Stosunki polsko-ukraińskie na Wołyniu.pdf

(147 KB) Pobierz
Microsoft Word - Nowy Dokument programu Microsoft Word
Stosunki polsko-ukraińskie na Wołyniu w latach II wojny światowej.
Ostatnia aktualizacja: 2 listopada 2003
Autor: Paweł Leszczyński
Przez pełne trzy wieki, od Kazimierza Wielkiego do Bohdana Chmielnickiego, Polska była
(nie licząc Tatarów i Turków) jedynym wrogiem niepodległości Ukrainy. Dopiero w roku
1654 pojawił się drugi wróg - Rosja, najpierw carska, później bolszewicka. W tej sytuacji
najlepszym sprzymierzeńcem dla narodu ukraińskiego wydawały się Niemcy - wróg Polaków
i bolszewików. Nie sprawdziły się i te rachuby, kiedy w marcu 1939 roku Hitler Oddał
Węgrom Karpacką Ukrainę. Po kilku miesiącach upadła Polska a na placu boju pozostał
jedyny wróg - Sowieci. Było jasne, że Hitler na Polsce się nie zatrzyma, przed Ukraińcami
więc wyłoniła się potrzeba rozpracowania planów nowej walki o niepodległość. Byli tym
żywo zainteresowani członkowie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów utworzonej w 1929
roku. OUN głosił pryncypializm, bezkompromisowość, odwoływał się do romantyzmu
ukraińskiego, kultu narodowej ofiary, wzywał do czynnej walki o sprawę narodową.
Przywódca OUN pułkownik Ewhen Konowalec był uznawany za bohatera ukraińskiej epopei
wojennej. Celem głównym było dążenie do wolnej - samostijnej Ukrainy. Andrzej Friszke w
swoim artykule przytacza interesującą wypowiedź Władymyra Janiwa, który na początku lat
30-tych był członkiem Krajowej Egzekutywy OUN. Widział on, że znaczny wpływ na
kształtowanie jego poglądów wywarł nauczyciel polskiego. Przekazywał on uczniom żarliwą
miłość do ojczyzny zawartą w poezji Adama Mickiewicza, ale tam gdzie pisał on o Polsce,
uczniowie myśleli o Ukrainie. Specjaliści od walki o niepodległość Ukrainy znaleźli się... w
Sztabie Generalnym Wojska Polskiego.
Była to grupa oficerów dawnej armii UNR, zwanych petrulowcami, którzy do września 1939
roku pracowali w wojsku polskim na kontraktach jako najbardziej doświadczeni w walkach z
bolszewikami. Zimą 1939/1940 roku z grupy tej wyłonił się zespół do opracowania projektu
utworzenia armii partryzancko-powstańczej na wypadek wybuchwojny niemiecko-sowieckiej.
Na czele zespołu stanął były dowódca Armii UNR i minister spraw wojskowych, gen.
Włodzimierz Salski. Za podstawę prac przyjęto projekt byłego więźnia Berezy Kartuskiej,
Tarasa Borowca, przewidującego rozlokowanie bazy powstańczej w lasach Polesia. Podobne
plany rozpracowały sztaby banderowców, melnykowców, hetmańców i kilku mniejszych
grup, przewidujących bliską walkę o wolność. 20-go czerwca 1940 roku na tajnym
posiedzeniu w Warszawie emigracyjny prezydent Ukrainy Andrij Łewyćki uznał plan
Borowca za najlepszy a następnie go zatwierdził.
Uciekając w czerwcu 1941 roku przed błyskawiczną ofensywą niemiecką masa rozbitków
Armii Czerwonej schroniła się w bagnistych lasach Polesia. Czołgi popędziły na wschód,
omijając bagna z obu stron, lecz dla Poleszuków zaczęło się piekło - panował głód. Pilną stała
się konieczność zorganizowania samoobrony mieszkańców. Żadnej władzy jeszcze nie było,
więc Borowiec przystąpił do realizacji swojego planu. Już w lipcu utworzył wojskową
formację"Poleska Sicz UPA", włączył do niej oddziały Melnyka (OUN podzieliła się w 1940
roku na dwie zaciekle rywalizujące ze sobą frakcje, od nazwisk ich przywódców nazywane:
melnykowcami - od Andrija Melnyka i banderowcami - od Stepana Bandery) i nikogo nie
pytając ani nie kryjąc się rozlokował sztab w Olewsku na linii Sarny-Korosteń obwodu
Żytomierskiego. Niemcom wytłumaczył, że jest to zwykła policja - miejscowa samoobrona.
Sztab UPA w Olewsku działał pod ochroną garnizonu w składzie trzech kompanii piechoty,
kompanii karabinów maszynowych i szkoły podoficerskiej, resztę wojska rozlokowano po
całym Polesiu. Pod kontrolą UPA znalazł się trójkąt Pińsk-Korosteń-Mozyr, zwany Republiką
Olewską, dalej działali Białorusini. Do listopada 1941 roku dopóki oczyszczano teren z
sowieckich resztek, nikt na Polesiu Niemców nie widział - bali się oni partyzantów i woleli
poczekać. W oczyszczaniu lasów brało udział 10.000 żołnierzy UPA i 5.000 Białoruskiej
Samoobrony, która przyszła z pomocą Ukraińcom. Wspólnymi siłami wyparto do lasów
brańskich oddziały sowieckie, liczące około 20.000 żołnierzy.
Bezpośredni kontakt Ukraińców z Niemcami pogorszył stosunki ukraińsko-niemieckie.
Proklamowanie państwa ukraińskiego Niemcy skwitowali aresztowaniem Bandery i jego
rządu. Kiedy Borowiec oczyścił lasy, Niemcy kazali rozwiązać Poleską Sicz i
przejęli"Republikę"Olewską. UPA"Bulby"(pod takim pseudonimem skrył się Borowiec)
musiała zejść w podziemie - do lasu.
Tymczasem front potrzebował tyle żywności, że chłopi nie mogli jej dostarczyć, po
kontyngent ruszyły niemieckie ekspedycje karne. Niby"dla postrachu"Niemcy otaczali wieś,
masakrowali ludność i palili budynki. Oprócz chłopów, zalegających z kontyngentem,
aresztowano inteligencję, aby nie stanęła na czele oporu. W listopadzie 1941 roku
rozstrzelano Egzekutywę OUN w Żytomierzu, dalsze egzekucje to Łubny, Połtawa,
Mikołajów, Czernichów, Kremeńczug. W lutym 1942 roku zmasakrowano ukraińską
inteligencję w Kijowie, później w Równem, Krzemieńcu, Kamieniu Podolskim. Do Reichu
pojechały transporty siły roboczej, kto zdążył krył się do lasu."Tereny położone dalej od
używanych linii kolejowych - pisał Delegat Wołyński Rządu na Kraj - są to dzikie pola, na
których są organizowane republiki ukraińskie, gdzie czynnikiem regulującym całokształt
życia są bandy leśne. Silniejsza akcja pacyfikacyjna, podjęta przez Niemców w okresie
przedżniwnym, żadnych rezultatów nie dała, bo Niemcy pacyfikują, tzn. palą, mordują wsie,
nie wybierając się wcale do lasów. Skutek jest taki, że wszystko, co zdoła zbiec, chroni się do
lasu i powiększa stan liczbowy band". Ludzie, którzy ratując własne życie uciekali do lasu,
aby stamtąd walczyć z okupantem, byli w pojęciu Delegata Wołyńskiego bandytami. Tym
Delegatem był Kazimierz Banach - pedagog i wychowawca, były prezes Wołyńskiego
Związku Młodzieży Wiejskiej i kierownik Uniwersytetu Ludowego w Różynie koło Kowla , a
więc działacz, który zaledwie przed kilku laty wpajał młodzieży wołyńskiej ideę współżycia
obu narodów.
W ten sposób przed Ukrainą pojawił się nowy wróg - Niemcy. Wróg potężny, groźny
zarówno swą siłą militarną, jak i doktryną polityczną, zawartą w Mein Kampf. Na mowę o
tworzeniu nad Dnieprem nowego państwa słowiańskiego miejsca tam być nie mogło.
Jeśli fatalny wrzesień wyeliminował Polskę spośród wrogów Ukrainy, to niewola powinna
była zjednoczyć sąsiadów we wspólnej walce z okupantem. Tym bardziej, że Sowieci
wywieźli z Wołynia szowinistów zakłócających współżycie urzędników, osadników, policji,
oficerów, endeków itp. Sytuacja okazała się jednak bardziej skomplikowana.
W literaturze powojennej przyjęło się twierdzenie, że polskie siły zbrojne na Wołyniu
powstały w celu obrony przed mordamize strony Ukraińców. Nie jest to prawdą, gdyż mordy
zaczęły się wiosną 1943 roku, natomiast jak pisze chociażby historyk 27 WDP AK, M.
Fijałka, że"zręby polskiej konspiracji na Wołyniu tworzono samorzutnie już w ostatnich
miesiącach 1939 r. i na początku 1940 r.". Następnie dodaje, że na początku stycznia 1940
roku, powołano Komendy Obszarów ZWZ (Związek Walki Zbrojnej) w Białymstoku i we
Lwowie, a w styczniu i lutym 1940 Komendę Okręgu ZWZ Wołyń, podporządkowaną
Komendzie Obszaru Lwów. Dopiero półtora roku później (w lipcu 1941 roku) powstała
formacja ukraińska UPA, która po upływie następnego półtora roku (w końcu lutego 1943
roku) rozpoczęła antypolską batalię.
Wtyczki działały sprawnie i NKWD zlikwidowało dwutysięczną organizację z całym
sztabem. Polakom jednak patriotyzmu nie zabrakło. W 1942 roku stworzyli nową sieć, by
odbudować na tej ziemi władzę nieistniejącego państwa."Akcja wojskowa prowadzona była
przez cały 1942 rok żywo, ale chaotycznie - pisał w sprawozdaniu Delegat Wołyński -
Działały tu różne organizacje wojskowe lokalne. (...) Systematyczną akcję organizacyjną
prowadziło wojsko w inspektoriacie dubieńskim, obejmującym powiaty zdołbunowski,
rówieński, dubieński i część krzemienieckiego". W październiku 1942 roku rozpoczęła pracę
Delegatura Wołyńska, stworzono Korpus Bezpieczeństwa i Samoobrony posiadający około
250 placówek i posterunków o sile 4.000 ludzi. Delegat raportował rządowi, że w razie pełnej
mobilizacji zbierze do korpusu polskiego 15.000 żołnierzy i nie przejmował się dalszą treścią
raportu, że"już w maju (1943) bandy ukraińskie liczyły co najmniej 40.000 ludzi", że"bandy
te ciągle pęcznieją".
Czołowy przedstawiciel rządu polskiego na Wołyń twierdził, że na przeżartym nienawiścią
terenie na jednego Polaka przypada pięciu Ukraińców, że w odrodzeniu państwa na tym
terenie wojsko z centrum kraju nie pomoże, a więc powstanie polskie w gąszczu ludności
obcej, organizowane celem ponownego ujarzmienia tej ludności, stanie się dla Polaków
grobem. Nie mogło być mowy o zespalaniu sił do walki z okupantem niemieckim. Polak
znowu stawał się wrogiem Ukraińca, trzecim z kolei, po Sowietach i Niemcach.
Mocno podsycała tę wrogość współpraca obu stron z Niemcami w szeregach policyjnych. Po
zajęciu ziem kresowych Niemcy organizowali policję z ludności miejscowej, a więc na
Wołyniu i w Galicji z Ukraińców, jako że była ich tu przytłaczająca większość. Niemcy od
czasu do czasu urządzali obławy w lasach, mobilizując do pomocy policję ukraińską,
pacyfikowano przy tym polskie osiedla za współpracę z Sowietami. W pogromach ginęły
setki Polaków, ukraiński zaś udział w operacjach także obciążał wzajemne stosunki.
I vice versa - szkoła w Dębicy wypuszczała bataliony policji granatowej."Miło było
popatrzeć na te oddziały, chociaż w niemieckich mundurach - pisał sprawozdawca krajowy, -
jak maszerowały sprawnie z polską piosenką na ustach. Widząc to Ukraińcy spuścili zupełnie
głowy, a na twarzach zaobserwować można było przygnębienie i lęk...". Współpraca ludności
polskiej z Niemcami nie ograniczała się do policji granatowej. Jak pisze Delegat Wołyński w
sprawozdaniu"Sprawa ukraińska"z grudnia 1943 roku., będąc w służbie niemieckiej na
posadach administratorów majątków, służby leśnej, drogowej, Polacy wysługiwali się
Niemcom. Nieraz z nadmiaru gorliwości mogły się trafiać nadużycia na szkodę miejscowej
ludności, a ta indywidualnie odpłacała się śmiercią. Wciskali się do władz i urzędów
niemieckich, gdzie też działali na szkodę ludności - z tym samym skutkiem. Oprócz policji
Niemcy przyjmowali Polaków do żandarmerii"sprowadzali oddziały sformowane z Polaków -
prawdopodobnie jeńców wojennych z kampanii 1939 r. (...) te polskie oddziały z ramienia
niemieckiego zaczęły wycinać wsie ukraińskie, a Niemcy podkreślali, że jest to kara za
mordowanie Polaków".
Zapalnym punktem była także współpraca Polaków z Sowietami, składała się ona z kilku
elementów. Pierwszym stały się polskie oddziały w partyzantce radzieckiej, która zaczęła
napływać jeszcze w roku 1942 do lasów Polesia i Wołynia. Nie były to już wynędzniałe
rozbitki początku wojny, a regularne oddziały dobrze zaopatrzonych i uzbrojonych żołnierzy i
oficerów, dobranych przez Ukraiński Sztab Ruchu Partyzanckiego, wysyłanych celem
dezorganizacji zaplecza niemieckiego i likwidacji UPA. Cele te pokrywały się z celami
partyzantki polskiej zarówno komunistycznej jak i AK-owskiej, toteż ludność polska stała się
naturalnym oparciem dla wszystkich partyzantów, tak polskich jak i sowieckich. Działania
partyzanckie przyczyniły się po części do polskiej pomocy przy utrwalaniu radzieckiej
władzy po przesunięci się frontu na zachód. W meldunku tygodniowym z 6-go lipca 1944
roku czytamy"Z tamtej strony frontu, że w Kołomyi milicja jest polska w mundurach
bolszewickich. (...) Aresztowano, wywieziono i rozstrzelano pewną ilość Ukraińców.
Zdarzają się wypadki aresztowania i wywożenia także wśród Polaków, dotyczy to jednak tych
osób, którym bolszewicy zarzucają zbyt ścisłą współpracę z Niemcami. Ogłoszenia na
mieście są w językach rosyjskim i polskim. Stanowiska obsadzone prawie przez samych
Polaków...".
Armia Radziecka zajmowała Zachodnią Ukrainę jako kraj nieprzyjacielski, pierwszym więc
zadaniem było oczyszczenie terytorium z wrogiego elementu. Po mobilizacji część tego
elementu wysłano na pierwszą linię frontu, skąd mało kto wrócił, druga część poszła do
łagrów i na rozstrzelanie, reszta nadal się ukrywała. Do wyłapywania tych resztek NKWD
powołało specjalne formacje zbrojne - istrebitielnyje bataliony (niszczycielskie), zwane przez
ludność"strebkami".
W Moskwie, pod koniec czerwca podpisano rozkaz nr 0078/42 o oczyszczaniu z Ukraińców
Ukrainy, nie wolno było tymżeUkraińcom oddawać na ziemiach"wyzwolonych"władzy
terenowej, foteli urzędniczych, wkładać w ręce broni do zabijania w"strebkach"własnych
braci, a ktoś musiał to robić Na podorędziu byli Polacy, którzy ocaleli z pogromu i oto mieli
przed sobą okazję chociaż mizernego odwetu za rzezie wołyńsko-galicyjskie."Strebki",
znienawidzone przez całą społeczność ukraińską, stały się trzecim elementem współpracy
polsko-sowieckiej.
"W jednym tylko rejonie kołomyjskim w kwietniu 1945 roku powstało 26 grup samoobrony
z 266 uzbrojonymi jej uczestnikami. Liczba bojowników samoobrony w tym samym czasie w
obwodzie lwowskim wynosiła 3219 osób. Trzon samoobrony stanowili Polacy. Z
najaktywniejszych członków samoobrony powoływano na szczeblu powiatów tzw.
istrebitielnyje bataliony. W obwodzie lwowskim w 1945 roku skupiały one 6715 żołnierzy.
(...) Dodać należy, że ponad 80% tych żołnierzy to Polacy poniżej 18 lat i powyżej 50 lat.
Proporcje te zaczną zmieniać się na korzyść Ukraińców dopiero z chwilą ruszenia dużej fali
przesiedleńczej Polaków na ziemie Zachodnie Rzeczypospolitej."To znaczy, kiedy zabrakło
Polaków, władze musiały szukać zdrajców wśród Ukraińców.
Wiosną 1943 roku hitlerowcy przyspieszyli wywóz młodzieży na roboty do Niemiec, a kiedy
kandydaci zaczęli gremialnie kryć się,"dobrodziejstwem"poboru obarczano policję ukraińską,
znakomicie obeznaną z terenem. Policja w Zdołbunowie odmówiła wykonania rozkazu, więc
Niemcy ją rozbroili, 12 osób rozstrzelali, resztę wywieźli do Rzeszy. Inne posterunki uciekły
z bronią w ręku. Było jasne, że Niemcy rozbroją wszystkich, więc policja poszła do lasu,
dzięki czemu UPA zdobyła 5.000 uzbrojonych powstańców. W lipcu komendę nad UPA
przechwycili banderowcy.
Rozwścieczeni Niemcy zapełnili posterunki policją granatową, dając jej wolną rękę w
rozliczeniach z Ukraińcami. Na wioski wyjechały ekspedycje karne."Na całym Polesiu i
znacznej części Wołynia - relacjonuje naoczny świadek - latem 1943 r. wytworzyła się taka
sytuacja, jakiej chciał Stalin. Nocą łuna dookoła - to banderowcy wypalają mienie Polaków
i... bulbowców jako zdrajców. W dzień łuna dookoła - to Niemcy z Polakami i Uzbekami
wypajają wioski ukraińskie, wystrzeliwują naród za bandytyzm. Innej nocy bolszewicka
partyzantka z Polakami dopala resztki wiosek ukraińskich nie dopalonych przez Niemców za
dnia. Gdzie spojrzysz - ogień. Gdzie spojrzysz - ogień. Gdzie się obrócisz - trupy i krew...".
Banderowcy podjęli radykalną decyzję - depolonizacji zachodniej Ukrainy. A więc
zawiadomiono ludność polską, aby się wyniosła za Bug lub San, bo po upływie 48 godzin
zostanie zlikwidowana. Reakcja bywała rozmaita: część Polaków uciekała do miasta, inni się
nie ruszali. Walnie przyczyniał się do niej rząd polski w Londynie, wzywający ludność do
pozostania na miejscu, zwracając uwagę, że zdepolonizowany teren będzie dla Polski
stracony. Ludzie oczekiwali, że po apelu przyjdą na pomoc żołnierze z bronią - i ginęli.
O tym, że banderowska rozprawa nie budziła zachwytu samych Ukraińców, świadczy relacja
melnykowca:"Cała Ukraina, a zwłaszcza Zachodnia, uważa Polaków za wrogów - i całkiem
słusznie. Nie tylko każde państwo, lecz i rewolucja mają swoje prawo i sąd. To prawda, że
Polacy po miastach pracowali w Gestapo na szkodę Ukraińców, dawali największy
kontyngent folksdojczów, później poszli do policji na miejsce Ukraińców, którzy odeszli do
lasu, wspólnie z Niemcami przeprowadzali akcje przeciwko ludności ukraińskiej. Ale ... Ale z
narodem polskim łączył nas wspólny wróg. A mniejszość polska na Ukrainie była gotowa w
swej chłopskiej masie do lojalności. (...) Nie brakło z polskiej strony ani prowokacji, ani
złoczyńców, lecz na to należało odpowiedzieć sądem i ukaraniem winnych. To jednak, co się
na tym odcinku działo w 1943 roku, nie mieści się w żadnych ramkach. Nie zamierzamy tu z
różnych przyczyn wymieniać szczegółów, powiedzmy tylko, że cała akcja rubanowska na
tym odcinku ustawiła polską mniejszość przeciwko nam. Przyniosło to straszliwe straty na
areniemiędzynarodowej. Dla ukraińskiej walki wyzwoleńczej akcja rubanowska stworzyła
jeszcze jeden front, popchnęła Polaków w objęcia Niemców, niepotrzebnie wzmocniła oba te
fronty, mocne i bez tego".
Reasumując: spośród licznych walk polsko-ukraińskich w ciągu 600-lecia żadna nie toczyła
się na ziemi polskiej, wszystkie rozgrywały się w okupowanej Ukrainie. W historiografii
niekiedy nawet znajdziemy obiektywny sąd, że wina na te walki spada na stronę polską,
jednak pisze się o tym nieśmiało, jakby na marginesie, bez przekonania o potrzebie wywarcia
jakiegokolwiek wpływu na zmianę świadomości społeczeństwa. Większość bowiem
społeczeństwa polskiego ma poczucie krzywdy i wcale nie uświadamia sobie, że akcja
wyrzucania Polaków za Bug i fizyczna likwidacja opornych, prowadzona w obronie
gospodarza tych ziem - narodu ukraińskiego, była słuszna i nieunikniona. Wynikła ona z
imperialistycznych zamierzeń poprzedników i następców Romana Dmowskiego,
kierowników polskiej nawy państwowej, którzy anektowali obce ziemie i stosowali na nich
przez długie stulecia eksterminacyjną politykę. W krytycznej chwili, kiedy nad ludnością
polską zawisł banderowski miecz, ojcowienarodu, zamiast ratować to co się da, uderzyli w
patriotyczną strunę, wzywając rodaków do trwania na"kresowym posterunku", nie spiesząc z
pomocą, skazując dziesiątki tysięcy ludzi na poniewierkę i śmierć. Bezustanne podpalanie
lontu musiało doprowadzić do wybuchu.
"(...) Polski Wołyń bez polskiego społeczeństwa polskim nie będzie... Należy tutaj trwać
nieugięcie i nieustraszenie do zwycięskiego końca". Różni autorzy podają różne liczby
ofiar"nieugiętego trwania"na Wołyniu. Każdy autor pisze, że ustalenie liczby jest niemożliwe,
każdy jakąś liczbę podaje. A więc:
- według szacunków radzieckich na Wołyniu zginęło 20.000 Polaków.
- R. Torzecki pisze, że na Wołyniu było 40.000 ofiar.
- M. Fijałka:"Nie dysponujemy dokładną liczbą ofiar nacjonalistów ukraińskich wśród
ludności polskiej na Wołyniu. Według szacunków radzieckich zamordowano około 20.000,
natomiast według danych polskich tylko w ciągu 1943 r. zginęło na Wołyniu z rąk Ukraińców
około 15.000 Polaków, zaś ogólna liczba Polaków zamordowanych na Wołyniu przez
Ukraińców w okresie od marca 1943 r. do czerwca 1944 r. wyniosła około 40.000".
- J. Turowski:"Trudno jest dzisiaj choćby w przybliżeniu określić liczbę Polaków, którzy
zginęli w rzeziach ukraińskich. Nikt nie sporządził pełnej listy zniszczonych osiedli,
pomordowanych rodzin polskich. Ocenia się jednak, że na byłych terenach wschodnich Polski
zginęło w ten sposób około 300.000 ludności polskiej, z czego 60.000 na Wołyniu".
- W. Romanowski: podaje 70.000 ofiarz opisem tortur:"Nikt nie jest w stanie przedstawić
powszechnych wówczas aktów okrucieństwa i sadyzmu. Sam fakt pozbawienia życia około
siedemdziesięciu tysięcy ludzi za pomocą siekier, wideł, noży, łomów, pił, motyk i łopat jest
tu dostatecznie wymowny. (...) Odrąbywanie kończyn, wycinanie języków, obcinanie nosów,
palców, uszu i piersi, przecinanie piłą, podpiekanie przy ogniu, wrzucanie żywych ludzi do
płonących domów - wszystkie te czyny towarzyszyły niemal codziennym rozprawom na
terenie całego Wołynia i daleko na południe od tego województwa...".
- J. Turowski i W. Siemaszko:"Do dziś zdołano ustalić, że na terenie województwa
wołyńskiego rzezie (...) pochłonęły co najmniej 30.000 osób. Według naszych ocen stanowi
to zaledwie 45% a ogólnej liczby Polaków wymordowanych na Wołyniu. Liczbę tę ocenia się
na 60-70.000 osób.
- M. Siwicki według swoich obliczeń podaje liczbę 25.000 Polaków zamordowanych na
Wołyniu.
Jak widać powyżej,ustalenie dokładnej liczby ofiar w tak niechlubnym okresie historii Polski
Zgłoś jeśli naruszono regulamin