatûo niekompetencjÅ nadrabiaû tupe-
tem, bezczelnoÀciâ i krzykiem. Mimo to
moÒna chyba przyjâå, Òe fuszerki w ro-
bocie operacyjnej Ãwiatûy nie wynikaûy
z niekompetencji, a z przedsiÅwziÅå o-
peracyjnych zlecanych mu przez nad-
zorców sowieckich.
- W ksiâÒce piszesz, Òe Ãwiatûo w
Peerelu baû siÅ niewielu osób.
- Zapewne czuû respekt przed Bie-
rutem czy Bermanem. Byû umiarkowa-
nie posûuszny Radkiewiczowi, Rom-
kowskiemu, Mietkowskiemu czy Fejgi-
nowi. Jednak prawdziwym strachem na-
pawaû go kaÒdy telefon z Moskwy. Byå
moÒe jeden telefon, z listopada 1953 r.,
szczególnie utkwiû mu w gûowie. Zmie-
niû bowiem caûe Òycie szpiega. Byû to te-
lefon od sowieckiego generaûa Iwana
Sierowa. Telefon z Moskwy oznaczaû
strach. Okres poûowy lat piÅådziesiâtych
byû szczególny w dziejach stalinstewek
(paºstw podporzâdkowanych Stalino-
wi). Wiatr historii znowu przybraû na si-
le. Mistrz Ildefons wieszczyû: GDY
WIEJE WIATR HISTORII/ LU-
DZIOM JAK PIìKNYM PTAKOM
ROSNÇ SKRZYDòA, NATOMIAST/
TRZìSÇ SIì PORTKI PìTAKOM.
Przypuszczam, Òe w pierwszej powo-
jennej dekadzie nie byûo w NadwiÀlanii
polityka, któremu w czasie odbierania
telefonu z Imperium nie ûomotaûo-
by serce, nie drÒaûy nogi. Takie te-
lefony byûy niekiedy sygnaûem od-
woûania z tego Àwiata. Istniejâ wy-
starczajâce powody do przypu-
szczeº, Òe tak byûo w wypadku
Àmierci generaûa Karola Ãwier-
czewskiego, ale nie tylko. Generaû
“ Walter” takÒe otrzymaû tajemni-
czy telefon z Moskwy. NastÅpnie
zostaû wezwany na dywanik na
Kreml. Powróciû szczÅÀliwie, ale
nie poÒyû dûugo. W Moskwie za-
proponowano mu (Stalin albo Be-
ria) stanowisko szefa MBP. Ãwier-
czewski podobno odmówiû, gdyÒ
liczyû na fotel ministra obrony na-
rodowej, który najprawdopodob-
niej w tym czasie byû juÒ przezna-
czony dla K. Rokossowskiego.
- Czy tak byûo równieÒ w wy-
padku innych niespodziewanych
wyprowadzeº z tego Àwiata?
- Trudno odpowiedzieå jedno-
znacznie. Pewne jest tylko jedno,
w naszej wsi nadwiÀlaºskiej bar-
dzo piÅkne mieliÀmy mordy. Ale
nie tylko mordy bezpieki zasûugujâ
na uwagÅ. Interesujâce sâ takÒe
mordki kierownictwa resortu et con-
sortes. Niektóre tak opisuje zastÅpca Ki-
szczaka, a nastÅpnie minister spraw we-
wnÅtrznych, Krzysztof Kozûowski: Z wy-
jâtkiem kilku zobaczyûem oto trzydzieÀci
parÅ twarzyczek, delikatnie mówiâc, doÀå
charakterystycznych... Wszyscy prawie
byli tacy sami - niscy, krÅpi i te twarze...
Tak, te buÎki... jak z buszu!
- W tej sytuacji w “Superagen-
tach” jest znacznie wiÅcej pytaº, hipo-
tez, mitów, zaczÅtych i niedokoºczo-
nych wâtków, niÒ rzetelnych faktów.
- Taki byû mój zamiar. Napisaå
ksiâÒkÅ magmÅ. KsiâÒkÅ chaos. KsiâÒkÅ
labirynt. Idziesz niegdysiejszym tropem
Ãwiatûy i co rusz stajesz przed kûopota-
mi dnia dzisiejszego. To, czego nie do-
czytasz, musisz sobie wyobraziå. Wiem,
Òe to paskudna metoda. Wymaga myÀle-
nia. Nie! To siÅ nie zmieÀci w niektó-
rych gûowach.
- Czy w takim razie “Superagen-
ci” sâ ksiâÒkâ prawdziwâ?
- Odpowiem sûowami Ernesta He-
mingwaya: “... tworzÅ prawdÅ, wymyÀ-
lajâc prawdziwszâ od tej, jak mogûaby
byå (...). JeÀli piszÅ w pierwszej osobie,
twierdzâc, Òe chodzi o fikcjÅ, to krytycy
bÅdâ i tak usiûowali udowodnic, Òe nic
takiego nigdy mi siÅ nie przydarzyûo. To
równie gûupie, jak usiûowaå udowodniå,
Òe Defoe nie byû Robinsonem Crusoe, a
wiÅc jego ksiâÒka jest zûa”.
- Z tego, co powiedziaûeÀ wnoszÅ,
Òe chÅtnie pozbyûeÀ siÅ maszynopisu.
- Nic podobnego. Bardzo niechÅtnie
oddawaûem manuskrypt “Superagen-
tów” wydawcy. Wiem bowiem dobrze,
Òe obraz Àwiata u wiÅkszoÀci moich ro-
daków jest dziÀ ciâgle jeszcze bardziej
azjatycki niÒ zachodnioeuropejski.
PrzewidujÅ, Òe wielka sfora zatroska-
nych o historiÅ ojczystâ, zarzucajâc mi
cynizm, manipulacjÅ czy wulgarnoÀå,
siÅgnie po tÅ ksiâÒkÅ, aby doszukiwac siÅ
w niej ukrytych aluzji, jakichÀ tajemnic,
wâtków z kluczem, niedomówieº, Àwia-
domie pomijanych faktów i osób, itp.
- Znajdâ?
- MówiÅ uczciwie. Niczego takiego
siÅ nie doszukacie. Postaci fikcyjne sâ
rzeczywiÀcie fikcyjnymi, a postaci histo-
ryczne byûy, Òyûy, dziaûaûy, niekiedy na-
wet cierpiaûy. Jest to bowiem opowieÀå o
najzwyklejszej, czÅsto skrzeczâcej, nie-
kiedy sprostytuowanej pospolitoÀci tej
czÅÀci moich rodaków, którzy z obcego
nadania, bezprawnie zawûaszczywszy w
przeszûoÀci to, co najbardziej cenne w
narodzie - wartoÀci patriotyczne - byli na
najlepszej drodze do tego, aby uczyniå z
nas naród moralnych karûów. Byû wÀród
cet jak Ãwiatûo, bardzo by siÅ przydaû
przede wszystkim w Korei Póûnocnej i
jeszcze w kilku innych miejscach na
Àwiecie, o których wczeÀniej czy póÎniej
na pewno jeszcze usûyszymy. MyÀlÅ, Òe
raczej wczeÀniej, niÒ póÎniej. Wymie-
nione paºstwa, oprócz Korei Póûnocnej,
ûâczy jedno - wojujâcy islam. Na na-
szych oczach cywilizacja arabska, przez
wieki uÀpiona jak niektórzy wolnomula-
rze, zaÀniedziaûa, zapyziaûa, zagrzebana
w pustynnych piaskach, nagle przepo-
czwarza siÅ w coÀ niezwykle groÎ-
nego. A przepoczwarzeniu towarzy-
szy niezwykle szybkie rozprzestrze-
nianie siÅ wojujâcego islamu. I roz-
mnaÒanie. Dzieje siÅ to w postÅpie
geometrzycznym.
- Atakujesz inne cywilizacje?
- Wiem, Òe we wspóûczesnym
Àwiecie jest sporo miejsca dla róÒ-
nych cywilizacji. Ale pod warun-
kiem, Òe Òadna z nich nie jest ró-
wnoczeÀnie ideologiâ i systmem po-
litycznym, tak jak to byûo w staliniz-
mie. Wojujâcy islam jest jednym i
drugim. Tego trzeba siÅ baå. Tego
siÅ nie da oswoiå. To moÒna jedynie
zniszczyå. MoÒna to uczyniå na
dwa róÒe sposoby. Mieczem i siûâ.
Albo sûowem i przykûadem. Pier-
wszy sposób jest szybszy, ale maûo
efektywny. Drugi wolniejszy, ale
skuteczniejszy. Wspóûczesny Àwiat
tak jest urzâdzony, Òe decyzjÅ - co
wybraå, moÒe i musi podjâå tylko
jeden czûowiek - G. Bush, przywód-
ca potÅÒniejâczego z dnia na dzieº,
na naszych oczach Lewiatana. Mam
nadziejÅ, Òe przy jej podejmowaniu
prezydent USA bÅdzie pamiÅtaû, Òe
na poczâtku byûo sûowo.
- A co z Koreâ Póûnocnâ?
- Wbrew pozorom, to paºstwo jest
mniej groÎne. Ma wprawdzie ponad mi-
lionowâ armiÅ, ale nie najlepiej uzbrojo-
nâ. Ma sporo samolotów, czoûgów, o-
krÅtów, w tym kilkadziesiât podwo-
dnych, ale przestarzaûych. Ma broº bio-
logicznâ, chemicznâ i byå moÒe, piÅå,
szeÀå gûowic jâdrowych. Ma zapasy
wzbogaconego plutonu, wystarczajâce
do zmajstrowania takich gûowic. Ma
takÒe rakiety (o zasiÅgu tysiâca kilome-
trów), ale, tak na dobrâ sprawÅ, to z wy-
jâtkiem Seulu, nie ma zbyt opûacalnego
celu dla tych zabawek, tzn. takiego, któ-
rym moÒnaby skutecznie zaszantaÒo-
waå Àwiat. Ma jeden z najwyÒszych bu-
dÒetów wojskowych, siÅgajâcy trzy-
dziestu jeden procent PKB. Tyle, Òe te
31 procent przeliczone na dolary nie
przyprawia o zawrót gûowy. Poza tym
dzisiejsza wojowniczoÀå Korei Póûnoc-
nej jest bardzo nie na rÅkÅ Chinom, bez
pomocy których Kim Dzong Il jest je-
dynie maûym pÅtakiem na peryferiach
Àwiata. Ale peryferia, chociaÒby w wy-
niku globalizacji, coraz szybciej zbliÒa-
jâ siÅ do centrum. WiÅc to, co dziÀ je-
szcze nie jest najwaÒniejszym proble-
mem Àwiata, moÒe byå nim juÒ jutro.
Problemem jest natomiast fanatyzm, z
jakim Koreaºczycy potrafiâ walczyå.
PamiÅtam ich jeszcze z wojny koreº-
skiej (1950-1953), gdy przyjeÒdÒali w
Sudety lizaå wojenne rany. PamiÅtam o-
powieÀci i determinacjÅ oficerów armii
póûnocnokoreaºskiej z lat osiemdziesiâ-
tych. Przy róÒnych okazjach poznaûem
kilku z nich. Gdy siÅ spÅdziûo trzydzie-
Àci lat w mundurze, i gdy siÅ nie jest
kompletnym osûem, zawsze moÒna poz-
naå, czy inny oficer jest zdolny do fana-
tyzmu. UwaÒam, Òe wojownicy Kim
Dzong Ila sâ zdolni do najwiÅkszego fa-
natyzmu. Bo nie majâ wyboru. Gdy w
Korei wûadzÅ przejmâ zwykli ludzie, oni
zawisnâ na latarniach.
- Samym fanatyzmem nie wygry-
wa siÅ wojen.
- Zgoda. MoÒna natomiast byå pod-
porâ dla terrorystów. Albo sprzedajâc
im broº jâdrowâ, biologicznâ, chemi-
cznâ, rakiety itp., albo zasilajâc w spe-
cjalistów bâdÎ nawet w zamachowców-
samobójców. Tak, istnieje realne nie-
bezpieczeºstwo, Òe w wypadku gwaûto-
wnych zmian w Korei, specjaliÀci Kim
Dzong Ila zasilâ miÅdzynarodówkÅ ter-
rorystycznâ. Jedynym skutecznym, ale
niemoÒliwym do zastosowania sposo-
bem zabezpieczenia siÅ przed takâ e-
wentualnoÀciâ byûoby wybicie caûego
stada specjalistów.
- Co moÒna zrobiå w tej sytuacji?
- Poprzez wzmocnienie sankcji o-
sûabiå Kim Dzong Ila i rozwÀcieczyw-
szy naród pozwoliå, aby Koreaºczycy
zaûatwili sprawe we wûasnym zakresie.
Uff! Rysuje siÅ bardzo malownicza bra-
tobójcza rzeÎ, ze znikomymi szansami
rozszerzenia siÅ na caûy delakowschodni
region. Na szczÅÀcie bowiem, w Korei
Póûnocnej brak podstawej rzeczy, by
paºstwo Kim Dzong Ila mogûo zagroziå
Àwiatu. Korei brak chwytliwej ideologii,
którâ np. dysponujâ wojujâcy islamiÀci.
Korea Póûnocna, bÅdâc jednym z ostat-
nich reliktów twardego stalinizmu nie
jest juÒ atrakcyjna dla nikogo jako przy-
kûad do naÀladowania. Wûadcy Korei
Póûnocnej sâ jak dinozaury. WczeÀniej
czy póÎniej zostanâ z nich jedynie ska-
mieliny. Mogâ co najwyÒej stanowiå za-
chÅtÅ dla Husajna lub innych wataÒków,
którzy, zapatrzeni w Phenian, majâ pra-
wo myÀleå: Kim Dzong Il moÒe bezkar-
nie graå na nosie Stanom Zjednoczo-
nym i reszcie Àwiata, to i my spróbujmy.
Poza tym, sam Wielki Przywódca, jak
pozwala siÅ nazywaå Kim, nie sprawia
wraÒenia faceta, który moÒe sprawiå
wielki kûopot Àwiatu. Raczej krâgûy niÒ
wysmukûy, raczej kurduplowaty (160
cm wzrostu), niÒ Òyrafowaty, raczej roz-
rywkowy (organizowaû, zûoÒone z tabu-
nów najpiÅkniejszych dziewczyn tzw.
druÒyny rozkoszy dla swego ojca, z cze-
go sam co nieco uszczknâû, a obecnie
korzysta w caûej peûni) niÒ cnotliwy, ra-
czej zakompleksiony, niÒ pragmaty-
czny, nie jest jednak zwyczajnym Àwi-
rem. Jest Àwirem nadzwyczajnym, po-
trafiâcym pûawiå siÅ w luksusie, pod-
czas gdy jego poddani gûodujâ (w ostat-
niej dekadzie zmarûo z gûodu ponad dwa
miliony osób, czyli prawie 10 procent
ludnoÀci kraju). Jednym sûowem Kim
Dzong Il sprawia wraÒenie klasycznego
stalinowca. I jest ostatnim stalinowskim
wûadcâ na ziemi. Problemem Àwiata jest,
by rzeczywiÀcie zostaû ostatnim stali-
nowcem. Niewâtpliwie Àwiat musi coÀ z
Koreâ Póûnocnâ zrobiå. Niekoniecznie
musi to byå wojna.
- Z twoich sûów wieje pesymiz-
mem.
- WrÅcz przeciwnie. To sam opty-
mizm. Jestem przekonany, Òe w Korei
nie moÒe to byå i nie bÅdzie to wojna.
Tak jak jestem przekonany, Òe na Blis-
kim Wschodzie, który jest problemem
nie tylko Iraku i Saddama Husajna, nie
da siÅ zaûatwiå inaczej spraw jak z po-
mocâ wojny. I, jeÒeli Àwiat bÅdzie zwle-
kaû z zaûatwieniem sprawy, byå moÒe,
bÅdzie to musiaûa byå wojna jâdrowa. I,
wierzcie mi, nie sâ to fanaberie jakiegoÀ
szalonego pismaka, ale przemyÀlenia
czûowieka, który szedû tropami wybit-
nych agentów. Oni potrafili zaûatwiå nie-
prawdopodobne sprawy. Np. troszczyå
sie o uran dla Izraela w czasach, gdy ma-
ûo kto wierzyû, Òe paºstwo to przez po-
nad póû wieku utrzyma siÅ w Òywiole a-
rabskim. I maûo tego, w poczâtkach XXI
wieku bÅdzie rozdawaå karty na Bliskim
Wschodzie. A taka jest przecieÒ prawda.
Nie jest wykluczone, Òe takÒe tacy osob-
nicy jak Ãwiatûo, majâ swój mikrosko-
pijny udziaû w budowaniu potÅgi Izrae-
la.
nich, tego nie da siÅ ukryå, Józef podpuû-
kownik Ãwiatûo.
- Co chciaûbyÀ powiedzieå naszym
czytelnikom?
- Chciaûem poprosiå abyÀcie posûu-
chali nieco poszarpanej, niezbornej opo-
wieÀci o pewnej podniecajâcej epoce,
która miaûa byå najkrótszym stuleciem
w dziejach. Miaûa siÅ zaczynaå wybu-
chem pierwszej wojny Àwiatowej, a
koºczyå szczÅÀliwym, prawie bezkrwa-
wym rozpadem Imperim Sowieckiego i
upadkiem komunizmu. Ale która, dziÅ-
ki akcjom islamistów, skupionych naj-
prawdopodobniej w miÅdzynarodóce
terrorystycznej, nie tylko nie zamknÅûa
drugiego tysiâclecia, ale przeciâgnÅûa
siÅ na poczâtek trzeciego millenium. Po-
sûuchajcie takÒe o fragmentach Òycia
niebanalnego specjalisty sûuÒb specjal-
nych, dziÀ juÒ prawie zapoznanego, któ-
ry niegdyÀ zadziwiû Àwiat. Posûuchajcie i
wybaczcie, Òe mieszam historiÅ z opisy-
waniem dnia dzisiejszego i próbâ wie-
szczenia. WyznajÅ zasadÅ, Òe piszâc ja-
kikolwiek tekst oparty o wydarzenia z
przeszûoÀci, warto pojâå wszystko - na
swojâ miarÅ oczywiÀcie - co jest istotne-
go w opisywanej historii i spróbowaå u-
staliå, jak przeszûoÀå moÒe siÅ odnosiå
do dnia dzisiejszego i jutrzejszego.
- Wierzysz w historiÅ - nauczyciel-
kÅ Òycia?
- Nie! Nie wierzâc, aby historia w
jakikolwiek sposób pomogûa budowaå
przyszûoÀå jestem przekonany, Òe znajo-
moÀå przeszûoÀci moÒe i powinna u-
strzec od popeûniania bûÅdów, za które
juÒ zapûaciliÀmy. I dlatego przypomi-
nam o Józefie podpuûkowniku Ãwiatle.
Wydaje siÅ bowiem, Òe Àwiat znowu
wszedû w okres, w którym wydatnie
wzroÀnie zapotrzebowanie na takich
specjalistów. NajwyraÎniej widaå to w
Korei Póûnocnej i w Czeczenii, w Iraku,
w Afganistanie, w Uzbekistanie, w Ka-
zachstanie, w Iranie, w Syrii, w Libanie,
w Jordanii, w Arabii Saudyjskiej, w Li-
bii, Somalii, Nigerii, Senegalu, Maure-
tanii, Czadzie, ale nie tylko. DziÀ taki fa-
642708551.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin